Autor Wątek: Dolomity, a przynajmniej ich część - opis wyprawy :)  (Przeczytany 6400 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Offline Boniek

  • TDM User
  • Poznań/Oborniki
  • 180 km/h
  • ****
  • Wiadomości: 256
    • http://www.nefre.eu/
Dolomity, a przynajmniej ich część - opis wyprawy :)
« dnia: Lipiec 13, 2011, 21:39:06 »
Mam nadzieję, że ktoś doczyta do końca :P
W tym roku kombinowałem z wyjazdem jak koń pod górę. W planach był wyjazd na dłuuuugi weekend majowy, potem pod koniec czerwca przy okazji również długiego weekendu. Myślałem o Chorwacji, Austrii, Włoszech. W końcu jak już wykombinowałem to w parę dni było ustalone wszystko. Stanęło na włoskich Dolomitach.
Na nocleg natrafiłem jakoś z Google, niedaleko miejscowości o nazwie Siusi :P
Dla mnie i połówki mieliśmy w sumie ok. 40 metrów – sypialnię, drugi mały pokój, kuchnię, łazienkę i duży balkon z widokiem na piękny masyw Sciliar.
Dla zainteresowanych link http://holiday-home24.com/alpe-di-siusi-val-gardena/dom-siusi-02
Generalnie TDMka była gotowa na wyprawę, pozostało się tylko spakować. Do dyspozycji mieliśmy w sumie 3 kufry + tankbag więc wszystko co potrzebne zostało zabrane.
Na miejsce mieliśmy ok 1200km więc dojazd podzieliłem na dwa etapy. Pierwszy to był w sumie krótki skok z Poznania do Wrocławia, ale biorąc pod uwagę zajebistość naszych dróg był to odcinek najtrudniejszy. Wiedziałem, że jak dokulamy się do Wrocka to już nic niepokojącego się nie przydarzy. Wystartowaliśmy po południu 3 lipca. 190 km poszło bez problemów. Motocykl prowadził się dobrze, obciążenie nie robiło na nim większego wrażenia.

Drugi dzień to już lekki hardcore. Z Wrocławia do Siusi mieliśmy do przejechania 1000 km z czego jakies 990 autostradami przez Niemcy i Austrię :)
Wystartowaliśmy punktualnie o 8 rano. Przed wyjazdem rzut oka na radar IMGW nie pozostawił wątpliwości co do pogody na trasie. Praktycznie zaraz za Wrockiem mieliśmy pierwszy postój na ubranie przeciwdeszczówek. Od Wrocławia jechaliśmy w deszczu przez jakieś 400 km. Momentami jechaliśmy w totalnej ulewie przy małej widoczności przez co miałem ochotę odpuścić i poszukać jakiegoś postoju/noclegu. W tej pogodzie przez jakiś czas jechałem razem z niemiecką  "elką" na motocyklu. Jak na warunki drogowe kursant zdrowo zasuwał. Przestało padać gdzieś w okolicach miejscowości Hof. W międzyczasie Tedzia zaskoczyła mnie trochę spalaniem, przez co musieliśmy na chwilę zjechać z autostrady w poszukiwaniu stacji benzynowej. Później już baczniej zwracałem uwagę na znaki informujące o odległości do najbliższej oraz następnej stacji. Generalnie postój wypadał nam co ok. 200 km. Pod Monachium pogoda była już całkiem ok więc nie było pośpiechu i mogliśmy trochę wydłużyć postoje i dać odpocząć naszym tyłkom ;] Przejazd przez Austrię to chwila moment i już byliśmy we Włoszech zaliczając przełęcz Brennerską (koszt coś ok 8eu), która w sumie jakiegoś wielkiego wrażenia na mnie osobiście nie zrobiła. Od granicy mieliśmy do przejechania 71km więc ten odcinek również minął szybko. Końcówka była tylko trochę ostra bo dojazd do naszego lokum przebiegał stromą i zakręconą drogą szerokości samochodu i chyba bez GPSa na miejsce byśmy nie trafili. Do Susi dojechaliśmy punktualnie o 20 więc w drodze byliśmy równe 12 godzin. Przejechaliśmy w tym czasie dokładnie 1036km.

