TDM ZONE

FORUM => Wyjazdy => Wątek zaczęty przez: CeloFan w Luty 08, 2021, 21:19:36

Tytuł: O gościnności, dróg sekrecie i najgorętszym miejscu na świecie.
Wiadomość wysłana przez: CeloFan w Luty 08, 2021, 21:19:36
 :deadtop4:

Cześć.
Stara jest to historia, choć niedawno ją zacząłem w słowa ubierać. Przez wielość notatek i zdjęć, długo zbierałem się do opisania przygody z 2017 roku. Nawet jeszcze jej nie skończyłem ale liczę, że to co tu zostawię, zmobilizuje mnie do ukończenia tego, czego jeszcze nie ma.




Prolog

Opowieść ta powinna powstać ćwierć wieku temu. Wtedy byłem młody, silny, nierozważny i brak mi było pewności siebie. To był czas, kiedy mógłbym zobaczyć świat na własne oczy. Poznać ludzi nie znając ich języka, poszerzać horyzonty, zobaczyć góry, ciepłe morza, stepy. Wszystko to, co wbijano mi do głowy w szkole na geografii, a ja lekką ręką wypuszczałem mimo uszu w niepamięć. Młodość jednak ma to do siebie, że szuka wzorców. Czasem znajdują się same, czasem przypadek porazi z zaskoczenia. Ja żadnego wzorca nie miałem. Bywa jednak, że pójdzie się raz w odpowiednie miejsce i już ziarno jest zasiane.
Kiedy chodziłem do podstawówki, trochę z musu a trochę z chęci uniknięcia odrabiania lekcji, poszedłem na pokaz slajdów. To było w klubie „Junona” przy Bazyliańskiej na Bródnie (1).

***

W małej sali w rzędach postawione krzesła. Na tle okien w kącie, biurko nauczycielskie. Przy biurku łysy mężczyzna. W ręku pudełko z kablem ciągnącym się do skraju biurka a tam rzutnik pokazujący slajdy na grubej, białej zasłonie uwieszonej na oknach. Chciałbym wierzyć, że to był Tony Halik, ale to raczej niemożliwe. Gdzie by tam taki światowy człowiek, chciał w zapyziałej sali socjalistycznego budynku, pokazy slajdów robić. Jedno co utkwiło mi w pamięci z tej prelekcji to… slajd z chodzącymi drzewami. Teraz wiem, że to była świątynia Ta Prohm w Kambodży a drzewa nazywają się bayon. Ale wtedy? Nastoletni chłopak z podstawówki słucha o krajach leżących nie wiadomo gdzie i ogląda przyrodę jak z innej planety. Chłopak, który ze swojego blokowiska nigdy nie widział Pałacu Kultury a nauczyciele organizowali tam wycieczki szkolne. Chłopak, któremu świat kończył się na kinie „Świt” na Wysockiego a dalej to wyprawa w nieznane.
Jak widać, pamiętam niewiele. Starszy pan z pilotem nowoczesnego na tamte czasy urządzenia, krzesła, zasłuchani ludzie i slajd z drzewem okalającym stary mur świątyni. Pewnie pomyślisz, że ów slajd trafił na podatny grunt, że zerwałem tarczę szkolną z fartucha i poszedłem w świat. Nic takiego. Na pierwszą wycieczkę zagraniczną pojechałem na kolonie do Zgorzelca a stamtąd na jeden dzień do NRD. Pamiętam tylko, że za kieszonkowe kupiłem małą kolejkę TT i prezent — najtańszą wędkę spinningową, żeby ojciec się nie wściekł za tą kolejkę. Na tyle starczyło pieniędzy. Więcej nie pamiętam. O chodzących drzewach też nie pamiętałem.

***

Pierwszy raz spotkałem go kilkadziesiąt lat temu. Ślepawy, ledwo się ruszając wciąż wył, pluł i wierzgał w przerwach między posiłkami i snem. Rzadkie, jasne włosy w bezładzie porozrzucane na bladoróżowej skórze czaszki, nie dodawały uroku. Otwierając otoczone pomarszczoną skórą oczy, patrzył przez kratę, kiedy byłem w pobliżu. Nic przyjemnego. Wgapiając się w niego, byłem raczej ciekawy niż wystraszony.
Jego postawa zmieniała się wraz z upływającym czasem. Stojąc niepewnie na tłustych nogach, trzymając się asekuracyjnie szczebli odgradzających od świata, wydawał kakofonię dźwięków, niezrozumiałą dla przeciętnego człowieka. W końcu, któregoś dnia przemówił nieskładnie po mojemu. Nasz kontakt wzrokowy urozmaicił się o słowa. Teraz, wypuszczony zza ogrodzenia swojego więzienia, chodził jak cień za mną na kolanach albo na nogach, między którymi szczelnie oplatając biodra, wisiała wielka torba. Bywało, że wydawał z siebie okropny zapach, psując wokół powietrze. Puszczałem wtedy jego pulchną, małą rękę i uciekałem, żeby tylko nie musieć usuwać przyczyny wątpliwego aromatu. Miałem wtedy kilkanaście lat.

(https://www.tdm.pl/media/files/ab792be4f05cad8eeeed345117a71dbb.jpg)

Któregoś razu zrozumiał, że można żyć bez sztucznego worka między nogami i zaczął korzystać z toalety. Rósł i rósł, aż stał się moim bratem, którego znam dziś. Wyszczekany, choć sprawia wrażenie słuchającego z uwagą, w ostatecznym rozrachunku robi, co uzna za najlepsze dla siebie. Mimo to kilkakrotnie zmówiliśmy się na wyjazd tu i tam i ostatecznie okazało się, że oprócz więzów krwi to dobry kompan. Pełen zapału, próbował sprawdzić, gdzie jest jego miejsce w życiu. Przykładał się do sportu i innych zainteresowań. Będąc już pełno latkiem, pojechał rowerem na południe Europy. Łowił ryby, fotografował no i w końcu stał się motocyklistą. To znaczy zdobył uprawnienia i kupił motocykl. W tej chwili to pracujący dwudziestokilkulate k bez krzty czasu dla siebie, ale nie zawsze tak było. To właśnie Krzysiek alias Młodszy. Będzie towarzyszył mi w podróży i rozstaniemy się dopiero w Gruzji.

Zdjęcie poglądowe. Nie dotyczy bezpośrednio wyjazdu  :deadbandit:
(https://www.tdm.pl/media/files/d83638209f8267725813fae6c786877d.jpg)

CF

(1).  Bródno – Osiedle na Pradze Północ w Warszawie.


Tytuł: Odp: O gościnności, dróg sekrecie i najgorętszym miejscu na świecie.
Wiadomość wysłana przez: CeloFan w Luty 08, 2021, 21:58:59
:deadtop4:

1. dzień.

20 kwietnia – Warszawa

Idea

Nie mam bladego pojęcia, jak ludzie radzą sobie ze swoimi słabościami. Jak powstrzymać coś, co wlewa się do środka, zatruwa myśli i każe robić rzeczy, których robić się teraz właśnie nie powinno. Jakimś sposobem wdziera się TO w człowieka i jak stara znienawidzona piosenka disco polo z radia, nie przestaje rytmicznie walić w głowie do znudzenia.
Niewinna myśl podstępem drąży i panoszy się, rozlewając dziwaczny stan niepokoju. Można próbować to zwalczyć. Można zapomnieć i odganiać od siebie jak natrętną muchę. Chwilowa ulga tylko potęguje następny, nieunikniony wstrząs. Jakiś nieznanego pochodzenia żal sumuje się z niepokojem, aż przychodzi ta chwila, kiedy słaba już obrona przekształca się w bezradność.
Apatia ogarnia ciało. Pozornie niczego się nie chce i oddech wtłacza coraz mniej powietrza w płuca. Tylko tyle, żeby tkwić w odrętwieniu. Nie ma głodu, pragnienia, innych potrzeb. Fotel przejmuje ciężar ciała, posłusznie układając swoje gąbki. Robi dokładnie to, do czego został stworzony. Lewitacja.
Ostatkiem sił, leniwie przenoszę wzrok na boki, ale tylko tyle, na ile pozwala znieruchomiała głowa. Nieumyty talerz po kolacji czeka, aż reszta sadzonych wyschnie na nim, deformując sobą gładką powierzchnię. Obok nieodstawiona solniczka zasłania bezładnie porzuconą ścierkę do wycierania naczyń. Nie wiem czemu tam jest. Przecież nigdy ich nie wycieram. Nieco od solniczki, równo w rzędzie poustawiane kurki kuchni elektrycznej. Niczym wartownicy, każdy ze znacznikiem w górę. Tylko jeden ostatni, ten od piekarnika, wykrzywiony starością, tkwi na przekór pozostałym, psując symetrię. Śmieje się ze mnie dziwak. Używam go najrzadziej ze wszystkich, a mimo to miał czelność wydostać się z systemu idealnego.
Odwracam wzrok z dezaprobatą. Po drugiej stronie mojego świata okno. Uchylone do połowy wpuszcza przypadkowe powiewy wiatru, poruszając białą zasłoną. Jak jakiś cholerny odźwierny z natręctwami. Nie można wykryć systematyki tego ruchu. Parszywe okno rozsądza nawet o tym, czy wpuszczać światło zachodzącego słońca, czy zostawić podłogę zacienioną.
Na podłodze stara piłka tenisowa. Jej brudna zieleń rozjaśnia się, odkrywając plamy brudu, to znów skrywa się w cieniu. Więcej cienia jest, bo wiatr słaby. Kiedyś bawił się nią mój pies.
Nie chcę już myśleć nawet. Tylko ta upierdliwa nuta disco polo nie daje spokoju.
Chciałbym wzrokiem wrócić na miejsce, ale coś jeszcze przykuwa moją uwagę. Z łóżka zwisa kawałek brązowej szmaty. Prowadzę wzrok po smętnie zwieszonym materiale. Zmuszam się, żeby ruszyć głową. Nogawka spodni motocyklowych, porzuconych bezładnie i w pośpiechu. Gdzie mi się tak spieszyło? Reszta leży jak sterta kamieni na równo wygładzonej narzucie. Spodnie wyglądają jak rzecz do wyrzucenia.
Czy to mój świat? Czy tak ma wyglądać… bo odległe plany? Bo ciułam? Mam się pozbawić wszystkiego na rzecz niewiadomej przyszłości? A do kiedy ta przyszłość będzie? Zdążę?
Nieoczekiwanie widok ciuchów na łóżku przynosi ulgę. Dudnienie cichnie, ustępując miejsca nadchodzącej zmianie.
Wiem co to jest. Teraz już wiem. To znów wygrało, ale nie bronię się. Przed nałogiem nie ma ucieczki. Siły witalne wracają, niepokój wstydliwie czmycha razem z apatią. Głęboki oddech zakłóca ciszę. Oddaję fotelowi jego usłużną pozę gotowości.
Siłą wyrywam motocyklowe spodnie z łóżka. Automatycznie, wyuczonymi ruchami zapinam metalowe klamry butów. Jak zwykle chwilę zmagam się z ochraniaczami łokci, wsuwając ręce w rękawy ciężkiej kurtki. I jak zwykle próbuję zamknąć stary, niedziałający rzep, żeby nie wiało w szyję. Zepsuty suwak tylko ja potrafię zapiąć. Jak zwykle też, odruchowo wymacuję w kieszeni dokumenty. Porywam z komody pokancerowany kask, w którym zawsze trzymam rękawice. Kluczyków tez nie muszę szukać. Jeszcze raz zerkam na zmiętoszoną ścierkę w kuchni. Już mi nie przeszkadza.

Buty skrzypią na kamiennych schodach. Zabawne, że kiedyś to skrzypienie uznałem za niedoskonałość.
TEN świat jest przewidywalny i pewny. Wiem gdzie co jest, jak działa i co przyniesie. Wyrobione odruchy, powtarzane setki razy nie wymagają refleksji. Wszystko jest łatwe. Z radością zamykam drzwi za sobą, znów niechcący uderzając kaskiem o klamkę. To nic. Zawsze mnie to spotyka. Taki już jest i nie należy się dziwić.

W garażu uporządkowany mechanizm, złożony precyzyjnie z metalowych części. Stworzony z jednego powodu i dla jednej Idei. Syk pompy zapowiada kakofonię hałasu potęgowanego murami garażu. Głęboko wciągam wilgotnawe powietrze zmieszane ze spalinami. Brama, podnosząc się, wpuszcza światło dnia i zapach miasta, oświetlając pyłki kurzu. To moja słabość, radość i ratunek. Czuję pod sobą wibracje precyzyjnie współpracujących, metalowych części. Trzymam w rękach niezaprzeczalnie największe dzieło ludzkości i ukoronowanie czasów, w których przyszło mi żyć. MECHANIZM. Zespół elementów z pogranicza magii i inżynierii. Związek twórczy zbudowany na kanwie rozumu, myśli twórczej i chęci poznania. Przymierze ciała stałego, płynów, ognia i tworzyw sztucznych. Okiełznany prąd elektryczny, wybuchy i tarcie. Związek, który dał początek Idei. Idei uporządkowania, bez którego całość byłaby tylko bezużyteczną materią. Jedna niedopasowana część i wszystko na nic. Brak jednego elementu i cisza. To jest PRECYZJA.
Gdzieś głęboko w podświadomości wiedziałem, że to się tak skończy. Że z chaosem powszedniej, niezrozumiałej rutyny wygra słabość do IDEI.
Potrzebuję tego na równi ze wszystkimi podstawowymi potrzebami. Szum opon na asfalcie, dźwięk silnika, wiatr miotający kaskiem, zimno wdzierające się pod kurtkę, przemoczone ciuchy, upał i wrażenie panowania nad taką wielością części jednego mechanizmu… Mechanizmu… Ha! A może to organizm?
W sumie jakby się tak zastanowić, chaos to też porządek tylko niezorganizowany. I w tym chaosie będę ja, choćby tylko przez kilkadziesiąt dni.

(https://www.tdm.pl/media/files/5a85e3c619cc54d53f2163a5e90b3387.jpg)

CF

P.s Jutro przejdę do konkretów.
Tytuł: Odp: O gościnności, dróg sekrecie i najgorętszym miejscu na świecie.
Wiadomość wysłana przez: CeloFan w Luty 09, 2021, 12:12:24
 :deadtop4:

Z góry przepraszam Was, za dość nieskładne pisanie. Notatek mam dużo ale wiadomo, że z czasem wszystko robi się większe, bardziej kolorowe i mniej realne a chciałbym tego uniknąć. Większość tej opowieści jest już na eFBe, więc jak dojdę do miejsca z eFBe, będzie bardziej przejrzyście :)

Licznik: 92656 – 93091

435 km


Za oknem jasno, wiosennie ciepło, ale bezsenność poprzedniego wieczora nie pozwoliła mi zasnąć o ludzkiej godzinie. Kolekcjonowanie rzeczy z całego mieszkania w ostatni możliwy dzień, też nie przyniosło relaksującej ulgi. Świadomość wróciła do mnie wraz z natarczywym dzwonkiem budzika z telefonu. Chwilę potem uprzytomniłem sobie, że to Ten dzień. Zwlokłem się z łóżka. Mała kawa przed wyjściem przegoniła senność całkowicie.

Po co mi tyle wszystkich tych klamotów? Mam niebieską torbę – rollbag, w którą schowałem namiot, zimowy śpiwór, ubranie na zmianę, buty, klapki, apteczkę z lekami, kartusze z gazem, kuchenkę, sztućce, przybory toaletowe, maszynkę elektryczną do golenia głowy, część gadżetów fotograficznych, podpinki do motociuchów, maskę z rurką do nurkowania. W drugiej, mniejszej niebieskiej torbie – rollbagu mam rzeczy do motocykla: Trzy dętki i elektryczna pompka, zapasowa chińska pompa paliwa, wyłącznik podpórki bocznej, trytytki, srebrna taśma, kleje, narzędzia, trzy litry oleju do silnika na dolewki, kamizelka odblaskowa, worki na buty do jazdy w deszczu, apteczka z opatrunkami, żarówki, bezpieczniki. Trzeci worek, zielonkawy i z niegumowanego materiału jest najmniejszy. Włożyłem tam statyw i filtr powietrza do motocykla.

Przy kierownicy zamocowałem tankbag i schowałem tam aparat, dwa obiektywy, baterie do aparatu, kamerkę, karty pamięci, rejestrator dźwięku, mały pojemnik z gazem pieprzowym, multitol, nóż, okulary przeciwsłoneczne i inne drobiazgi. Wczoraj wieczorem z lewej strony, do stelaża kufrów przytwierdziłem zbiornik na zapasową benzynę a z prawej zapasową oponę tylną i siekierę. Na dodatek na plecach mam na razie pusty, chiński plecak wodoszczelny. W razie tęgiej ulewy będę tam trzymał elektronikę.
Znosząc ten majdan do garażu, już się zgrzałem w ciężkich motocyklowych szmatach. Nieważne. Skrzypienie butów, znaną nutą dźwięczy w uszach jak najmilsza melodia. Melodia o tym, że to pierwszy dzień przygody, na którą zapracowałem sobie przez trzy lata.

***

Stał się nieporadnie ciężki i zupełnie niesterowny. Ciężar balastu przygniótł zawieszenie do ziemi. Nowe opony będą miały dużo pracy. Mały włos i wywróciłbym się, cofając motocykl z miejsca parkingowego.

Zgrzyt odsuwanej w górę zdezelowanej bramy, nie wiedzieć czemu wywołał na plecach ciarki.
Jednak wiem czemu. To ostatni jej zgrzyt, jaki usłyszę przez następne dwa miesiące. Otwór wyjazdu wpuścił światło zaczynającego się dnia, przytępiając słaby blask świetlówek. Świeże tchnienie z ulicy zdominowało zakurzone i zastane przez noc powietrze. Ruszyłem manetką i nierozgrzany jeszcze silnik wywlókł mnie na ulicę. Nawet nie obejrzałem się za siebie jak zwykle, żeby sprawdzić, czy automat zamknie garaż.

***


Jeszcze na kilka godzin do pracy.
W pracy przykuty do obowiązków próbowałem jednocześnie wpisać do GPS spisane na kartce koordynaty różnych ciekawych miejsc znalezionych w sieci. Niewiele z tego wyszło. Zrobię to później.
O 10 umówiłem się z Młodszym na stacji benzynowej niedaleko pracy.
Spędzimy razem kilka tysięcy kilometrów. Jest bystry, młody, tak jak ja lubi improwizować. Nie jest wymagający, ma ambicje podróżnicze. Jak na swoje początki dobrze radzi sobie z motocyklem, choć jak ja, jest techniczną nogą. Tak jak ja, poświęcił sporo pracy i dużo wyrzeczeń, żeby wybrać się na eskapadę. Ma 24 lata i studiuje więc myśli, że wszystko jest możliwe. Optymista.


O Warszawie zapomniałem szybko. Jesteśmy na drodze wylotowej, a o tej porze nie ma korków. Kluczymy, żeby nie jechać główną drogą, ale w końcu daruję sobie.

(https://www.tdm.pl/media/files/d0cbecb3ef45d0a5cf3b02e6462fd9c0.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/538cdfd04683b07f9c674d454499dc9c.jpg)


Lublin.

Wiosenna pogoda nie rozpieszcza. Chociaż nie pada, temperatura zmusza nas do postojów i założenia na siebie czegoś cieplejszego.

Rzeszów.

W sklepie sportowym Krzysiek kupuje sobie coś jak kalesony. Ja w kompleksie supermarketów szukam kantoru. Muszę kupić trochę dolarów. Będą potrzebne do opłacenia wjazdu na jednej z granic i na przeżycie tam, gdzie nie da się wybrać gotówki z bankomatu ani płacić kartą. Trochę, bo chcę zmniejszyć prawdopodobieństwo utraty tej forsy. Przez zwykłe zapominalstwo też. Nie kupiłem całości w Warszawie, kiedy był na to czas. Może dobrze a może nie. Nie wiem. Kantor jest. Dolary mogę kupić tylko za gotówkę. Dziwne, bo moja karta po wybraniu pewnej sumy przestała współpracować. Może przekroczyłem limit dzienny? Nieważne. Spróbuję jutro.
Dalej zatrzymujemy się po drodze już tylko w sklepie spożywczym po coś do picia i batony. Stąd już prosta droga do Bieszczad.


Nie ma śniegu w Bieszczadach. Nie ma śniegu w Bieszczadach. Nie ma...

(https://www.tdm.pl/media/files/4e72c73f6ab808b2bb22e3d6578e26c4.jpg)

Czrerysetny kilometr od Warszawy, około 4 do 6 stopni ciepła. Śnieg w Bieszczadach jest. Chłód i oprószone bielą pola na łagodnych wzniesieniach przypominają, że wiosna dopiero od niedawna budzi w przyrodzie zielone życie.
Im wyżej, tym więcej zimy niż wiosny. Jest popołudnie. Temperatura obniżyła się i zaczyna zmierzchać.
Za każdym razem, kiedy tu jestem, coś mnie zaskakuje. Ten zakątek jest pełen wszystkiego, co mieszczuch może podziwiać. W zimnym powietrzu czuć wilgoć. Obok mostu, przez bród klępa łosia dostojnie brodzi przez płytką, rwącą rzekę. Zaraz za zakrętem film przyrodniczy. Na wzgórzu jeleń z ciekawością odwraca łeb i widząc motocykle, zrywa się do ucieczki w pola. Tylko przez chwilę mogłem podziwiać jak szybko i z jaką gracją może biec to zwierzę. Muszę skupić się na drodze. Jest ślisko, zimno a wszędzie zakręty.
Do Bieszczadzkiej Przystani Motocyklowej przyjeżdżamy, kiedy zaczyna się ściemniać. Stan wita nas serdecznie sarkastycznym żartem. Proponuje spanie w wiacie, ale nie poto wieziemy namioty. Stan mówi, że w Rumunii regularna zima. To dopiero pojutrze. Jutro jedziemy na Ukrainę, przybić piątkę Ferencowi
To dobry moment, żeby sprawdzić, czy niczego z biwakowych spraw nie zapomniałem.

(https://www.tdm.pl/media/files/14874dc183ab71871fcf79cd07832a16.jpg)

Mapy:
(https://www.tdm.pl/media/files/3fffd10915e8cc67d313982668dc19b5.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/11e54a1adc6749f72a196da7cc803d31.jpg)



2 dzień. 21 kwietnia – Bieszczadzka Przystań Motocyklowa - Welyka Dobron UA


Licznik: 93091–93345

254 km


7 rano. Podobno jest -1 ale czuję się jak zapewne czuje się zahibernowana w lodzie żaba. Tylko siłą woli wygrzebałem się z ciepłego śpiwora. Spodnie, które wypełniły miejsce w śpiworze, są ciepłe. Reszta ubrania już nie. Walcząc z roztrzęsionymi członkami, zakładam wszystko co mam. Powoli składam namiot. Krzysiek też już nie śpi. Mycie w zimnej wodzie poprawia krążenie. W tym czasie Stan robi kawę. Tylko tutaj kawa tak pachnie, a jej temperatura całkiem przegania dreszcze. Odżywam.

(https://www.tdm.pl/media/files/ca2457304571e51e190b4b115393af91.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/d483a7cd1c2ed10ebdb754e15c8d73b7.jpg)

W garażu Przystani.
Jak zwykle, tematy schodzą na podróże, plany biznesowe dotyczące tego miejsca i na szkolenia surwiwalowe. Całe garaż jest esencją tej rozmowy. Śpiwory, raki, czekany porozwieszane na ścianie. Na drugiej opony motocyklowe w różnych rozmiarach. Uszczelki, dętki, drobne części, narzędzia, smary i oleje. Wszystko to w razie potrzeby. Znów kawa i znów kawa.
Przy którejś z kolei przypomniałem sobie o nieszczelnym bagnecie do sprawdzania poziomu oleju w motocyklu. Wycięte na poczekaniu ze starej dętki krążki, nie zdały egzaminu. Stan wyszukuje dwie uszczelki. Pasują idealnie. Tak mi się zdaje przynajmniej. Jedną zakładam a druga na zapas do kieszeni. Na nas pora. Stan nie chce pieniędzy za nocleg, kawę i wszystko inne…

***

Do granicy kilkadziesiąt kilometrów. Droga mija szybko i tylko mała kolejka samochodów dzieli nas od Ukrainy.

(https://www.tdm.pl/media/files/bdde7d3c9f2afdba4b6c71be49fecf89.jpg)

 Celnik ukraiński próbuje od Krzyśka wydusić trochę forsy. Brat nie rozumie, ale ja doskonale. Słyszę o co chodzi, mimo zniżonego głosu celnika.
- Co tam Młodszy?! - Głośno, tak żeby wszyscy słyszeli, zwracam się do brata. Zbity z tropu celnik, wiedząc że już nie zarobi, w odwecie każe nam pokazać... apteczki. No to Krzysiek pokazuje swoją. Ja już nie musiałem, chociaż też rozbroiłem połowę bagażu, żeby się do niej dostać. To taka mała zemsta małego człowieka za nie danie w łapę.

Jeszcze dwie chwile i jesteśmy po stronie ukraińskiej. Skręcamy na pierwszy most wprawo i jedziemy trochę szutrami, trochę popsutym asfaltem, trochę nie wiadomo czym. Przez wioski z drewnianymi chałupami, wśród łąk i pasących się tam koni. Mijamy ludzi, stare samochody z epoki komunizmu. Biednie tu, ale pięknie. Słońce odbija się w strumieniu, kałużach, rzece. Przy jednej zatrzymujemy się, żeby złapać oddech. Drzewa szumią razem z rzeką, śpiewają ptaki, a lekki wiatr niesie aromat zieleniejącej na wiosnę łąki. Sielsko jak to w Karpatach…

(https://www.tdm.pl/media/files/c7f1d1e3b408afbdfaac438ab960c3b7.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/410a891b1cc5fbfafa87dcc815a411ea.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/4a8150c4452cee029f660d628b6ccb67.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/bd4e6b1890496c51a77da85c4cfda002.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/0635aa3915226477e6c672770f5884b4.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/33d9e3fc6b21b1cb7cc1422a3930bf4b.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/71c529668a99cede877d6ce92df7dc28.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/de4770b362f13a4999dff025f12178ce.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/55828ac690a5e73704d1fa5dc9b04161.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/bcbb18bb05902dd84bfef1237cd15744.jpg)


Ta droga to taki skrót. Po tym skrócie wjeżdżamy na główną trasę i już nieco szybciej, bez oglądania się, jedziemy do Velyka Dobroń.

Co za przypadek. Wjeżdżamy do wioski, a Ferenc właśnie obgaduje coś z podwykonawcą drogi. Powitań nie ma końca. Jest popołudnie. Meldujemy się w znanym już nam hotelu „Sting". Za godzinę, po prysznicach, schodzimy do restauracji hotelowej. Jest Barna, Josef, Ferenc i jeszcze kilku kolegów. Przy pełnych talerzach, a potem brzuchach, obgadujemy co u kogo słychać, jak się żyje, dokąd jedziemy i jaką drogą. Ferenc nie pozwolił zapłacić. Po obiedzie idziemy całą ferajną do sklepu na małe zakupy. Chałwa obowiązkowo. I coś do picia. Rozstajemy się o 19, czyli 20 czasu tutejszego. Jutro zostajemy w Welyka Dobron. Nie ma mowy, żebyśmy odjechali.

Mapy:
(https://www.tdm.pl/media/files/a1655d7f8772d012d9badece60b9029a.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/740c12999cc83c83df1e0d8234ea2b11.jpg)

CF
Tytuł: Odp: O gościnności, dróg sekrecie i najgorętszym miejscu na świecie.
Wiadomość wysłana przez: Medyk w Luty 09, 2021, 17:45:17
właśnie tego nie lubię. Zwłaszcza u Ciebie.. Robisz wstęp, tworzysz klimat.. ja to łapie.. jestem z Wami w drodze i pause.... Zostajemy na noc.. bez możliwości zaglądnięcia co będzie jutro.. No nie da rady.
Więc umówmy sie tak: Ja sobie grzecznie dopiję pivko z Browaru Amber i poczekam tydzień aż przybędzie na tyle tekstu żeby wystarczyło mi klimatu z butelki na klimat z tekstu.. Bo teraz mam niedosyt...
Ale spoko looz - pośpiechu nie ma... Wszak zima za oknami więc pooglądam swoje fotki, powspominam to co mi googl przypomina żeby przeżyć raz jeszcze i sprawdzę za kilka dni gdzie dojechałeś żeby sprawdzić czy ja tez tam dojadę.. Jak cov19 da..
Zdrowia i odporności
Tytuł: Odp: O gościnności, dróg sekrecie i najgorętszym miejscu na świecie.
Wiadomość wysłana przez: CeloFan w Luty 09, 2021, 20:24:47
 :deadtop4:

3 dzień. 22 kwietnia


Licznik: 93345
0 km.


Dzień pierwszych razów

Obudziłem się jak do pracy, o 4:20. Według miejscowego czasu jest o godzinę później.
Po kawie Ferenc zabrał nas na budowę drogi asfaltowej, której budowę nadzoruje. Nie jest to zwykła budowa. Trudno uwierzyć w ten socjologiczny fenomen. Asfalt kładziony jest w całym Welyka Dobron. Pieniądze pochodzą, zdaje się z węgierskiego rządu albo węgierskiej fundacji. Robotnikami są ludzie z wioski. Mieszkańcy ulicy, na której kładziony jest akurat asfalt. Młodzi i starzy bez wyjątku. Każdy coś robi. Wszyscy mają jakieś zadania i narzędzia.
Przyjeżdża ciężarówka z grysem. Cofa do początku drogi, a potem zrzuca co kilkanaście metrów pryzmę kamieni. Potem druga ciężarówka to samo.
Stoję obok człowieka z łopatą. Odpoczywa. Ma już swoje lata. Jego twarz pokrywają zmarszczki życiowego przepracowania. Pali papierosa bez filtra. Nasze spojrzenia spotkały się i zaczyna mówić. Kiedy robi to po ukraińsku, trochę rozumiem. Kiedy podekscytowany przechodzi na węgierski, mogę tylko domyślać się, co ma na myśli. Zreflektowawszy się, wraca do ukraińskiego. Spytał znienacka, skąd jestem i co tu robię. Kiedy dowiedział się że turysta, zszedł z politycznych tematów i zaczął opisywać okoliczne miejsca jego zdaniem warte zobaczenia. Zamek w Mukaczewo, tam gdzie jakiś czas temu podpalono policyjne samochody. Budowle fortyfikacyjne z ostatniej wojny i granicę, którą przesunięto, kiedy Węgry zostały podzielone między różne kraje. Skończył mówić dopiero po trzecim papierosie. Jego spracowane dłonie przestały gestykulować i odszedł do swojej roboty, uścisnąwszy mi na koniec silnie dłoń.
Odszedł, bo kiedy wywrotki odjechały, zawrzało. Wszyscy wzięli się do pracy, rozgarniając nawiezione pryzmy po całej powierzchni przyszłej drogi. Są tu nawet dzieciaki po około 15 lat i powyginany chorobą stawów starzec. Pracuje jak inni.

(https://www.tdm.pl/media/files/264de8bb8263e8efba276196a4e50c94.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/521f3b08df855a4a168630a0aa9fd324.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/4e939d4605c9b456cceb23e1640217a6.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/7512a569bda216d4a70dbd00aeb1def7.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/ef41d3bc2e883cc21868afeaf6518527.jpg)

Ferenc zabiera nas swoim autem do domu na śniadanie. Ale jakie! Kawałki ośmiomiesięcznej mangalicy(1) na tłuszczu, podane na patelni. Wszystko gorące, pachnące i smaczne. Potem herbata i kawa. Nasyciwszy brzuchy, idziemy do niewielkiego ogrodu otoczonego siatką. Rosną tu drzewa owocowe, a obok jest warzywniak. Pod drzewem stoi kilka drewnianych uli. W środku oczywiście pszczoły. Za chwilę mamy dowiedzieć się czemu zabraliśmy z domu po wielkiej pajdzie chleba własnej roboty.
Z komórki Ferenc wyjął ramkę z pszczelim plastrem. Wyciąga nóż i wycina po wielkim kawałku. Złoty miód spływa z noża i z plastra. Każdy z nas kładzie na chleb swój kawałek. To jest niewiarygodnie słodkie!

(https://www.tdm.pl/media/files/474eefdc7b8b8199fc79011e7aaf677a.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/94496d44d1d0e73336ab547da6d87195.jpg)

Wracamy do hotelu na… śniadanie. Zjeść trzeba, bo przecież właściciel się obrazi  :deadbandit:
Jest omlet, kawa, świeże pieczywo.
Pełni po brzegi znów idziemy na budowę. Tym razem pieszo. Wszyscy się tu znają. Niemal każdy, kto nas mija, pozdrawia Ferenca.
Wracając z budowy, przeszliśmy przez bazar. Bazar to plac ze skwerem. Wokół skweru handlują ludzie, czym się da. Przeważnie to ciuchy i produkty rolne. Miód, warzywa, pasza, kurczaki. Jest też zadaszone miejsce ze straganami. Tam handluje się częściami rowerowymi, klejami, artykułami wędkarskimi. Wszystko sprawia przygnębiające wrażenie, ale i w Polsce takie bazary cały czas funkcjonują gdzieniegdzie. Za to mogę zaręczyć, że wszystko smakuje lepiej od biedronkowych i lidlowych, zafoliowanych sterylności.

(https://www.tdm.pl/media/files/5382688a88f55bd649435bf71a6c5f43.jpg)

Ferenc odbiera z butiku odzieżowego, zamówioną marynarkę. Marynarkę potrzebuje, bo dziś w kościele będzie koncert chóru Kodály Zoltán Daloskör. Ten kilkudziesięcioosob owy chór jest właśnie w trasie koncertowej. W związku z tym wydarzeniem my też jesteśmy zaproszeni. To dlatego nie pozwolił nam jechać wczoraj.

Jest wczesne popołudnie. Lenimy się w hotelu, rozważając dalszą trasę. Niektórzy trenują przejście z wazy do czajnika  :deadbandit:

(https://www.tdm.pl/media/files/5e64aefbe9f4bc1942775d9825698a37.jpg)

Przed 18-tą przychodzi po nas odstawiony Ferenc. Za chwilę w kościele po drugiej stronie drogi rozpocznie się wspomniany koncert.

(https://www.tdm.pl/media/files/f6e3c9c6e6fedc115e3c4e793445bdbf.jpg)

Schodzą się ludzie. Autokar przywiózł już muzyków. Miejsca znaleźliśmy w górnej części kościoła. Krzysiek przeziębił się, ale może tu mniej będzie przeszkadzał nagłymi atakami kichania.
Chór śpiewający patriotyczne pieśni, nawet po węgiersku, potrafi podnieść włosy na plecach. Śpiew niesie się po całej budowli, wypełniając każdą szczelinę kościoła i ludzi swym przejmującym pięknem.
To dzień pierwszych razów. Pierwszy raz poczułem muzykę tylu głosów.
Hymn węgierski zakończył koncert. Wszyscy wstali do tej pieśni. Wzruszenie rozprzestrzeniło się falą i zawładnęło nawet kilkoma głosami chóru. Większość ludzi z Welyka Dobron to rdzenni Węgrzy lub ich potomkowie, pozostawieni na nowych ziemiach ukraińskich po politycznym podziale kraju. Jak tęskno musi być tym ludziom. Jak trudno być tutaj innostrańcem, jednocześnie na Węgrzech nie do końca być Węgrem. Jak ważny jest w tej chwili ten kościół, ten chór i te głosy, wyśpiewujące szlachetne wersy patriotycznych pieśni. Wielu uroniło łzę. Nikt nie krył uczuć, a oklaskom nie było końca. W tych oklaskach słychać było wdzięczność, natchnienie i nostalgię. Tęsknotę do minionych lepszych dni... Będę wspominał ten koncert bez końca.

(https://www.tdm.pl/media/files/19b6f1ae9c3636a42f30056ff276f402.jpg)

CF

(1). Mangalica – rasa węgierskiej świni domowej.
Tytuł: Odp: O gościnności, dróg sekrecie i najgorętszym miejscu na świecie.
Wiadomość wysłana przez: CeloFan w Luty 11, 2021, 10:12:12
:deadtop4:

Z góry przepraszam za jakość zdjęć. Miałem zajęte ręce, więc teraz korzystałem z tego co w telefonie i z klatek video. Na dodatek post nie zmieścił się w jednym, dlatego jest podzielony.