Pierwszy dzień na miejscu potraktowaliśmy lajtowo i skoczyliśmy odpocząć nad jeziorem Garda. Nad bajoro mieliśmy ok 130km. Za dojazd autostradą zapłaciliśmy w jedną stronę 6,60 euro. Samo jezioro pięknie położone, wschodni brzeg to praktycznie jeden ciąg wypoczynkowych miejscowości. Nam przyszło ulokować się w miejscowości Navene. Plaża była kamienista więc jakoś wygodnie na ręczniku nie było. Temperatura wody również do kąpieli nie zachęcała. Wchodziliśmy chyba z dobre pół godziny zanim udało się całkiem przyzwyczaić i zanurzyć. Generalnie na jeziorze jest masa surfingowców kitesurfingowców i innej masy żeglarzy pływających na czym tylko się da. Biorąc pod uwagę duży wiatr warunki mieli super.
W sumie w tym dniu nawinęliśmy ok 280km

Ogólnie ustaliliśmy z połówką, że jeden dzień będzie dla niej na odpoczynek i jakieś opalanie, drugi dzień będzie dla mnie na śmiganie po okolicy.
Zgodnie z planem następny dzień należał do mnie :D
Na pierwszy ogień poszły przełęcze Falzarego Pordoi i Sella :D Miejscami asfalt pozostawiał trochę do życzenia, ale generalnie śmigało się po prostu zajebiście. Na przełęczach wiadomo, full sprzętu wszelakiego. TDMka łykała winkle bez najmniejszych problemów, chociaż trochę mi zajęło  przyzwyczajenie się do motocykla. Fazer prowadził się inaczej. Na + TDMki było to, że w końcu nie brakowało mi momentu obrotowego jak to miało miejsce na małym Fazerku.
Na przełęczy Falzarego trafiliśmy na jakieś manewry wojskowe. Stało tam pełno ciężarówek, ruchem kierowali żołnierze. Poza tym zgrupowali tam masę śmigłowców więc miałem okazję zobaczyć Bella UH-1, Blackhawka i coś bojowego w locie. Nie jestem do końca pewien czy był to jakiś Apache czy Tiger, a w necie nie mogę znaleźć informacji co makaroniarze mają na stanie.
Odwiedziliśmy również miejscowość Misurina.  Byłem tam już parę lat temu i wiedziałem, że konieczny będzie powrót tam w tym roku. Wystarczy wpisać w Google Misurina i zobaczyć na fotkach jakie widoki mamy do dyspozycji w tym miejscu. Polecam restaurację Quinz, wszystko co tam zamówiliśmy było przepyszne. Szczególnie polecamy tiramisu i pizzę.
W sumie w tym dniu przerobiliśmy 230km. Spalanie 4,6/100, a gazu jakoś specjalnie nie żałowałem. Dla mnie czad :D Tak informacyjnie, paliwo tankowaliśmy za 1,57 euro czyli ok. 6,30 za litr.

Kolejny dzień był dla lubej, pogoda trochę siadła więc pokręciliśmy się po okolicy na piechotę. Dla piechurów również znajdzie się tam masa ciekawych szlaków. Można tam łazić do upadłego.

Następnego dnia zmieniliśmy trochę kolejność i skoczyliśmy na basen, który mijaliśmy wcześniej podczas jazdy. Za 6 euro mieliśmy wstęp na cały dzień. Do wykorzystania pełnowymiarowy basen, mniejszy brodzik, zjeżdżalnie, kilka trampolin, porządnie wyposażony bar i full terenu do wylegiwania się na słońcu. Wystarczyło kilka godzin żebyśmy spalili się jak raki ;] Zaczynamy się zbierać, a tu się okazuje, że Boniek gdzieś przepił kluczyki :P Przeszukałem wszystko i nic. Aśka poleciała sprawdzić przy motocyklu i okazało się, że kluczyki zostawiłem w stacyjce. Żeby było fajniej to w pozycji ON ;] Na szczęście nikt się tym nie zainteresował, a motocykl zapalił bez problemów.