4 dzień. 23 kwietnia.

Licznik: 93345–93709
364 km.


Za każdym razem trudno mi wyjechać z Welyka Dobron. Tak samo jest tym razem. Ferenc przyniósł laptop. W czasie śniadania mogłem zgrać materiał z kart pamięci na dysk. Kawa. Potem po pieniądze do bankomatu. Bankomat, jedyny tutaj, nie chce zrobić wypłaty tak jak te w Polsce. Znowu kawa. Robię co się da, żeby opóźnić wyjazd, ale wszystko ma swój koniec.

(https://www.tdm.pl/media/files/f30929e197f1063b4027ece3ab213c33.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/a4be088c4beb4826fd515eb5e05cf92f.jpg)

Przy akompaniamencie dzwonów kościelnych, odjeżdżamy na wschód. Te dzwony to przypadek :) Akurat wybiła dziesiąta.
Droga M26 prowadzi nas prosto do Rumunii. Granicę przekraczamy w Halneu.

(https://www.tdm.pl/media/files/f2e8ac0a1e8d1f8a50c9907bc583f167.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/30d494720a9d5edb9c9b3972b6a14b91.jpg)

Trzeba wyminąć kilkukilometrowy sznur TIR-ów, żeby dostać się pod sam szlaban. Każą mi wyłączyć kamerę, choć widok tu ciekawy. Błoto, stare, postkomunistyczne budynki straszą obdrapanym tynkiem. Wszystko wygląda jak zakurzone. Szaro-bura okolica, kałuże w dziurawym, pofałdowanym asfalcie, torowisko na nasypie a na nim wagony towarowe.
Dziwne to ale kiedy minęliśmy znak informujący, że jesteśmy w Rumunii, to jakby przenieść się do innej rzeczywistości. Droga w lepszym stanie, soczysta zieleń, wzgórza porośnięte krzewami. Nawet przestało siąpić i nieśmiało słońce wychyliło się zza chmur. Niby typowo wiosenna to pogoda, ale jakoś inaczej wygląda za tabliczką z napisem Rumunia.
Nie byłem jeszcze nigdy nad toksycznym jeziorem. Czytałem, widziałem zdjęcia, ale aż wierzyć się nie chce, że mieszkają tam ludzie. Jeszcze będąc w Warszawie, wpisałem namiary GPS do urządzenia. Wystarczy kliknąć i trasa sama rysuje się na wyświetlaczu. Łatwizna. Gdybym wtedy wiedział, jak bardzo się myliłem…
W Rumunii żaden motocyklista nie może być zawiedziony. To jest niemożliwe.

(https://www.tdm.pl/media/files/2891618aad0493911d8273102840fd5c.jpg)

Na rogatkach Satu Mare, zatrzymaliśmy się, żeby coś przekąsić. Do jedzenia tylko batony albo chałwa z zapasów. Nie pamiętam. Głód jest takim spryciarzem, że wszystko smakuje jednakowo dobrze. Na betonowej konstrukcji niewiadomego przeznaczenia, przy ruchliwej drodze jest wygodnie. Chyba obaj wczuliśmy się w klimat beztroskiej podróży, bo nie czuć atmosfery pośpiechu, napięcia czy innych banalnych przeszkód. Z wielkiego banera spogląda na nas reklamowa twarz a my i beton tkwimy zawieszeni w czasoprzestrzeni gdzieś na obrzeżach miasta. Tylko odległa burzowa chmura, niepokojąco szybko zbliża się, jakby ścigała nas jeszcze z Ukrainy.

(https://www.tdm.pl/media/files/cdd97b066f3bb9694f2a30cce4df9fe5.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/e3bb5d263821f40b47fb81223c17e887.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/13bcc4ca9c70efc0b89f170675ea19f8.jpg)

Chyba jednak czas jechać. Jej podstawa swoim szarym lejem sięga ziemi.

(https://www.tdm.pl/media/files/9c4f6b85a6ebfddee0b263a8f850e7b4.jpg)

W mieście zalanym słońcem zrobiliśmy jeszcze jeden postój, na bułkę z przydrożnego fastfudu.

(https://www.tdm.pl/media/files/ed114802212a8866428c038379649df3.jpg)

A za Satu Mare, w górach… Zakręty. Droga jakby sama krzyczała: Jedź! Jedź szybciej! Nie bój się! Pokaż bratu, na co cię stać! Musisz jechać szybciej! Szybciej! Nie używaj hamulców! Dodaj gazu!

(https://www.tdm.pl/media/files/b09b35a6ff3a06d2abbe5a059862f35a.jpg)

I tak, drwiąc z własnych ograniczeń, niewiedzy i trochę praw fizyki, wspierając się odrobiną szczęścia, jak to się mówi: Pozamykaliśmy opony. To niezbyt rozsądne współzawodnictwo jak się zaczęło tak i skończyło, ale adrenalina nie opuściła nas, póki nie przejechaliśmy do następnego miasta.

W Kluz Napoka parking Lidlowy. Bagietka i słodkie bułki przepijane kefirem. Tyle wystarczyło, żeby się nasycić.

(https://www.tdm.pl/media/files/58691f6792f0364d640c0294c13fb7f3.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/ed0d6485bf05c98999c9a12294786dff.jpg)

Od razu za rogatkami kręta droga w górach. Razem z nią wznosimy się i zakręcamy, aż do miejsca, w którym trzeba się zatrzymać, choćby dla widoku. Maszyny stop.
To jest ten moment, kiedy człowiek zastanawia się, czy chmury mają oczy. Przed nami słońce i kilka obłoków. Za nami czarna zawiesina z tonami wody, czyhająca na dobry moment, żeby zrzucić swój ciężar na nas. Komórka burzowa znad Ukrainy, znad Satu Mare, znad Kluz Napoka jest coraz bliżej. Zmierza dokładnie na nas. Dlaczego nie widziałem jej w lusterkach? A, wiem. Jechaliśmy lasem.
Napotkawszy na swojej drodze góry, nieco wytraciła swój impet. Jej gniew jednak nie osłabł. Od teraz ciska w nas porywistym wiatrem.

(https://www.tdm.pl/media/files/4524206149fd4bcd0a48a3a62bbe4c2c.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/b502fecd35b59f6b191a99d1f2222fbb.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/b2ccd2d118ad05029ee39a9d8be8f749.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/2c240a7f1986fea68efdc4628f932501.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/507d4412c23aaf95d883809c8966c4cc.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/46a524141e5b9fbe9c94681208696344.jpg)

Sztuka szukania skrótów

GPS pokazuje, żeby jechać prosto. Kto słucha GPS, skoro wyraźnie widać na mapie, że można drogę skrócić? Skręcamy w szeroki, równy szuter. Po kilku kilometrach i wystraszeniu jednego dzieciaka z rowerem wędrującego po pustej zupełnie wsi, kończymy na szlaku błota ciągnącego się za horyzont. Błota i kolein z wodą.

(https://www.tdm.pl/media/files/68f619f39475aa7a1e6fd9bca750b632.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/06b9f2672a40c88fad38ba0d8f756b42.jpg)

Wracamy na asfalt. Następna boczna droga, która ma skrócić nam przejazd do zatrutego jeziora też jest szutrowa. Może nie tak równa, może nie tak szeroka, ale da się całkiem wygodnie jechać. Jest i rozdroże. W lewo do monastyru stojącego na wzgórzu pośród pól. My jednak zmierzamy do świadectwa ekologicznej śmierci, nie duchowego zbawienia. Zdaje się, że do takich samych wniosków doszedł wielki pasterski owczarek. Już z daleka widziałem, jak na nasz widok podniósł się leniwie z pola i stanął na środku drogi. Znam się na psach. Ten nie jest zaciekawiony. On czegoś pilnuje. Monastyr mówi NIE. Cofamy się do rozstaju i dalej na południe.

(https://www.tdm.pl/media/files/b66d2e2a0b5fc98d526b47702a79d27c.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/73e4681994603850d1d2c21bfa07952f.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/d08eddab0ed92b02cc607a03fbf0a885.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/a96d91c6c51d104491a233003229866d.jpg)

Mój GPS, gdyby nie był niemy, na pewno mówiłby teraz głosem Hołowczyca – Zawróć, jeśli to możliwe. Zawróć, jeśli to możliwe. To jednak niemożliwe. To znaczy, będąc samemu zawróciłbym już dawno. Ciężki przeładowany motocykl i coraz węższy szlak to niedobry pomysł. Jestem tu jednak z bratem, a jak jesteśmy razem, to…

Któregoś razu latem, będąc na wsi, wymyśliliśmy taką durną zabawę. Rozebrani do pasa, stanąwszy w pewnym oddaleniu od siebie, na oko dwadzieścia metrów, zaczęliśmy rzucać piłką do golfa. Do siebie. Za każdym trafieniem, trafiający decydował czy robi krok w przód, czy w tył. Piłka na ziemi to samo. Z początku mała, biała, niespełna 50-gramowa piłeczka, po prostu lobowała jak gołąbek pokoju od jednego do drugiego. Oddalaliśmy się od siebie albo przybliżaliśmy w zależności od sprytu i refleksu.
Nie trzeba było jednak długo czekać. Po kilku minutach już nie rzucaliśmy do siebie. Rzucaliśmy w siebie. Mała, biała piłeczka zamieniła się w potencjalnie niebezpieczny pocisk. Pocisk nabrał naprawdę znacznej prędkości. 50 gram przestało być lekkie. Kto nie chwycił, ten przegrywał, a drugi decydował o odległości między przeciwnikami.
Na sam koniec, staliśmy kilka metrów od siebie i szanowaliśmy tylko jedną zasadę. Nie w głowę. Żaden nie chciał skończyć. Śmiechy zamieniły się w udawane śmiechy, a my jak te biedronki czerwienieliśmy punktowo na całym ciele, dodając sobie bolesnych kropek.
Czasem dało się odskoczyć i nawet chwycić białego potwora. Mieliście kiedyś sine dłonie od wewnątrz? Siniaki na ciałach graczy, długo jeszcze przypominały o trudnej braterskiej miłości :D
Jak mógłbym teraz, choćby między słowami, przebąknąć o zawróceniu, o poddaniu się, o porażce, o klęsce, o przegranej, o słabości...

Jesteśmy nie za wysoko, ale w górach a w górach pogoda jest nieprzewidywalna. Prosta droga już prosta nie jest, tylko faluje po łagodnych wzniesieniach. Zrobiła się wąska, nieco grząska i ma koleiny. Wiatr, który wydawał mi się silny, teraz dopiero przybrał na sile. Wszystkie krzaki na poboczu kłaniają nam się w pas. Ścigająca burza zawiesiła swoje cielsko na wyższych szczytach po prawej, jakby chciała poprzyglądać się braciom, zanim ich zawieje, zmrozi, zmoczy i wypluje. Przyjdzie po nas. To nieuniknione. Mamy boczny wiatr. Do wiatru dołączył śnieg. Może śnieg z deszczem. Zrobiło się zupełnie zimno. Dłonie grabieją w letnich rękawicach.

(https://www.tdm.pl/media/files/78ffe6cf7f8a0964e63bbfb58f1ab439.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/ffdb3f8571acc774b6346f283d143101.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/974384f059132fe10da02b418f8b2522.jpg)

Ze wzgórza stoczyliśmy się w swoistą nieckę. Niecki mają to do siebie, że zbierają wodę, a śnieg topnieje najpóźniej, dłużej chroniony cieniem od wiosennego słońca.
Po szutrowej drodze nawet nie zostało wspomnienie. Przeobraziła się w miękki, błotnisty ślad po oponach maszyny rolniczej. Nie da się po niej już jechać. Jedziemy więc po łące. Łąka jest podmokła, ale tylko czasem próbuje wciągnąć i zatrzymać któreś koło. Jakoś, jakoś, trochę na narciarza, trochę na półsprzęgle wygimnastykowaliśmy się z niecki.

(https://www.tdm.pl/media/files/4ded22a5db1599b0bad9341167b412fb.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/efa9b42d538e4465e00267ceeef3d9dd.jpg)

Młodszy upodobał sobie szeroką koleinę, po której zdawałoby się, że można łatwo jechać. Koleina odwzajemniła to upodobanie i zalepiła błotem i piachem przednie koło, które przestało się obracać.

(https://www.tdm.pl/media/files/c2a39cf6cf76e859f75a477e8831cc2b.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/e556a6714e4ebcb117dc4ba1fd5b4d0b.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/a39f1d056a515e325379dfda85e52cb9.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/612f3aa4d5d97e48d1a0c7a9258eee27.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/6f49bd744e2f169c2ca7b52d263956b1.jpg)
Tytuł: Odp: O gościnności, dróg sekrecie i najgorętszym miejscu na świecie.
Wiadomość wysłana przez: CeloFan w Luty 11, 2021, 10:13:02
Przerwa techniczna

Jak to z młodymi bywa, Krzysiek jest przygotowany na wszystko, ale… nie wie gdzie co ma w bagażu. Kiedy już znalazł klucze, żeby odkręcić błotnik, ja idę na rekonesans. Nie odszedłem na dwa kroki, kiedy jak coś huknie z zalesionego zbocza!
Może nie huknie. Takie tarcie jakieś, pękanie może, może szorowanie a dopiero potem huk. Jakby łamiące się drzewo. Nie wiem. Wiem, że po chwili konsternacji, jeden przez drugiego zaczęliśmy opowiadać sobie baśnie o głodnym niedźwiedziu, co właśnie z gawry wylazł. O lawinie drzew, które miażdżą. O złym człowieku ze strzelbą, którego od dawna organy ścigania złapać nie mogą. O partyzancie, który nie wie, że się wojna już skończyła. O złych i zdeformowanych ludziach znad toksycznego jeziora, poddanych genetycznym doświadczeniom i nawet o stadzie wściekłych, spasionych wiewiórek, które złamały gałąź. No i rzecz jasna o Yeti.

(https://www.tdm.pl/media/files/e4f5eaa9189b4bad00eff8d3fd050071.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/960a3d599e67e6626f4c95247673a40e.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/4d27dcd0fbae4326f092f379bd38317f.jpg)

Jesteśmy w dolinie otoczonej górami. Powrotu nie ma, bo pół godziny temu zsunęliśmy się właściwie z łagodnego pagórka. Możemy rozbić tu obóz, ale co, jeśli śnieg będzie padał całą noc? No i co, jeśli rzeczywiście to niedźwiedź nahałasował? :D Na to wszystko zapada zmrok. Idę na ten rekonesans.
Trawę oblepiają płaty mokrego śniegu. Czasem trudno utrzymać się na nogach. Tutaj kończą się nawet koleiny. Po drodze zostały tylko wgłębienia zarośnięte trawą. Od bardzo dawna nikt tędy nie jechał. Dalej jest chyba tylko gorzej. Chyba, bo mało już widać. Muszę pamiętać, żeby uważać przy krzaku. Za nim dwumetrowa skarpa a w dole błoto z kamieniami. Jest cień szansy. To prawdopodobnie droga. Żeby tylko nie zsunąć się w dół.

Do Młodszego wróciłem już po ciemku. Odnalazłem go, bo krzątał się z czołówką na czole jak jakiś fantazyjny świetlik.
- Jak droga? – pyta zasapany Młodszy, stękając i kręcąc nieprzykręcalną śrubę błotnika.
- W porządku. Widziałem ją – odpowiadam, wiedząc że w tej sytuacji szczegóły nie wniosą niczego dobrego do naszej sytuacji. O skarpie powiem później.

(https://www.tdm.pl/media/files/2c71e949a14e7efca7bb115e968f6e93.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/b113e983a1c6af59200643419c57af28.jpg)

Prawdziwa ciemność przykryła nasze tymczasowe więzienie w dolinie. Śnieg rozpadał się na dobre, a wicher nie pozwala spadać mu pionowo w dół, tylko ciska i siecze po twarzach i dłoniach. Mimo to nie czuć mrozu. Może więc nas nie zasypie. Młodszy skończył swoją pracę. Ma na sobie tylko bluzę. Resztę zdjął, bo było mu gorąco. Teraz oprócz pary z ust, bucha z niego całego jak z lokomotywy. Mnie za to jest zimno, ale wiem, co nas za chwilę czeka. Rozgrzeję się.

(https://www.tdm.pl/media/files/aefc1853891c6623f6d20051cb6dfabc.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/986b306c6c1a89bd20a222dfad2d7073.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/5fb580340cd2c8198806500a469dba7a.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/dbd98d39f58b123835b6eec95314c2c6.jpg)

Pierwszy wywróciłem się ja. Już po kilku metrach. Nic takiego. Niewielki garb, trawa i bęc. Tyle widziałem w świetle reflektora. Młodszy pomógł mi podnieść motocykl. Trochę czekałem na niego, bo miękkie podłoże nie pozwala zostawić motocykla na bocznej podpórce. Co dwóch to nie jeden. Czekać się opłaca, bo nie muszę zdejmować bagażu.

(https://www.tdm.pl/media/files/76a16ce87a045310057e348ab56788f9.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/480e882891711b695e892c081d343f51.jpg)

Coraz zimniejszy wiatr wyje w koronach drzew. Oczywiście ostrzegłem Młodszego o skarpie. Metr po metrze, bokiem przejechaliśmy szczęśliwie do jakby bardziej płaskiej przestrzeni. W międzyczasie przewróciłem się tylko dwa razy.

To uczucie, kiedy jedziesz z ulgą po płaskim, i nagle światła 5 metrów od Ciebie przestają świecić na cokolwiek. Jak odcięte nożem. Wokół czarno. Wyciągniesz dłoń i już jej nie widzisz. Zbliżasz ją do siebie a ta z jednej strony biało-mokra od topniejącego śniegu. Przepaść? Lekki spadek? Zawrócić? Zostać? Nie. Sprawdzić. Żeby sprawdzić, trzeba poszukać kamienia, żeby motocykl się nie przewrócił. Idziemy obaj. Motocykli żaden nie wyłączył. Dwa snopy światła świecą w nicość. Mamy jeszcze latarki. Okazało się, że nie przepaść to, tylko lekki spadek. Dlaczego ta wyobraźnia jest taka bez wyobraźni? Spadek niewielki, tyle że po trawie a trawa tu dziś śliska. Ten zjazd prowadzi do drogi gruntowej. Jest tam błoto, ale są też kamienie. To musi się udać.

(https://www.tdm.pl/media/files/274828c81cda4471a31e56301da95682.jpg)

Na trawiastym zjeździe wywróciłem się tylko raz. Później jeszcze na koleinie drogi, którą jakimś cudem znaleźliśmy. Potem jeszcze na kamieniach gdzie droga wiodła już tylko w dół, znów na kamieniach i jeszcze raz na kamieniach, ale koła znalazły się wyżej od kierownicy. Za każdym razem Młodszy porzucał swój motocykl i nie musiałem zdejmować bagażu.

(https://www.tdm.pl/media/files/d8e1e0c2c1d4687c48372f6b47dcd686.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/70f7ec489ce45cbf806239c4239ff872.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/6f461b381a50eb87fff6cc6f38bacb5e.jpg)

Wspomniałem o kamienistej drodze. To raczej parów z dnem z większych i mniejszych kamieni, po obu stronach porośnięty krzakami i drzewami. W zasadzie więc żaden z nas nie wiedział dokąd prowadzi i gdzie się skończy. GPS natomiast niezmiennie pokazywał, że to droga do jeżdżenia i że to dobry skrót. Właściwie był to kamienisto – drzewiasty parów. Może wąwóz. Nie można go było przejechać ot tak, jedynie się przewracając co jakiś czas. Co kilkadziesiąt metrów, w poprzek leżały powalone drzewa. Ktoś wyraźnie mówił NIE naszej pielgrzymce. No… Wtedy zdawały się drzewami. Teraz, z perspektywy fotela to najwyżej grube gałęzie :) W każdym razie co kilkadziesiąt metrów trzeba było zsiąść z motocykla, zostawić go tak, żeby nie upadł, przesunąć zwalone drzewo, wsiąść na motocykl i dojechać do następnej przeszkody. Taka PROCEDURA tylko trochę inna.

(https://www.tdm.pl/media/files/13ae1e8f3ab847a5cd2004cce1452249.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/94b99b77d6ba93bcf6b823cdc3210ec5.jpg)

Znam już ten stan, kiedy nie wiedząc co spotka się za zakrętem, spodziewam się najgorszego, ale to i tak okazuje się naiwną nadzieją. Za to każdy przejechany metr daje satysfakcję i chęci do pracy, chociaż sił już brakuje.

Odcinek 2,5 kilometrowy pokonaliśmy w jakieś 3 godziny.
Po trzech godzinach z prawdziwą radością odkrywców, witamy asfaltową drogę. Chyba bym ją ucałował, gdybym miał siłę klęknąć a potem podnieść się z tych klęczek :) Było ją raz widać z wysokości, kiedy zsuwaliśmy się po błotno – kamienistej ścieżce zawalonej drzewami. Widać też było światła domów ale to wszystko tak blisko a tak niedostępne i odległe było.
Braterskie współzawodnictwo, tu w górach zamieniło się we wspólny cel. W zasadzie niemal bez słów każdy z nas wiedział co robić. Ani słowa narzekania, obwiniania czy innych niedorzeczności. Po prostu trzeba było coś zrobić i to robiliśmy, choć żaden nie wiedział z jakim skutkiem.
Dopiero teraz, kiedy zatrzymaliśmy się na skraju drogi asfaltowej, wiatrak Obeliska przestał wyć. Mimo przejmującego zimna pracował niemal nieprzerwanie od samej góry.
Śnieżyca ustąpiła pola zimnej nocy. Mimo zupełnego przemoczenia, mamy ją za przyjaciółkę. Wszak zimna, wiosenna noc, lepsza jest od śniegu sypiącego w poprzek, od znikającej, górskiej drogi, od skarpy w ciemnościach i od powalonych drzew.
Jedyna przydrożna latarnia, choć ledwo świeci, jest jak święty ogień olimpijski. Na pewno pokonaliśmy kilka swoich słabości.
Dziś do toksycznego jeziora już nie dojedziemy. Kto wie czy aby nie czekają tam zmutowane poczwary na nocnych wędrowców :)

Pusta szosa z której właśnie podnoszą się opary mgły, niespiesznie zaprowadziła nas do przypadkowego domu z szyldem mówiącym o wolnych pokojach. To raptem kilka albo kilkanaście kilometrów.

(https://www.tdm.pl/media/files/48ea55c9583fc3ecfd81a1cf27afedb6.jpg)

Hałas motocykli budzi tylko psy. Młodszy chciał tu rozbić namioty ale… nie dałem się sprowokować. W końcu pokrzyczeliśmy trochę, skacząc jednocześnie dla rozgrzewki. W domu zapala się światło. Ktoś do nas idzie, mówiąc coś po rumuńsku. To gospodarz.
Skubnął nas za nocleg na więcej niż powinien. Żaden nie protestował. Przemarznięci, głodni i zmęczeni… A niech ma.

(https://www.tdm.pl/media/files/ca6801339972ec52c80cb0e0443c2087.jpg)

Myśląc chyba, że spragnieni jesteśmy rozrywki, włączył telewizor. Przez ponad godzinę przy swojskiej palince i dwóch litrach wina o nijakim smaku, opowiadał którędy jechać dalej, nawet wtedy, kiedy obok notesu położyłem GPS. W końcu w swoim języku poinstruował co zrobić rano z kluczem, bo jego nie będzie. Kiedy odszedł, rzuciliśmy się na chipsy jak myśliwskie psy na dzika. Już ich nigdy nie zobaczy. Po tej kolacji, mokre ciuchy wieszamy na krzesłach tak, żeby schły przy farelce. Może się nie zapali.
Dziwne to ale jedyne straty w motocyklu to urwane lusterko, pęknięty handbar, małe rysy na baku.
To był pouczający dzień.

Mapy
(https://www.tdm.pl/media/files/11f4aafba029411aff78660cab407f3e.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/804f704e085f1312b4856627199f9c40.jpg)

CF
Tytuł: Odp: O gościnności, dróg sekrecie i najgorętszym miejscu na świecie.
Wiadomość wysłana przez: CeloFan w Luty 12, 2021, 21:10:11
 :deadtop4:

5 dzień. 24 kwietnia. Rumunia.
Licznik 93709 – 93873
164 km

Zimna to była noc. Oprócz starej farelki suszącej całą noc ciuchy, buty, rękawice, nic nie grzeje przestronnego wnętrza. Mimo dachu nad głową spaliśmy w śpiworach.

(https://www.tdm.pl/media/files/1e42bb6f099110b61b85233a9ac3e2e1.jpg)

Chyba z wrodzonego lenistwa, długo trwało zbieranie się do wyjazdu. Do jedzenia nic. Kawy nie ma. A jeszcze jak się pomyśli, że do jedzenia nic i kawy nie ma… Trudno wyściubić nos ze śpiwora. Dopiero perspektywa przejrzenia motocykla po wczorajszych „skrótach” wygoniła mnie z ciepłego legowiska. Młodszemu wystarczy jeden kopniak, żeby otworzył zaspane oczy i drugi, żeby podniósł się z podłogi.

(https://www.tdm.pl/media/files/9f3d2f9c3b5472a7e7e0f449fce8296d.jpg)

Przez małe okno z widokiem na stertę złomu i śmieci przykrytych resztkami śniegu, widać, że zła chmura z wczoraj zniknęła zupełnie, pozostawiając czyste niebo.
Prysznic z pewnością pozbawi mnie tego rozleniwienia.
Pozbawił. Nie ma ogrzewania, nie ma ciepłej wody. Lodowaty strumień ściska mózg do bólu. To podobne wrażenie do tego, kiedy łapczywie pije się zmrożony napój przez słomkę. Skóra na całym ciele kurczy się jakby była o rozmiar za mała. Mam wrażenie, że zaraz popęka i się rozpadnie. Do tego zakwasy po wczorajszych zmaganiach. Mimo to chyba jeszcze nigdy tak szybko się nie kąpałem.

Wynoszenie bagażu po wąskich schodkach ze zbyt małymi stopniami na pół buta, pozwala mi całkowicie zapomnieć o niedawnej krioterapii. Jeszcze ścieżka przez zaniedbany ogródek i wąska jak schody, metalowa furtka.
Stoi. Kępy trawy zaciśnięte między ślizgiem łańcucha a wahaczem. Trochę jej i pod gmolami. Błoto na obręczach kół i przy silniku. Niewielka gałąź wbita między gmol i zbiornik. Cały wysmarowany brązową substancją, łącznie z kanapą. Wiem od czego. Miałem na sobie przeciwdeszczówki i kiedy jechałem i kiedy leżałem w szlamie.
Wczoraj całkiem dobrze wyceniłem straty. Złamane lusterko mam przy sobie. Pęknięta osłona dłoni smętnie zwisa z kierownicy. No i kilka niewielkich rys na jednym ze zbiorników. Zupełnie niewielkie to zniszczenia, zważywszy na ilość przewrotek, kamieni i gałęzi pokonanych taranem.
U podstaw każdej, porządnie wykonanej naprawy, leżą dwa narzędzia. Trytytki i srebrna taśma. Dodając do tego metalową część można wiele naprawić. Rozkładany śrubokręt, wzmocnił złamane lusterko.

(https://www.tdm.pl/media/files/ad931d636a4064073803b6daf56a56fe.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/53ea270b364991574eb50aa7662a23ac.jpg)

W zestawie narzędziowym mam taki niby klucz niby otwieracz do kapsli. Ten nibyotwieracz wzmocnił osłonę dłoni.
Słońce jest na tyle wysoko, że czuć jego przyjemne ciepło przez warstwy ubrania.
Młodszy czeka. Udaje, że cierpliwy, ale już widzę, jak noga mu pracuje, jak zerka co mi do zrobienia zostało, jak kręci się już spakowany, jak złapał bakcyla. Cieszę się. Od półtora roku ma uprawnienia A1 i w zeszłym roku wsiadł pierwszy raz na motocykl. Niewiele za nim doświadczenia, ale chyba ma do tego dryg. Jego skrywane zniecierpliwienie tylko upewnia mnie, że lubi, że chwycił o co w tym chodzi. Że wczorajsze ćwiczenia umocniły gorączkę zwaną motocyklozą.

(https://www.tdm.pl/media/files/89e6ad36115f45a25c9eed1b86436632.jpg)

Prawie suchy asfalt, przejrzyste powietrze pozwalające słońcu jeszcze tak po zimowemu razić oczy, pasmo gór pokryte coraz rzadszym śniegiem pokazujące się zza przydrożnych drzew. W tych wszystkich dobrach dwóch głodnych motocyklistów marznących z każdym kilometrem. Wiatr wiosną zawsze odejmuje stopnie z termometru, kiedy się jedzie.

(https://www.tdm.pl/media/files/f83cd2cccd95f722b2bf6b60c83b2f0c.jpg)

Marzniemy, ale który pierwszy się zatrzyma, żeby się doubrać?
Wiejski sklep spożywczy. To dobry sposób na zażegnanie niegasnącego, cichego współzawodnictwa. Inaczej prędzej któryś zamarznie, niż się zatrzyma.
Sklep jako przykrywka do postoju sprawdził się doskonale. Nie najemy się w nim jednak. Karty użyć nie można, a w kieszeni znalazłem monet na pół chleba. Pół chleba sprzedawczyni sprzedać nie chce, a nic mniejszego nie ma.
Każdy wyszedł z twarzą i cel został osiągnięty. Pozakładaliśmy na siebie więcej ciuchów i da się komfortowo jechać mimo głodu.

(https://www.tdm.pl/media/files/4c019648cbda85e6706ae53747667b90.jpg)

Skręcamy z asfaltu. Droga od razu prowadzi w górę. Jest dość twarda z krótkimi odcinkami kolein samochodowych. To łatwy podjazd. Przy drodze małe chałupki, stare auta i trochę złomu. Czasem widać człowieka. Wyżej tylko las, las i las.

(https://www.tdm.pl/media/files/ae9286f0b4788a45407937ed8ea19de3.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/372daf6dfce7ac6e540c81c243dddca9.jpg)

Jest na wpół zamarznięte. Częściowo żółte, częściowo może lekko turkusowe. Oba kolory nienaturalnie kontrastują z ośnieżonymi szczytami gór w tle. Rzeczywiście mieszkają tutaj ludzie. Domy poustawiane nad samym brzegiem, psy, kury. Wszystko jak to na wsi. A skąd woda do picia?

(https://www.tdm.pl/media/files/e02104c9a17b01c975d0daf48bf5b834.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/4deb3cfc8b98495d6d9d469744d8fc6d.jpg)

Chyba przyjechaliśmy nie od tej strony co wszyscy, których zdjęcia oglądałem w sieci. Nie widać nigdzie na wpół zatopionego kościoła, którego wieża wystaje nad taflę kolorowej wody. Przejechaliśmy jakiś kawałek nieubitą drogą wzdłuż linii brzegu. Tej drogi zostało jeszcze sporo, a brzuchy domagają się swoich praw.

(https://www.tdm.pl/media/files/b36be1cd1c5a69f0b459203cc2036c29.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/d53a9c30e8418b4928e1dc1fdf9b8708.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/0010d930d5bf90a5eebe5375d073909d.jpg)

Wracamy do asfaltu tą samą drogą, a potem na południe. Lusterko nawet się trzyma, tylko wiatr je przemieszcza tak, że staje się bezużyteczne.

Znowu wiejski sklep. Znów kartą się nie da. Jest za to lepiej zaopatrzony. Za jedyny Lej, kupuję mały chleb czy może raczej bułkę chlebową. Stara jest i twarda, ale smakuje z zimną wodą jak najlepsze danie. Tak powinienem przedstawić sprawę jako zagłodzony motocyklista. Nieprawda. Jest niesmaczna, ale łykamy kęsy jak indory. Lepsze to od samej wody. O dziwo, nawet taka porcja niczego, potrafi zmienić nastrój.

Wpadamy w serię, zdawałoby się, nieskończonej ilości zakrętów. Młodszy znów mnie zadziwia. Wcale nie oszczędzam gazu, a ten jak przyklejony trzyma się za mną. Na krótkiej przerwie na poboczu ustaliliśmy tylko, że będę dotykał klamkę hamulca, żeby widział kiedy hamuję silnikiem.

(https://www.tdm.pl/media/files/d707107ffd15ba19ad20ede64b4746c2.jpg)

Niezmiennie reaguję szybszym biciem serca na widok bankomatu. W Abrud są dwa obok siebie i reprezentują różne banki. Nic z tego. Udaje mi się wypłacić 10 Lei, a muszę ich mieć około 3600, żeby zamienić na Dolary, które są mi przecież niezbędne. Nie bankomaty są jednak najważniejsze w Abrud. W Abrud jest sklep spożywczy, gdzie można kupować za pomocą kart płatniczych.
I tyle widziałem Młodszego. Za 10 minut wychodzi ze sklepu, zwycięsko popychając butem blaszano-szklane drzwi. Gęba rozpromieniona jakby znalazł piątaka. W obu rękach dzierży różnorakie zakupy spożywcze :)
Nie będziemy jednak przed sklepem urządzać pikniku. Trzeba pojechać za miasteczko. Ledwo trąciłem manetkę gazu a tu reklama pizzerii. Coś ciepłego, coś dużego, z mięsem i serem. Ta wizja kazała skręcić mi między bloki, nie bacząc na sukces Młodszego odniesiony w spożywczaku. Krzywił się na tę rozrzutność do pierwszego kęsa pożywnej, wielkiej pizzy ze wszystkimi możliwymi dodatkami :)

W Alba Iulia znowu próbuję ogołocić bankomat, ale efekt ten sam. Pieniędzy wyjąłem tyle, że może starczy na nocleg.

Z powodu wysokiego współczynnika oporu przed opuszczeniem Rumunii, po tych wszystkich asfaltowych atrakcjach, stacjonujemy we wsi Petrești. Odkąd pierwszy raz trafiłem przypadkowo w to miejsce, będąc w Rumunii, zawsze zatrzymuję się tu na noc. Właścicielem Casa Iris, jest Mircea. Bardzo pozytywny człowiek. Mimo że sam motocyklem nie jeździ, rozumie nasze zamiłowanie i ma wiele do powiedzenia, jeśli chodzi o drogi czy ciekawe miejsca w okolicy. Różne nalepki na jednych z drzwi świadczą o tym, że wielu motocyklistów znalazło tu swoją przystań. Z Polski też.

(https://www.tdm.pl/media/files/67df9b55bd1ec9f7f2923e8affe823ab.jpg)

Zarządziłem postój w tym miejscu z jeszcze kilku powodów. Naiwnie liczyłem na to, że mimo pory roku, Transfogaraska jest otwarta i przejezdna i zamiast tłuc się górami po nocy, pokażę Młodszemu za dnia, gdzie trzeba być przynajmniej jeden raz. Dwa — Mircea ma komputer, a ja chciałbym zgrać materiał z kart na dysk twardy. Po trzecie, w Petrești jest bardzo dobra restauracja, więc na kolację nie będę musiał jeść chleba z parówkami, pomidorami i puszkami z rybą. Na tyle starczyło wyobraźni wygłodniałemu Młodszemu :)

W sprawie Transfogaraskiej oczywiście Mircea wyprowadził mnie szybko z błędu. Ulubiona trasa wszystkich motocyklistów jest jeszcze zamknięta. Jego laptop wprawdzie zawiódł niedawno i jest w naprawie, ale to w niczym nie przeszkadza. Zmyliśmy z siebie trudy krótkiej dziś drogi. Mircea zapakował nas do samochodu i zawiózł do swojego kolegi, który laptop ma. Przy tej okazji nie obyło się bez małej próby jakościowej koniaku z własnej produkcji. Po zgraniu kart pamięci tym samym samochodem dostaliśmy się do pobliskiej restauracji.

(https://www.tdm.pl/media/files/d71dec7ac31f1f4b555a6d9e614ae267.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/36b56ecb3982c8e762bb42867a33c8ae.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/280bb8fff9a787838c1fc0ca5c76323d.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/0ea25a2bfe5e4b111d429563d621f406.jpg)

Ponieważ odległości są tu niewielkie, wrócimy pieszo. I tak się też stało. Sapiąc od przejedzenia, na koniec dnia pomaszerowaliśmy od razu do łóżek. No… Prawie od razu.

Mapy.

(https://www.tdm.pl/media/files/10e1b28397dc434e968f36df5b8b79d0.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/7665f70a153c4a150f2141cae3c1843b.jpg)

CF
Tytuł: Odp: O gościnności, dróg sekrecie i najgorętszym miejscu na świecie.
Wiadomość wysłana przez: CeloFan w Luty 13, 2021, 20:14:35
 :deadtop4:

6 dzień. 25 kwietnia.
Rumunia — Bułgaria

Licznik 93873 – 94510
637 km

Bardzo rześkie powietrze jakoś nie przystaje do porannego słońca. Dla rozgrzewki wypychamy motocykle za bramę Casa Iris. Mircea wyszedł do pracy wcześniej, więc sami zamykamy za sobą wielkie drzwi.
Pakowanie bagażu jest po kilku dniach nawykiem nabytym. Jedna torba, druga torba. Na nie pusty plecak. Potem tankbag. Zabezpieczyć gumami, sprawdzić, jeszcze raz sprawdzić. Na początku każdej podróży traktuję to, jak przymus. Z biegiem czasu wchodzi w krew i jest odruchem. Wciskam starter silnika i od teraz jestem w drodze. I to jest za każdym razem takie uczucie, jakbym… No nie mam słów na to. Takie mrowienie jakieś w głowie.

(https://www.tdm.pl/media/files/d13edaabca5fcd0935d3d5970ae314aa.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/651d634b37aa04bfacde5ffb78b3be20.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/0f65ea9772129dd1593c620549ac4b1c.jpg)

Nie wiem jak się to stało, że jesteśmy gotowy do drogi tak wcześnie. Co innego zapewniać się wzajemnie, że się wstanie na czas a, co innego wstawanie o czasie.
Niemal bezchmurne niebo to obietnica suchego asfaltu. Długie cienie dwóch motocyklistów prześlizgują się po kostce brukowej, po asfalcie, krawężnikach, mijanych samochodach. Ponieważ Transalpina zamknięta, trzeba wrócić do Sebes i tam wjechać na główną drogę. Jedziemy na południe i mamy zamiar dojechać do Bułgarii.

(https://www.tdm.pl/media/files/6d537c6a7bef17da5a06a7e66a1af9bd.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/47b499e0dc457932ff86063e1a2e0884.jpg)

Dobrze nie wjechaliśmy do Sebes a tu wielki bank i bankomaty. Bez nadziei wciskam numer PIN a tu… zaskoczenie. Dzierżę w dłoni 1000 Lei. Dopiero teraz mnie olśniło. Dawno temu porobiłem sobie różne zabezpieczenia, ograniczenia, limity i zapomniałem o nich. Jeden z nich powodował, że z bankomatu mogłem wyjąć niewiele naraz i niewiele tych razów w miesiącu ustawiłem. Teraz limity się odnowiły i mam już całą potrzebną gotówkę. Za wcześnie jednak, żeby liczyć gdzieś tutaj na otwarty kantor.
Z uwagą śledzę drogę, żeby przypadkiem nie wjechać na autostradę. Równoległa jest tak samo dobra, a nie trzeba pędzić i prawie nie ma na niej ruchu.

(https://www.tdm.pl/media/files/9e2bc6bad4e6048cbafe0f4e484b4bc1.jpg)

Przejeżdżając przez Sybin, natknęliśmy się na otwarty kantor. Tutaj pozbywam się mojego ostatniego zmartwienia. Dolary chowam w najdalszy zakątek zakątków tak, żeby się nie pogniotły i tym samym kończę wątek walutowo-zapasowy na dobre. Załatwione.

(https://www.tdm.pl/media/files/1a5296166664aefd36aa886d0d98cd23.jpg)

Góry zmieniają pogodę. Każdy o tym wie. Co innego jednak wiedzieć a co innego poczuć na własnej skórze. Karpaty właśnie spłatały nam takiego psikusa i malowniczą, pełną zakrętów drogą DN7 wjechaliśmy z wczesnej wiosny w późne lato. Temperatura w jednej chwili tak się podniosła, że zatrzymać trzeba było się od razu, bo groziło nam przegrzanie. No to rozbieramy się jak te cebule, warstwa po warstwie.

(https://www.tdm.pl/media/files/aaa9c5b6d119fbd279f496db7233ff02.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/01f6a00ab5429be7332c2254e20f8c8c.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/81b63c5e31e1a07ff5358767e969439e.jpg)

Dziś nie głodujemy, korzystając ze zdobyczy cywilizacji w mijanych miastach.

(https://www.tdm.pl/media/files/8a266fe2102828a248c68ce3684176bf.jpg)

Granica to formalność. Po stronie Rumuńskiej jeden samochód. Później bardzo długa kolejka na most w Ruse, którą powoli mijamy lewym pasem. Powoli, żeby sprawdzić, czy ktoś będzie nam zarzucał zuchwałe przepychanie się. Nic z tych rzeczy.
Kolejka jest, bo jest ruch wahadłowy. Kilka razy już tędy przejeżdżałem w przeszłości, ale nie przypominam sobie, żeby most był zupełnie przejezdny. Zawsze coś :)

(https://www.tdm.pl/media/files/0ca9124479ecc69235dfa758a29de092.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/6e6686928117db5f0a3498673f72da3e.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/a35d584cfbff9151c1fe0e15f9b3e469.jpg)

Po stronie bułgarskiej sznur samochodów. Tak samo jak przed mostem omijamy je, uważając żeby nie nadwyrężyć czyjejś cierpliwości. Taki tu jednak chyba zwyczaj, bo ktoś z przodu widząc motocyklistów, zamachał zachęcająco na nas.

(https://www.tdm.pl/media/files/4ada98d2a314182aca28149b88fe4fbe.jpg)

Celnik pobieżnie sprawdza dokumenty i już nas nie ma. Tuż za granicą w kantorze wymieniamy rumuńskie Leje na Dolary i ukraińskie Hrywny na bułgarskie Lewy. Taki miszmasz, żeby pozbyć się zbędnej waluty.

(https://www.tdm.pl/media/files/fe7a22bea7264efc7414867bd77e9c3b.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/6ef0ddbbe25d61d26d1d8fbdd7abde38.jpg)

Im bardziej oddalamy się od granicy, tym bardziej zielono. Im dłużej jedziemy, tym później się robi. Im później, tym słońce niżej. Im słońce niżej, tym mniej ogrzewa powietrze. Niby oczywistość, ale różnica od miejsca rozbiórki dotąd to dobre kilkanaście stopni.

(https://www.tdm.pl/media/files/1578f4d64b100a57b17b9525a68f0f30.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/dc088022800495c27fdff21365624a5d.jpg)

Mieliśmy dojechać do Burgas, ale przenikliwy ziąb, zbliżający się wieczór i kiszki grające marsza, zatrzymały nas w Obzor. Znam trochę to miejsce. Czasem w drodze do Turcji, zatrzymywałem się tu. Na kempingu można rozbić namiot, zmyć z siebie trudy drogi, a jeśli ktoś lubi to i zażyć jarmarcznego kiczu na deptaku, zjeżdżalni wodnych i zapewne dużo więcej.

(https://www.tdm.pl/media/files/7b5e33ccdcd5a46c9399733b61c4fdd2.jpg)

Tym razem miasto jak wymarłe a kemping jeszcze nieczynny. Brama zamknięta na kłódkę. Przy bramie wisi tabliczka z numerem telefonu. Zadzwoniłem tam. Za chwilę trafiliśmy do pobliskiej tawerny. Jej właścicielka zarządza też polem namiotowym. Z początku chyba nie chciało jej się nas tam wpuścić, bo nieczynne, bo nie sezon, bo jakieś prace remontowe. Wymyślała tak, aż argumenty jej się skończyły i w końcu wygnała na tę zimnicę kelnera w koszuli z krótkim rękawem, żeby bramę otworzył. Żaden z pęku kluczy nie pasuje do kłódki. Przemarznięty wrócił do tawerny, żeby zaraz stamtąd wyjść i powiedzieć nam, że brama od strony morza jest otwarta i możemy tamtędy wjechać.

(https://www.tdm.pl/media/files/75a27d222306576e86d315115d9c064e.jpg)

Zrobiło się cieplej dopiero przy rozstawianiu namiotów. Dlaczego? Zgadnijcie, kto był pierwszy… :)
Kolacja z żelaznej porcji produktu zwanego liofilizantem kończy piąty dzień naszej podróży. Serowi z makaronem mówię stanowcze NIE. Przynajmniej nie będę woził tego świństwa :)
To był jeden z tych dni, kiedy nic szczególnego się nie dzieje, a jednak zasypiając, ma się nadzieję na jeszcze wiele takich.
Złamane, a potem naprawione lusterko musi przejść jeszcze jedną modyfikację. Przy większej prędkości ciągle się odwraca.

(https://www.tdm.pl/media/files/c0fd27072250558431d7d7acbe941075.jpg)

Mapy

(https://www.tdm.pl/media/files/4cf4159abc07a484b48d2f57e5943c5c.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/5ce616f01e53ae72735f57ac608904ab.jpg)

CF
Tytuł: Odp: O gościnności, dróg sekrecie i najgorętszym miejscu na świecie.
Wiadomość wysłana przez: CeloFan w Luty 14, 2021, 18:25:45
 :deadtop4:

7-my dzień. 26 kwietnia.

Bułgaria — Turcja

94510 – 94925
415 km.

Rześko. Zmuszam się do wyjścia z namiotu. Trzeba naprawić lusterko.
Do konstrukcji z trytytek, taśmy srebrnej i metalowej części śrubokręta, dołącza kawałek materiału z damskich stringów, usztywniony rzecz jasna srebrną taśmą. Nie pytajcie skąd stringi  :deadbandit:
Osłona dłoni dobrze trzyma się na miejscu. Wczoraj sprawdzałem poziom oleju. Można dolać jakieś dwie setki. Nic się nie odkręca, nic nie odlatuje. Łańcuch w dobrej kondycji. Koniec przeglądu.
Spakowanie namiotów, prysznice, prace twórcze przy motocyklach i szorowanie garnka po nieszczęsnym serze z makaronem, zajęło ponad trzy godziny.

(https://www.tdm.pl/media/files/957334512feff47a0b6997ecc5e2816c.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/3c19c511dc6fde082b6e7bf489a4694f.jpg)

Po 10 słońce zaczyna nieco mocniej grzać. Można porozbierać się z nadmiaru ciuchów.

(https://www.tdm.pl/media/files/21110e4a05a25a69da0556ea449ab323.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/4e52e1b7e7e49996b1223ed89eb22dba.jpg)

40 km od Obzor, tuż za Słonecznym Brzegiem, Lidl. Młodszy bez śniadania jest markotny, krzywo patrzy na świat i miewa humory. Musi coś zjeść. Poza tym, podczas powolnej jazdy jego motocykl wydaje nietypowe dźwięki. Ewidentnie coś o coś szoruje.
Młodszy poszedł po swoje śniadanie, a ja w tym czasie poprzyglądałem się trochę. Wyszło na to, że na nowy napęd jest źle założona osłona łańcucha i to ona teraz hałasuje.
Poprawka zajęła kilka chwil. Zadziwiające, że osłona zniosła tyle kilometrów i nie przetarła się całkowicie. Zadziwiające, że dopiero teraz to zauważyliśmy.

(https://www.tdm.pl/media/files/b76991dafe655672985a1a0b11608c87.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/715d325d9e8bfe5f995b905515b54573.jpg)

Kiedy tylko ruszyliśmy, tym razem ja mam sprawę do załatwienia. Kontrolka rezerwy zaświeciła się na żółto. Znowu postój? Nie ma mowy. Za dużo tych postojów. Chcę jechać. I tak beztrosko przejechaliśmy miasto Burgas, pełne stacji benzynowych. Nie wiedziałem, że następna jest dopiero za 80 kilometrów, tuż przy granicy z Turcją.
Motocykl pobił rekord przejazdu na rezerwie. Dowlokłem się tam chyba na ostatniej kropli.

(https://www.tdm.pl/media/files/847c795c8da8e684b9f5ce9134fd4361.jpg)

Wychodzę z kasy, a tu dwóch tureckich motocyklistów na nowych GS 1200. Czytałem, że w Turcji ostatnio jest sporo zamieszania polityczo – militarnego. Łamaną angielszczyzną próbuję dowiedzieć się u źródła, jak się sprawy mają z miejscami do których chcę się dostać. Z tego co zrozumiałem, na południowym wschodzie Turcji jest niebezpiecznie, a przez wzgląd na „partyzantów” na górę Nemrut można wchodzić tylko w dzień. Czuję jednak, że przez obu, jak to zwykle bywa, przemawia telewizor i inne media. Poza tym mieszkają gdzieś pod Stambułem. Właściwie skąd mieliby wiedzieć, jak sprawy wyglądają w rzeczywistości?

Granica bułgarsko – turecka.
Małe przejście graniczne. Po stronie bułgarskiej pusto. Tylko my zawracamy głowę znużonemu celnikowi.

(https://www.tdm.pl/media/files/b8ebd0f0ae7ed390191fd729fb3b5f88.jpg)

Kilkaset metrów dalej pierwszy turecki szlaban. Przy szlabanie, w promieniach słońca wyleguje się bezpański pies. Tutaj też od dawna nikogo nie było, bo dopiero hałas motocykli przegonił psa z drogi w inne miejsce.
Dużo się zmieniło, odkąd byłem tu ostatnio. Wtedy wszystkie formalności załatwiało się w dużym budynku. Trzeba było zostawić motocykl, wejść, odczekać swoje w kilku kolejkach. Jedynym plusem była kojąco działająca klimatyzacja. Teraz jedzie się na wprost i nie zsiadając z motocykla, załatwiamy formalności. Trzy murowane budki z urzędnikami i czwarta z jeszcze jednym sprawdzającym tych poprzednich i otwierającym szlaban. Z budynku kiedyś służącego za biuro graniczne, zrobiono sklep.

(https://www.tdm.pl/media/files/f06b299091cfb6da5e63ad171515b082.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/ab88665f691b482801b5a3f492e0c62c.jpg)

Wizy mamy wydrukowane na kartkach A4*. Cała procedura trwa może 10 minut. Ostatni szlaban wpuszcza nas na dobre do Turcji.
Każdy kiedyś zaczynał. Przed każdym otwierały się nowe granice. I każdy na swój sposób przeżywał to.
Niby formalność, ale zawsze jest ten dreszczyk emocji, że to dalej i coraz dalej od domu. Różnie reaguje się na tą okoliczność.
Mój brat reaguje czterostopniowo: Zaskoczenie, konsternacja, zastanowienie, euforia  :deadbandit:

https://youtu.be/E5rvwx07pwM (https://youtu.be/E5rvwx07pwM)

Już blisko. Patrząc z oddalenia na mapę, został do pokonania około 250 kilometrów w tym jeden zakręt. Można skręcić wcześniej na wschód, ale tamtej drogi nie znam, a chciałem Młodszemu pokazać, co znaczy Megalopolis.
Lubię tę drogę i nie znoszę jej jednocześnie. W przeważającej części jest monotonna. Oczywiście nie za pierwszym razem. Pagórkowaty teren kończy się po kilkunastu kilometrach i szeroka droga prowadzi płaskim pustkowiem niemal aż do wybrzeża Morza Marmara.
Kiedy wieje, a wieje często, niespotykanie silne wiatry przekrzywiają komicznie motocykl albo zmuszają do częstszego tankowania. Kiedy pada, to z taką siłą, że ilość wody przytłacza motocyklistę. Kiedy jest gorąco, to upał wysysa z człowieka wszystkie płyny, a jazda motocyklem zdaje się jazdą w dyszy wielkiej suszarki. Tu natura nieograniczona niczym, działa ze zdwojoną siłą. Dziś jest wyjątkowo spokojnie. Termometr na przydrożnej stacji pokazuje 27 stopni, a gorący wiatr tylko trochę przekrzywia obładowane motocykle.
Bliżej morskiego wybrzeża wszystko się zmienia.

(https://www.tdm.pl/media/files/9b6a964cd1b17dcccfa3731c5a0a33ed.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/ff2a3a86d7c2d629225df631febad29f.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/bc0acde4f4a2249c803d77ddc21a24b6.jpg)

Megalopolis już kilkadziesiąt kilometrów przed centrum nie pozwala się nudzić na drodze. Kierowcy przepuszczają tu motocyklistów, lekko zwalniając i pozostawiając przed sobą lukę.

Korek
Słowo to nadużywane jest najczęściej, kiedy trzeba poczekać kilka zmian świateł w mieście albo kiedy ruch gęstnieje na tyle, że trzeba w ślimaczym tempie pokonać kilka przecznic. W Stambule, poczynając od jego rogatek, może się zdarzyć, że w takim korku jedzie się … kilkadziesiąt kilometrów. Wystarczy trafić na odpowiednią porę. Do sprawdzenia swoich umiejętności w jeździe miejskiej i cierpliwości najlepsze są godziny szczytu. Tak jak teraz. Samochodów jest tyle, że pięć albo sześć pasów w jedną stronę to za mało do przejazdu bez zatrzymywania się. Młodszy przyznał później, że nie spodziewał się tego i że zbliżanie się na centymetry do samochodów przyprawiało go o drżenie, ale wcale nie było tego widać.

(https://www.tdm.pl/media/files/030eb60ff97891aa12b5be2a0a40ccc9.jpg)

Już widać Meczet Aksaray Valide. Zaraz akwedukt pamiętający czasy Konstantynopola. Za nim pierwsza w prawo przed niewielkim, starym meczetem, za którym rosną drzewa jaworowe. To już dystrykt Fatih.
Teraz w brukowaną, wąską uliczkę handlową. Można kupić tu wszystko od dywanu po maszynę do szycia. Od mięsa po gotowy obiad. Pachnie ziołami, pieczonym kurczakiem i spalinami. Przy tradycyjnej saunie z XV wieku w lewo i jesteśmy na miejscu.

(https://www.tdm.pl/media/files/491e004cc6d4ec7ebe9b14f8141af236.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/d643b3a6b76f25aebcf0ff576454c590.jpg)

W Otelu Ferah zawsze jest jakiś wolny pokój. Nie byle jaki to otel. Standard nie dla rodziny królewskiej ani nawet nie dla przeciętnego Kowalskiego. Stare wszystko, od dawna nieremontowane. Trzeba się wgramolić z bagażami na drugie piętro. Odkąd pamiętam, za małym kontuarem w nibyrecepcji te same twarze starych Turków. Są przyjaźni i pomocni, jeśli trzeba, ale nigdy, żaden z nich jeszcze się nie uśmiechnął. Malutki pokój, zajmują dwa łóżka a między nimi szafka robiąca przerwę na jednego człowieka. Pod łóżkami dyżurne, plastikowe i schodzone klapki dla gości. Pod ścianą stara szafa a na ścianie obok, mały telewizor.
Po szybkim prysznicu idziemy do… bankomatu. Tak. To jednak jeszcze nie koniec dolarowej sagi. W drodze policzyłem wszystko jeszcze raz, jeszcze raz i jeszcze raz. Za mało Dolarów. Może zabraknąć. Wspominając uliczki, które już znamy z poprzedniego wyjazdu, idziemy do bankomatu. Wybieram szybko ile się da Lirów i głodni jak wilki wracamy. Naprzeciwko otelu jest miejsce, gdzie zawsze można się najeść.
Zajadamy się ciorbą i kurczakiem z grilla z ostrym sosem. Żeby tego było mało, idziemy po różne odmiany baklawy sprzedawane w pobliżu. Jeszcze tylko do sklepu po napoje i do pokoju. Jutro zostajemy w mieście. Motocykle zostawiamy na łasce ulicy, przed wejściem do Otelu.

(https://www.tdm.pl/media/files/b898e4737ccebe5fdc79335888c9c4e2.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/e254051fd72fd5835befb4eb96836abc.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/7a425c2f049550788efb2c5c46350e7c.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f8e6a555459055baecd7e6efa4898f6b.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/b75a207c4efb2a9374ac7ac7febc6a17.jpg)

CF

* Wizy do Turcji dla Polaków, zostały zniesione 2 marca 2020 roku.
Tytuł: Odp: O gościnności, dróg sekrecie i najgorętszym miejscu na świecie.
Wiadomość wysłana przez: CeloFan w Luty 15, 2021, 23:49:47
 :deadtop4:

8 dzień. 27 kwietnia.
Stambuł.


0 km motocyklem.
12 km pieszo.

(https://www.tdm.pl/media/files/50ce72812884f2cb6e47dbfe6093305c.jpg)

Ciepło. Delikatne westchnienia wiosny ledwo poruszają liśćmi w koronach drzew. Słońce przedziera się przez nie, oświetlając drobinki kurzu. Para zakochanych, odpoczywając na soczyście zielonej trawie, planuje sobie przyszłość, albo rozmawiają o czymś przyjemnym. Młoda dziewczyna, jedną z ławek wybrała na swoją czytelnię i studiuje tekst, bezwiednie bawiąc się kosmykiem długich, czarnych włosów. Ludzi tu dużo, ale wielkość miejsca powoduje, że nie ma tłoku. Nie sposób wszystkich opisać. Są turyści z aparatami jak my, młodzież kryjąca się w cieniu muru imponującego Pałacu Topokai, artyści z gitarą albo ołówkiem i szkicownikiem. Zwykli przechodnie, skracający sobie drogę i jeden włóczęga bez swojego miejsca w Systemie. Wszyscy zdają się zapomnieć o codzienności. Ptactwo przyśpiewuje swoje trele temu miejscu, dodając więcej spokoju do przestrzeni wypełnionej optymizmem. Kwitną kolorowe kwiaty, wysokie, rozłożyste drzewa dają cień. W tym cieniu, ludzie rozsiadają się na trawie, spędzając czas na rozmowach. Dzieciary biegają po mostkach, zbudowanych nad sztucznymi stawami a fontanny szumią, rozpylając drobinki wody wokół. Wszyscy mają powód do zadowolenia z życia.
To Park Gülhane. Jeden z największych w mieście.

(https://www.tdm.pl/media/files/584da75504016d8076398339b75d4bbb.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/0df18c673ea6f30294b7323e33fd787d.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/0ed6b7f3677f60f3ef8076bece579cb6.jpg)

Epizod pierwszy
Siedzimy z Młodszym na ławce przy poletku kwiatów o odcieniu chabrowym. Wśród nich dla ozdoby leży stara, niewielka łódź. Jedna z turystek wali na oślep do łódki w swoich klapkach, głośno komentując po rosyjsku znalezisko. Chce mieć przy łodce zdjęcie. Wpada jeden krok i drugi. Na to, wystraszona na dobre, spośród kwiatów zrywa się wrona. Trzeci i czwarty krok spowolnił bardzo panią i nieco obniżył jej i tak niewysoki wzrost. Próbując zrobić ostatni krok, nieboraczka przechyla się niezdarnie i ląduje swoim pulchnym ciałem w błocie, niszcząc całą masę kwietnych istnień. W kilka chwil, jak spod ziemi wyrosła tęga obrończyni kwiatostanu w mundurze ochrony. Wyciąga nieszczęsną kobietę za umazaną rękę z błotnego potrzasku. Tamta prawie wywraca się jeszcze raz, nie chcąc stracić klapek. Sesja fotograficzna z łódką nieudana. Speszona, wśród śmiechów swoich znajomych odchodzi, zostawiając na asfalcie klapkowe ślady swojego poświęcenia.
Nawet w oazie szczęścia, nie każdy szczęśliwym być może.

(https://www.tdm.pl/media/files/24eb6ee8b261d13e8bece99f46b44a0c.jpg)

Epizod drugi
Szerokie schody prowadzą nas w kierunku Błękitnego Meczetu. Słyszę przyspieszone kroki. Wyprzedza nas brodaty, starszy pan ubrany na modłę staroturecką. Tylko turbanu mu brakuje. W ręku dzierży drewnianą skrzynkę a w niej różne przyrządy i pasty. Wygląda jak spracowany człowiek spieszący gdzieś w sobie tylko znanych sprawach. To pucybut.
Tak się biedak spieszy, że potknąwszy się, tuż przed nami upuścił jedną ze szczotek.
Młodszy w geście współczucia i pomocy już się schyla po ową szczotkę, bo pucybut nawet nie zauważył, że coś mu wypadło. Ledwo Młodszy schylił głowę, wymierzyłem mu porządnego klapsa w potylicę. Zdziwiony i zdezorientowany, zaczyna się gotować wewnętrznie w geście protestu.
– Uważaj teraz – mówię, podnosząc palec wskazujący.
Napieram łokieć Młodego, żeby szedł, jakby nic się nie stało. Wymijamy szczotkę i zwalniającego już pucybuta. Ten bez słowa, nie patrząc nam w oczy zawraca, szczotkę podnosi i idzie w drugą stronę, szukać innej ofiary.
Ten klaps w potylicę, choć może zbyt celny i zbyt mocny, to niewielka cena za naukę.
Nauka polegała na tym, że gdyby dobra strona Młodszego tę szczotkę podniosła, pucybut z wdzięczności wyczyściłby buty swojego wybawcy, choćby to były trampki. Na koniec jednak zażądałby horrendalnej ceny za usługę. Niektórzy nabierają się na to i płacą albo dają się oskubać trochę później, kiedy pucybut wpada w szał i drze się na całe gardło, że został oszukany.
W każdym razie czerwony ślad i lekkie pieczenie niedługo przypominały Młodszemu o jego niewiedzy a z wdzięczności, nigdy nie oddał mi tego wlepa :)

(https://www.tdm.pl/media/files/e8a346850260df72153d74dbb22137a1.jpg)

Stambuł to miasto kontrastów. Będąc tu, można na wiele sposobów opisać każdy dzień, każdą godzinę, minutę i każdy krok, a potem przejść tą samą drogą i od nowa poznawać znane miejsca.
Tym razem widzieliśmy ogród, Wielki bazar, Haga Sofia. Piliśmy kawę w restauracji, gdzie wdał się z nami w pogaduchy właściciel, który okazał się na koniec pokrzykiwaczem i kelnerem. Pokrzykiwacze krzyczą tu do przechodniów, żeby zachęcić ich do wizyty.

(https://www.tdm.pl/media/files/ad67e6059864dd3aff2a29d7c9497f3c.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/1bf2028579e1d70655497965a3617215.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/13df9572247f14cde95942a3c5724478.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/47bb373fde250da69efd8355f1c97d90.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/2c59092132814bafe636aa66b4ba7b74.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/1cb5d534a46643bcdae43ed27258c45b.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/a980c67dd313816142a4f516bf9ce876.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/5eff2f7a7108a0d538a96c99059442ca.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/994e449c03f0b9c7516ccf6e41108056.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/66d578eaf21074bd2f9f902d964c3e12.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/89c3a0666308a15ca70330d188f7cede.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/c28968dcb7239c0a942e403f2496a1ff.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/d7f176f077a905f4eac6fe22f3644f0f.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/ddf918444a69783655309a4dcc0eed10.jpg)

Po południu nieprzyzwyczajeni do chodzenia, zrobiliśmy sobie drzemkę. Po drzemce obiad naprzeciwko i do fryzjera.
W sumie fryzjer to nic nadzwyczajnego. Łapie za brzytwę i co tam jeszcze trzeba. Norma. Brzytwa w ręku mistrza bezpiecznie przemieszcza się po łepetynie.
Teraz mycie. Głowa z impetem ląduje w umywalce przede mną, pchnięta znienacka. Mały figiel i nos złamany, ale udało się. Lodowata woda mrozi mózg, zmywając resztę zgolonych włosów. Już za chwilę głowa wraca do pionu a za nią ledwo nadążające kręgi szyjne. Nie sposób powstrzymać tej nadludzkiej siły, tak jak nie sposób przewidzieć następnego ruchu. Ręcznik narzucony na łepetynę omiata czaszkę jak papierem ściernym. Finezyjne dłonie fryzjera, przesuwając skórę w jedną i w drugą stronę, uciskają każdą część głowy z mocą imadła. Wtem palce, chyba wskazujące, obu rąk wdzierają się w moje uszy, aż do najgłębszych zapomnianych zakamarków. Kończąc z uszami, za chwilę wpychają gałki oczne do środka, kreśląc okręgi i rwąc brwi. Żeby tego było mało, czuję jak przez ręcznik, te same pucołowate dłonie ciągną mnie za nos, pozbawiając go wody po prysznicu i naturalnej wilgoci zebranej w geście obrony organizmu. Nagle koniec tego gwałtu. Nastaje spokój. Ręcznik przestaje rysować facjatę, ucisk na czaszkę mija, a skóra wraca na miejsce.
To jednak jeszcze nie koniec… Człowiek ten, że zna swój fach nie od dziś. Bierze w dłoń pęsetę i wyrywa jeden włos z ucha. Chyba nie jest usatysfakcjonowany. Ze specjalnego pudełeczka wyjmuje patyk zakończony czymś białym. Nasącza jego koniec płynem z małego flakonika i szoruje tym obie małżowiny. Teraz to, co ma w ręku podpala i przytyka do jednego i drugiego ucha! Błękitny płomyk dziarsko przeskakuje do zwilżonych łatwopalnym płynem uszu, niszcząc bezpowrotnie rosnące tam włoski… Jeszcze dwa gaszące chlaśnięcia ręcznika i gotowe.
Po traumatycznym zdarzeniu pozostał unoszący się w powietrzu delikatny swąd spalonych włosów. Człowiek rzeczywiście ma fach w ręku! Piękny, pachnący i umyty, prawie po transplantacji, zamieniam się miejscem z Młodszym.

(https://www.tdm.pl/media/files/89c079f551cc528844b8f6d2a815c795.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/6e8d4208e4f0ecd7755b1f28f8ad5ec2.jpg)

Po tym zdarzeniu przypomniałem sobie o Dolarach. Zmanipulowałem w ustawieniach konta wszystko tak, że mam wolną rękę. Wybrałem więc ile się dało i z tym do kantoru. Teraz już naprawdę niewiele brakuje do zamierzonej sumki.

(https://www.tdm.pl/media/files/c06fd7902e6cd4ca9ee758ebffc5beea.jpg)

Ponieważ przed nami daleka droga, powstrzymam się od dalszego opisu miasta miast i naszych tu perypetii. Za to trochę was oszukam i wstawię to, co już kiedyś o Stambule napisałem i co podtrzymuję do teraz. Zwyczajnie nie chcę się powtarzać tylko innymi słowami. Kto będzie miał ochotę, przeczyta.

(https://www.tdm.pl/media/files/e2a97f1c867660e50aca75a55a21833f.jpg)

Stambuł to centrum kulturowe Turcji. Miasto dwóch kontynentów i wielu kontrastów. Rozciąga się od morza Marmara do Morza Czarnego, jednocześnie rozpłatane będąc na pół cieśniną Bosfor. To najczęściej odwiedzana przez turystów aglomeracja na Świecie. Miasto piękne a zachwycające budowle z listy światowego dziedzictwa UNESCO tylko dodają mu uroku, tajemniczości.
Klimat tu panujący, pomieszanie kultur, jedzenie, bazary, specyficzny harmider, ludzie i ich różnorodność... Wszystko to przyciąga do siebie, wabi i kusi, żeby zostać, zasmakować, pobyć.
Ale Stambuł to nie tylko zatykająca dech Haga Sofia — perła architektury Bizantyjskiej, Błękitny Meczet — najwspanialszy przykład "klasycznego okresu" sztuki islamskiej w Turcji, albo Cysterna Bazyliki zbudowana pod ziemią.
Turyści zachłannie zagarniają do swojej pamięci i aparatów tylko to, co pokazuje przewodnik z księgarni. Reszta zachodzi mgłą niesmaku, zapada w niepamięć i szybko zanika.
W końcu wakacje, wycieczka, turystyka ma się po czasie dobrze kojarzyć. Poza tym nie sądzę, żeby biura turystyczne zachęcały do oglądania miejsc prawdziwych, wykształconych za pomocą ludzi ich krótkich, zawiłych historii, teraźniejszości. Miejsc, w których mieszkają, kochają się, jedzą i żyją, często z wielkim trudem zrównując swoje możliwości z potrzebami.
Miejsca takie, wyraźnie pokazują różnicę między tzw. Złotym Rogiem z jego wspaniałościami bez jednego papierka na ulicy a prawdziwym życiem gwarnie toczącym się tuż obok.
Codzienność przeciętnych ludzi, rdzennych mieszkańców Stambułu czy napływowych emigrantów, jest silnie związane z turystyką w dystrykcie Fatih.
Zabytki i przemysł turystyczny są aortą karmiącą ich i ich rodziny na różne sposoby. Co bogatsi mają stoisko na krytym dachem Wielkim Bazarze. Inni sprzedają sok wyciskany na miejscu z pomarańczy albo granatów. Są pucybuci próbujący nabrać ludzi socjotechnicznymi sztuczkami na trochę pieniędzy. Kobiety handlujące czym popadnie przed bramami meczetów. Ślepiec całymi dniami siedzący pod murem z wagą, licząc że ktoś zważy się zostawiając jakiś grosz. Tragarze nieraz tak starzy, że ma się wrażenie liczący ostatnie swoje dni. Dzieci wyuczone żebractwa, obskakujące nieopatrznie litującego się turystę jak psy smakowitą kość. Straganiarze skręcający z różnych marek tytoniu papierosy. Człowiek z wózkiem, na którym leżą ogórki do obrania. Obiera je i soli, sprzedając na poczekaniu, a to czy dużo sprzedał można sprawdzić po ilości wody ze sprzedanych warzyw, zbierającej się w jednym z rogów wózka.
Fatih to miejsce pracy dla każdego, kto przybył do tej metropolii z prowincji po swój kawałek szczęścia. To wszystko jest więcej warte od popatrzenia na pradawną historię wielkich władców i ich budowle. Ulice tętnią życiem, pachną różnorodnością, co dzień tworzą nowe obrazy i są historią dopiero tworzoną i to na naszych oczach.
W takich miejscach wyznawana wiara, polityczne upodobania i wszystko inne co może różnić ludzi, traci na znaczeniu na rzecz utrzymania się na powierzchni...
Na początku obaj czuliśmy się dość dziwnie wśród tych ludzi. Jakby trochę lepsi.
Ja ze stałą pracą, pewnością jutra, przykuty do przeróżnych wygód, patrzący na "inny" świat przez pryzmat tego, co podetknie mi się pod nos w wyczytanych informacjach... Krzysiek — student bez zobowiązań.
Po pobycie tutaj już nie byliśmy pewni tej swojej "lepszości". Bo kim byłby wrzucony znienacka w tą rzeczywistość człowiek z wygodnej Unii Europejskiej? Co by robił? Czy starczyłoby mu ikry, żeby choć w połowie radzić sobie jak ci ludzie?
Haga Sofia i reszta już nie jawią nam się jako coś wielkiego i wartego zobaczenia. Ludzie, których tam poznaliśmy od najlepszej strony owszem.
Właśnie ta dzielnica zwana "Złotym Rogiem" jest kwintesencją miasta. Poznać Stambuł takim, jakiego nie widzi się na co dzień i jakiego większość turystów nie zobaczy, zatopiwszy wzrok w przewodnikach.
To miasto jest nieprzebraną skarbnicą wiedzy o historii. Pełne różnorodności kulturowej, wymieszanych światów, różnych religii. Taki tygiel alchemika, w którym można znaleźć najbardziej zaskakujące substancje.
Jeśli już nie szukasz muzeów, meczetów zapełnionych błyskiem fleszy i rozmów we wszystkich językach świata, to w mieście tym jest miejsce i dla ciebie.
Wąskie uliczki z kawiarniami, gdzie usłużni kelnerzy tylko czekają, żebyś spojrzał w ich stronę. Ciche zakątki opadających w dół po samą Cieśninę Bosfor uliczek. Klimatyczne zaułki nieskalane okiem Japończyka w chińskich klapkach trzymającego kurczowo plecak przed sobą.
Gdzie spojrzeć, tam jeszcze cię nie było. Gdzie usiąść, czas się w tym momencie zatrzyma. Gdzie pójść, przygoda pewna. Takim zdaje się Stambuł. Trzeba szerzej wspomnieć o ludziach. Trzeba, ale to jest temat na inny wpis, jakiś artykuł, książkę... Książkę albo sam nie wiem co. Ja się nie podejmę, bo nie umiem.