Następnego dnia pojechaliśmy na przełęcz Stelvio. W rzeczywistości wygląda jeszcze gorzej niż na zdjęciach. Zakręty zakręty zakręty. Jedzie się dalej i jest jeszcze więcej zakrętów. Podjeżdżając na górę ma się wrażenie, że to się nigdy nie skończy :) Przyznaję, że kilka razy na "agrafkach" straciłem równowagę. Na niektórych nawrotach było całkiem stromo, a wibracje i szarpanie silnika na niskich obrotach sprawy nie ułatwiały :P Wjeżdżaliśmy w sobotę więc na górze była całkiem niezła imprezka. Maaasa motocykli, dużo zabytkowych samochodów i masa kolarzy. Dla tych ostatnich szczególny szacun za powera. Trzeba mieć moc w nogach, żeby wjechać rowerem na taką wysokość. Dodatkowo na przełęczy atmosferę nakręcał jakiś niemiecki motocyklista z akordeonem, grający i śpiewający jakieś skoczne tyrolskie pieśni. W drodze powrotnej upał był na tyle nieznośny, że nawigacja w pokrowcu się ugotowała i przestała działać. Poza tym powietrze było tak palące, że nie szło jechać z podniesioną szczęką. W sumie pyknęliśmy ok. 280km. Spalanie również jak w przypadku poprzedniego śmigania po przełęczach wyniosło 4,6l/100 km.

Na ostatni dzień zaplanowaliśmy przejazd trochę zmodyfikowaną trasą, którą śmigają sprzęty testowane w Motocyklowym AlpenMasters.
Przejechaliśmy przez przełęcz Sella udając się w kierunku masywu Marmolada i przełęcz Fedaia. Śmigało się super tylko coś dużo kolarzy mijaliśmy na trasie. Wszyscy jacyś tacy ponumerowani, w porywach do 8000 z hakiem, ale nikt nas nie zatrzymuje to jedziemy dalej. Tak w towarzystwie pokaźnej ilości rowerzystów dojechaliśmy na przełęcz Giau. Tam stwierdziliśmy, że przeczekamy trochę, przy okazji na przełęczy zwijano jakąś metę więc wychodziło, że jest po imprezie. Niestety to była zmyła i zjeżdżaliśmy w dół w towarzystwie jeszcze większej ilości kolarzy pędzących  bez problemu 70kmh. Tak dojechaliśmy na sam dół do miejscowości Pocol nieopodal Cortiny d'Ampezzo. Tam dopiero trafiliśmy na blokadę gdzie policjanci zatrzymywali wszystkich umożliwiając dalszą jazdę tylko kolarzom. Nie było sensu czekać na przejazd wszystkich więc jedyną możliwą drogą udaliśmy się w kierunku Cortiny i dalej ponownie do Misuriny. W przeciwnym kierunku utworzył się kilkukilometrowy korek z motocykli samochodów i camperów. Nie mam pojęcia ile tam musieli czekać na przejazd. Dopiero po powrocie do domu znalazłem stronę http://www.maratona.it/en/ z imprezą  Maratona des Dolomites w której uczestniczyli kolarze. Trasy robią wrażenie http://www.maratona.it/pics/maratona_plan.jpg

Następnego dnia powrót niestety. Rano szybkie pakowanie i wyjazd o 9 rano. Tym razem pogoda była super więc jechało się całkiem przyjemnie mimo zmęczenia. Co prawda szwagier z Wrocka pisał, że na miejscu leje, ale na szczęście do końca nie spadła nawet kropla. Postoje robiliśmy co ok 200km. Zacząłem dość spokojnie lecąc 130kmh, ale im bliżej było końca tym jakoś bardziej mi się gaz odkręcał ;] Ostatni odcinek na A4 pędziliśmy już ok 160kmh. Kufrów nie pogubiliśmy więc było ok :) W sumie przejechane 1026km.
Dzień najostatniejszy to już krótki przeskok z Wrocławia do Poznania i był to w sumie dzień, który przysporzył mi najwięcej stresu. Odzwyczaiłem się od naszych dróg, dodatkowo za Żmigrodem prawie zaliczyliśmy czołowe bo jakiś złamas musiał wyprzedzać pędząc prosto na nas. Daaaaaaawno nie miałem takiego stresu i tak nie kurwowałem za kierownicą. W związku z powyższym tempo było wakacyjne i tak spokojnie dokulaliśmy się do Pyrlandii.