(https://www.tdm.pl/media/files/3882b4640dd07f0cf1df6e60e674801c.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/fee300ec990d731cf2e23a1f4da70f69.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/9a5a51bf4fbf39b714e9ff11a6139c8d.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/0f8f128c7763b4ccb0cd8ebd264d7257.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/8651ddf6a7600f690d37eb2c68e9bbc9.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/3afe3633acee8654d7b35f0823791f32.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f3973a54c5b879d1100cb6e4dc447933.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/5aca036aa594a05066bdc2f18414d52a.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/7af58ab8167c06207acd1eb932602704.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/624316aedb4d15b86403ac8fdcd81568.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/9eee75ab2038449ad5451e8936e841aa.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/36f5f96080907ca447601d0b07b26378.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/c7e64fd6a1f1ed114f72bd4704a1724f.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/2742c62eadb12b222d60654e4291c989.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/c8a6d30ce79bc728fd4cec30faa57b39.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/875c3e4a7c729e7227e51ab7d3f1b6f0.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/7cf33e4860ee7910f5d24781fbb32315.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/b5daf5ee7e44238f76ccff8e8f2b5270.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/51ab6c60d01155829d2399255be348fa.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/bf52c0c7ee2747376eaa9f779a24b8cd.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/d8300d90f2c4c4543dae87fa87ca3dbc.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/8fa18a17d8baea908f94b3aa6a041cfd.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/8f3791f4bca8417dcaec9afbe806a551.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/8c1c6f2dd0260be793438916f23b0f98.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/b029d3309f95d946d9d467a1f69f15b2.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/157a5fdcd0bdbdbf2982b04f776fae31.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/86b6f0524381d9ec6614d43bb62a14ae.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/5578deaaaa6af2b925919a14d974b860.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/d7dcc56147ad2b526b88cb35505cfff4.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/ce4fc6e4f151d4d0fd15e8bc088b1790.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/ba6ee1b38aef0ca3f9236479dceda761.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/ba0a1e42ac08a303aa1f07f10efa7ff3.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/0ed03a527d1e809d6c9bac61527980c6.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/450cfc2cfe1e92ef57284a5376a2e27d.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/a971587c411a94f580f19ebfd37d359d.jpg)

Mapa niekompletna.

(https://www.tdm.pl/media/files/c31295fa2c9a518c3b58584b9a7d8928.jpg)
CF
Tytuł: Odp: O gościnności, dróg sekrecie i najgorętszym miejscu na świecie.
Wiadomość wysłana przez: CeloFan w Luty 16, 2021, 23:00:27
 :deadtop4:

9 dzień. 28 kwietnia.
Turcja. Stambuł - Merzifon

Licznik: 94925 – 95554
629 km

(https://www.tdm.pl/media/files/13dcbf9a5e52b4a751ba31e999440719.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/9918dab4ce0eb9bf046a501d66138643.jpg)

Młodszy zmienia kolory jak kameleon. Od zielonego do blado papierowego. Wisi nieborak przy burcie, a jego błędnik rozrabia, drażniony miarowym kołysaniem fal Cieśniny Bosfor. Uśmiech zniknął gdzieś pośród trzewi targanymi nudnościami, oczy zmętniały, rozum nie rozumie. Niewiele brakuje, żeby oddał dwie ciorby z takim smakiem zajadane na śniadanie w barze naprzeciwko otelu. Dwie, bo każdy z nas mimowolnie chciał opóźnić wyjazd z Miasta Miast. Zresztą niepotrzebnie. Żeby wydostać się z megalopolis na wschód, trzeba pokonać jakieś 60 kilometrów miejskiego ruchu. Przeważnie to długie proste. Czasem ruch tu niewielki a czasem taki, że i ułańska fantazja i warszawska szkoła korkowa niewiele pomagała.
Cieśninę można pokonać na różne sposoby. Mostem, mostem płatnym – autostradowym, tunelem i promem. Prom wydał mi się najlepszy, bo mostami już jechałem, a w tunelu jak to w tunelu. Nic nie widać.
Młodszy z godnością przetrwał tę trudną próbę. Za kilkanaście minut minęliśmy latarnię morską zwaną Wieżą Lenarda i dobiliśmy do brzegu po stronie azjatyckiej.

(https://www.tdm.pl/media/files/68e019a52f1a81f1f4c77afcbf10d4be.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/7cd7b2e105c4368c8b87969ff8cc5593.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/c152f46bc8cc99b599df583d464a77c4.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/ad91dce7f39701d2cf89c66a5047fcaa.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/d8939a3bc002e80c240cd1947ac8bc0a.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/b0645e5b795e35a2e41b891efb28e359.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/2fa568e3d17853d46da46ec7a390bd8d.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/cebd32d87f832e513452c9479feecf68.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/b19c72a9b233d661f61b8018b0cf90c7.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/85b263f05d7d1ba819ede37bed93830a.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/4d74d336daa962c59eb2bd2ab008fbff.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/0f8ffa91eef646597f0db04a93c79e20.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/d4c4ff7e4426abe4f33b1612f4f23f7d.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/74e033f549384db02b240e91bfea8acf.jpg)

Z tą Azją to rzecz jasna sprawa umowna. Nic się nie zmienia ani w architekturze miasta, ani wśród ludzi. Jednak jest coś magicznego w przekraczaniu tej wyimaginowanej linii i przemieszczeniu się „na inny kontynent”. Trochę wyobraźni i słońce mocniej grzeje, drogi są prostsze a znane przecież drzewa, bardziej egzotyczne.
Po jakimś czasie ruch maleje i bywa, że po horyzont nie widać nawet jednego samochodu. Wtedy nie trzeba się spieszyć. Drogi i tak nie ubywa. Niezależnie od prędkości nic się nie zmienia. Ten sam asfalt, ta sama roślinność, te same bariery ochronne, takie samo niebo i rzadkie chmury na nim. Zamiast pędzić bez celu, można zatopić się w tym wszystkim i cieszyć swobodą podróżowania. To proste życie z dwoma kołami pod sobą generuje jakiś taki wewnętrzny spokój o najbliższą przyszłość i nawet niekończący się podmuch ciepłego powietrza, sprawia niespotykaną przyjemność. To się chyba nazywa beztroska.
Przemieszczamy się tak, czasem się wyprzedzając, czasem jedziemy obok siebie, a czasem znikamy sobie nawzajem za niewielkim wzniesieniem.

(https://www.tdm.pl/media/files/6e114857883af9cdbd20e01a9245d653.jpg)

Droga jednak mija. Przystanki robimy, żeby zaspokoić pragnienie albo zażyć cienia i dać odpocząć sobie i motocyklom. Przy tej okazji można sprawdzić stan oleju albo napędu. Drobne rzeczy umilające podróż i dodające werwy, kiedy wszystko w porządku.

(https://www.tdm.pl/media/files/ef07f36ec06627594c838666cfff4769.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/7a524f92b160c4ca2566e6534af77f68.jpg)

W przydrożnym barze jemy obiad, znów jedziemy, zatrzymujemy się i znów jedziemy. I tak do zachodu słońca.

(https://www.tdm.pl/media/files/bd402c17316b3a414642a48a1942bc38.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/74d0e8c724c8729af339f0c6f1e67d64.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/6b9b09a5a41da7aabdd12573bb7fe1b9.jpg)

Teraz trzeba pomyśleć o najbliższej przyszłości. Kontrolka rezerwy właśnie oznajmiła, że czas poszukać stacji benzynowej. W Turcji to najłatwiejsza rzecz z najłatwiejszych. Stacje są niemal wszędzie. Można odnieść wrażenie, że otwierając przysłowiową lodówkę, wyskoczy stamtąd dystrybutor. No i zbliża się mrok. Słońce już nisko. Nie lubię jeździć nocą. Wtedy niewiele widać.
Jadąc obwodnicą, właśnie minęliśmy miasto Merzifon, i pojawiło się co? Stacja benzynowa. Przez chwilę debatujemy nad dzisiejszym noclegiem, aż Młodszy idzie w tej sprawie do obsługi. Wpadł na pomysł, że może pozwolą nam rozbić namioty w zakątku przy ogrodzeniu.
Młodszy wraca a za nim człowiek ze stacji. O namiotach mowy nie ma. Nie dlatego, że nie wolno. Dlatego, że będziemy spać w sali modlitewnej wyznawców Islamu. Czy w kaplicy można by przenocować?
Przeprowadzamy motocykle na tyły stacji a tam niewielki budynek.
Człowiek ze stacji zaprasza nas do środka i pokazuje co i jak.
– Tu można się umyć* – Wskazuje na drzwi do WC.
– Tutaj pokój dla mężczyzn* – pokazuje palcem na niewielkie, skromnie urządzone pomieszczenie. Dwa obrazy na ścianie i Koran w kilku egzemplarzach ustawionych na grzejniku. Założę się, że tam gdzie okno, to kierunek na świątynię Kaaby w Mekce.
Jest też dużo mniejszy pokoik oddzielony foliową kotarą. Tutaj modlą się kobiety.
Z początku bardzo nieśmiało podszedłem do tego pomysłu. Młodszy chyba też był lekko zmieszany. Mimo wszystko to nie piwnica ani przystanek. Nie mając wyjścia, bagaże walnęliśmy bezładnie pod ścianą w większym pomieszczeniu. W końcu mężczyźni. Na to człowiek z obsługi stacji kiwnął głową z aprobatą i zadowolony odszedł do swojej pracy. Na odchodne jeszcze powtórzył kilka razy, że w razie potrzeby jakiejkolwiek, możemy go znaleźć... na stacji.
To nie hotel i wypada się zachować przynajmniej jako tako. Wszystko przenieśliśmy do części dla kobiet, uznając, że tam możemy mieć mniej odwiedzin i więcej spokoju.

(https://www.tdm.pl/media/files/19e375cef6dd3e2f88ae8b743ccccef9.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/c11e9e9b4a7b7807bfd582df609f3c83.jpg)

I dobrze się stało. Wierni nawiedzali to miejsce jeszcze wiele razy, zanim zrobiło się całkowicie ciemno i dość późno. Nie chcąc przeszkadzać w duchowym rytuale, przejezdnym muzułmanom, cierpliwie czekaliśmy prawie do północy. Wtedy buty w rękę i szybko do mniejszego pokoju. Każdy wskoczył do swojego śpiwora i spać, licząc na to, że żadna niewiasta tej nocy nie zejdzie na zawał.

(https://www.tdm.pl/media/files/531784495208911672b7c3d8df0e8df9.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/9edf8f5863934154bda32469fd18467a.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/5e3e9e671cdd36d5b3977b8afe4d91b4.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/783efecb5e6fba7923f1e33b438bb2df.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/8d8b9856a6cbdce1bd010486cf34a024.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/e73ba7803faf9f2cde516573b388675a.jpg)

Mapy

(https://www.tdm.pl/media/files/312a2056e79092744d2cde629e1ca77b.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/b6aa130f3cd454a015541b68a99e5896.jpg)

* Wolne tłumaczenie wypowiedzi, częściowo w języku tureckim, częściowo angielskim.

CF
Tytuł: Odp: O gościnności, dróg sekrecie i najgorętszym miejscu na świecie.
Wiadomość wysłana przez: CeloFan w Luty 18, 2021, 08:58:34
 :deadtop4:

Turcja. Merzifon – Trabzon.

Licznik 95554 – 95995
441 km.


Śpiewny szept recytuje namolne Allach Akbar, Allah Akbar. Wdziera się do uszu, wibruje i przepada, żeby zaraz wrócić echem. Jest coraz bliżej i bliżej, aż siada na uchu i wypełnia głowę. Oczy już otwarte, ale jeszcze nic nie widzą. Biała plama. Za chwilę wraca mi świadomość. Przypomniałem sobie gdzie jestem i co robię. Sen odszedł całkowicie. Głos pochodzi zza ściany. To muzułmanin wypowiada swoją Al-Fadżr*. Biała plama to nic innego jak sufit małego pokoiku do modlenia się, dla kobiet. Młodszy też już nie śpi. Wystarczyło porozumiewawcze spojrzenie i czekamy znieruchomiali, bo śpiwory szeleszczą. Kiedy pobożny człowiek wychodzi, my w te pędy za buty, za bambetle i do motocykli. Niezręczna sytuacja. To było trochę jak podsłuchiwanie intymnej rozmowy.
Na zewnątrz rześko. Chłodne jeszcze promienie porannego słońca rażą w oczy, a zimny jeszcze wiatr, każe cieplej się ubrać.

(https://www.tdm.pl/media/files/6fb8689d4d46ee229246ca3301a7fa03.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/2f0c61575c20bd6d3571b4699b816689.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/35c7630825159981bc6ca3b13b2d4291.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/614b6bb106935ea7e8a7f6411df09e99.jpg)

Młodszy głodny. Pokazuje mi to na migi. Mamy ustalone różne znaki na różne okoliczności. Przy pierwszej okazji zjeżdżamy z głównej drogi. Jest coś w rodzaju zieleniaka. Świeża, wielka bułka i trochę sera wystarczy. Siadamy gdziekolwiek, żeby to zjeść. Słońce daje już ciepło. Jeszcze tylko dłonie nie wróciły do normalnej temperatury.

(https://www.tdm.pl/media/files/778d5bb7d2629c119fa57115df7427f1.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/77b638032f817f1199e2410730bde270.jpg)

Pół godziny drogi dalej, znowu się zatrzymujemy. Tym razem, żeby się porozbierać, bo już gorąco.

(https://www.tdm.pl/media/files/343e5f52ac4b216553b06027ea312bab.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/2fc51bdff5741d6913c474fd393007ba.jpg)

Pół godziny drogi jeszcze dalej zatrzymujemy się znowu, ale nie z własnej woli. Policja drogowa. Zimny dreszcz żalu nad wskazaniem prędkości, jaką pamiętam ostatnią, przeszywa mnie na wylot. To będzie kosztowało…
Policjant zabiera nasze dokumenty i odchodzi do radiowozu. Wokół inni policjanci i żołnierze. Czekamy. Czekamy i robimy zakłady o sumę i czas do zapłacenia mandatów. Nastroje nietęgie. Za kilka minut policjant wraca z naszymi dokumentami. Bez zbędnych ceregieli oddaje każdemu z osobna i każe jechać, życząc dobrej podróży. Po angielsku.
Zwykła kontrola. Zwykła niezwykła. W końcu od zeszłego roku trwa stan wyjątkowy, a władze Turcji zawiesiły obowiązywanie na terenie kraju Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Wiadomo co to znaczy. Znaczy to dla nas tyle, że taki policjant może wszystko i jeszcze trochę.

(https://www.tdm.pl/media/files/fee87226e7795fed01de0cc6c17a3e01.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/81a55f5b6dcf0d1a9873d31789182430.jpg)

Głęboki oddech, szczęki kasków w dół i droga znów cieszy, kilometry mijają, wiatr wieje. Tego dnia robiliśmy jeszcze kilka przystanków. Na przykład na gorącą herbatę z dymiącego prawdziwym dymem urządzenia. Przy tej okazji Młodszy zorientował się, że jakimś sposobem jedna strona szyby kasku jest odkręcona. Do naprawy użył monety, bo nie chciało mu się wyjmować śrubokręta.

(https://www.tdm.pl/media/files/d5d6cf3980f7724a961adac1030a7978.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/56505d037528e522752ddf86d915210a.jpg)

Jeszcze jeden przystanek. Zadbany, duży parking. Ławy z ławkami do siedzenia osłonięte mizernym cieniem młodych jeszcze drzew. Nie ma betonu tylko żwir. Kosze na śmieci i kran z bieżącą, zimną wodą. Motocykle parkujemy dwa miejsca dalej od jedynego samochodu. Na ławce siedzi para młodych ludzi. Tuż przy nich dziewczynka i chłopiec, bawią się kamykami. To ich dzieci.
Mężczyzna około 20 może 25 lat, dokładnie ogolony, chudy i nie za wysoki brunet. Uroda typowo turecka. Dżinsowe spodnie, koszulka typu polo. Ona lekko przy kości. Długie włosy schowane pod kolorową chustą. Ubrana w zwiewną, jasnoniebieską sukienkę. Rozmawiają sobie, popijając napoje. Nie chcąc przeszkadzać, zajmujemy ławę w pewnym oddaleniu. Patrzą z zaciekawieniem. Wyciągamy swoje frykasy, bo kiszki marsza grają. Na stole ląduje baton czekoladowy, reszta bułki ze śniadania na krawężniku, resztka wody w butelce. Śmiejemy się z tych dóbr, jaką to dietę przyszło nam wprowadzać w podróżnicze życie.
Na to para przesiada się do ławy obok. Ona milczy, on mówi. Raczej pyta. Skąd, dokąd, jak się nam tu podoba, kto jest prezydentem w Polsce a kto ministrem obrony, i tak dalej. Nie będę się dokładnie rozpisywał o czym rozmowa była, bo i nie pamiętam i nie zapisałem wszystkiego.
Jego słaby angielski jest lepszy od mojego. Lekko podirytowany, próbuje tłumaczyć, powtarza co ważniejsze słowa wolno. Nie mogąc wydusić ze mnie szczegółów, które go interesują, zaczyna o swoim kraju, o przywódcy, piłce nożnej, chyba o święcie jakimś, aktualnym stanie gospodarki i o silnej armii.
Okazuje się, że zaciągnął się do wojska i właśnie żona i dzieci odprowadzają go do jednostki. Chce pomóc utrzymać porządek i… Jeśli dobrze zrozumiałem tępić terrorystów na południu. Idzie na wojnę. Chyba tę kwestię zrozumiałem aż za dobrze. Na południu mieszkają albo raczej mieszkali Kurdowie. Teraz zostali przegonieni do Syrii i Iraku. Poznałem jednego, kiedy wynająłem u niego pokój. To było w 2014 roku. Opowiadał, że żyć trudno, choć jeszcze nikt nikomu bezpośrednio nie zagrażał. Teraz nie mogą już mieszkać w swoich domach rodzinnych, prowadzić interesów i żyć jak dawniej. Przeganiani są nie słowem a kulami karabinów.
– Terrorist? Where are the terrorists? – pytam zaskoczony tak zdecydowaną postawą.
W tej samej chwili przyjazny uśmiech zniknął gdzieś z twarzy mojego rozmówcy. Mówił coraz szybciej, a ja coraz mniej rozumiałem. W końcu zaczęło mu przeszkadzać i to, że turyści jeżdżą po jego kraju… motocyklami. Że nie znają Tureckiego. I że Polska czegoś tam nie dotrzymała czy może raczej mecz jakiś koszykówki wygrała. To bez znaczenia. Wyraźnie pije do nas. Wpadł biedaczysko w samonakręcającą się spiralę nienawiści i tak nakręcał się i nakręcał, aż głos podnosić zaczął i rękoma wymachiwać. Żona milczy, zajęta pilnowaniem dzieci.
Młodszy angielski zna lepiej ode mnie i od człowieka przede mną. Widzę kątem oka jak wsuwa ręce do kieszeni. Porozumiewawczo kręcę głową na NIE. Wiem co tam ma.
– Sorry – Przerywam w pół zdania, czerwonemu już na twarzy narwańcowi wypowiedź.
– Młodszy przynieś wodę – zwracam się do brata, podając mu pustą, plastikową butelkę.
Ten butelkę wziął i odszedł kilka kroków do kranu. Teraz narwaniec mnie miał przed sobą, Młodszego za plecami. To wystarczyło i na chwilę zmieszało niedoszłego napastnika, więc zgrabnie pożegnałem się bezdotykowo, na koniec dodając: si ju lejter.
Niespiesznie pozakładaliśmy na siebie ciuchy, kaski, rękawice i wjechaliśmy na asfalt, machając nacjonaliście na pożegnanie. Jaki smutny musi być los młodego człowieka owładniętego taką nienawiścią… Jak smutny musi być los żony, której mąż ją zostawi niedługo, z nadzieją na „słuszne” zabijanie innych ludzi, innych mężów i ojców…

Do Trabzon dojechaliśmy wczesnym popołudniem. Od razu trafiłem do otelu, w którym kiedyś już nocowałem. Nazywa się wzniośle BULVAR PALAS OTEL. Ani przy bulwarze nie stoi ani to pałac. Po prostu otel. Wygód ma tyle akurat, żeby położyć gdzieś głowę na noc. Za to jest blisko wszystkiego.
Nawet nie trzeba wchodzić do środka, żeby załatwić formalności. Na nasz widok Mehmet** poderwał się z krzesełka po drugiej stronie ulicy i wita się jak ze starymi kumplami. Może to taki zwyczaj. Przecież nie może mnie pamiętać.
Mając zamiar zostać tu jeszcze jutro, przechodzimy do interesów. Jeszcze siedząc na motocyklach, targujemy cenę za pomocą kalkulatora. Nie dlatego, żeby było szybko. Upał zawsze daje się we znaki. Zadkom też. Po dzisiejszym odcinku każda zmiana położenia tej części ciała, to bolesne przypomnienie przejechanych kilometrów :)

(https://www.tdm.pl/media/files/c840a4ae03958c28e56d8e4bce1ee992.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/fd5343c12e9fb6b03c5a191b2e68116f.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/b520feb242c405fe2349fa316faf43e9.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/2bdc07e4168552f48090fe08588f8487.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/76361726a1400dccc641ecd3b867b6d3.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/1c6448999a990eb6bf0450e606825384.jpg)

Po prysznicu w łazience na korytarzu, idziemy szukać jedzenia.
Otel położony jest blisko bazaru, więc jest klimatycznie a na dodatek o jedzenie nietrudno.
W uliczce obok, w wejściu, stoi staruszek. Zaprasza nas do swojego małego baru na jedzenie, uśmiechając się przyjaźnie. Nie skorzystaliśmy z uprzejmości dziadka, bo idziemy w miejsce, gdzie poprzednim razem najadłem się pysznych rzeczy, łącznie z ostrymi, zielonymi papryczkami, których moc można ugasić tylko tamtejszym kefirem.
Ale… Zapomniałem o najważniejszym. Moje motocyklowe buty stają się sandałami. Schodzone, zjeżdżone, zaniedbane i popękane, domagają się natychmiastowej naprawy. Wiem gdzie jest szewc. Taki prawdziwy. Wracam do pokoju i za kilka minut jesteśmy w wąskiej, wyludnionej uliczce z kamienia. Wysokie, stare budynki nie przepuszczają promieni słonecznych i bronią dostępu hałasowi miejskiemu. Słychać tylko nasze ciche kroki po bruku a świadkiem naszego przemarszu jest stary, plamiasty kocur, siedzący pod ścianą. Ta uliczka to jakby zaplecze sklepów, które są po drugiej stronie budynków. Tylko jedna witryna jest niezbyt intensywnie oświetlona a drzwi uchylone.

Szewc
Ciasne pomieszczenie wypełnione starymi butami. Leżą pod ścianami w pozornym bezładzie. Na półkach poustawiane są gotowe do odbioru i te czekające na swoją kolej. Intensywny zapach butaprenu drażni nozdrza. Za dużą, zieloną, metalową maszyną, siedzi łysawy, brodaty mężczyzna. W kącie stoi jeszcze jedno urządzenie, niewiadomego przeznaczenia. Szewc chyba niedawno miał gościa. Na starym stole stoją dwie szklaneczki po herbacie. Teraz zajęty pracą, ledwo zauważył nasze najście. Czekam cierpliwie, aż maszyna skończy swoje terkotanie. Skończyła. Słychać tylko dźwięki z telewizora, uwieszonego pod sufitem. Mężczyzna wstał, wytarł czarne od gumy dłonie w spodnie i przywitał się z nami, pytająco zawieszając spojrzenie. Wie, że nietutejsi. Będzie łatwiej. Wyciągam buciory z torby i pokazuję gdzie dziury, gdzie się odkleja, gdzie nie ma już nici, pomagając sobie przy tym po polsku. Szewc jeden but wziął do ręki, pomacał, sięgnął do środka, wygiął czubek, powciskał palec w dziury. Przesunąwszy drugi bucior nogą do siebie, usiadł za maszyną na zydlu i nam gestem kazał zrobić to samo. Pod oknem witryny stara, kiedyś chyba bordowa wersalka. Miejsca jest tak mało, że wystarczy zgiąć kolana. Tu właśnie usiedliśmy.
Najpierw klej. Smaruje powyrywane miejsca, podpala zapalniczką i ściska całość rękoma. Maszyna znów się rozhałasowała, napędzana siłą mięśni. Szewc sprawnymi ruchami wsuwa bucior na prowadnicę i obraca nim, przywracając użyteczność. Kierunek szycia nadaje motylkiem nad igłą. Kiedy doszedł do czubka, zielona maszyna zamilkła. Jest za krótka. Zabiera szewc but i wsuwa go na błyszczący czubek maszyny, nad której przeznaczeniem się zastanawiałem. To maszyna do ratowania czubków :) Cała operacja trwała może piętnaście minut.
Teraz może nieprzemakalne nie będą, ale przynajmniej się nie rozpadną. Skleił i zszył nawet podeszwę, która oddzieliwszy się, chlapała przy chodzeniu, jak głodny krokodyl.
Rękodzielnictwo użytkowe. Mistrz wskrzeszania przedmiotów martwych.

(https://www.tdm.pl/media/files/f90994b21cb7039b7f3c658d0feb00ac.jpg)

Buciory wędrują z powrotem do pokoju na drugim piętrze otelu.
Znów mijamy tego samego starca, zapraszającego nas z drzwi swojej restauracyjki. Znowu uprzejmie odmawiamy, mając nadzieję na zieloną odmianę czuszki palącą podniebienie.
Po prawdziwej uczcie w niby zwyczajnym barze z kebabem wędrujemy do późnego wieczora po okolicy, podglądając życie mieszkańców Trabzon.
Żeby nie narażać się na oskarżenia o grafomanię, powstrzymam się od opisów i resztę miejsc, do których poszliśmy tego dnia, pokażę po prostu na kilku zdjęciach.

(https://www.tdm.pl/media/files/72ef3d9a7c692dcd1521058651a410b0.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/a7fcaaca5e6581d764b08ca0011baeec.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/98224688a39498021295a9914f2a2412.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/ef1c10b1591d36a86b6ded761aa59dc4.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f436dfb01996a1fc1ebadf99f68ede57.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/98440c8d0f9de70b0cc733f766206325.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f707e30e26aba6a20cc1b5d9ccaa70ae.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/cd7fc9a1e91812864e4b157cab50b17f.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/97bd1533d4097e98abbc363593256e14.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/7f82ebd3704dd330a0f5fd43bf96d1d2.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f876bba98f2c085770ee44b1f08891f8.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/42e04ab61b36689a2a64a3e7bdf556d0.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/195b6d508574b0430d9f495f98cb1594.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/5c5f234cdc80be51e0355495f306ddff.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/c0932897f2ea4a0e994358b4d1feeae0.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/42f346487192e9abcfd46c408a26eab8.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/04a9c5831316be567136661bbd7e37d1.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/d5198ffb32dd42cdf323b94928cfa98f.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/816a2669c96196d73a6d23520ea6368e.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/3502ff793d85eb225db252f312d80a15.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/27bc266546cfb9dc2a1c5d078f93cc59.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/7e05000be45bf9510098c84be50d4e67.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/b2f23fa3bf7bd300494e5ef8d748070b.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/2bff6fa3bafe078149da465f07e462c6.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f4904d8804e70fae1ff41a8bb0b43957.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/fc16258c7c5a99e026570f9c9b307f5e.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/b7edae8c1a70fa997834d7387eeb2f3e.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/c4c4b1929d342853396d9288e13055a6.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/931d3f9da4c5fe870ed36dedfa75aca3.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/834024058cfbc170bd35941ea48dcb54.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/8c916112ffd0da949f660b92e59ba968.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/4ee5cb996812100d8df75c6aaa7488d1.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/880d78036360c1f45a555d020d1ade0e.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f630e2db22a79d6288f01d610938c4dd.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/e5868e1679b0a16e45d6611435342291.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/c538510e1a82167be52d5d2e3961b0cd.jpg)

Mapy:

(https://www.tdm.pl/media/files/168a502443d7c9618e4cdab369ce61b2.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/1a2aa5f702a1e3e611c48ef649637b15.jpg)

CF

* Pierwsza, poranna modlitwa muzułmanina.
** Imię zmyślone na potrzeby tekstu. Nigdy nie zapisałem tego prawdziwego.
Tytuł: Odp: O gościnności, dróg sekrecie i najgorętszym miejscu na świecie.
Wiadomość wysłana przez: CeloFan w Luty 18, 2021, 23:09:19
 :deadtop4:


11 dzień. 30 kwietnia.
Turcja - Trabzon


10 km pieszo.

Włóczęgostwo

(https://www.tdm.pl/media/files/fcdd02ee6ee4b9273a1baaf85ce1a698.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/6a8075711f3774bfc9ea1c7b1ea6bf7b.jpg)

Tego dnia przemaszerowaliśmy ulicami Trabzon niespełna 10 kilometrów. Pełni nadziei na egzotykę bazaru, szukaliśmy miejsc starych i z przeszłością. Tutejszy bazar to jednak w większości chińskie, bezduszne produkty. Mimo to Młodszy znalazł jednak coś dla siebie :)

(https://www.tdm.pl/media/files/1f646ba46b493247f8020ccfa50bc74a.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/9811e2023401843e81ddc83c81a6ecdb.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/c543427ebe0da3028b0de17a2bbc60bf.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/b6d9187913277d98bdc7a5ef6205f9f1.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/d5103f3327bce9c8f58223d10f7bfb87.jpg)

Znów natknąłem się na ten sam ostatni ptasi konwój.

(https://www.tdm.pl/media/files/beb1bdd3dbda028593cd4af9e11b8e56.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/18de87f86cbf7c369624bef15b0ac1a1.jpg)

Chodziliśmy po pustych uliczkach i zatłoczonych. Trafiliśmy raz na zabudowę mieszkalną. Takie blokowisko.
Na jednym ze skwerów młodszy próbował coś zarobić.

(https://www.tdm.pl/media/files/600a0cef9458afa7a50f48e4439fa9ae.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/77c7b95c0470bad9cfc0264b67990da5.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/3f97147207c505f41bae482479d92079.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/1963ec684bc0aff4f533b7c26158d910.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/3738c432ec2ae4800d1415578fd0687b.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/96abb59177cc38365d3743144ca0c78d.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f693ab7b0ccbab724048ee7784a46653.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/22969239ba32dea969ce5c410141e315.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/76ea0b2bdd17eb4ede1d65e0ec6fe5b4.jpg)

Podglądaliśmy też, jak prawidłowo robi się selfi. Te nowoczesne smartfony potrafią naprawdę wiele poprawić.

(https://www.tdm.pl/media/files/30a77a529a7fce4a8b171593d19d9f41.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/132184ef61327cc0b1a833c37ed85bfd.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/1150b6aabf02b3cd23df214c396b8f7e.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/298edc61659c088cb3f5d9e7facb521e.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/576bd0113f03b7cbdfca44dba8bfa19a.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/962349fa76b3f368ddcf5353031ceb81.jpg)

Wyciągnąłem z bankomatu resztę potrzebnej gotówki i wymieniłem na Dolary. Teraz już naprawdę mam tę sprawę z głowy.
Przy okazji szukaliśmy miejsca, gdzie mógłbym skopiować swoje karty pamięci, ale z mizernym skutkiem.


Kolacja
Po długim marszu uliczkami miasta, po raz kolejny dopadł nas głód.
– Chodźmy do tego poczciwca, co nas tak uprzejmie zapraszał. Nie wyglądał na krezusa, a w środku zawsze ktoś siedział. Ktoś miejscowy. Oni wiedzą, gdzie jest dobre jedzenie – Proponuję.

Miły staruszek wciąż w drzwiach, jakby czekał na nas. Łagodny uśmiech zawitał na porysowanej zmarszczkami twarzy. Usłużnie odsunął się, wpuszczając nas do środka.
Przekroczyliśmy próg, a ten od razu pokazuje nam sam koniec pomieszczenia. Na końcu jest kuchnia a w niej, jak to bywa, kucharz. Zdaje się, że to syn siwiutkiego właściciela.
Jesteśmy w kulinarnym potrzasku. Na wielkiej płycie cztery gary i kuweta. Za nimi, tuż przy lekko ochlapanym tłuszczem lustrze, zaschnięte resztki tego, co kiedyś wypadło z gotujących się potraw. Myślę, że dopiero datowanie radiowęglowe mogłoby w przybliżeniu określić wiek tych resztek. Na oko wygląda, jakby można by tu odnaleźć część pierwszego posiłku założycieli miasta.
W jednym aluminiowym garze coś jak zupa tylko oddzielona od atmosfery grubą warstwą oleju. W drugim garze ryż. Ryż jest przeważnie dwukolorowy i pozlepiany w grudy. Prawie białego jest więcej. Ten żółtawy z brązowym odcieniem gdzieniegdzie szkli się, jakby stary był i zeschnięty. Jest też trochę szklisto-szarego na brzegach. W kuwecie mieszanina czegoś podobnego nieco do gulaszu. Mięso, kartofle, warzywa. Nie ma co uprzedzać się niepotrzebnie, bo jakieś resztki jedzenia przy lustrze. W końcu z lustra jeść nie będziemy. Bierzemy.

(https://www.tdm.pl/media/files/d8b74c5b6abec178614c7d07d96fba5a.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/1e6248f45728f8230597657911c470a2.jpg)

Sam kucharz odprowadza zagranicznych gości do stolika. Za chwilę lądują na nim szklanki, miska, przyprawy. Właściciel, mocno kulejąc, bo okazuje się, że jedna nogę ma dużo krótszą, niesie w dłoniach pieczywo. Pieczywo przejęte przez kucharza, ląduje na stole. Bardzo lubię takie bułki. Kiedy są świeże, ciepłe jeszcze i pachnące piekarnią, można je jeść bez końca. Te jednak już swoje przeszły. Chrupią, nawet kiedy łamie się ich miąższ. Trochę pachną wilgocią, mimo, że suche.

(https://www.tdm.pl/media/files/da578aeca59ab203c4e801713774c1f0.jpg)

Mamy tez i ryż. Chyba szczęście nas nie opuszcza, bo większość jest z grudy prawie białego. Jeszcze tylko Młody musi wyjąć kłak spomiędzy ziaren i możemy zajadać. Wszak talerze z daniami głównymi przyszły pierwsze.

(https://www.tdm.pl/media/files/6c206bedfa18808678ef77bb66550cbd.jpg)

A nie. Jeszcze sztućce.

(https://www.tdm.pl/media/files/b2c1a78aef6b73ef21c3831d0f1772f3.jpg)

Ryż niezbyt podoba się podniebieniu. Zyskuje na smaku dopiero po pierwszej łyżce tego co w talerzu. Dlaczego? Woń baraniego mięsa z nutą słodyczy początków rozkładu białka zwierzęcego i kwaskowaty posmak skiśniętej zupy zaskakuje. Tworzą razem bukiet bardzo intensywny i przywodzą na myśl wszystkie klęski kulinarne świata.
Maszyna stop. Ja tylko w ustach trzymam i to przez chwilę. Młodszy, jak pelikan przełknął niechcący. Jednak mimo ryżu… Z przerażeniem zauważam, że młodszy purpury nabiera, powietrza mu brakuje i ogólnie zachowuje się jakby środki odkrztuśne brał w nadmiarze. Tyle dobrego, że zdążył chusteczek nabrać, bo… A zresztą. Niech to zostanie tam skąd pochodzi :)

(https://www.tdm.pl/media/files/4683899ba7b7c05825246c43cae5f98f.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/c80e17a740791459f9f29fc5b204c247.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/c7817c1b6edcd92f9353c2ba613ddeb4.jpg)

Po gruntownym przebadaniu łyżką szalonej potrawy, okazało się, że to wcale nie mięso, tylko coś jak tchawice pocięte, może jelita albo inne jeszcze nierozpoznawalne podroby. Cóż. Widać nie dla każdego miejscowa kuchnia jest wystarczająco dobra.
Właściciel przywołany w sprawie rachunku, widząc że nam nie idzie, ów rachunek wystawił tak srogi, że w zasadzie mogłem przymusić Młodszego do zjedzenia obu dań :) Uśmiech zniknął z twarzy starca a jego postawa zmieniła się diametralnie tuż po tym jak wydał resztę.
Bilans zero. Głodni przyszliśmy, głodni wychodzimy.
Po drodze do otelu natknęliśmy się na cukiernię. Cukiernia wynagrodziła z nawiązką i męstwo Młodszego i moje poświęcenie. Baklawa, baklawa i jeszcze raz baklawa. No i jeszcze lody.