Podsumowując przejechaliśmy trochę ponad 3500km, średnie spalanie wyszło 6,0.
Na przełęczach TDM spalała ok 4,6 litra. Na autostradach przy pełnym obciążeniu średnio wychodziło prawie 7 litrów. Motocykl nie sprawił mi najmniejszego problemu. Jedynie obawiałem się o szybko znikające klocki hamulcowe, ale na szczęście nie zjechałem ich do samej blachy. Wentylator uruchomił się może ze dwa razy gdzie długo musiałem ciągnąć na jedynce/dwójce.
Koszty
Paliwo tankowaliśmy tak jak pisałem powyżej za ok 1,57 euro
Za nocleg w sumie za tydzień daliśmy 300 euro. Było warto, warunki były super, miejsca tyle, że mogliśmy się ganiać, właściciele sympatyczni.
Zakupy robiliśmy głównie w marketach COOP lub mniejszych miejscowych sklepikach.
Podstawy niemieckiego wystarczą, żeby wszędzie dogadać się w Dolomitach.
Na miejscu można spotkać wszystko co tylko jest w katalogu i ma dwa koła. Mi najbardziej podobało się to co wiedziałem, że będzie mi się podobać czyli Tiger 1050 i nowa Multistrada.
Na długie przeloty autostradą przydaje się np. taki tempomat http://www.moto-akcesoria.pl/tempomat-scottoiler-metryczny,p,9948
Jakby ktoś miał jakieś pytania odpowiem :)
Zdjęcia dla zainteresowanych
https://picasaweb.google.com/mibjnski/201107Dolomity
« Ostatnia zmiana: Lipiec 13, 2011, 22:14:48 wysłana przez Boniek »
Ogar 200 --> GS 500 E --> FZS 600 --> TDM900
Bikepics // Nefre FCI // lotnictwo.net.pl

Arek

  • Gość
Odp: Dolomity, a przynajmniej ich część - opis wyprawy :)
« Odpowiedź #1 dnia: Lipiec 14, 2011, 07:47:12 »
Noooo dolomity  :headbang:

fajnie pośmigaliscie :D

ja planuję we wrześniu tam smignąć  :headbang: tylko dla mnie na miejscu priorytetem są góry i via ferraty

polecam wypożyczyć sprzęt i przejść jakąś lajtową ferratę, włosi mają to naprawdę genialnie zrobione  :deadtop4:
« Ostatnia zmiana: Lipiec 14, 2011, 07:49:13 wysłana przez Arek »

Offline Ryba

  • TDM User
  • Budzów Kolonia
  • 250 km/h
  • *****
  • Wiadomości: 520
Odp: Dolomity, a przynajmniej ich część - opis wyprawy :)
« Odpowiedź #2 dnia: Lipiec 15, 2011, 17:14:07 »
Noooo dolomity ........ tylko dla mnie na miejscu priorytetem są góry i via ferraty

polecam wypożyczyć sprzęt i przejść jakąś lajtową ferratę, włosi mają to naprawdę genialnie zrobione  :deadtop4:

 Arku , a możesz konkretnie polecić jakieś miejsce?
Tak aby zaplanować szybki wypadziki bez bładzenia.
Kolega kiedyś polecał właśnie Dolomity, bo włosi mają fajnie przygotowane traski. Nic tylko uprząż z dwiema pętlami i dzida...
asienaebałem

Offline rockride

  • TDM User
  • Nowa Ruda, byłe Wałbrzyskie
  • 250 km/h
  • *****
  • Wiadomości: 619
  • Tyle dróg do przejechania a czasu tak niewiele,.:)
Odp: Dolomity, a przynajmniej ich część - opis wyprawy :)
« Odpowiedź #3 dnia: Lipiec 15, 2011, 22:53:31 »
Witam,.
piekna sprawa ! Pogratulowac..!

Pozdr.!