(https://www.tdm.pl/media/files/36be95ab4ab172cc2daa67e9486986e1.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/22fa20b01014d899393b0f6f81faaea2.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/8956e39b1405fc8c6dc464ea470002dd.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/5016853514dd380260af4478f0504288.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/c325ff8238bcb4cfd1662c233ed93190.jpg)

Lubię Tabriz. Tu za każdym razem coś ciekawego się dzieje.

Mapy.

(https://www.tdm.pl/media/files/6f33a596cbd4a602cd949efa82942358.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/65da2da1b128b1de37386c5b478cd2fa.jpg)

CF
Tytuł: Odp: O gościnności, dróg sekrecie i najgorętszym miejscu na świecie.
Wiadomość wysłana przez: CeloFan w Luty 20, 2021, 17:45:22
 :deadtop4:

12 dzień. 1 maja.
Turcja. Trabzon – Posof.

95995–96434
439 km.

Rytuał

W uliczkę wjeżdża biały pickup. Opony hałasują po bruku, mącąc dotychczasową ciszę. Zatrzymuje się i silnik diesla gaśnie. Z auta wysiada mężczyzna w sile wieku. Biała koszula, spodnie w kant, czarne, błyszczące pantofle. Kluczem przekręca zamek w ścianie i szeroka, harmonijkowa brama z blachy z łoskotem podnosi się, ukazując przestronny magazyn. Z kąta mężczyzna bierze miotłę i zamiata wolne miejsce na podłodze. Resztę powierzchni zajmują worki z mąką, puszki z olejem albo oliwą i inne pojemniki z niewiadomą zawartością. Drobiny kurzu wzbijają się w powietrze. To, co zostało, skrzętnie zbiera na szufelkę i wyrzuca do worka na śmieci. Teraz odkręca wodę i szlauchem polewa zamiecione miejsce. Słońce już oświetla okna ostatnich pięter budynku. Za dwie godziny będzie gorąco. Wszystko robi bez pośpiechu i dokładnie. Tak zachowuje się ktoś, kto od dawna powtarza te same czynności. W końcu wynosi na próg magazynu taboret, siada na nim i zapala papierosa, czekając na nadchodzący dzień. Dopiero teraz zauważył nas i w geście pozdrowienia kiwnął głową, zaciągając się dymem.
Każdy z nas ma swoje rytuały.
Właśnie skończyliśmy ciabatę i dopiliśmy po drugiej herbacie. Więcej nie da się przedłużać tej chwili. Nadszedł czas na nasz rytuał. Wracamy do otelu.

(https://www.tdm.pl/media/files/d0d118de7ca54feb56b8fd865afd48c3.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/34fa7c4eebf72fbdf9b7c77fc808cac3.jpg)

20 kilometrów przed granicą z Gruzją, w Hopa, sznur TIR'ów. Odbijamy na południe. Tym sposobem zostanie nam nie dwadzieścia, a trzysta kilometrów do granicy.
Jeszcze trochę paliwa mamy, ale odruchowo zjeżdżam na pierwszą napotkaną stację. Takie przyzwyczajenie. Jedziesz w góry, musisz mieć dużo benzyny, choćby to była Turcja.
I dobrze się stało. Tuż obok zajazd, a w nim jedzenie i kawa.

(https://www.tdm.pl/media/files/4669c9ed9f5e03d64cc1d00b40f2add2.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/15bb77f977650889f373ac37ff5bf3df.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/3f073c4f6f32cb356a56a686b7589154.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/58b7194aa40f507bedb257781ef7689d.jpg)

Jest około dziesiątej, a termometr na stacji już pokazuje 30 stopni. Upał jest męczący tym bardziej że w powietrzu czuć wpływ wilgoci znad morza. Liczę, że wyżej będzie chłodniej. I na logikę tak powinno być. Jednak razem z wysokością, temperatura wcale nie maleje.

***

GPS wyświetla bazgroły, jakby dziecko uczyło się rysować. Serpentyny mnożą się na wyświetlaczu. Przerwy robimy częściej niż zwykle. Żeby rozprostować kości, ale i nie sposób nie zatrzymać się, żeby podziwiać przyrodę.

(https://www.tdm.pl/media/files/a60eb4914cbb0877351f204f48fac3ab.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/68ef241ebb88ddd5e3f05541ecdf6d11.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/3977e6148115a1730064b5acb17e4671.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/0fe6e396266aed6b5ff79765fdd70b3d.jpg)

Co jakiś czas rozdzielamy się. A to mi się coś spodoba albo Młodszemu zachce się zrobić zdjęcie. Droga nie ma rozjazdów, więc się nie pogubimy.
Właśnie Młodszy został w tyle, kiedy pomyślałem, że mimo braku cienia, warto zatrzymać się na krótką sesję. Widać stąd zalesione wzgórza, przecinające je drogi a w tle jakby za lekką mgłą morze.
Pod kołami już chrzęści żwir, już zwalniam, hamuję, ale o centymetr za bardzo przechyliłem się w prawo. Utrzymałbym, ale żwir tu owalny, z otoczaków. Działa prawie jak kulki. But uśliznął się. Powoli, powoli, tracąc siły w martwym ciągu, położyłem motocykl. Dobrze, że przy tym sam się nie rozjechałem na kamieniach, bo od tej pory robiłbym szpagaty na poczekaniu.
Parsknąłem śmiechem na swoje niedołęstwo. Sam nie podniosę go bez zdjęcia bagażu. Poza tym w takiej spiekocie nie chce się robić więcej niż trzeba. W takim oto stylu przegrałem po raz kolejny z grawitacją.
Za kilka dosłownie chwil słyszę motocykl Młodszego. Pewnie nie zauważyłby mnie, gdyby nie przyciągnął jego uwagi ten sam widok.

(https://www.tdm.pl/media/files/46ffb58eacb104a4e667a6af8cdb832e.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/ef0c48ef30d9db91d399b1138fd515a4.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/31e754a8bdaa5397d3fbdf0e19f61bff.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/d1369d9d336ce554f5b360bcbdee07d2.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/ffbddcfe49cc9b65a988aeb80e3f7466.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/befd146e86304d9674d7e9870e80477e.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/2bf96d24de463a96e0c89b6dfba31cd7.jpg)


***

Pijemy zimne napoje siedząc na krawężniku. Automatyczne drzwi stacji benzynowej otwierają się i zamykają co chwila. W innym miejscu nie ma cienia.
Na tyłach stacji barierka oddzielająca betonowy placyk od przepaści. W dole sztuczny zbiornik otoczony wzniesieniami.

(https://www.tdm.pl/media/files/9cd5ee4822525c60f8ad00fc665a977e.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/32369f48045c5a6b58611eeb05397106.jpg)

Dalsza droga to same niewiadome. Nie wiadomo czy jechać, czy zatrzymywać się co chwila, żeby podziwiać surową przyrodę albo konsekwencję ingerencji człowieka w majestat gór.

(https://www.tdm.pl/media/files/a9947c0cf149c812a270b6e5886decc0.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/2bd1b91ff77d5db6615c2602ae404b4c.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/96bd1b57d1d1ba80fca1d516c724b514.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/7a7ffdb1f0f93b24516e489650fc9c71.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/268ad9db8c33c954c67e91fd906627fb.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/02e650dc150cb5571d128c4d379191e3.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/7bbfb2b4fc13e06bc359598de7f8020f.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/94592a18ab957ee92eb3f88c6f8e623a.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/692f091250f9e1734b2a0c378dac4ebc.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/723c00ef8a91a3de77860aea8b014c44.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/d1cd207e3b44bef57b9f7e02386783e0.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/4492979f9cc4faf772d5a3411f91cc71.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/3ee102e9525b6295635ae09c507486d5.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/76e7d268a4336a2aeb555838d3481444.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f152ee6d29707cb71ba25068a564bd28.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/cf5e742cf4f5b9ca331d53041c25b8a3.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/146061ff300b18903138d4358c95c1d4.jpg)

Im jesteśmy wyżej, tym bardziej zalew ściskany jest przez góry. W końcu zostaje wąska rzeka w kanionie.
Tony wody uwięzione w skalnym korycie, wściekle przewalają się przez głazy. Huk rzeki w kolorze kawy z mlekiem zagłusza nawet silnik motocykla.

(https://www.tdm.pl/media/files/235a4c83966ce88e1a0505b8417021a5.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/39cb4250d1a6da8f0260cbb9ce81e040.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/bee547824c1c2714b6a0c60d9d368abe.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/def94bafde2a9a0fcab1cabfc95dd658.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/7141fd8e9cb99a45e3bacb5194f3ac13.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/600f1dfe7e16c90a400d0af7283c24de.jpg)

Kilka kilometrów dalej i nieco wyżej, wypłukany muł spływający razem z roztopionym śniegiem z wysokich gór, niechętnie miesza się z właściwą rzeką.

(https://www.tdm.pl/media/files/2c3f7273755897c59e99ea2253bdc33d.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/cc9aa57e337ccf4649afa7c5e02a944f.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/60a7d3d2163113bc2be31654b724c50c.jpg)


***

Szerokie łuki, ciasne serpentyny, pustkowia i wioski, nie pozwalają się nudzić. Od momentu jak odbiliśmy na południe w Hope, jeszcze nie jechaliśmy w dół.
Teraz dopiero czuć, że upał zelżał. Widać dokąd wiosna sięga swoim ciepłym tchnieniem. Powyżej tej wyimaginowanej linii zalega stary śnieg, porzucony przez odchodzącą zimę.

(https://www.tdm.pl/media/files/25da9464f4053fca5f5e66593d7b5119.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/6480890c939ead1134ac587673c98fe9.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/c3cd500ba81461d17664f6da6d8f1b85.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/33942b1e360067948e0a2f3eb65b8186.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/8a8f648286f120f40d0ea3d31d43876c.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/14c3000c69cb4ba8860d8fb911c9a737.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/fdbda2605b85446b5ced40eabfa51293.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/6a1ea2c3805505b6a13b7878c3f600e7.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/4ffacbb1444612750b99b2ef9ae707bf.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/3022844c62c5f8efee0f61c87d644342.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/117ac47001cb7a41d366e0e95c1a2444.jpg)

Cieśninie, czy może głód, albo lekkie odwodnienie, na chwilę porozłączały nam synapsy.
Głupawka powinna znaleźć się w leksykonie chorób o podłożu psychicznym. Właśnie mamy atak. Durny śmiech do łez niesie się daleko, daleko. Młodszy zwija się ze śmiechu, aż utrzymać pionu nie może. Ja oparty o śnieżną ścianę utrzymać się mogę, ale za to czuję, jak siada mi psychika. Żaden oczywiście nie wie z jakiego powodu ten atak.
Nagły, niekontrolowany impuls. Z tego śmiechu przyrżnąłem z całej siły w ścianę za mną. Na moje nieszczęście był mocno ubity i ledwo się poddał. Na ułamek sekundy odcięło mi wizję.
Niezbadane są śniegi Gór Kaçkar… Tak jak niezbadane są ścieżki ewolucji...  :deadbandit:
Jeszcze kilka zdjęć i ruszamy. Za 200 metrów stop. Zza góry przy której tak świetnie się bawiliśmy, wypływa na nas sina chmura. Natychmiast zrobiło się zimno, wietrznie i mokro. Trzeba się doubrać.

(https://www.tdm.pl/media/files/5e1f7a6d98929b007e6ca4442f4fb740.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/a4d2a3a8f17c96fdc95eca7cf1e245f2.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/9ef01f058a9636db22ff337a3a83cc70.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/cbcf762e91ec4c0e49ef7e448ade7a4a.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/65d10e824812663bde832b3d39d7666c.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/7bc6d6b49161f9690e68abe7de824c55.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/6154d77647fbd0a0ac4bae77edd6abb7.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/960f21b2234f2194af732a9b9601aeb3.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f6196bd780b3ca7bccf512f1b17a272f.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f92a554a9724ac015cd7ed6345b0756b.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/cf7b25b63ff48e84eb53fa0774039df2.jpg)

Na przełęcz Çam (Çam Geçidi)* wjeżdżamy jak do innego świata. Po słońcu zostało wspomnienie. Śnieg z deszczem, nisko zawieszone, szaro-bure chmury i silny wiatr na otwartej przestrzeni. GPS pokazuje ponad 2400 m npm, a temperatura obniżyła się znacznie poniżej komfortowej. Stawiam, że jest jakieś 5 stopni.
Czasem wiatr napędza taką ilość chmur, że robi się niemal jak w nocy. Dookoła leje a wody opadają na pola i wioski. Czasem któraś z komórek potężnie rozbłyśnie piorunem. Gwałtowność tego procesu przyprawia o ciarki a jego bliskość i ogrom chmur, mimo wszystko o zachwyt.

(https://www.tdm.pl/media/files/8c4c680f777440589e674ac3a92e3d65.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f54d3de020c4da6540672f1db1e91eb5.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/bff51cdb799ee6c0542174380642538e.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/335812bfc2edf2470815ddbc1e341dba.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/03903bf9a7c78cd7efc29a002c627d47.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/1e1a6595b634c5053c1892e36474fd6b.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/4bd98acfcaf3a2bc3f7119d7f17f20eb.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/ef3777ac13c0a218b7b2925d01a70c62.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/67eda974bf3195f78a5a13fe5117bb3a.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/60028edb2e90660c496e43691d8d1be4.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/3f39e2148a680f3d4c90dac163b3c532.jpg)

Jechaliśmy w górę, teraz będziemy zjeżdżać w dół. Na naszej drodze miasto Ardahan. Tutaj wyszukaliśmy bankomat, bo Młodszemu kończy się gotówka i jadłodajnie z kebabem, bo jesteśmy głodni. Jemy przy ulicy, kiedy zaczepia nas młody, chuderlawy Szwajcar. Po krótkiej rozmowie okazało się, że przyjechał tu ze swojego kraju… rowerem. Biorąc pod uwagę nachylenie podjazdów i trudne warunki… Poziom dzielności 10/10. Podziwiam ludzi, dla których nie ma przeszkód, a idea i jej spełnienie jest świętością.
Do granicy zostało około 90 kilometrów. Możemy nie dojechać przed zmrokiem. Nie dojedziemy na pewno. Z drugiej strony za wcześnie na szukanie noclegu.

(https://www.tdm.pl/media/files/2c7445480e8f40ff6303bedba5171992.jpg)

Za Ardahan, znowu się wspinamy. Wioski wyglądają na coraz biedniejsze a budynki stare i zaniedbane. Są też miejsca wyglądające na koczowiska. Namioty z plandeki albo grubej folii. Wokół koczowisk, pełno niewiadomego pochodzenia gratów w bezładzie.

(https://www.tdm.pl/media/files/bfa7bb7e356ddbdb8b11f407f531ee1e.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/b7144abca3600dcd5d18814a272b191d.jpg)


***

Do zachodu słońca za horyzont jeszcze półtorej godziny. Za chwilę opadnie za ośnieżone szczyty. Lodowaty wiatr smaga policzki. Ciężkie chmury tuż nad głową przewalają się, ciskając deszczem to znów śniegiem kłującym jak szpilki. Zdrętwiałą dłonią ledwo wyczuwam aparat i spust migawki.
Świst wichru zawodzi złowrogą nutą. Trzeba by krzyczeć, żeby coś powiedzieć. Dwóch facetów patrzy jak odległa, nieogrzewająca już gwiazda gaśnie, oddając tę część świata we władanie nocy. Zimno przenika pod kurtkę, kłuje w uszy, szkli oczy. Wiatr napierając nieregularnie, powoduje, że kiwamy się w rytm mroźnych podmuchów. Tylko my jesteśmy dowodem na istnienie wichru.
Krwawy zafarb światła rozlewa się po śniegu. Obraz nabrał ponurego życia, fantazyjnych form, dramatycznych kształtów.

(https://www.tdm.pl/media/files/38cf49fcb5dec61ae96592cdb6ffe4e3.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/3dd7bef4d6f4c9f939074aa4878537b0.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/6ee68a14bac61b1b98f07bca2e41c62f.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/015ea49f72dee4dc2a6a907d464c9c33.jpg)


***

Asfalt, choć marny i dziurawy lepiej kiedy jest. Remontowana droga, tam gdzie asfaltu już nie ma, powoduje, że trudno jest utrzymać kierunek na wprost na wzdłużnych, drobnych koleinach.

Na dnie doliny majaczą światła miasteczka. Zjeżdżamy serpentynami, a drogę oświetlają już tylko reflektory motocykli. Pod górę wdrapują się załadowane ciężarówki. Trzeba uważać, żeby nie być w zakręcie jednocześnie, bo się nie zmieścimy. Ostatnią prostą łagodnie zjeżdżamy do Posof. Nie od razu jednak mogliśmy poszukać noclegu. Z ciemności pobocza wyłania się sylwetka żołnierza. Teraz lepiej widać. Wyszedł z budki wartowniczej. Zatrzymuje nas machaniem latarki. Żołnierzy jest więcej, tylko są pochowani za workami z piaskiem. Zza jednej z prowizorycznych fortyfikacji wystaje lufa karabinu maszynowego. Może przypadkiem, może nie, teraz celuje prosto w nas. Tuż za posterunkiem dwa wozy bojowe i jedna terenówka. Skąd, dokąd, po co, dlaczego, gdzie dokumenty itd. Standardowe pytania. Turystów puszczają. Kiedy dokumenty wróciły z kontroli, możemy jechać dalej. Z łoskotem łańcuch opada na asfalt. Nie widziałem go wcześniej.

Wiem, gdzie jest otel. Dlatego tak pewnie jechaliśmy do Posof. Skręcamy w prawo i łagodny łuk prowadzi nas prosto na miejsce. Pewnie wjeżdżamy przez otwartą bramę i szlaban. Jesteśmy w połowie drogi do drzwi recepcji a tu jakiś ruch. Nagle mocne światło oświetliło cały plac. Trzech żołnierzy biegnie do nas, zdejmując broń z ramion. Nie celują. Zatrzymujemy się. Wszystko mówi się po turecku. Nic nie rozumiem. Teraz uświadamiam sobie, że w oknach otelu ciemno. Przyszedł ktoś starszy stopniem. Zna angielski.

- Wtargnęliśmy na teren jednostki wojskowej — tłumaczy Młodszy.

- Jakiej jednostki? To otel.

Okazało się, że otelem był. Teraz to koszary. Nieporozumienie. Ów dowódca cierpliwie wytłumaczył, gdzie jest inny otel. Przeprosiliśmy za wtargnięcie, chociaż każdy by wtargnął, mając pewność dokąd jedzie.

Latarnie działają, ale nie wszystkie. Poza tym chyba obowiązuje tu coś w rodzaju godziny policyjnej. Na ulicach ani żywej duszy, oprócz jeszcze jednego patrolu. Żołnierze zatrzymali nas tylko na chwilę. W końcu turyści jadą do otelu. W budynkach ciemno. Jeśli gdzieś się świeci to widać to tylko przez szpary zaciemnionych okien.

Bez trudu trafiliśmy we wskazane miejsce.
W dolinie nie wieje i przestało padać. Jestem pewien, że jutro będziemy w Gruzji.

(https://www.tdm.pl/media/files/0d9cd8682e3d7b420b92ddc2cc223e06.jpg)

Mapy

(https://www.tdm.pl/media/files/fa2885a0011834211ece20827770c19c.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/c804147b9226b00512e8c50dcd2a1356.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/2a5d1bb581b021f9509e1ba6f0fce461.jpg)

CF

* Çam Geçidi — jedna z najwyżej położonych utwardzonych dróg w Turcji.
Tytuł: Odp: O gościnności, dróg sekrecie i najgorętszym miejscu na świecie.
Wiadomość wysłana przez: CeloFan w Luty 21, 2021, 21:00:37
 :deadtop4:

13 dzień. 2 maja.

Turcja (Posof) – Gruzja (Akhaltsikhe)

96434–96472
38 km.

Rano, Posof ożyło. Sklepy otwarte, jeżdżą samochody, dzieciaki kręcą się po ulicy. Słychać rozmowy. Nie ma śladu po wczorajszym, ponurym, zaciemnionym miasteczku. Może oprócz często przejeżdżających radiowozów. Młodszy tak zapakował bagaż, że zapomniał o nadmiarze taśm.

(https://www.tdm.pl/media/files/20b75facb29bc819eee396950105676c.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/2f96f7b1f548dcc1b909316e10c61b19.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/375b65bbb6e39d2aead7a8cac20ac6cd.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/360257f3a47f669a01c8b487fc4d0319.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/a2bbb5108d902fb9f848883b222dd5cb.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/95444350dc28a1d4d06f914b6d5ddaf0.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/e6d566551d72cf8e6dcdf3ec18a3a3a6.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/5f4f2aa3c5f815aada7d7a05cd524a4c.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/3a870d7780741daf63ea00b40ea840c5.jpg)


Granica w Türkgözü* już otwarta, czyli jest po dziewiątej. Po tureckiej stronie jak zwykle biurokracja i inwigilacja. Celnicy przeszukują autobusy, osobówki i bagaż. Zadają pytania. Dużo pytań. Byłem przygotowany na rewizję, ale nam idzie jakoś łatwiej. Kontrola przed szlabanem, kontrola tuż za nim. Teraz trzeba podjechać do budynku. W środku trzy okienka i krótkie kolejki. Nas interesują dwie. Na koniec kontrola kontroli. Celnik oddaje nam dokumenty i jesteśmy na ziemi niczyjej. Ziemia niczyja ma tutaj sto metrów szerokości. Wszystko trwało 10 może 15 minut.

(https://www.tdm.pl/media/files/f04de86e48170118489c13c881426058.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/7128c99ada08c73b2b3282ab67a869a4.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/5ae1db259175040f121f20b1d6bc3d0c.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/be9ec9c2ab776aa5da744cf3df9438f6.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/38c34792270038f3f52628ce03907b6c.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/b9ce14cd3a44e6907c1b4be401ff0611.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/fafdf3f58965594a233bb0c62e5b5012.jpg)


Nie zsiadając z motocykla, podaję dokumenty gruzińskiemu celnikowi.
- Gruzja to formalność - myślę.
Tym razem jednak coś nie zadziałało i zsiąść muszę. Młodszy zresztą tak samo. Celnik pyta, skąd jesteśmy, mimo że ma paszporty w ręku. Skąd jedziemy, dokąd jedziemy, Dlaczego tędy. Pojawił się drugi urzędnik i zaczęli rozprawiać nad dokumentacją. W końcu jeden bierze smartfon i fotografuje paszporty. Chyba chce zdjęcia przesłać komuś. Nie mogą gdzieś się dodzwonić.
- Wszystko w porządku, ale musicie poczekać – zapewnia jeden z nich.
Przestawiamy motocykle pod ścianę budynku, siadamy na krawężniku i czekamy.
Chyba dla oka, zjawia się celnik w cywilu. Pyta, czy mamy leki. Rozpakowujemy tak skrzętnie pakowany bagaż. Ten przebiera, ogląda, czyta, wącha, otwiera i zamyka opakowania od proszków przeciwbólowych, spirytus salicylowy, wodę utlenioną, płyn fizjologiczny do przemywania oczu i co tam jeszcze było. To samo u Młodszego. Pogadał, pogadał i poszedł.
Jest duszno. Wilgoć wczorajszych opadów teraz podnosi się z ziemi i nasącza powietrze jak gąbkę. Samochody podjeżdżają i odjeżdżają. Zatrzymywane do wyjątkowo dokładnej kontroli są tylko te na numerach irańskich. Raz podjechał pusty autobus. W ścianie budynku duże okna. Obserwujemy, jak wszyscy pasażerowie są przeszukiwani, a ich bagaż wyjęty z autokaru, przejeżdża przez urządzenie do prześwietlania. To samo z kierowcą osobówki. Przeglądanie bagażu, rewizja osobista kieszeni, grzebanie w schowkach i w miejscach mogących służyć za schowki. Po kilku minutach auto puste a obok auta mała hałda różności z kołem zapasowym i narzędziami włącznie.
Wiedząc, że dziś przejedziemy całe 40 kilometrów, nie zabraliśmy ze sobą nawet wody. Minęło tyle czasu i siedzenia w tej saunie, że chyba pora zapytać o powód naszego tu tkwienia. Celnik z okienka na to: Proszę czekać. W porządku. Nie trzeba pokazywać po sobie zniecierpliwienia. Szczególnie na granicy.
Po tym pytaniu celnik chyba po prostu przypomniał sobie o nas. Zadzwonił i za chwilę pojawił się pracownik w cywilu. Ten sam, który sprawdzał leki. Odebrał dokumenty z budki i oddając je, życzył nam szerokiej drogi. Po prostu. Nigdy nie dowiemy się, dlaczego nas przetrzymano. Uznaliśmy, że to przez złowrogo brzmiące tu nazwisko i na dodatek to samo nazwisko :)
Pół kilometra za granicą stacja benzynowa. Młodszy tankuje, a ja wymieniam pozostałość tureckich Lirów na Gruzińskie Lari.

(https://www.tdm.pl/media/files/b8679c9951ab21f646c8651e51e8d289.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/d0732ecdbc83e94ba3e681f1ceec4b65.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/8a1a3e6b4f08b35baedb9bfe915eb8d4.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/1de406142fb45128e62889c60ea8e5bd.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/5d6e5398aa1238427dc884892a9b9f64.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/6711db5227adbd9a9bc94ef7eed5386a.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/aed06d3e45ad888bfce78eb6e2f2dfed.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/b6e22d36ed3670f91f1b9ea8728c6d07.jpg)

W miasteczku o bardzo trudnej nazwie Akhaltsikhe znaleźliśmy hotel. Tu zostawiamy motocykle i idziemy szukać chinkali.

(https://www.tdm.pl/media/files/e19dbc3864bb4bdee011a82a6195eb9d.jpg)

Tak powinienem napisać. Zanim jednak wyszliśmy, zdemolowałem nasz dwupokojowy apartament :) Ubierając się, dla wygody, oparłem się o ścianę.
Nagle ściana poruszyła się i z hukiem przewróciła. Nawet nie na podłogę. To nie ściana. To wielka szafa, której część wystawała za framugę drzwi. Jej góra zawisła nad wykładziną, wrzynając się w gipsowo-kartonową ścianę naprzeciw. Remont i sprzątanie potrwały ze dwadzieścia minut. To nie pierwszy lot szafy. Na ścianie jest więcej szram od szafociosów.

(https://www.tdm.pl/media/files/56db95a4c4824b1fb1cd954ccef45591.jpg)

Jutro Młodszy ma urodziny, które uczci dzisiaj. Gruzińskie pierogi z mięsem i rosołem w środku, zwane tu chinkali mają zastąpić tort.

(https://www.tdm.pl/media/files/7c50166eb9e01b22fc3b9fddc6c4b766.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/1d5d823a5a39062a628d6e8ff5f777e8.jpg)

W swojsko wyglądającej knajpie jemy przysmaki kuchni gruzińskiej. Młodszy koniecznie chciał spróbować tutejszego alkoholu. Za chwilę na stole lądują dwie małe szklaneczki bimbru, bo całej butelki odmówiliśmy. Cóż… Zdjęcia mówią same za siebie. Myślę, że tak może smakować paliwo lotnicze albo destylowany mazut. Dla pewności zamówiliśmy to samo tylko inny gatunek. Nic się nie zmieniło. Tak samo pali przełyk, wykrzywia twarz w grymas i smaku innego niż poprzedni nie ma. Nie mam pojęcia, jak można się alkoholizować częściej niż sporadycznie. Nie wiem, po co w ogóle... Niech dowodem na zły wpływ różnych rtunków będzie fakt, że Młodszy nie mógł przypomnieć sobie, ile jutro skończy lat  :deadbandit:

(https://www.tdm.pl/media/files/1fcb789b2e3101bc5b6e6a6f4696a89e.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/e38139a4ffe769affb4bbfe2dccce0a0.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/6e143cddaee65c178d0405d93c97e7fd.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/905894f91067aadc9576c0f42d73f864.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/39090c41ab46148a3417d8173a5dcdab.jpg)

Wyszliśmy z baru akurat, kiedy burza straciła na sile. Nawet jej nie zauważyliśmy, będąc w środku.
Po drodze do hotelu młodszy zaopatrzył się w dwie pamiątki, bo jutro wraca do domu. Te pamiątki to... dwa wina.

(https://www.tdm.pl/media/files/d686336e014579f2ff2f061c7d0744ab.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/840969d2ac81413b0c356ee431eb971b.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/358e5ab62968203d8e99d1612cbe3a5b.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/06d4479203cc090f45af08e2d8587144.jpg)

Mapy

(https://www.tdm.pl/media/files/118b08db9134aa845641235643cfca32.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/83421a8f8ee021f83dd389e214db213b.jpg)

CF

*Teraz, kiedy to piszę, granica w Türkgözü, otwarta jest całodobowo.
Tytuł: Odp: O gościnności, dróg sekrecie i najgorętszym miejscu na świecie.
Wiadomość wysłana przez: CeloFan w Luty 24, 2021, 20:52:09
 :deadtop4:

14 dzień. 3 maja.
Gruzja - Armenia

 
96472–96942
466 km

Siąpi. W Polsce jest 5:30. Tutaj dwie godziny później. Stoimy we dwóch przed hotelem, żeby zrobić ostatnie wspólne zdjęcie.
Dziś Młodszy kończy 22 lata i dziś zaczyna się jego powrót do Polski. Zbytnio się nie martwię. Pewne doświadczenie ma, bo i rowerem przejechał dookoła Grecji, sypiając gdzie popadnie i stopem do Stambułu dojechał, kiedy się tam umówiliśmy. Najlepsze jest to, że wtedy tak się zsynchronizowaliśmy, że różnica w przybyciu na miejsce spotkania wyniosła raptem 2 godziny. Później jeszcze wywiozłem go w dogodne do stopowania miejsce.

(https://www.tdm.pl/media/files/82df80751a282309d89515a37b110ba0.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/d6a68dc1869232c35645791aeb6eb7d7.jpg)

Jak tak patrzę na niego… Co robiłem, mając 22 lata? Gdzie byłem? Chyba kończyłem służbę wojskową. Może wyszedłem już i szukałem pracy? To znaczy, że robiłem to, co większość i marzyłem jak większość o tym, co większość. O bezsensownych rzeczach, które nie wnoszą nic konkretnego do życia.
Młodszy udowodnił na tym wyjeździe, że można na nim polegać, jest odporny na stres i mimo pozorów beztroski, ma na czym czapkę nosić.
Zazdroszczę mu beztroski. Nigdy nie złapał kapcia i nie miał awarii motocykla, nie licząc przepalonej żarówki. Przez to narzędzia ma schowane w najciemniejszy kąt bagażu, bo przecież się nie przydadzą. Zazdroszczę beztroski podróżowania :)

(https://www.tdm.pl/media/files/4bad930c34e55fde3ea04cb003e2f71d.jpg)

W centrum Achalciche sklep. Młodszy kupił tu śniadanie. Rozmawiamy, kryjąc się przed deszczem pod zadaszeniem stacji benzynowej. Udzielam wskazówek, ostrzegam, przewiduję i doradzam. Czy to potrzebne? Nie wiem. Młodszy udaje, że słucha a ja udaję, że się nie przejmuję jego powrotem.

(https://www.tdm.pl/media/files/71f9279a30fb2341c88bc4c1198c1741.jpg)

Ostatnie namaszczenie i ruszamy.

(https://www.tdm.pl/media/files/a519b4c40d403fe195788c53fd45534b.jpg)

Rozstajemy się na dobre na głównym rondzie miasteczka. Młodszy jedzie w kierunku granicy z Turcją, ja w stronę granicy z Armenią.

(https://www.tdm.pl/media/files/1a515c15c5575e7f62ccbb5669520390.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/81a3eab3498b72e4d570284f782480ec.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/13d718a287d8da876ab476669a6b7a15.jpg)


***

Kręta droga wycięta w skałach wzdłuż rzeki. Jest chłodno a deszcz popaduje. Chyba że słońce wyjrzy zza chmur. Wtedy natychmiast robi się parno.
Mimo nierównego asfaltu jedzie się doskonale. Soczysto-zielona trawa porasta łagodne wzgórza, na których pasą się krowy, czasem owce. Gdzieniegdzie leżą kamienie na drodze. Nie wiem, czy to po zimie, czy od lekkiego trzęsienia ziemi, o które tu łatwo, czy może erozja zrobiła swoje. Na kamienie trzeba uważać.

(https://www.tdm.pl/media/files/d0a86f87fbf2545dee11ee6fd120d109.jpg)

Droga wije się wzdłuż rzeki Kury, aż do twierdzy Chertwisi. Tam droga i Kura rozstają się. Koryto prowadzi swoje wody dalej na południe, a przy drodze którą jadę, zostaje Parawani, mniejsza, ale równie rwąca wiosną, siostra Kury.

(https://www.tdm.pl/media/files/31b0caa1746c0e0580dd389955b9c9c2.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/37cdbedf6c91cc5763428ec47d73c1e6.jpg)

Deszcz nabiera na sile. Jest zimny i kiedy nie ma asfaltu, robi dużo zamieszania. To znaczy mam kłopot z utrzymaniem motocykla w pionie.
Miałem jechać do granicy Gruzińsko – Armeńskiej, ale mimo GPS… Zorientowałem się, że zabłądziłem i jestem 15 kilometrów przed małą granicą z Turcją, w pobliżu jeziora Khozapini. Muszę założyć przeciwdeszczówki. Zatrzymałem się i… Domy są, droga też. Nie ma tylko ludzi i nie szczekają psy. Nie jeżdżą samochody. Dziwnie tu jakoś, nienaturalnie. Silny wiatr chce zabrać kurtkę, a deszcz zaraz zamieni się w grad albo śnieg. A przed chwilą widziałem i samochody i ludzi.

(https://www.tdm.pl/media/files/c0575f46277b25154b2815e155bcaf60.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/e73663ef53a43af54d072983cea20752.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/b20dafd39cc6a22b3d146a2f0708edd9.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/49a9b8019187c1b0a40a5e9a821caa37.jpg)

Pogoda zmienia się nadzwyczaj szybko. W drodze powrotnej do Achalkalaki w jedną chwilę chmury rozwiały się, zniknęły niemal wszystkie, zalewając szaroburą okolicę słońcem. Tylko deszcz nie przestaje padać. Tak. Słońce i deszcz jednocześnie. Mimo to mogę wyjąć aparat. Nie trwa to jednak długo.

(https://www.tdm.pl/media/files/754fb32fdcc074b3324c39c686f70c52.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/4123600567316832ae6a90a70e7ee00c.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/6b0f62c5f415566da38fec7d1c128f5e.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/6ded17fc65492bf33969c10e7945d8f2.jpg)

***

Kto przekraczał granicę Zhdanovakan - Bavra, ten wie, że ostatnią rzeczą, jaką zobaczy w Gruzji, jest jezioro Madatapa. W słońcu jest o wiele więcej do zobaczenia.

(https://www.tdm.pl/media/files/b83aed38bcbf4e83aa943255870efb92.jpg)

Teraz trzeba ominąć nowy, jeszcze nieskończony budynek terminalu.

(https://www.tdm.pl/media/files/a7929133fa00dc6ae95a1e7e871fc14b.jpg)

Kiedy się dojedzie, strona gruzińska to formalność i za chwilę jestem w strefie neutralnej.

(https://www.tdm.pl/media/files/ff4284e4c449ec5612b4123eb263723f.jpg)

Znów nieczynny, czekający na dokończenie budynek.

(https://www.tdm.pl/media/files/bd6d6f4fa96769ec18e8bd026433dd34.jpg)

Jak to na budowie bywa, droga jest wyboista i ma dziury, za to nie ma asfaltu. W zasadzie to jedno wielkie bajoro, błoto i koleiny. Żadna to trudność, chyba że dziury są niewiadomej głębokości i zalane są po brzegi wodą.
Chcąc ominąć wielkich rozmiarów rów z błotem, muszę przejechać jego krawędzią. Jak po grobli. Po drugiej stronie grzęzawisko. Z wrażenia dodaję za mało gazu, motocykl gaśnie i… Ruszę albo runę, bo tylne koło już się ześlizguje, a ja utrzymuję równowagę palcami jednego buta i chyba siłą woli. Jak się przewrócę to w tej brei na pewno utopię wszystko, co mam.
Ruszyłem, ale koło i tak zsuwa się w dół. Strach ma wielkie oczy. Kałuża zabrała mi motocykl do wysokości osi koła, ale na dnie twardo.

Dalej już łatwo. Trochę mokrego piachu, trochę błota, koleiny. Wyprzedziłem nawet TIR-a, po rozsypanym grubym żwirze, który właśnie ruszył. Jeszcze ominąć opuszczony albo może niedokończony budynek i po długiej prostej i kleistej drodze, docieram pod dach terminalu armeńskich pograniczników.

(https://www.tdm.pl/media/files/f48d231f391c9c2790a2b84826c169e9.jpg)

Ale to łatwe! Prosi o paszport. Oddaje paszport. Odbieram paszport. Drugie okienko to samo, plus dokumenty motocykla. Gotowe. Gdzie te wszystkie zawiłości? Gdzie biurokracja?
Ano jest. Pod dachem celnicy sprawdzili tylko, czy mam dokumenty i czy warto, żebym pojechał dalej do ścieżki zdrowia.

(https://www.tdm.pl/media/files/efd3523f3ee0c64a0345e1ae7d627384.jpg)

Ścieżka zdrowia.
Dwieście metrów dalej szlaban. Wychodzi z budki mundurowy. Mam odstawić motocykl na bok. Żeby wjechać do Armenii, potrzebny jest wremiennyj wwoz. Według mojej wiedzy to jednorazowe zezwolenie na czasową odprawę celną środka transportu. Ważna rzecz.

(https://www.tdm.pl/media/files/8d4024400abd4d4d5fedc68d791cf105.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/ecaf97c87b5439975e33481f04f00828.jpg)

Celnik zabiera dokumenty i zamyka swoje okienko. Stoję tak jakieś 20 minut, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Zorientował się chyba, bo po drugim pukaniu otworzył, wręczył mi kartkę i każe iść do budynku po drugiej stronie drogi. Tam jest bank.

(https://www.tdm.pl/media/files/843a6eecadbc1a2870aeb5c9b47df752.jpg)

Bank to mały pokoik w korytarzu. W pokoiku przy drewnianym stole siedzi mężczyzna w cywilu. Na ścianach wiszą kartki, fiszki, karteluszki, tabele, zegar elektroniczny. Wisi też tablica z aktualnymi kursami walut i nie ma miejsca na nic więcej. Czyli to banko-kantor. Obok bankiera w swetrze kopiarka, a przed nim archaiczny monitor komputera. Z tyłu w kącie niewielka szafa pancerna. W powietrzu unosi się ciężki, papierosowy dym. Popielniczki nie zauważyłem nigdzie.
Bankier z namaszczeniem wymienia moje 10 dolarów na Dramy. Z tej sumy zabiera równowartość 8 Dolarów i resztę oddaje. Wpisuje naszą transakcję do formularza i do swojego notesu. Z formularzem idę do okienka w tym samym korytarzu. Tutaj urzędnik potwierdza wpłatę. Z potwierdzonym potwierdzeniem idę do jeszcze jednego okienka i tam dostaję pieczątkę największą. Stąd mam iść tam, gdzie zacząłem moją przygodę z wremiennym wwozem.

Mam świadomość, że mundurowy widzi, że się pojawiłem, więc już nie pukam, bo może zajęty jest zawiłymi procedurami innego przypadku. Za kilka minut wyręczył mnie kierowca osobówki, który robił to samo przede mną. Podszedł i bezpardonowo łomocze w okno. Okno otwarte. Celnik wcale nie był zły na to walenie. Przyjął mój formularz i waliciela jednocześnie. Załatwione.

(https://www.tdm.pl/media/files/70c0839c7c8534fb5dd764397b91f2eb.jpg)

Teraz mam przejechać za szlaban i przejść kontrolę bagażu. Tutaj trzeba swoje odczekać, aż ktoś przyjdzie. Mogę czekać. Deszcz przestał padać i wyszło słońce. Zrobiło się parno.
Bagażu nikomu nie chce się kontrolować na szczęście. Nie, żebym miał coś przeciwko. Po prostu wszędzie błoto. Celnik sprawdza tylko moją kartkę za 8 Dolarów i pokazuje, że mogę jechać. Odjeżdżam nie za daleko. Na poboczach drogi stoją budki z agentami ubezpieczeniowymi. W Armenii trzeba mieć ormiańskie ubezpieczenie pojazdu, a zieloną kartę można schować głęboko, bo tu się nie przyda.

(https://www.tdm.pl/media/files/7ead949bce2b0065c8d96dd60bc023ae.jpg)

W środku jak w piekle. Grzejnik rozkręcony maksymalnie. Do tego blaszak rozgrzewa się od słońca. Młody chłopak w szaliku i swetrze z chustką przy nosie. Kicha, prycha i kaszle. Mimo to zaprasza do środka. Muszę pozdejmować z siebie trochę ciuchów, bo gorąc dociera już przez wszystkie warstwy. Chłopak proponuje herbatę i ciastka. Nie wypada odmówić, choć chcę już jechać, jechać, jechać. Tak więc on wypełnia, a ja czekam. W międzyczasie rozmawiamy. Najkrótszy czas ubezpieczenia to 10 dni. Kosztuje 13 Dolarów.
Przedostanie się do Armenii, zajęło mi około dwóch godzin w czasie, kiedy na granicy panował mały ruch. Gdyby była kolejka, pewnie zdążyłbym zgłodnieć a może i wyspać się :)
Nagrodą za czekanie jest górzysta kraina, która swoje drogi prowadzi wśród dziewiczych gór w surowym klimacie wyżyn. Warto było czekać.

(https://www.tdm.pl/media/files/881ae902c6aa503b64da15978a48760f.jpg)


***

Droga wspina się, to znów opada wśród łagodnych wzniesień usłanych łąkami. Śniegu już prawie nie widać.
Słońce suszy drogę. Jest ciepło. Armenia pokazuje łagodne oblicze słonecznej krainy.

(https://www.tdm.pl/media/files/4d00ce90e5303e023b93086af352c1c8.jpg)

Ujechałem tak może dwadzieścia kilometrów, kiedy Armenia zmieniła swoje oblicze i z całą mocą okazała swoją gwałtowność. Sino-czarna ściana chmury burzowej nakryła ziemię swoim ciężarem. Znów zerwał się wicher. Strugi deszczu natychmiast zalały drogę. Nie ma mowy, żebym zdążył założyć przeciwdeszczówki. W jedną chwilę jestem cały mokry. Pioruny, jeden za drugim, rozświetlają na ułamki sekund zalany wodą świat. Każdy grzmot dudni jeszcze chwilę w uszach. Woda nie nadąża spływać z jezdni i w tę wodę zaczynają walić kawałki lodu. Grad. Uderza w kask w szybę kasku, w szybę motocykla. Rozbryzguje się na asfalcie i tworzy spływającą kaszę. W rozbłyskach piorunów droga wygląda, jakby woda się gotowała na niej. Motocykl to nie puszka Faradaya jak samochód. Rozsądek podpowiada, żeby gdzieś się schować. Żeby uciekać.
Mała stacja benzynowa to jedyne cywilizowane miejsce na pustkowiu. Chowam się na myjni ręcznej pod daszkiem. Chłopak z obsługi woła mnie do budki z kasą. Odmawiam uprzejmie. Mimo że daszek jest z blachy falistej i grad robi potworny hałas, mimo że przemoknięty dygoczę z zimna, zjawisko jest wręcz hipnotyzujące. Takie burze nie są codziennością. Nie tam gdzie mieszkam. O aparacie przypomniałem sobie pod koniec przedstawienia.
Kilkanaście minut później, kiedy po Armagedonie został tylko deszcz, mogłem odjechać ze stacji. Kilometr dalej burzę widziałem już tylko w lusterku. Słońce znowu oświetliło ziemię.

(https://www.tdm.pl/media/files/b29b2f27bfc0b307d5520621bb37a012.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/fdb0e922598c2f754392c66af39c3c6d.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/3380e02c59a03e54022fb3af2669372b.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/d7c9492d8b2e45d668fd50e660416aa5.jpg)

Tytuł: Odp: O gościnności, dróg sekrecie i najgorętszym miejscu na świecie.
Wiadomość wysłana przez: CeloFan w Luty 24, 2021, 20:52:31
***

Przed Erewaniem.
Pusta droga na pustkowiu. Wiem, to taki pleonazm, ale doskonale określa miejsce, które mijam. Połatany, nierówny asfalt wymusza ślimaczą jazdę między przeszkodami, albo taką prędkość, żeby „przepływać” przez wystające placki po wielu naprawach nawierzchni. Zapomniana droga. Sporadycznie tylko wymijam się z miejscowym autem.
Wokół wzgórza. Tu wiosna dopiero zacznie siać życie. Większość łąk jakby dopiero co odkrył stopiony śnieg. Ziemistego koloru połacie, ciągną się w nieskończoność i ani jednego drzewa. Taka jest wyżyna Armeńska. Nieprzewidywalna pogoda, pustkowia bez żywej duszy i niecodzienne dla turysty widoki.
Przyznacie, że można stracić czujność w takich okolicznościach.

(https://www.tdm.pl/media/files/ae157f20008fff6ec2b5bd2083d1f05b.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/09e05c9ad3d90c6cca83821c5f022653.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/a0ce041ff5cb578fc4a8c68e36d8e2a5.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/56dce43cf1cb284d237e930fe65498c8.jpg)

Po serii zakrętów, długa prosta. W oddali widać kształt samochodu. Kiedy jest dość blisko, widzę też migające koguty na dachu. Policja. Tak ma tutaj każdy radiowóz będący w ruchu. Ten jednak oprócz koguta wydaje niecodzienne odgłosy przez megafon. Nie będąc pewnym czy to do mnie, ujechałem jeszcze kilkaset metrów. Dopiero kiedy zobaczyłem w lusterku, że radiowóz zawrócił, zatrzymałem się. Radiowóz stanął za mną. Podszedłem pierwszy.
Przekroczenie prędkości. Radar pokazał 110 km/h. Cóż. Kto nie jeździ, ten nie płaci. Zapłacę — myślę.
Z bagażnika jeden policjant wyjmuje kartkę A4. Na kartce tabela z wypisanymi cenami mandatów za przekroczenie różnych prędkości. U nas nazywamy to taryfikator. Z tabeli wynika, że jestem winien służbiście 90 Dolarów.
Coś mi tu nie pasuje. Kartka jak psu z gardła wyjęta a kwoty w Dolarach i Euro, ale nie w Dramach. No i ani słowa w miejscowym języku pisanym z fantazyjnych zawijasów. No to już wszystko wiem. W Armenii korupcja jest na porządku dziennym. Muszę coś wymyślić, bo mnie oskubią.
Pokazuję palcem moją część tabeli.
- Nie mam pieniędzy – mówię tyle, co umiem po rosyjsku, a resztę po polsku. W ogóle w ten sposób nasza rozmowa się potoczyła. W polsko-rosyjskim.
- Prawo jazdy – głośno wydaje polecenie drugi z policjantów, wyciągając rękę z okna radiowozu. - Prawo jazdy, paszport – poprawia się, kiedy podszedłem.
Udaję, że nie rozumiem. Jeśli dostaną dokument do ręki, jestem zgubiony.
Powtórzył swoją kwestię jeszcze dwukrotnie, zanim niechętnie wyjąłem z saszetki na szyi międzynarodowe prawo jazdy. W sumie to nic niewarta książeczka, służąca do potwierdzenia uprawnień, a nie zastępująca je. Stary wyjadacz wie o tym i z pogardą macha ręką.
- Plastik – upomina.
- Nie mam 90 Dolarów — mówię, ignorując polecenie.
- 50 Dolarów – nieoczekiwanie spuszcza z tonu.
- Nie mam pieniędzy.
- Daj paszport i pojedziemy do bankomatu – odpiera mój argument pomysłowy policjant.
- Karty nie mam. Koledzy są przy granicy z Iranem. Miałem awarię i teraz jadę do nich. Tam mam pieniądze i kartę w osobistym bagażu – odpowiadam. Naciągana historyjka, ale to jedyne co przyszło mi na myśl. Mam nadzieję, że dla nich nie jest na tyle blisko, żeby mnie tam eskortować.
- Dokumenty – Powtarza się ten z samochodu.
Ja swoje. I opowiadam bajkę, jak to dobrzy ludzie armeńskiej krainy, pomagali przy wymianie dętki. Po polsku. Nie musi rozumieć. Wystarczy, że nie ma ciszy i nie może skupić się na nowych pomysłach.
- Dokumenty – Tonem niecierpiącym sprzeciwu powtarza policjant. Widać bajka nie zadziałała.
W końcu to władza. Paszport muszę pokazać. Oddaję paszport i powtarzam swoje.
- Jak wam zapłacę, to nie będę mógł dojechać do kolegów. Nie starczy benzyny.
- 20 Dolarów musisz dać. Jechałeś za szybko – mówi policjant, wertując paszport.
- Poczekaj.
Nie wygram z nimi dwoma. Coś trzeba dać. Idę do motocykla. Z saszetki na szyi, tak, żeby nie widzieli, usuwam większość pieniędzy. Zostało 10 Dolarów i 10 Euro.
Wracam do radiowozu.
- Więcej nie mam. Jak weźmiesz, nie będę miał na jedzenie. – oznajmiam i wręczam temu w radiowozie 10 Dolarów.
- Za mało – mówi, zabierając pieniądze.
- Więcej nie mam.
Drugi policjant gmera coś w bagażniku. Chyba się uda tanio wyłgać. Już na odchodne, rzucam w akcie desperacji po stracie dziesięciodolarówki .
- Masz chleb?
- Co?
- Masz chleb?
Na twarzy policjanta maluje się zdziwienie. Powtarzam jeszcze raz, jak umiem najlepiej po rosyjsku.
- Jaki chleb?
- Teraz nie mam co jeść. Masz chleb? Oddałem wam pieniądze. Nie będę miał co jeść do granicy, a nie wiem, czy moi koledzy tam są jeszcze.
Policjant popatrzył na paszport, na dziesięciodolarówkę, na mnie i… paszport oddał razem z banknotem. Tego się nie spodziewałem.
- Jedź.
Ubieram się niespiesznie, bo słońce znów wyszło i musiałem się w międzyczasie porozbierać. Jeszcze podszedłem raz, żeby naiwnie rozpytać o prędkości, z jakimi można się tu poruszać. Najlepiej 70 do 80 km/h. Tyle się dowiedziałem. Na to podjeżdża jeszcze jeden radiowóz. Teraz już naprawdę czas na mnie. Po co kusić los.

(https://www.tdm.pl/media/files/5b08f9c203cf1499169e7f77608d56b1.jpg)


***

(https://www.tdm.pl/media/files/7a9e9a45c84ccf24f796c6df9f4d8337.jpg)

W Erewaniu powietrze stoi. Jest parno i gorąco. Można się ugotować. Słońce nie świeci tylko piecze i praży nawet przez kurtkę. Chcę zatankować, ale nikt nie chce przyjąć płatności kartą. Zatrzymałem się przy pierwszej budce z jedzeniem. Trafiłem na kebab. W ścianie budynku, przy ulicy bankomat, więc będę miał gotówkę.
Z budki bucha taki żar, że żaden normalny człowiek nie wytrzyma w środku długo. Chłopak uwija się jak w ukropie. Pot wręcz leje się z niego. Pracuje ciężko, od czasu do czasu popijając wodę. Na dłoniach ma przezroczyste rękawiczki z folii. Mała kolejka topnieje i dostaję swoją porcję.
Opowiadam o tym, choć to nic ciekawego, bo to duży kontrast między łapówkarzami z radiowozu a tym ciężko pracującym chłopakiem. Założę się, że nie zarabia w tydzień tyle, ile chcieli ode mnie policjanci na początku… Czy rzeczywiście uczciwość popłaca?

(https://www.tdm.pl/media/files/c5fff7a09eb37601b0107c53a7dfe096.jpg)


***

Wjeżdżam na obwodnicę miasta i na wylotówce tankuję. Chłopak z obsługi chce przytrzymać kask, rękawice, zatankować i podać zimną wodę jednocześnie. Tutaj mogę zapłacić kartą. Gotówka może przydać się później.

(https://www.tdm.pl/media/files/866fda46abbfa30dfc3e09f244d74f1b.jpg)

Droga wylotowa z Erewania z początku prowadzi w kierunku góry Ararat, żeby przed wulkanem skręcić na południe wzdłuż granicy z Turcją. Jest tak monumentalna, że jej imponujące, niedostępne i ośnieżone stoki, towarzyszą mi przez wiele kilometrów. Góra i na jej tle wieżyczki strażnicze pograniczników.

(https://www.tdm.pl/media/files/b0e78857a2dbad622441097b2e655f93.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/0ade2220781118587197773b99da05cb.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/507f048aa29229d223ed462ca5044a64.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/2323e157e2e662d30dade3d51777ec23.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/030e2ac4969d065fd3fb1e8174b2ccbc.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/a2af7c480e1d2ca88c577ca351b34a60.jpg)

Dopiero granica Górskiego Karabachu, powoduje, że droga oddala się od tego fascynującego widoku.

(https://www.tdm.pl/media/files/91991699cfe82ad9babf13939a86d4c4.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/b15a56fa8a4b38dad72e0b9023c4f8e4.jpg)

Nie znaczy to, że dalej jest brzydko. Tu aura zdaje się, jest bardziej łaskawa, bo zieleń jest nasycona, a ze świeżych źdźbeł trawy korzystają owce wypasane tu w dużych ilościach.

(https://www.tdm.pl/media/files/e4bdd2c91b4f134eb19e210678f08ac7.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/a2587800e9766ce0b851b11816fd5f1b.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/86863a060846b6ab0409cee98045d6f8.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/495376592543b9beb61bcdba6697b00b.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/89637da4e786dd6374cbbe8de97d8d7e.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/5a165976f7c2b10b91481d09cb474660.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/b05951fc4e11f464bb4ef8f47ceb4d4c.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/30b4315b896964ceec219ec82b324023.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/cbbf8b318fafa75bcee2015c770a2e42.jpg)

Zmierzch zmusił mnie do poszukania przystanku. W tym rejonie nie jest to trudne. Droga prowadzi przez miejscowości gdzie dość łatwo o nocleg. W pierwszym właściciel chyba Amerykanin zażądał za rozbicie namiotu tyle, że można by pokój w hotelu zamówić. Drugie miejsce wydało się idealne, bo i pokój i prysznic w korytarzu tylko… wody nie ma i nie będzie do jutra. Muszę się odświeżyć. W końcu już niemal po ciemku wjechałem pod górę do hotelu wyglądającego jak wieża warowna. Hotel nazywa się Amrots.

Foto z ranka następnego dnia.
(https://www.tdm.pl/media/files/6ab95b792f2a9d09c01ee9ebebb7807b.jpg)

Tu okazało się, że i łóżko jest i woda bieżąca i cena na moją kieszeń i nawet obsługa ponadprzeciętnie uprzejma.

(https://www.tdm.pl/media/files/6f6864e3e17091c33c089b89bb7d1efd.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/71033061af7af69b5bc3ca9997f41149.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/48ab4f7827a96ceb7f012aa68e8f0d07.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/6dc0f1aa097ecfba6fa7a4b323214307.jpg)

Dzień skończyłem, pisząc notatki przy lampce koniaku ormiańskiego i jednym z cygar, które zabrałem na taką właśnie okazję.

(https://www.tdm.pl/media/files/e9f0b7488565b19a13dff5ad811af191.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/857064d137aeaeef7e6398997bd91e9d.jpg)

P.s. Coś się dzieje z kamerą. Przestała reagować na włącznik i nie mogę nagrywać.

Mapy:

(https://www.tdm.pl/media/files/3f6b4b21e7737b16ad8c2c0897101f93.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/2fd935073b7f7752924edce9dc716f5f.jpg)

CF
Tytuł: Odp: O gościnności, dróg sekrecie i najgorętszym miejscu na świecie.
Wiadomość wysłana przez: CeloFan w Luty 27, 2021, 17:28:35
 :deadtop4:

15 dzień. 4 maja.
Armenia (Wajk) – Iran (Duzal)


96942 – 97200
258 km.


6:30 czasu armeńskiego. Alarm w telefonie natarczywie wibruje w uszach. W Polsce jest 4:30. Jeśli chodzi o wczesne wstawanie, wiadomo, że nie jest łatwo podróżować na wschód. Nie marudzę. Od razu zerwałem się z łóżka. Dziś, jeśli nic nie przytrafi się po drodze, być może dojadę do granicy z Iranem. Jeśli wszystko zadziała jak trzeba, może nawet tam wjadę.
Pusta sala. Stoliki przykryte białymi obrusami, też puste. Kamienna podłoga lśni, że można się przejrzeć. Na śniadaniu jestem za wcześnie. Śniadania od dziewiątej. Za to jest Kristine, dziewczyna z recepcji, z którą wczoraj zamieniłem kilka zdań. Pewnie kończy zaraz nocną zmianę. Właśnie poprawia krzesła, podnosząc je tak, żeby nie zgrzytały po podłodze. To ona najpierw oznajmiła, że nie ma jedzenia a później mnie nakarmiła. Powiedziała, że sama może coś przyrządzić.
Na co dzień nie lubię zapychać się śniadaniami, ale w drodze to co innego. W drodze, jak nie zjem rano, to albo nie zjem nic, póki się nie zatrzymam na noc, albo zjem cokolwiek, co znajdę po drodze.
Śniadań nie lubię, ale dziewczyna postępuje tak, że czuję się zaopiekowany. To coś więcej niż służbowa uprzejmość. Takie zachowanie może pochodzić tylko z charakteru. Skoro mam zjeść poza konkursem, chciałem przyczynić się do tego mojego śniadania. Nie pozwoliła mi ruszyć się z miejsca. Sama przynosiła na kilka razy wszystkie naczynia.
Na stole ser biały w dwóch rodzajach. Armeńskie pokrojone bułki, które łatwo rozerwać. Jest kruche masło, żółte jak żółty ser. Do tego dwa jajka gotowane na twardo. Do jajek kwaśna śmietana, tak biała, jak szczyty gór, które widzę za oknem i gęsta tak, że daje się nabierać jak majonez. I herbata. Mam wrażenie, że to o wiele więcej, niż oferuje się gościom na śniadanie. Chciałem przynajmniej w podziękowaniu zaprosić ją do stolika, ale zniknęła gdzieś za drzwiami i zobaczyliśmy się dopiero w recepcji, kiedy się wymeldowałem.
Dziękuję, Kristine :)

Na zewnątrz już teraz da się wyczuć, że dzień będzie upalny. Wcale mnie to nie dziwi.
- Jakie teraz? Jest dziewiąta. Po co w ogóle patrzę na zegarek? Sam siebie przez to pospieszam, jakbym rzeczywiście gdzieś się spieszył. Ile dni albo i tygodni potrzeba, żeby czas przestał mieć znaczenie?

Pakuję motocykl a na parkingu zbiera się grupka mężczyzn. Chyba przyjechali do pracy. Pytają o motocykl, cel podróży, skąd przyjechałem. Nie z ciekawości, jak to bywało w Turcji. Mam wrażenie, że raczej chcą zrobić mi uprzejmość jako gościowi. Pytania skończyły się a mężczyźni rozeszli się do swoich zajęć, żegnając się ze mną, każdy z osobna.

Już miałem ruszyć, ale kamera odmawia posłuszeństwa. Nie chce się włączyć a w końcu robi to opornie. Zużył się włącznik. Nie wiem czy będę mógł nagrywać. Na pewno nie wtedy, kiedy chcę. Wczoraj ją rozłożyłem ale nic to nie dało. W środku pełno tandetnego plastiku.

Droga rozpieszcza widokami. Tutaj nie ma tak, że trzeba gdzieś dojechać, żeby coś zobaczyć. Wszystko to czym chcielibyśmy otaczać się w drodze, jest od razu na wyciągnięcie ręki.

(https://www.tdm.pl/media/files/4534b7418983df3d3b233ec2c61cc538.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/836c083d548b160f19bc5dc80e43b093.jpg)

Mam dziś do pokonania 240 kilometrów takiej drogi. Dalej jest granica. Nie spieszę się więc zgodnie z ostatnim przykazaniem tkliwego nihilisty, które mówi: Spiesz się powoli. Pośpiech upokarza.
Wtedy jeszcze nie wiedziałem, w jakim niewygodnym położeniu będę, przez CZAS.
Snuję się niespiesznie podziwiając jak pomysłowa może być natura. Za sprawą jej sił, ale też człowieka można zapomnieć o tym, że jedzie się motocyklem. Łagodne wzgórza Wyżyny Armeńskiej, ciągnące się po horyzont, spotykają się z tam z budującymi się cumulusami, z mojej perspektywy nie pozostawiając miejsca czystemu niebu. Połacie śniegu opierają się jeszcze wiośnie, pstrząc na biało północne stoki. Wygląda to, jakby w te miejsca pospadały chmury i nie mogąc wrócić na nieboskłon, rozpłaszczyły się, czekając co przyniesie dzień. Żeby je zobaczyć, trzeba patrzeć na południe, bo jak się odwrócisz, to zobaczysz zieleń budzącą się do życia. Białych plam już tam nie ma.

(https://www.tdm.pl/media/files/020172ac46d3b8f9f69e9d84a3542216.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/882f102416c582253be3effa01337634.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/22c8b7fea3782f07ac6c84ca2b9d2090.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/51b9b990c4c4049f81f32147f852ba2e.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/39b5546b8c1ec2697d9a3f763135eebd.jpg)

Pod jednym ze szczytów niewielka wioska. Chciałoby się tam zobaczyć pracujące dla człowieka konie, jakiś samochód, może przeganiane stado krów albo pasieki, które właśnie ktoś oporządza. Trudy życia, może klimat albo coś innego, wygnały byt z tego miejsca. Opuszczone chaty straszą pustymi oczodołami okien. Wszystko zamarłe w bezruchu jak cmentarzysko niespełnionej egzystencji. Pustka trawi miejsce, które powinno tętnić życiem, a czas zamienia w ruinę to, co człowiek zbudował ku swojemu pocieszeniu, z nadzieją na spokój. Tylko cienie chmur, z obojętnością, prześlizgują się po dachach podniszczonych domostw, przerośniętych krzewów, krzywych płotów. Gdzie podziali się ludzie? Wojna? Lawina? Surowe zimy? W Internecie nie ma informacji. Dowiedziałem się, że wieś nazywa się Ughedzor i w 2011 roku mieszkało tam 21 osób. A może mieszkają? Może tam wcale nie jest pusto, tylko z tej odległości słabo widać, albo pracują gdzieś dalej?

(https://www.tdm.pl/media/files/fbc7dce65f642e844b71f2b9df6703d2.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/c0f19933bfb5f604c6f400b38408b73c.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/3dde0a89ca24a601ed04afc3bff6ed27.jpg)

Za kilka kilometrów znalazłem się na wysokości ponad 2300 metrów nad morzem. To przełęcz Vorotani. Mimo słonecznej pogody jest tu znacznie zimniej niż w dolinie, którą jechałem niedawno. Najwyższy punkt przełęczy jest jednocześnie granicą prowincji Wajc Dzor i Sjunik. Nie sposób przejechać obojętnie albo niechcący ominąć to miejsce. Po obu stronach drogi postawiono monumentalne budowle, przypominające otwarte wrota. Oprócz budowli w stylu radzieckiej, komunistycznej megalomanii, rozciąga się tu panorama, której nie sposób odmówić tych dziesięciu minut.

(https://www.tdm.pl/media/files/ec5b34bcb90b2d6ba2d9fde7b92c9689.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/4a8d0892ff60958a5b491fc2372fb820.jpg)

Kilka kilometrów dalej jezioro. To znaczy myślałem, że to jezioro. Tak naprawdę, to sztuczny zbiornik wodny. Nazywają go Spandaryan Reservoir i służy do zasilania jednej z największych elektrowni wodnych w Armenii*. Wody zbiornika zasilane teraz dodatkowo topniejącymi śniegami, ulewają się, tworząc rozlewisko. Myślę, że w razie potrzeby, można by tu rozbić obóz, a potem zostać dużo dłużej, niż się zakładało.

(https://www.tdm.pl/media/files/896333b2f4cb6986c574180c418eeb85.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/eb4e286571646b4ade4219d85c7e2712.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/b90aa687e95955d2eccd2535e4767415.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/d79d9904cec51c677492610e629149c4.jpg)

Zdawałoby się, że wszystkie drogi są zakrętami w Armenii. Okazuje się, że można też, długi czas jechać prosto :)

(https://www.tdm.pl/media/files/360badb3d289525f9d2129428aa0ce45.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/a88fd9b38939800fee6d3ba4e33be26a.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f614111f432cf4ba51dd7f99120a398d.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/9d7f36c0d4a3e76bfe31e71e12ad89a1.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/d6cb7144c73c14f4f5807080fdb22119.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/6b3c9c08c0c52f24e7f547545a3fa6e7.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/e7d79f62f4d94c261f0eee3733635fdd.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/4a7fbb1927cbab968e291c93e95fae74.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/fc0c0638210b41ac3909f0303e66ccc5.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/2ac4d62407e68745c9977f17f6868c9e.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/584fb3946bc9511f9560903420022fec.jpg)

Przerywnikiem na malowniczo położonej drodze jest Goris. Goris to miasto położone w dolinie z wieloma zabytkami i miejscami kultu religijnego. Ja tylko tankuję motocykl.

(https://www.tdm.pl/media/files/7b20075df5d479b396a860fff0463830.jpg)

Z miasta w dolinie wyjeżdża się drogą zbudowaną przy korycie rzeki Vararak. Mimo że rzeka płynie dużo niżej, zewsząd i tak widok na panoramę ograniczają góry. Kanion. Przez dziurę wykutą w skale, wjeżdża się … na teren Azerbejdżanu. Bez wiz, celników, szlabanów. To niecałe cztery kilometry opadającej łagodnymi serpentynami drogi. Później znów wjeżdża się do Armenii, żeby przejechać most na rzece Bazarcay.

(https://www.tdm.pl/media/files/d690dc18ff81096e4348f31ce0cf6cdb.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/807baea99746b9a5f0a1b2f7a9d73b5a.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/e1abb3b5c619a7a1fddbf4556bb9a430.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/8c6f1fcb8bd07e04c989d1ad135806a8.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/a2f42eca9eb459a8a14783ca957e6039.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/2bfb596843542441fa4d1be806ed3460.jpg)

Za mostem już nie jest tak łatwo, bo trzeba radzić sobie z 10-procentowym nachyleniem i widokiem oddalającego się dna doliny z coraz mniejszym mostem.
Wiatrak chłodnicy pracuje bez przerwy. Zakręty, a właściwie nawroty pokonuję na jedynce, czasem na półsprzęgle, podpierając się nogą. Różnica wysokości jest taka, że wspiąwszy się na górę, musiałem się chronić przed przejmującym zimnem, kiedy na dole panował przedpołudniowy upał. Ani razu nie wrzuciłem trzeciego biegu. No… Może raz.
Chcąc zatrzymać się na chwilę, motocykl musiałem zostawić na biegu. A i to nie gwarantowało sukcesu. To droga międzynarodowa i jeżdżą tędy TIR-y. Mogę je wyprzedzać, tylko kiedy są w zakręcie. Kiedy z naprzeciwka zjeżdżał taki TIR, a trafiliśmy na siebie w moim lewym zakręcie, on wjeżdżał na moją część, a ja mijałem go lewą stroną. Trudno to wytłumaczyć, ale zawsze działało za porozumieniem stron.

(https://www.tdm.pl/media/files/07823e1e645b9ef6e172a25b015be8c6.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/c8f98b11c6528f2676101c0cc6337010.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/d1471591acf867db7676e61c403d26fd.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/4c1bdf3b9e4804710781201df88e5198.jpg)

Wgramoliłem się na samą górę. Tutaj droga przez dwadzieścia kilometrów jest jednocześnie granicą. Natura dodała coś od siebie. Drzewa i las. W końcu zboczem jednego ze szczytów droga opada na tyle nisko, że znów jest gorąco.
Rześkie powietrze zostawiłem na szczycie. Teraz słońce praży i nagrzewa stojące powietrze. Jest coś jeszcze. Jezioro. Może jest zamarznięte a na nim brud? Może woda spływająca z gór wypłukuje i porywa ze sobą osad, barwiąc je nienaturalnie? Nie. Podjechałem bliżej i okazało się, że to … błoto**.

(https://www.tdm.pl/media/files/20e8e121676fbbb44641f6323fc366c1.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/2a8957b0ed56855cee0bf50bbe6578ca.jpg)

Do granicy zostało niecałe 90 kilometrów. Do miasta Kadżaran jadę właściwie nieprzerwanie doliną wśród zalesionych gór. Kadżaran to małe miasto położone na wysokości 1950 m npm. Przypomina nieco miasto ludzi, którzy przyjechali tu po lepsze życie, ale coś się nie udało. Stare, chyba jeszcze komunistyczne blokowiska poustawiane w szeregach i sklepy, w których ma się wrażenie, że nic nie ma. Dziurawe drogi, wszędobylska szarość i bieda. Tuż za miasteczkiem wjeżdżam w góry. Dopiero z daleka w makroskali, Kadżaran nabrało swoistego uroku. Jakby tak przymknąć oko, można by wyobrazić sobie wioskę narciarską w Austriackim Tyrolu. Tutaj jednak wielu ludzi ciężko pracuje w pobliskiej kopalni miedzi i molibdenu.

(https://www.tdm.pl/media/files/b671131aa13fd372fe3cfa26db992b71.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/e40d38b192fbad57e0c8b6d1a92bd44b.jpg)

Wspomniałem, że wjechałem w góry. Tak. Wyjeżdżając z miasta, od razu zacząłem wspinaczkę. Znów 10-procentowe podjazdy, skruszone skały na drodze, czasem jakaś dziura i widoki niepozwalające skupić się na drodze.
Właśnie zatrzymałem się, żeby napatrzeć się z wysokości na dolinę. Nadjeżdża czarny mercedes klasy E na armeńskich numerach. Zatrzymuje się tuż za mną. Wszystkie szyby przyciemniane tak, że są niemal w kolorze nadwozia. Drzwi otwierają się i ze środka wypada czerwona szpilka na koturnie. Za nią druga, aż pokazała się ich właścicielka. Z drugiej strony wysiadła jej koleżanka. Obie drobiąc kroki podbiegają i jakbyśmy znali się od lat, krzyczą rozpromienione, że chcą foto przy maszynie, zabawnie przy tym podskakując, jak małe dzieci w sklepie z zabawkami.
Kierowcą jest młody chłopak ubrany w czarne jeansy, taką samą podkoszulkę. Na szyi złoty łańcuch, skrzy się szlachetną żółcią. Teraz wysiadł z samochodu i bez słowa przygląda się wszystkiemu z daleka.
Bez pytania, które widocznie uznała za zbędne, gramoli się jedna z dziewczyn na motocykl, zadzierając nogę jakby miała przekroczyć całą dolinę jednym susem. Czerwony szpilko-młotek i tak zawadził o kanapę.
Bezwiednie wydałem z siebie syk rozpaczy. Na szczęście kanapa cała.
Nie wiem co myśleć. To jest tak irracjonalne… Czuję, że mniej bym się zdziwił spotkawszy Yeti grającego na ukulele. Mam szczęście, bo druga niewiasta nie jest tak śmiała i zadowoliła się patrzeniem na wyczyny koleżanki. Nie chcę oceniać, bo to ani moja sprawa, ani żadnego znaczenia nie ma, ale widać, że razem wzięte, mają w sobie i na sobie prawdopodobnie tyle sztucznych „ulepszaczy” urody, co molibdenu i miedzi w kopalni na dole. Przy tym były zabawne, wesołe i nieco zionęło alkoholem. Uznałem więc, że nie są PRZED albo PO pracy. Śmiała koniecznie chce, żebym przesłał jej zdjęcia, które zrobiłem. Wymienia przy tym wszystkie możliwe media i portale społecznościowe. Wybieram eFBe. Na pożegnanie dostałem całusa, usłyszałem, że jestem lovny i odjechały. Cóż… Pozbierałem szczękę z ziemi, ostrożnie wsiadłem na motocykl i też odjechałem.

(https://www.tdm.pl/media/files/be1cf6c5237f48a465abf4be1ae2e559.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/012efa15aeb56fbcb746e0fedcd6adce.jpg)

Jestem już na wysokości śniegu. GPS pokazuje 2538 metrów. Zrobiło się bardzo zimno. Nie rosną tu drzewa, trawy są niskie i mizerne a śnieg na wyciągnięcie dłoni. Pustkowie, surowy klimat, i to wrażenie… jakbym był na dachu tej krainy. Zawsze marzyłem o takich miejscach i chciałem zażywać ciszy, w którą można wsłuchiwać się bez ograniczeń. Teraz sam tu jestem, więc uwiecznię wszystko na zdjęciach. Wyjeżdżam zza jednego z zakrętów z myślą o przystanku i kogo widzę...? Te same kozice pozują sobie wzajemnie na tle zaśnieżonych szczytów… Na dodatek zachowują się, jakby temperatura ich nie dotyczyła. Czarny mercedes na poboczu. Kierowca pewnie w środku, bo przenikliwie zimno. Przynajmniej on rozsądny.
Zatrzymałem się dość daleko, ale to żadna przeszkoda. Znów biegną drobiąc. Znów wyma****ą rękoma wykrzykując pozdrowienia. Za chwilę bardziej śmiała, jeszcze raz przylepiła się do motocykla. Żeby tego było mało, postanowiła wsunąć się w mój kask. Rękawice przezornie mam przy sobie. Żeby tylko nie zapragnęła butów…
Dziewiąte przykazanie dekalogu tkliwego nihilisty mówi: Nie schlebiaj gustom, staraj się je kształtować.
- Chałodna – mówię, stukając nie za mocno bardziej śmiałą, w odsłonięty bok między portkami a za małym sweterkiem.
- Niet. Mnie tiepło – odpowiada niezrażona moją bezczelnością – U mienia jest wino i wodka.
Niepotrzebnie się spoufaliłem, bo zaczęły wypytywać skąd, dokąd. A może i potrzebnie, bo wyjaśnił się też powód ich tu bytności. Bardziej śmiała prowadzi salon kosmetyczny, chyba w Erewaniu. Jej koleżanka jest jej pracownikiem. Chciały się zabawić, więc wynajęły samochód z kierowcą i się zabawiają. Akurat teraz w górach na tym pustkowiu i akurat, kiedy wcale nie potrzebuję towarzystwa.

(https://www.tdm.pl/media/files/93e027bfa663af3e8cb9fe7243c39537.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/9884f20bb7e43b2f732883e336313dce.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/d9e2956b74a609b64bd71044eaa0594a.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/836cf43da86cc4f6d276bc384bb229ad.jpg)

 
***

Szlaban oznacza koniec Armenii. Nie otwiera się, więc pieszo idę do okienka.
Celnik sprawdza paszport i wriemiennyj wwoz. Szlaban w górę.
Do głównego budynku odprawy trzeba podjechać. Tutaj oddaję wriemiennyj wwoz. Sprawdzają paszport i dowód motocykla. Teraz trzeba czekać na człowieka od kontroli bagażu.
Jest szesnasta. Gorąc leje się z nieba, leje się ze mnie, chce mi się pić a woda dawno się skończyła.
Nie czekałem zbyt długo. Celnik pobieżnie ogląda motocykl, zadaje swoje pytania, a ja po swojemu odpowiadam. Chyba jest usatysfakcjonowany, bo każe jechać. Dojeżdżam do wielkiej bramofurtki zamykanej na kłódkę. Klucz do kłódki ma człowiek w cywilnym ubraniu. Otwiera bramę a tuż za nią pani żołnierz sprawdza mój paszport. Mogę jechać.
Nie ujechałem za daleko, mimo że oczami wyobraźni widziałem już jak przejeżdżam przez most na rzece, będący właściwą granicą. Krzyki żołnierza zawróciły mnie do jeszcze jednej budki. Właściwie to coś jak kontener przerobiony na stanowisko kontroli. Nie zauważyłem, bo widok zasłonił TIR z naczepą. Motocykl praży się w słońcu a ja przy okienku. Tutaj spisywany jestem z paszportu do komputera. Motocykl też. Trwa to i trwa a mnie coraz mniej, bo rozpuszczam się od popołudniowego skwaru.
Celnik oddaje dokumenty, więc mogę jechać. Ruszam, ale przeraźliwy gwizd zatrzymuje mnie jeszcze raz na miejscu. Macha mundurowy i pohukuje groźnie. To jeszcze jeden żołnierz z jeszcze jedną funkcją. Kontrola bagażu. Znów trzeba poczekać. Funkcjonariusz na razie zajmuje się kierowcą TIR-a i jego ładunkiem.
Teraz ja. Ogląda, patrzy, pyta co wiozę. Odpowiadam posłusznie i pokazuję co mam w tankbagu. Może nie będzie chciał, żebym na tej patelni otwierał wszystkie torby.
Zadowolony z wykonanej pracy, każe jechać dalej, ale przestrzega, żeby zatrzymać się przy ostatniej budce, przy moście. Robię to, ale ten pogranicznik nie jest mną zainteresowany. Macha tylko ponaglająco ręką. Przede mną most na rzece Araks a za mostem Iran.
Tytuł: Odp: O gościnności, dróg sekrecie i najgorętszym miejscu na świecie.
Wiadomość wysłana przez: CeloFan w Luty 27, 2021, 17:30:39
Pierwszy kontakt.
Murowany, oszklony budynek. W środku młody żołnierz. Bierze paszport i wpisuje mnie do wielkiej księgi. Przyjaźnie zagaduje po angielsku, uśmiecha się. Instruuje mnie co zrobić dalej. Jest po ludzku uprzejmy.
Trzeba odstawić motocykl na niby parking przy siatce pomalowanej na biało i niebiesko.

(https://www.tdm.pl/media/files/a568a5155d4d0cd402a3ae90069e961d.jpg)

Z dokumentami do budynku głównego. Mocno działająca klimatyzacja, natychmiast przynosi ulgę. W dużej i wysokiej hali dwa oszklone stanowiska a w każdej człowiek. Dalej bramki obrotowe jak na lotnisku. Przez otwarte drzwi widzę jak jeden na mój widok wsuwa stopy w klapki. Tak przygotowawszy się do pracy, prosi o paszport. Spisuje, skanuje, sprawdza zdjęcie z autentykiem. Teraz muszę przejść do drugiego stanowiska. Tutaj to samo. Dodatkowo pyta o imię ojca, czy mam żonę, jaki mam zawód, jaki jest cel przyjazdu, ile czasu potrwa wizyta. Z quizem wyrobiliśmy się w dziesięć minut, mimo bariery językowej. Zostałem wpisany do systemu i mogę iść.

Przejeżdżam po dużym placu do szlabanu. Stoi tu jeden kontener przerobiony na biuro i po przeciwnej stronie szlabanu niewielki, murowany budynek. Też biuro. Ktoś pokazuje palcem, że najpierw kontener.
Tu spisuje się dane z paszportu, które lądują w komputerze.
- CPD? - Wyłapuję hasło, ze którego zdania w całości nie zrozumiałem.
Kręcę głową w geście zaprzeczenia.
- Problem – znowu wyłapuję ze zdania. Narobiłem sporego zamieszania, bo już kilku ludzi dyskutuje nad moim problemem. Dzwonią gdzieś, ktoś przychodzi i odchodzi. Znowu dyskusje.

W końcu rzucam hasło-klucz
- Hossein Sheikhlou.
Człowiek za biurkiem odetchnął jakby powietrze zeszło z niego. Prowadzi mnie do budynku po przeciwnej stronie. Tutaj siedzi dwóch mężczyzn. W środku stare pułki, biurko i łóżko. Jest też metalowa szafka. Witają mnie serdecznie i jeden dzwoni do kogoś obcego, a potem do Hosseina. Po wybraniu numeru daje mi słuchawkę. No to jestem w domu.
Hossein bardzo dobrze mówi po angielsku, więc musi powtarzać po trzy razy co chce mi przekazać. A przekazuje, że brak CPD to nie wszystko. Nie mam karnetu a na dodatek jest czwartek po południu i nikt już nie pracuje. No tak… Czwartek to ostatni dzień tygodnia w Iranie. Piątek jest wolny dla wszystkich. Dopiero w sobotę będę mógł załatwić formalności. Z rozmowy zrozumiałem też, że przyjdzie po mnie przyjaciel Hosseina i zabierze do hotelu nieopodal.

(https://www.tdm.pl/media/files/dc2230518a97569e282e16231852a06a.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/b7567e5d3f92dc72b9c74f99db23587b.jpg)

Czekam.
Czekam i obserwuję. Wielki plac częściowo zastawiony jest ciężarówkami. Ruch jak w mrowisku. Ciężarówki typu Kamaz czy Kraz albo inne dymiące relikty przeszłości motoryzacyjnej, stoją poustawiane w kilka rzędów. U większości silniki pracują, tworząc szarą chmurę spalin. Wszystkie na swoich ciężarowych plecach mają kontenery. Stoją tak dymiąc niemiłosiernie i czekają na swoich kierowców. Tych można znaleźć w biurze od karnetu CPD, do którego trafiłem w pierwszej kolejności albo w budynku naprzeciw. Chodzą między nimi, od okienka do okienka ze swoimi dokumentami przewozowymi. Formalności zajmują dużo czasu. Mimo różnych postur są bardzo do siebie podobni. To znaczy wszyscy chodzą w klapkach, mają podkoszulki lub koszule z długim rękawem i długie spodnie materiałowe w ciemnym kolorze.
Co jakiś czas, urzędnik wychodzi z budynku przy szlabanie i każe jechać odprawionej partii załadowanych samochodów. Kierowcy wsiadają, wszystkie ciężarówki naraz zaczynają ryczeć i dymić czarnymi, trującymi gazami. Powietrze robi się gęste i wręcz widać jak szaro-czarna chmura wibruje od ogłuszającego hałasu starych silników. Spaliny drażnią nozdrza, do oczu w obronnym odruchu nachodzą łzy. Nie jest lepiej, kiedy dymiące sadzą pojazdy ruszą. Podrywają kołami tumany kurzu i pyłu. Wtedy dym i kurz mieszają się, tworząc bardziej gęstą zawiesinę. Czasem jakiś zniecierpliwiony kierowca dodaje gazu, rytmicznie naciskając pedał do podłogi. Wtedy robi się ciemno. Podniesiony szlaban oznacza, że za chwilę wszystko się uspokoi na jakiś czas. Ciężarówki jak żuki, każdy ze swoim ładunkiem, odjeżdżają w kierunku Armenii. Nastaje chwilowa, pozorna cisza, przerywana tylko powracającym śpiewem ptaków i łopotem wielkiej flagi irańskiej. Wiatr wieje tylko na jej wysokości. Tutaj nie dociera żaden powiew.
Znowu słychać rozmowy kierowców, którzy czekają na swoją kolej. Niedługo unoszący się w powietrzu, duszący zapach spalin i kurz opadną, ale upał zostanie.

(https://www.tdm.pl/media/files/c4a6126093abc0ba6ec121d9d5aa7a00.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f26f8e7db899069607e235b16974ad45.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/85e71ead3e64ed04d8003f052c95c1e8.jpg)

W czasie właśnie tej pozornej ciszy podszedł do mnie człowiek w białym kaszkiecie. Nazywa się Samwel i ma 60 lat. Jest armeńskim kierowcą. Zmarszczki i spracowane, silne dłonie zdradzają ciężkie życie. Od lat pracuje jako kierowca i ma troje dorosłych dzieci. Mieszka w Agarak, tuż za granicą.

Rozmawiamy dobre dwie, może trzy godziny. Opowiada o Armenii i o zwyczajach w tym kraju. Wspomina też o policjantach, którzy bez skrupułów rabują każdego, kogo zatrzymają. O tym sam się przekonałem. Mówi, dlaczego w Iranie jest tania benzyna i że tam kochają pieniądze. Wyjaśnia różnicę między Rialami*** a Tomanami****. Zna też nieoficjalny kurs dolara. Pomyślałem, że wymienię trochę pieniędzy, które zostały mi z Armenii i kilka Dolarów, na Riale. Kantor rzecz jasna jest. Od razu wskazał dokąd mam iść, ale zna Ahmeda. Ahmed jest kolegą Samwela i chętnie zamieni pieniądze. Za chwilę na środku placu dokonujemy transakcji. Dzięki temu stałem się właścicielem sporego pliku banknotów z wieloma zerami.

Słońce chyli się ku zachodowi, czas mija. Minęło go wystarczająco dużo, żebym zorientował się, że kolega Hosseina powinien już być, choćby jechał tu z samej Urmii. Mój telefon nie działa, ale mogę skorzystać z komórki Ahmeda. Tego samego, z którym zrobiłem wymianę waluty.
Mimo że poprzednio Hossein mówił najwolniej i najwyraźniej jak umiał, źle go zrozumiałem. Sam mam dostać się do hotelu a hotel jest zaprzyjaźniony. Mam czas do soboty do 9 rano i nie mogę się spóźnić.
Trzeba się rozstać. Samwel niedługo skończy swoje procedury wyjazdowe, a ja powinienem gdzieś przenocować.

(https://www.tdm.pl/media/files/984afdd6a406b426afd7c33a5ae54f26.jpg)

Ostatnia przysługa.
Samwel poprosił Ahmeda, żeby ten zamówił taksówkę przez swój telefon.
Za pół godziny, na granicę, przez którą przecież tak trudno się dostać, podjeżdża zdezelowany, żółty samochód nieznanej mi marki. Ze środka wygramolił się otyły, stary człowiek. Potrzebny bagaż zdjąłem wcześniej z motocykla. Teraz tylko wrzucić to do kufra. Schorowane nogi taksówkarza, szurają po ziemi, wzbijając kurz. Ze zgrzytem otwiera bagażnik. Zabieram dwa bagaże. Opona zapasowa, kanister z benzyną na zapas, worek z olejem i narzędziami zostają.
W bagażniku wielka butla na gaz, świece zapłonowe, części zapasowe albo zużyte. Koce, szmaty, papier, zmiętoszona gazeta. Jakieś rurki, pręty, śruby i butelki. Chyba z olejem. Dokładam do tego kramu różności swój bagaż i z ledwością bagażnik się zamyka. Kask i resztę rzeczy zostawiłem wcześniej w budce ze szlabanem, za pozwoleniem celników.
Trzeba jeszcze ustalić dokąd jadę i ile będzie to kosztowało. Pytam taksówkarza ile za przejazd. Po polsku, ale z międzynarodowym gestem pocierania kciuka o palec wskazujący. Zrozumiał od razu. Odpowiedział w farsi, ale nic nie zrozumiałem. Dopiero Ahmed przełożył informację na armeński a Samwel na angielsko-rosyjski. 100 tys. Riali, czyli 10 tys. Tomanów, czyli jakieś 10-12 zł. Nie wybrzydzam.
Sanwel za to tak. Zwraca staremu taksówkarzowi uwagę, że to o wiele za dużo. Kierowca uruchomił się natychmiast. Jego ponura, zgorzkniała i nienawistna twarz nabrała purpury. Popadł w taki jazgot, tak zaczął wymachiwać rękoma i krzyczeć, że myślałem, że dojdzie do rękoczynów. Uspokoił się, dopiero kiedy wyjąłem pieniądze, odliczyłem właściwą sumę i wręczyłem mu ją. Może nie wręczyłem. Byłem w pół drogi w geście płacenia, kiedy wyszarpał banknoty i schował do kieszeni spodni.

Stary Irańczyk ledwo widzi na oczy. Rozklekotany samochód żyje własnym życiem, pamiętając być może tysiące razy przemierzaną drogę. Kierowca łagodne łuki pokonuje, ścinając je. Rozpędza się do niewiarygodnych 100 km/h i mija inne samochody, o włos unikając kolizji.
Zza jednego z wiraży wyłania się stado krów. Trzeba zwolnić, bo idą środkiem. Kierowca znów się uruchomił, wydając z siebie okropny jazgot. Przejeżdża na lewą stronę drogi, próbując przepędzić bydło wyjącym silnikiem, zawadzając lusterkiem jedno ze zwierząt. Krzyczy przy tym na pasterza niemiłosiernie, grożąc pięścią. Wszystko to na odcinku czterech kilometrów.

(https://www.tdm.pl/media/files/7e25da7d2f853c6c4c8942673c007725.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/59b94253469473070188e5b5ceeb13f1.jpg)

Wyjąłem bagaż z rozklekotanego pojazdu i odstawiłem przed próg hotelu. Taksówkarz wymownie gestykuluje, stanowczo żądając opłaty. Nie zapłaciłem? To płacę. I wręczam przez otwartą szybę sto tysięcy.
Zgorzkniały, schorowany starzec w rozklekotanym wozie odjechał. Dopiero kiedy zniknął z pola widzenia, przypomniałem sobie, że przecież już raz zapłaciłem za kurs. Tak się zaaferowałem sytuacją, że dałem się oskubać.
Ósme: Staraj się znaleźć rzeczom swoje własne miejsce-mówi dekalog tkliwego nihilisty.
Może wcale mnie nie oszukał? Może we właściwy sobie sposób żądał tylko napiwku. Może tu taki zwyczaj a ja sam siebie wpuściłem w pułapkę zawistnych domysłów. Nie ma nad czym rozprawiać. Niech, choć na chwilę poprawi to nastrój temu człowiekowi. Może cieszy się teraz, że jednak opłacało się przerwać co robił i pojechać po naiwnego turystę. Może dzięki temu nieco złagodnieją rysy zaciekłości na starej twarzy, człowieka u schyłku życia.

Jak można się domyślić, hotel na prowincji irańskiej, nie jest w standardzie europejskim. Ot, stoi budynek jak inne. No, właściwie wyróżnia go elewacja nowszej od reszty dobudówki. Budynki wokół są ceglane albo z kamienia.

(https://www.tdm.pl/media/files/48a3f650127ece0dd5ada5a8b8db65cc.jpg)

Wita mnie niewysoki człowiek około pięćdziesiątki z siwizną po bokach głowy. To Ahmed. Są z nim dwaj synowie w wieku 20 i 18 lat. Żeby zażegnać nieporozumienie, od razu pytam o cenę pokoju. Chyba popełniłem gafę. Zamiast odpowiedzi dostaję herbatę. Ahmed zna trochę angielski. Rozmawiamy o mojej podróży, granicy i mojej niecodziennej sytuacji.

(https://www.tdm.pl/media/files/1f442da7be98c41dca7e0483dddf4bb9.jpg)

Teraz możemy rozpocząć negocjacje.
Po krótkiej chwili z 500 tys. Riali za noc zrobiło się 700 tys. za dwie noce. To około 20 Dolarów.

Młodszy syn Ahmeda prowadzi mnie do pokoju. Pokazuje gdzie na korytarzu włącza się światło, omijając kosze z warzywami, potrzebne w kuchni. Pokój jest na drugim piętrze. Na jednym piętrze jeden pokój. Ten niżej jest zajęty. Pokazuje też gdzie zostawić buty, zanim wejdę, a jeśli chcę je wstawić do środka to powinienem postawić je na szafce przy drzwiach. Nie na podłodze.
Pokazuje kuchnię a właściwie aneks kuchenny, telewizor kineskopowy i za kuchnią łazienkę, z równo ustawionymi, kiedyś białymi klapkami.

(https://www.tdm.pl/media/files/a4a2bff83a464f400a0838e10f4d26ac.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/40f2913a43c038cce5f381de071428d0.jpg)

Zostaję sam. Biorę prysznic bacznie uważając, żeby nie wpaść nogą do muszlo-dziury. Czuję, że jestem oblepiony kurzem i spalinami z granicy. Spędziłem tam całe popołudnie a upał wyssał ze mnie energię.
Zimna woda i ten pokój, zdają się absolutnym i skończonym luksusem.
Odżywszy, próbuję zrobić coś z niewłączającą się kamerą. Nic z tego. Jeden, mały element wyrobił się tak, że przynajmniej na razie nic z tym nie zrobię. Kamera włącza się sporadycznie i po wielu próbach. Tak samo trudno ją wyłączyć.

(https://www.tdm.pl/media/files/58724ee7a8b6b7887f9d8c33981ad7f7.jpg)

Spróbuję pogodzić się ze stratą. Idę na dół. Posiedzę i popatrzę, co robi się w takim miejscu we czwartek wieczorem. Jak pisałem, czwartek jest ostatnim dniem przed weekendem a piątki są wolne od pracy.
Siadam przy jednym ze stolików. Mam ze sobą notes i mam dużo czasu.

(https://www.tdm.pl/media/files/4011c7dbac9059d4cdafbdba2c76a62e.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/06f431c68091c36c0954f934152ce84a.jpg)

We czwartek dzień jak co dzień. Pojawiają się w restauracji różni ludzie. Czasem przychodzą porozmawiać, bez pardonu wchodząc do kuchni. Inni przychodzą, żeby zjeść, też przedtem zaglądając do kuchni. Wszyscy się znają. Przed jedzeniem myją dłonie w umywalce stojącej przy wejściu.
O daniach serwowanych tutaj, niewiele napiszę. Nie sposób zapamiętać nazw.
Na przykład: Ahmed ugniata w dłoniach mięso, dodając przyprawy. Chyba będzie szaszłyk. Uznawszy, że już dość, z impetem uderza mięsną kulą o stół, łapie z powrotem w dłonie rozpłaszczoną kulę i znów gniecie niezadowolony z efektu. Po tych ćwiczeniach, nadziewa, rozgniatając ją wokół miecza tak, żeby więcej z początku i mniej na końcu zostało. Kiedy już sklei kilka takich szabel, odkłada je do chłodni w witrynie, żeby każdy mógł obejrzeć jego pracę przed zjedzeniem.
Nad ułożonymi szablami, półkę wyżej, leżą żebra. Być może krowy. Żebra położone są na gnatach pewnie tego samego zwierza a nad nimi, na haku wisi reklamówka z podrobami. Wygląda na wątrobę, ale nie jestem pewien, bo reklamówka nie jest całkiem przezroczysta.
Szyba chłodziarki w witrynie jest jakby zakurzona, może zaparowana i ma dużo zacieków. Na jednym z nich przysiadła wielka, czarna, włochata mucha, żeby z lubością omiatać swoją rurką delicje. Przyglądanie się tej prymitywnej, rozkosznej uczcie, przerywa Ahmed. Przyniósł herbatę. Ponieważ po opłacie z góry za pokój zostało mi trochę grosza, chcę spróbować tych specjałów. Zależy mi najbardziej na takim płaskim chlebo-placku, który dodają do wszystkiego. Próbując wytłumaczyć na różne sposoby swoją potrzebę, skończyliśmy rozmowę w kuchni, na prezentacji wszystkiego, co jest. Jest tu omawiane wcześniej mięso mielone z szabli, czekające na dodatki. Są mięsne kulki, uda z kurczaków, ryż w wielkim garze, napoje w przeszklonej chłodziarce. Zimne oranżady, kefir, mleko i płyny w puszkach. Zatrzymawszy się na udkach z kurczaka, uznałem, że jest to danie w sam raz dla mnie. Mogę wrócić do mojego oceratowanego stolika. Jedzenie przyrządza młodszy syn Ahmeda, Hamid.

(https://www.tdm.pl/media/files/e13432baa4eb97f10b64902b2075079f.jpg)

Dostaję tacę a na niej talerz z wybranym udkiem, polanym sosem. Do tego miska z czymś w rodzaju kefiru a może kwaśnej śmietany, miskę z dwoma białymi cebulami pokrojonymi w ćwiartki i dwie ostre jak brzytwa, zielone papryki. Obok tacy ląduje półmisek z górą białego, dymiącego ryżu, a na nim zapakowana w sreberko kostka masła. Ryż taki, ugotowany wcześniej, dochodzi w olbrzymim samowarze. Nie pozwoliwszy masłu do końca rozpuścić się w opakowaniu, wypuszczam je na górę ryżu, żeby tu dokończyło swoją przemianę. Po całodniowej głodówce jedzenie smakuje wybornie.

Kiedy kończę jeść, chłopak od kuchni pyta, czy chcę dostęp do WiFi. Wspominam o tym teraz, bo wcześniej chciał za to pieniądze. Tak czy inaczej, połączywszy się z siecią, cieszyłem się tym przywilejem przez około godzinę. Na dodatek, choć w Iranie niedostępne oficjalnie, jest eFBe. A to dlatego, że młodszy syn Ahmeda w swoim telefonie ma armeńską kartę bez blokad, a Armenia tuż za rzeką.
Pokazuję chłopakom i ich ojcu mój motocykl, który zostawiłem na granicy. Hmm... Moje oczko w głowie stoi teraz na placu, na granicy, cztery kilometry ode mnie. Jego dokumentów też nie mam, bo zatrzymał je celnik. Mój paszport ma albo właściciel hotelu, albo któryś z chłopaków. Zostały tylko pieniądze i część bagażu.
Ale… Pokazuję ten motocykl a oni zwracają uwagę na inne zdjęcie. To z kuso ubranymi dziewczynami spotkanymi w górach. Powiększyłem je i dzieje się rzecz dziwna. Gęby rubasznie śmieją się od ucha do ucha. Podniesione głosy, ekscytacja. No i młody dostaje od ojca w ucho. Żartobliwie wprawdzie, ale na tym skończyło się jego oglądanie. Kiedy stary został sam ze mną, przegoniwszy synów do kuchni, zaczął pokazywać jakby jechał motocyklem. Wiem o co mu chodzi.
Już chcę wrócić do zdjęć z dziewczyną nana motocyklu. Według tutejszych norm społecznych jest rozebrana. Kiedy negocjowałem niską cenę hotelu, Ahmed długo był nieugięty. Teraz mam okazję zrewanżować się. Udaję, że nie wiem o co chodzi. Pokazuję motocykl brata, to znów mój, ale nie z dziewczyną. Ahmed, zrezygnowany, w końcu machnął ręką. Jest 1:1 :)

W moim pokoju na drugim piętrze kończę notatki i jednocześnie oglądam człowieka od wiadomości w telewizorze. Mam wrażenie, że TV na całym świecie służy tylko straszeniu, wprowadzaniu zamętu, dezinformacji i sianiu niezgody.
Sprawdzam jeszcze raz co jest nie tak z kamerą. Dopatrzyłem się, że plastikowa dźwigienka odpowiedzialna za przeniesienie nacisku na włącznik nagrywania, jest nadłamana. Gdybym tylko miał mały śrubokręt i klej, który zostawiłem na granicy w bagażu...
Z tymi myślami, gaszę światło i idę spać. Jest tak ciepło, że nawet nie trzeba się przykrywać.

CF

Mapy

(https://www.tdm.pl/media/files/18fdbe516604c7a09a3edb71e9494aad.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/a60108360659e762915356f39ea52bd3.jpg)

* Spandarian Reservoir – Przeczytane w Wikipedii.
** Nie błoto, tylko składowisko odpadów poflotacyjnych zwane Artsvanik Reservoir a przez miejscowych „niebieskim klejnotem”. Więcej o katastrofie ekologicznej w linku: https://hetq.am/en/article/105994 (https://hetq.am/en/article/105994)
*** Rial – Oficjalna waluta Iranu.
**** Toman – Nieoficjalna waluta Iranu. 1 Toman jest wart 10 tys. Riali. W 2020 roku parlament Iranu zatwierdził Toman jako oficjalną walutę tego kraju. Źródło: https://businessinsider.com.pl/finanse/toman-nowa-waluta-iranu-rezygnuja-z-riala/nmjezrh (https://businessinsider.com.pl/finanse/toman-nowa-waluta-iranu-rezygnuja-z-riala/nmjezrh)
Tytuł: Odp: O gościnności, dróg sekrecie i najgorętszym miejscu na świecie.
Wiadomość wysłana przez: CeloFan w Marzec 01, 2021, 10:39:09
 :deadtop4:

16 dzień. 5 maja.
Iran, prowincja Wschodni Azerbejdżan, wioska Duzal.


0 km.


(https://www.tdm.pl/media/files/741b95d1810fcd9cb63b03fd020aaf4a.jpg)

Czekam.
Za oknem już jasno, choć góry dają jeszcze długi cień. Na wyświetlaczu telefonu 5:30.
Młodszy wczoraj dojechał do Stambułu. Dziś wyjedzie z miasta miast i przekroczy granicę z Bułgarią.
Ja jestem w Iranie tuż za granicą z Armenią. Zamieszkałem w wiosce Duzal w jedynym tu hotelu. Przez okno widzę szosę, którą wczoraj jechałem na granicę, rzekę Araks, którą przekroczyłem i w tle góry, przez które droga mnie prowadziła.

Prawie pod oknem, na skraju drogi, stara kobieta siedzi w kucki. Opiekuje się małą dziewczynką. Obserwuję je od kilku minut. Bawią się piaskiem i kamykami. Babcia ani wnuczka nie uśmiechają się.

(https://www.tdm.pl/media/files/b7c431203ba9242357619728ccffa81f.jpg)


***

Dopiero około 11 zszedłem na dół. Dziś piątek. Myślałem, że wszyscy mają wolne.
Mam herbatę, notes i widok na góry.

Oprócz starej kobiety i jej wnuczki mało kobiet widać. Jeśli już, to pojawiają się jak duchy i mają konkretny cel do spełnienia. Na przykład zbierają chrust do kuchni. Młodych dziewczyn nie ma wcale. Wydaje się, że tylko mężatki i starsze panie wystawiają się tu na widok publiczny. Większość jest szczelnie okryta czadorem w jedynie słusznym, czarnym kolorze, choć zdarzają się wyjątki.
Wszystkie, przechodząc naprzeciw hotelu, poprawiają swoje chusty, naciągając je mocniej na siebie. Wiadomo, w hotelu są mężczyźni. Jedna idzie z baniakiem na wodę albo może mleko. Inna prowadzi gdzieś dwójkę dzieci, a jeszcze inna idzie chyba do sklepu, bo ma w ręku coś jak portfel. Tylko jedna ma klapki odsłaniające stopy, co kłóci się z tym, co czytałem na temat zasad ubioru szyickich wyznawczyń Koranu w Iranie. Jestem na prowincji. Od rewolucji islamskiej minęły cztery dekady i ścisłe zasady przestały być przestrzegane w tym kraju, szczególnie w miastach.

Wczesnym popołudniem przyjeżdża wycieczka autokarowa. Wszyscy idą na górę po hotelowych schodach. Dobudówkę z pokojami postawiono tak, że wyżej jest wejście na dach i jednocześnie wyjście na ruiny ceglanej, historycznej budowli. W pobliżu stoi monumentalny grobowiec, do którego wszyscy poszli i do którego jeszcze wrócę.
Naliczyłem dwadzieścioro młodych osób. Dziewczyny z autokaru przedstawiają zgoła inną nację w tym samym kraju. Wprawdzie noszą chusty na głowach, ale są bardzo luźno, wręcz wyzywająco i po europejsku ubrane. Tylko jedna jest w tradycyjnym, całkowicie czarnym stroju.

(https://www.tdm.pl/media/files/12abc110fe62d789935f250cd6bab86c.jpg)


***

Ni stąd, ni zowąd na stole obok ląduje coś jak pasta pomidorowa. Dwóch mężczyzn nakłada łyżką pastę na placki rwane palcami i wcinają to, przegryzając ostrymi papryczkami. Zaprosili mnie do posiłku. Wprawdzie nie jestem głodny, ale z przyjemnością spróbuję. Pasta jest dość pikantna, ale nie powoduje pożaru. Czuć przypieczony pomidor, przyprawy i coś jeszcze. Może to biały ser?

(https://www.tdm.pl/media/files/87cb71ac7a048c674aa85e642a998ded.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/735b111e820c90fe9adc37a0bf1999b0.jpg)

No w porządku. Teraz czuję, że byłem głodny. Na śniadanie zjadłem tylko starą bułkę z serem, którą wiozłem jeszcze z gruzińskiego marketu. Nauczyłem się przy okazji trzech ważnych słów :)

Taszakur — dziękuje
Mamnun — dziękuję
Kodafez — do widzenia.

***

Żołnierze. We trzech przyjechali po jedzenie pickupem irańskiej marki. Każdy ma inny stopień wojskowy. Najważniejszy chodzi bez czapki i ma buty w pustynnym maskowaniu. Są stare i schodzone. Dwaj pozostali buty mają czarne. Wszyscy trzej, nie wiedzieć czemu, bardzo dbają o połączenie buty–spodnie. Dokładnie chodzi o skarpety. Przez 10 minut oczekiwania na jedzenie na wynos, każdy z nich poprawia spodnie wpuszczone w skarpety. Najważniejszy ma skarpety pod kolor butów a jego podwładni czarne jak ich buty. Mundury są stare i sprane albo spalone słońcem. Jeden żołnierz ma rozprutą warstwę materiału spodni. Nie wyglądają porządnie.

***

Po południu zaproponowałem Ahmedowi swoją kawę. Nie rozumie. Idę do pokoju po jedną z paczek kupionych w Stambule na bazarze. Teraz wszystko jasne. Zabrał opakowanie i poprosił, żebym poczekał. Czekam pół godziny, aż zrozumiałem, że nie mają tu elektrycznych czajników. Ahmed wodę zagotował w wielkim samowarze na ogniu gazowym. Teraz woła do kuchni. Podaje filiżankę jak do herbaty i każe sypać. Zalewa kawę wrzątkiem z samowara. To pierwsza kawa od wielu dni, więc delektuję się jej aromatem i smakiem. Ahmed kawy nie chce. Jak można nie chcieć kawy :)

***

Wieczorem zrobiłem sobie krótką wycieczkę po wiosce i poszedłem do mauzoleum na górze.

(https://www.tdm.pl/media/files/597e2ee5c193b7322f444fede6143b08.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/475b96b4063475b7872f902e1a2beb4d.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/cb90436e00c38ecb2be3a99c9f915dc8.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/b67047b0c2cbff7c8166b86bde0a5383.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/7e388db18221b53e83d8469a27d3db2d.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/201421b1a269d93b63e671368cfc8a6d.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/8c636de9b21c4ab7f0df360f151aa93d.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f72dd0ebdcfd4a8ea0e1f05b64cd7e64.jpg)

Ośmiokątna, ceglana budowla na fundamencie z kamienia. Niezbyt obfite informacje w sieci mówią, że to Grobowiec Imamzadeha Shoaiba z VII wieku*. Nie wiem jednak, czy to VII wiek według kalendarza gregoriańskiego, do jakiego jesteśmy przyzwyczajeni, czy irańskiego, gdzie lata liczone są od ucieczki Mahometa z Mekki (hidżra, 622 r. n.e.)**
Kimkolwiek był człowiek tu pochowany, pewnie zasłużył sobie na taki grobowiec.

(https://www.tdm.pl/media/files/2db936247b63e685e7f8d27042a4fe51.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/72f3b70f2be7e01aad4bacde2f63e286.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/9c88b1e6b72ad25b9719bb078b1d7926.jpg)

Pogoda zmienia się. Niebo ciemnieje. W końcu chmurze burzowej udaje się przedostać przez pasmo gór i wtargnęła w spokojną do tej pory dolinę, wściekle rzucając piorunami. Ściana wody zalewa okolicę. Ziemia nie nadąża pochłaniać wody i szybko tworzą się ścieżki–rzeki. Burzy starczyło energii na 20 minut. Kończy swój żywot drobnym deszczem i znika.

(https://www.tdm.pl/media/files/bc55970769ec744b81a8f0376494a1c4.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/61b414fcb71e257597922fdf55218bf3.jpg)

Muszę się spakować. Jutro wracam na granicę, dokończyć formalności wjazdowe.
CF

*   Źródło - http://www.negahmedia.ir/media/show_pic/46842 (http://www.negahmedia.ir/media/show_pic/46842)
** Źródło - https://www.szkolnictwo.pl/szukaj,Kalendarz_ira%C5%84ski (https://www.szkolnictwo.pl/szukaj,Kalendarz_ira%C5%84ski)

Tytuł: Odp: O gościnności, dróg sekrecie i najgorętszym miejscu na świecie.
Wiadomość wysłana przez: CeloFan w Marzec 02, 2021, 22:39:11
 :deadtop4:

17 dzień. 6 maja
Iran (granica) – Urmia.


97200 – 97492
292 km.


Jeśli wahasz się, czy wyruszyć, to jesteś o krok od wyjazdu.
Jeśli już zdecydowałeś, nie trać energii na wątpliwości.
Jeśli zastanawiasz się, co cię spotka, to niczego nie zakładaj z góry.
To z czym wrócisz, zostanie z tobą, bo niezależnie od tego kim jesteś, wracając z podróży, stajesz się kimś więcej.



Pisk hamulców. Obok mnie zatrzymuje się mały motor. Jego właściciel zaprasza gestem do tyłu i razem jedziemy do granicy. Jemu mżawka nie przeszkadza. Ma okulary.

(https://www.tdm.pl/media/files/7cd946b342fecf0f5de3db5d951a5c1f.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/2595225eb83fcf323134d6b7be11dd62.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/be59a3b1ac75d08c2b44bbc2ffe585a2.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/874d6cf461a089fd670bdc8c3dc4db7f.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/bc3fa408fa02a1c3ac92b3e3964efb3f.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/d21f4faf95044cdffdddc0b0c3a32dfb.jpg)

Swobodnie i bez zbędnych kontroli wjeżdżamy na teren. Ostatnie hyc przez krawężnik i silnik 150-tki gaśnie, zatrzymując się na parkingu dla pracowników. To ostatnie hyc, o mało mnie nie zrzuciło.
Widząc, jak maszeruję szosą, człowiek ten zatrzymał się i gestem kazał siadać z tyłu. Został mi kilometr pieszo, bo jak pomyślałem o taksówkarzu z piątku, to nie chciałem znowu niepokoić starszego pana. Poza tym skończyły mi się pieniądze. Pieszo jest dużo wygodniej. Na swój motocykl zabrał mnie pracownik graniczny. Zapamiętał we czwartek, teraz rozpoznał i podwiózł. Zwyczajna ludzka życzliwość.
Formalnie, dziś nie interesuje mnie budka z kontenera i budynek ze szlabanem. Dziś interesuje mnie BIURO.

(https://www.tdm.pl/media/files/af8e5bb1ca31a7898d9eb56d4a9f6353.jpg)

Mimo to poszedłem się przywitać i odebrać kask i resztę rzeczy.

***

Daj sobie prawo do niezrozumienia - mówi siódme przykazanie dekalogu tkliwego nihilisty.

Na granicy ruch. Chodzą ludzie, podjeżdżają samochody osobowe i ciężarówki. Jest nawet motocyklista, który jak ja, czeka na załatwienie papierologii i wjazd, za pośrednictwem usług Hosseina.
Podróżnik ten, tak jak ja, przyjechał tu po swoją przygodę. Tyle że dla mnie Iran będzie najdalszym miejscem drogi. On przez Iran tylko przejeżdża i przez dawne stany radzieckie pojedzie do Mongolii. To Szwajcar. Jest muzykiem i nauczycielem gry na gitarze. Zajmujemy sobie czas rozmową o podróżach i o życiu. Oczywiście w stopniu pozwalającym mi na to.

(https://www.tdm.pl/media/files/0c0838295cc5fe9c6fc41c88c4725060.jpg)

Kto to jest Hossein? Znam dwa sposoby na wjazd do Iranu własnym pojazdem. Oczywiście trzeba mieć wizę w paszporcie. To podstawa. Pierwszy sposób to mieć karnet CPD* Wiąże się to z pozostawieniem kaucji w odpowiedniej kwocie w Polsce i zapłaceniem za taki karnet kilkuset Złotych za wersję z najmniejszą ilością kartek. Procedura trwa różnie, czasem nawet miesiąc. Za to formalności na granicy jakieś pół godziny.
Drugi sposób to Właśnie Hossein Sheiklou**. Ten sposób polega na posiadaniu przy sobie odpowiedniej ilości gotówki w Dolarach albo Euro i zapłaceniu za możliwość niezrozumienia procedur granicznych i za człowieka, który nas we wszystkim wyręczy. Sposób ten działa dużo szybciej, bo nie miesiąc, tylko pięć do siedmiu godzin i to już na granicy. No… W moim przypadku czwartkowe popołudnie, piątek i część soboty :)
W tym czasie można robić różne pożyteczne rzeczy. Na przykład siedzieć pod małym drzewem, którego cień staje się coraz mniejszy i krótszy i jeszcze przesuwa się na dodatek a ja za nim, aż dotrę do konaru.

(https://www.tdm.pl/media/files/7f67f602ff860ed12ceddf0bf19de6ae.jpg)

Słońce operuje już wysoko. Gorący wiatr targa olbrzymią flagą, uwieszoną na wysokim maszcie. Można przyglądać się tej fladze, jak wije się i marszczy, prostuje i łopocze, walcząc z gorącym wiatrem.
Można iść do budynku, gdzie jest kiosk z napojami i kantor. W kantorze można kupić trochę pieniędzy a w kiosku napój brzoskwiniowy w puszcze. Taki z kawałkami miąższu. Jest mały, ale za to orzeźwiająco zimny. W takim dusznym upale docenia się każdą kroplę, chłodniejszą od powietrza.
Właśnie obserwowałem mrówki wędrujące między płytami chodnika, kiedy zupełnie blisko, wyhamowało białe BMW X6. Właścicielem jest młody, wysoki, dobrze ubrany i idealnie przystrzyżony Irańczyk. Wygląda jak okaz zdrowia i sukcesu. Chyba właśnie sprowadza maszynę dla siebie i będzie załatwiał wszystkie formalności. Jest bardzo dumny i zadowolony z nabytku. Nie kryje tego. Podchodzą jego znajomi. Pokazuje wyposażenie, głaszcze maskę, jakby ścierał z niej kurz, oglądają razem detale. Nie. To nie może być biznesmen. Raczej syn zamożnego ojca. Puszy się przy aucie, patrzy czy wszyscy patrzą, głośno opowiada jakieś historie i znów upewnia się, czy wszyscy słuchają. Jest po prostu szczęśliwy, jak dziecko może być szczęśliwe ze swojej wymarzonej zabawki.

(https://www.tdm.pl/media/files/155a0ba5a61cd1c7d492822c9339d634.jpg)

Nie jestem zaskoczony. Wielu ludzi uzależnia swoje szczęście od rzeczy, które mają wartość tylko materialną. Ten tutaj przynajmniej nie ukrywa entuzjazmu, a jego radość jest zaraźliwa.
Jeszcze kilkanaście lat wstecz, zazdrościłbym temu człowiekowi. Snułem się wtedy z dnia na dzień, przyciągany grawitacją wyimaginowanej zamożności, bez pomysłu i bez jakiegokolwiek ładu. Gniotły mnie przyziemne obowiązki, debet na koncie rósł, to znów malał, ale zawsze był ze mną jak najlepszy przyjaciel. Rano szedłem do pracy, po południu wracałem, żeby się najeść, posprzątać artystyczny nieład, zrobić zakupy, popatrzeć w telewizor. Bezmyślnie roztkliwiałem się nad sobą, słuchając o osiągnięciach sąsiadów, znajomych i nieznajomych. Zazdrośnie patrzyłem przez zapyziałą szybę hałaśliwego tramwaju, jak mijają mnie zaradni ludzie w luksusowych autach. W zaciszu domowym programy telewizyjne straszyły przemocą i wojnami, mamiły bogactwem gwiazd kina, sportu, biznesu, polityki.
Chciałem to wszystko mieć, ale bez wysiłku i od razu. Grałem więc w Totolotka i łudziłem się, że zaraz będę mógł pławić się jak tamci w dobrobycie konsumpcyjnym. Jak się zniechęciłem, to na „fajne rzeczy” brałem kredyt w banku. Naiwne co? Naiwne, ale ilu z nas tak myślało albo tak myśli do tej pory? Byłem nijaki.
Na motocyklistów patrzyłem jak na kogoś, kogo grawitacja nie dotyczy. W każdym widziałem pasję, swoisty życiowy cel, niebanalny charakter, odwagę, żywioł, przygodę, drwinę z niebezpieczeństwa. Wyobrażałem sobie, że mają swój żargon, że nic innego nie robią. „Lewa w górę”? Myślałem, że się wszyscy znają. Serio :) Nie wiedząc o tym nic, chciałem być jak motocyklista.
- Będę podróżował – pomyślałem. Tak mnie to wzięło, że w ciągu kilku lat zadłużenie spuściłem w kanał i spadło do zera. Po raz pierwszy w życiu zacząłem odkładać pieniądze. Przestałem szwendać się po knajpach, wydawać na najnowsze smartfony i … z komunikacji miejskiej przesiadłem się na rower. Telewizor wyłączyłem na zawsze.
Zagrało. Zakiełkowało żywe marzenie i prawdziwy cel. Tak oto za gotówkę kupiłem starą Yamahę i… Okazało się, że trzeba nią jeszcze jeździć.
Mazury. Dla takiego jak ja, na motocyklu to koniec świata. Jakoś pojechałem i jakoś wróciłem. Wróciłem a apetyt urósł. Chorwacja? O nie! Tak daleko. To dopiero koniec świata i same wątpliwości! Nie znam języków, nie mam paszportu. A co jak się zepsuje? Pytań było więcej, ale… zagrała we mnie nuta romantyzmu, jeszcze więcej ignorancji i zapomniałem o pytaniach.
- Opuszczę ten swój życiowy, smętny padół i pojadę na koniec świata. Aż do Chorwacji — pomyślałem.
Trzy tygodnie wolnego, odłożone pieniądze. I gdzieś w drodze, sam z siebie nieco poszerzył mi się horyzont. Skoro dojechałem tu, to mogę i dalej. I tak do Chorwacji wjechałem od południa.
Wróciłem i nic się nie stało z tych „stań”, których się obawiałem. Tak jest mniej więcej do dziś. Dziś mam takie marzenia, że też wydają się nie do uchwycenia. Jak wtedy Chorwacja.
Teraz siedzę na rozgrzanym betonie placu, kilka tysięcy kilometrów od domu. Spocony od upału, zakurzony od kurzu i śmierdzący spalinami ciężarówek. Nie mam pewności czy wjadę do Iranu, bo tu nic pewne nie jest wbrew pozorom. Nie wiem czy wystarczy mi pieniędzy, nie wiem dokąd dojadę, gdzie będę spał, co jadł. Nie wiem kogo spotkam, poznam i przestanie mi być obojętny.
Kilka metrów ode mnie stoi motocykl, który jest jedynym przedmiotem, na którym mi zależy. Nie dlatego, że taka marka, że takie a takie ma właściwości. Dlatego, że mogę być sobą dla siebie. Dlatego, że jestem tym co robię a to co robię jest moje i nie muszę udawać, że nie jestem egoistą. Ten motocykl jest gwarantem niezależności. Nie tej pozornej, społecznej. Jest gwarantem niezależności przemieszczania się i decydowania o sobie.
Cały czas jestem nijaki. Jednak to już inna nijakość. To nie przez zakurzoną rutynę w zaganianym światku, tylko przez białe karty przede mną. Nie mam pewności co mnie spotka w drodze, kiedy pojadę patrzeć na miejsca i ludzi, jakimi są naprawdę. Dla nieznajomych jestem nieważny, nie mam prestiżu, wielu kart kredytowych, trzeciego domu z garażem na wsi, ani nawet szybkiego Internetu. Wciąż nie mam luksusowego samochodu, zakupy robię tam, gdzie wszyscy i nie jestem szefem. Zyskałem za to pewność, że jest mi to niezbyt potrzebne, jeśli miałbym poświęcić całe życie na zbieranie dóbr służących do… otaczania się nimi. Jednak pracuję, bo swoją pracę lubię. Bo jest mi potrzebna. Spełniam się w niej, bo daje mi satysfakcję. Nie kupę forsy, tylko zadowolenie. No i mam motocykl — narzędzie. On też powoduje zadowolenie. Nijakość to niepewność tego, co mnie spotka za chwilę, dziś, jutro, za tydzień albo dwa. Najlepsze jest to, że ta niepewność niesie ze sobą beztroskę. Bo Jaki miałbym mieć wpływ na masę zdarzeń, które jeszcze się nie wydarzyły? Przedmioty, którymi się otaczamy łatwo stracić. Motocykl też. Jednak to, co dzięki niemu robię nie zniknie.
Napisałem o sobie lekko ubarwiając, nie żeby zanudzać. Zrobiłem to, bo wiem, że wśród nas są tacy co chcą podróżować, tylko zawsze mają bardzo logiczną wymówkę, żeby jednak nie. Brakuje gotówki, nie ma czasu, nie ma kompanii w trasę, obowiązki przytłaczają, albo nie ma co zrobić z psem. Śmiem twierdzić, że to nieprawda. Wszystko, co robimy najpierw, ma większy priorytet po prostu.
Podróżowanie zmienia. Mnie zmieniło. Podróżowanie motocyklem to szkoła bycia i jeden z wielu przepisów na samospełnienie się.

Z rozmyślań wytrącił mnie Salim. To ten człowiek od papierów. Muszę iść z nim do biura. Dobrze, bo z nieba zaczęły spadać gigantyczne, zimne krople wody.
Pośrodku klimatyzowanej hali wielki blat. Tu można wypełniać dokumenty albo je podpisywać jak ja teraz. Dookoła stanowiska a w nich urzędnicy za szybami i jedna para drzwi, prowadząca do kogoś ważnego. To tam Salim za chwilę zaniesie dokumenty do sprawdzenia i potwierdzenia. Stamtąd też zabierze te, które
pozwolą mi wydostać się za szlaban motocyklem. Podpisy złożyłem, ale to nie wszystko.
- Jeszcze chwila, jeszcze chwila — uspokaja mnie Salim. Nie wiem czemu pomyślał, że się niecierpliwię.

(https://www.tdm.pl/media/files/20f5710478032ba62219d0a95a6dcf3c.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/9499a2a3433b85a82e96b5a32876fab8.jpg)

Ławka usytuowana jest w kierunku wyjścia. Siadam i obserwuję… zegar wyświetlający cyfry, próbując odgadnąć znaczenie każdej. Taki zegar to bardzo dobra rzecz. Można szybko nauczyć się cyfr arabskich.

(https://www.tdm.pl/media/files/a58f70ca844a9e55cc758fd063960378.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/9c69d03c10a1eaf24049eab7964c14a6.jpg)

Dokładnie pięć godzin trwa załatwianie za mnie formalności.
Efektem tego czekania są trzy kartki A4 i jeden świstek. Ten ostatni, krzywo urwany z bloczka i z czerwoną pieczątką jest dla mnie najważniejszy. Oddam go przy szlabanie wyjazdowym. Reszta jest moja i mam pilnować ich jak oka w głowie. Będą niezbędne przy wyjeździe z Iranu.

(https://www.tdm.pl/media/files/83645312ca76f4644afeea981a3af0e4.jpg)

Teraz jestem niecierpliwy. Żegnam się ze Szwajcarem, płacę Salimowi za jego usługę i uśmiechając się pod nosem idę do motocykla. Jestem głodny i spragniony, ale za szlabanem popadłem w jakiś stan euforii i podekscytowania. Żenującym tego skutkiem jest tuman kurzu za mną, bo zjechałem z asfaltu na pobocze, nie wiem po co :)

(https://www.tdm.pl/media/files/ffe0174f78d497fa6e1f5af5a27eb8fc.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/e2f6a43dc433da74dcd4c98579bdaaeb.jpg)


***

Na granicy wymieniłem 10 Dolarów. W hotelu korzystam z tego i serwuję sobie obiad i dużo picia. Najedzony i opity mocuję bagaż, żegnam się z Ahmedem i Hamidem. Drugi syn Ahmeda jest poza domem.

(https://www.tdm.pl/media/files/0e1561b57d5a909f3c81bf7d8daed529.jpg)


***

Żeby dojechać do Urmii, zdałem się na GPS. Wyznaczył drogę, której początku nie da się wyznaczyć w GoogleMaps. Jest asfaltowa i prowadzi przez Park Narodowy Kantal, wzdłuż rzeki Araks, będącej naturalną granicą Iranu i Armenii. Jedzie się w dolinie rzeki, wśród surowych, gór. Tylko posterunki wojskowe ustawione czasem tak, że ledwo je widać, świadczą o bliskości granicy i cywilizacji w ogóle.

(https://www.tdm.pl/media/files/a904226e02daccf32cb4f629c7da6d86.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/581dc9ae7437ca3a28e689eba719dd74.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/428a9e426bc00c4bca57178a89376e97.jpg)

No i samochody. Ruch jest nie za duży, ale od kilku chwil każdy, kto jedzie z naprzeciwka, ostrzegawczo mruga światłami. Pierwsza myśl, coś nie tak z motocyklem. Może jednak nie. Może tutaj, jak w Polsce, ostrzegają przed kontrolą policji.
Droga nie prowadzi już doliną, tylko wykuta jest w skale na pewnej wysokości i wspina się coraz wyżej. Rzeka została gdzieś na dole przepaści a drogę oddziela od niej nasyp z kamieni albo betonowe kloce ustawione rzędem. Zakręty robią się coraz bardziej ciasne a asfalt wąski. Tak wąski, że ciężarówka i samochód osobowy mijają się na centymetry.
Przed jednym z wiraży ruch zwolnił, samochodów jest dużo i tworzą przez to niewielki, wolno poruszający się korek.
Na ostrym zakręcie, zaskoczył mnie widok równie groteskowy co przerażający. Ruchem kieruje żołnierz. Na kamieniach odgradzających drogę od przepaści siedzą ludzie. Trzech mężczyzn. Nie wyglądają jakby im coś dolegało ale nie odzywają się do siebie. Obok nich, jak na cokole, na kamieniach stoi białe BMW X6. Równo jak na wystawie. Koła zwisają w powietrzu a auto oparte jest podwoziem. Myślę, że trudno byłoby tak ustawić samochód celowo i nawet dźwigiem. Po widoczniej stronie, nie jest jakoś specjalnie rozbity. Właściwie tylko listwa progowa jest oderwana i wygięta. Upiorne wrażenie robi to, że od śmierci, przez zakładam, brawurową jazdę dzieliły kierowcę i pasażerów centymetry w poziomie i około dwustu metrów w pionie. Co by się stało, gdyby auto spadło, każdy wie.
Samochód rozpoznałem od razu. Jego nieszczęsnego właściciela też. Teraz jest zupełnie inny. Nie wiem tylko, czy martwi się stratami w luksusowym wozie, czy przeżywa w milczeniu swoje szczęście. Dziś dostał szansę żyć jeszcze raz.

(https://www.tdm.pl/media/files/4f115bd2fabba2940b28599a76a4d969.jpg)


***

Zatrzymałem się, żeby założyć przeciwdeszczówki. Wyjechałem z Parku Loran na płaskowyż i góry są w pewnym oddaleniu. Tu rządzi przestrzeń wypełniona trawami, niskimi krzewami i z rzadka polami uprawnymi. Wokół bezludzie i pustka.

(https://www.tdm.pl/media/files/83ef69204552b3505b161400fc23530f.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/8ef6f3cd509fb4511a15edd8c4e1615f.jpg)

Przede mną sina, burzowa chmura wylewa tony wody na ziemię, rozświetlając się od wewnątrz elektrycznymi wyładowaniami. Już tu gdzie się zatrzymałem czuć jej nieobliczalną siłę, bo wicher chce przewrócić mnie i motocykl. Nie ominę tego zjawiska. Droga łagodnym łukiem skręca w samo epicentrum, tam, gdzie swoim lejem burza smaga okolicę.

(https://www.tdm.pl/media/files/006e6028021dab09aa5b45513467bd06.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/8b2a9bfc295cdbd21d88596f53603be1.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/72779f8c7da0ca98f8266d341dea0759.jpg)

Bywało, że jechałem w burzę, ale nigdy jeszcze nie odczuwałem z tego powodu mrowienia na plecach. Może zaczekałbym kilka minut aż zmieni kierunek, złagodnieje, uspokoi się albo wręcz skończy swój pokaz. Jednak zaryzykowałem.
Głupiec, ktoś pomyśli…
Ledwo zdążyłem wyłuskać ubranie z bagażu, słyszę za sobą odległe, wściekłe ujadanie. Odwracam się a tam cztery potwory z daleka szarżujące na mnie. Nie białe owczarki, jakich sporo można spotkać w Rumunii. Nie groźne psy pasterskie, jakie znamy w Europie. Urodziłem się i wychowałem z psami. Kilka sam wyszkoliłem. Kiedyś chciałem zobaczyć psa rasy, która w Polsce nie występuje. Teraz cztery Sarabi*** nacierają na mnie w pełnym pędzie. Czytałem, że samce mogą ważyć do 90 kilo… I czytać nie musiałem, że są nieustraszone i nie wahają się zaatakować niedźwiedzia. Cóż ja przy niedźwiedziu… Skąd te psy?! W oddali wielkie stado owiec. Stąd. Jednak pasterza ani jednego. Przestałem szamotać się z przeciwdeszczówką a kask, który wiatr zrzucił z kanapy motocykla zostawiłem w spokoju na poboczu i znieruchomiałem, zastanawiając się, dlaczego siekiera jest zamocowana na trytytki i dlaczego nie mam przynajmniej pistoletu maszynowego :)
Psy zwolniły i w końcu zatrzymały się jakieś 100 metrów przed asfaltem, czyli około 150 metrów ode mnie.
Teraz sobie żartuję, ale wtedy nie było mi do śmiechu. Postały kilka chwil obserwując mnie, niespiesznie odwróciły się i odeszły do swoich owiec, co chwila się oglądając… Dlatego właśnie wybrałem burzę.
Tytuł: Odp: O gościnności, dróg sekrecie i najgorętszym miejscu na świecie.
Wiadomość wysłana przez: CeloFan w Marzec 02, 2021, 22:39:42
Jeszcze przez kilka chwil żyję nadzieją, że jednak droga gdzieś tam skręca, albo wypada się, albo stanie się coś innego. Nie tym razem. Porywisty wiatr wykrzywia moją trajektorię na prostej drodze. Drobny deszcz sprzed chwili zamienił się w ulewę i tnie i wciska w każdą szczelinę ubrania. Czuję to przez zimno pojawiające się tu i ówdzie. A to dopiero początek. Niskie, stalowo-szare chmury kłębią się tuż nade mną a igrając ze sobą, krzeszą potężne wyładowania. Nie wiem czemu nie słyszę grzmotów. Może to przez pęd powietrza, syk opon przecinających mokrą drogę. Nie zastanawiam się zbyt długo, bo nieprzerwanie muszę kontrować wściekłe podmuchy wichru. Plusem jest to, że samochody jadące z naprzeciwka, nie sypią na mnie błotem i wodą. Wiatr wszystko przewiewa w drugą stronę. Minusem jest to, że kiedy jadę za kimś nie widzę nic a kiedy nikt nie jedzie przede mną, też niemal nic nie widzę. Przestaje to mieć znaczenie, kiedy nastaje ciemność niemal całkowita. Fenomen zjawiska leży w tym, że jak spojrzeć w lewo, widać czarną wściekłość natury, a kiedy spojrzeć w prawo, widzę jak ryba z akwarium. Zielone wzgórza oświetlone pełnym słońcem, podlewane strumieniem burzowej wody. Ja sam w tym diabelskim kotle czuję się tak mały i nieważny, że niezauważalny dla potęgi dzieła natury. Bo gdybym został zauważony, to byłby koniec.
Tak oto swoją moc, przyroda po raz kolejny łaskawie pokazuje mi na mnie samym mi samemu.
A więc psy czy burza? Co lepsze? Tej zagadki nie rozwikłam.

Wyjechawszy cało z potopu, na postoju rozebrałem się z przeciwdeszczówek które niezbyt pomogły, żeby wyschnąć w popołudniowym słońcu.

(https://www.tdm.pl/media/files/d8c3e72b336fe777d5d040213b9b4919.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/8832a8bd71b3d317d40ec9bd058b05ef.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f005aa27903daa343fd380cb5cb7f8e6.jpg)

Czterdzieści kilometrów od Urmii przydrożny stragan a w nim napoje. Sprzedawca wyskoczył na jezdnię i woła i zaprasza uprzejmie a jego koledzy wtórują. Bardzo chcę pić. Kupiłem napój limonkowy gazowany prosto z chłodziarki. Dostałem kubek i miejsce w fotelu, których tutaj trzy. Na sofie rozsiedli się szef straganu i jego koledzy.
Z rozmowy udało się nam dojść do tego skąd jestem, dokąd jadę i że to 45 km stąd. Zaspokoiwszy pragnienie tak zimnym napojem, że mrozi mózg, pożegnałem się ze wszystkimi i odjechałem.
Coraz większy ruch, coraz więcej klaksonów i więcej kurzu mówią mi, że jestem na przedmieściach. Do Hosseina trafiłem bezbłędnie za pomocą GPS. Zielona, metalowa brama otworzyła się zanim dotknąłem dzwonka. Przywitał mnie ojciec Hosseina, bo ten jeździ z grupą Szwedów po Iranie w roli przewodnika. Za to jest jeszcze matka Hosseina i za chwilę wróci ze szkoły jego młodszy brat Araz. Czuję się jak w domu. Tym bardziej, kiedy wszyscy przypomnieli sobie, że trzy lata temu już ich odwiedziłem.
Opłaciłem pokój za dwie noce. Jestem w dużym mieście. Jutro zrobię porządek z psującą się kamerą z lusterkiem motocykla, wymienię Dolary na Riale. Może też uda się przegrać materiał z kart pamięci na dysk twardy.
Wieczorem pokręciłem się po okolicy bez celu. A może i miałem cel jakiś, ale dziś myślę tylko o psach i burzy o psach i o burzy.

(https://www.tdm.pl/media/files/0d5e79f29d6260a7096efe2ab6538592.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/60b11b98daf50e82589fa6e4813ef34e.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/6028790556a116cf2fbc8a56c744da54.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/ba53c8d4f2f70e7de238b950ab7180c0.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/7809db319d5e449df2eb45668f6a0fde.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/b8b0e01a3a452d7b9bdecc47dce39e09.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/cd1a6ede1ff1dcff77235d8802a792be.jpg)

Mapy

(https://www.tdm.pl/media/files/4fa1c8c2536b6265dc08ce288530605a.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/c3216e7c9bffe3d465264733e12f87fd.jpg)


* CPD - https://www.pzmtravel.com.pl/dokumenty-celne.html (https://www.pzmtravel.com.pl/dokumenty-celne.html)
** Hossein Sheiklou – Wydaje się, że aktualnie zawiesił swoją działalność.
*** Sarabi - https://doglime.com/sarabi-persian-mastiff/ (https://doglime.com/sarabi-persian-mastiff/) Jest całkiem prawdopodobne, że w stresie pomyliłem te psy z inną, „mniejszą” rasą Sage Mazandarani ( https://nationalpurebreddogday.com/a-dog-whose-soul-matches-its-size/ (https://nationalpurebreddogday.com/a-dog-whose-soul-matches-its-size/) )
Tytuł: Odp: O gościnności, dróg sekrecie i najgorętszym miejscu na świecie.
Wiadomość wysłana przez: CeloFan w Marzec 05, 2021, 12:31:15
 :deadtop4:

18 dzień. 7 maja.
Iran, Urmia.


97492
0 km swoim motocyklem.

Płaski chleb, którego nazwy nigdy nie pamiętam. To znaczy nie taki całkiem płaski. Jest posypany nasionami. Do tego biały ser bardzo kwaśny i bardzo słodki dżem. Jajko na twardo i herbata.
Koniec kulinarnej podróży, więc biorę się za motocykl.
Napęd w porządku. Trzeba dolać olej do silnika. Dokręcić śrubę osłony pompy hamulcowej i jedną śrubę plastiku. Poprawiłem też pęknięty plastik osłony dłoni, która nie wytrzymała wywrotek w Rumunii w górach.

(https://www.tdm.pl/media/files/9503a2e938b0e3df1a8f069c80183e0c.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/a1c8ed421f8f16be1cc895b8dca00b08.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f745af7c4ad0e8e25d6f9073a835fa29.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/ab2dd8410d3501fc769acf4d3650bc70.jpg)

Poprosiłem ojca Hosseina, żeby wskazał mi miejsce, gdzie naprawię mocowanie lusterka. Muszę przywrócić do używalności mój jedyny śrubokręt. Na razie, służy tylko za usztywniacz w miejscu pęknięcia.
Warsztatu nie wskazał, tylko zatelefonował. Za pół godziny przyjechał specjalista od takich robót. Rozpoznałem go, ale on mnie nie. 3 lata temu, zmieniał uszczelnienie wysprzęglika w tym samym motocyklu, którego pręt lusterka właśnie ma zamiar naprawić. Wykręcił co trzeba i zniknął. Będzie gotowe na wieczór.
Z bagażu pousuwałem zbędne rzeczy. Zostawię w domu Hosseina podpinki, membrany od ciuchów i nadmiar oleju na dolewki i filtr powietrza. No i trochę innych niepotrzebności. Wrócę do Urmii, to zabiorę.

Trzeba załatwić kilka spraw. Nie sam i nie swoim motocyklem. Będzie mnie woził ojciec Hosseina swoją 220-tką o wdzięcznej nazwie, Baja Pulse.

(https://www.tdm.pl/media/files/4168dd89b785faeef6b16cd4bdbbe633.jpg)

Na nikim nie robi wrażenia jazda chodnikiem i nikogo nie szokuje przejechanie pod prąd.
Nie czuję się zbyt pewnie. Stary wolno, chybotliwie wciska się w każdą wolną lukę między samochodami. Jeździ pod prąd i jeśli trzeba chodnikiem, co dla takiego jak ja mieszczucha jest niecodzienne. Tylko kierowca ma obowiązek mieć tu kask. No może nie obowiązek. Zwyczaj. Ja nie muszę.

(https://www.tdm.pl/media/files/c10abb561148ddfb1bfe1bf820acea14.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/96be52b0e335643e1b0ec81068940535.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/13d4b7ed943e8b04e19ca648f98fff1d.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/4297ca187dd32f3edc3184fe6a5b6f3d.jpg)

Najpierw bazar. Tutaj ojciec Hosseina chce załatwić mleko w proszku dla dziecka siostry Hosseina. To chyba towar deficytowy i spod lady, bo mężczyźni rozmawiają nie za głośno i jakoś tak… w konspiracji. Mój kierowca rozmawia ze znajomym kilka chwil. Ten odchodzi gdzieś w wąskie uliczki bazaru. Wraca za kilka minut, ale z niczym.
Teraz karta SIM z dostępem do Internetu. Potrzebny jest paszport do rejestracji karty. Ojciec Hosseina, po załatwieniu formalności odwraca się do mnie i wyciąga rękę.
- 20 Dolarów – oznajmia.
Czy 10GB Internetu tyle kosztuje, nie wiem.

(https://www.tdm.pl/media/files/28391b528a5c20b81a26d06446a68f87.jpg)

Z kartą SIM jedziemy do speca od eFBe. W klimatyzowanym pomieszczeniu, za białym, nowoczesnym biurkiem siedzi młody człowiek. Przed nim laptop, dużo przejściówek i kilka telefonów w trakcie naprawy albo konfiguracji. Na przeszklonej wystawie kamery sportowe, etui do telefonów, dyski twarde i inne gadżety. Uwinął się w dziesięć minut. Wgrał aplikację VPN omijającą rządowe zabezpieczenia przed zakazanym eFBe, YT i nie wiem czym jeszcze. Ma działać miesiąc. Ojciec Hosseina, po załatwieniu sprawy odwraca się do mnie i wyciąga rękę.
- 10 Dolarów – oznajmia.
Płacę dychę za aplikację.

Jedziemy.
Salon SONY. W sprawie kamery sportowej Sony.
Znów chłód klimatyzowanego pomieszczenia a na półkach telewizory, kamery i inne produkty SONY. To salon autoryzowany. Za nowoczesnym biurkiem z napisem firmy na ścianie, mężczyzna. Ojciec Hosseina rozmawia z nim o mojej popsutej kamerze. Ten ogląda ją pobieżnie, ale w końcu rozkłada bezradnie ręce i kieruje nas do serwisu. Też autoryzowanego. Jest całkiem niedaleko.

(https://www.tdm.pl/media/files/d268c20974c8e78292bb99247b68a3b9.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/a8a7f17ae648f5666a0a92927d6dacf1.jpg)

Zatrzymujemy się w bocznej uliczce. Wchodzi się przez oszklone, metalowe drzwi, jakich wiele. Tu nie ma salonowego szyku. W środku panuje pewien nieład. Wszędzie porozstawiane większe i mniejsze telewizory. Wszystkie nowoczesne, płaskie. W oddali pod ścianą urządzenia serwisowe na długim stole. Monitor do komputera, narzędzia, lutownica i nieprzebrana ilość różnych części. Pracuje tu trzech młodych ludzi i chyba ich szef w wieku około pięćdziesiątki. W kącie przy wejściu, na drewnianym krześle siedzi wychudzony starzec. Jego twarz to jedna wielka zmarszczka. Nie opiera się plecami, a jego głowa zwisa smętnie na stare dłonie, obejmujące długą, drewnianą laskę. Zdaje się być jak rzeźba. Ten człowiek na pewno nie czeka na nic. Po prostu tu jest.
Ojciec Hosseina rozmawia krótko z szefem serwisu o moim problemie. Oddaję kamerę. Szef idzie z nią do stołu z narzędziami. Zakłada okulary i ogląda urządzenie pod podświetlanym wielkim szkłem powiększającym. Próbuje coś tam gmerać, coś skleić, ale to na nic. Po kilku próbach poddaje się. Mówi to, o czym już wiem, czyli dlaczego nie działa włącznik. Zaproponował, że ściągnie całą klapkę z wyłącznikiem z Dubaju. Jeśli będę w podróży, to mogę odebrać ją w Teheranie za tydzień. Tam mnie nie będzie przecież. Poza tym, aż tak mi nie zależy. Odpada. Zresztą już widzę oczami wyobraźni, ile by to kosztowało. Wychodzę z niczym. Dobre jest to, że ojciec Hosseina nie zażądał zapłaty.

(https://www.tdm.pl/media/files/62f016d061cdacbdd90e93f883c66296.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/c9284de59db14add4413e35becec979c.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f4d592be6df3e06ea869db3c7bfc9187.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/fd037cc6038e3217ca67dd8fc7a68f98.jpg)

Jedziemy jeszcze raz do człowieka od aplikacji VPN i eFBe. Pomyślałem, że laptop, który tam widziałem, świetnie nadałby się do zgrania materiału na dysk.

(https://www.tdm.pl/media/files/14d187e49c08a00a986677d0f6e4ccdc.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/dba8ecb0ca8923a5dd2e93aa193564a9.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/eeabc4885aa6f02e0f6491295154b88a.jpg)

Kartę z rejestratora dźwięku zgrywa na poczekaniu. Kartę z materiałem z kamery zostawiam, bo ma to trwać kilka godzin. 64GB kilka godzin. Pozostałe, z aparatu, nie są widziane nawet przez laptop.

Później okaże się, że ojciec Hosseina pojedzie po dysk i zgraną kartę sam. Po powrocie wyciągnie rękę i… - 10 Dolarów – rzeknie.
Mam już pewność, że stary doi ze mnie ile uważa. Skoro tu przyjechałem, to moje finanse z łatwością powinny to wytrzymać. Z drugiej strony poświęcił mi swój czas. Niech ma.

(https://www.tdm.pl/media/files/b81c4cd35df1ff133fdd9fe8f2aa69ac.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/e3faedbc80d5925751cfb36004d3cf87.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/8aca00d0f7ddb77aeb3fbaf0f3aad07e.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f04e5ab9acc16c2fd60f89d9fb3e1325.jpg)


***

Jest popołudnie. Araz, młodszy brat Hosseina wrócił ze szkoły. Jak ten pełen energii chłopak pomoże swojej mamie przy małym siostrzeńcu, pójdziemy poszukać kantoru i na Stary Bazar.

(https://www.tdm.pl/media/files/017dc83b87087a9f9fb8e8667b60bb7e.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f9ec79b9ed781b85c014d71dbe15e4ad.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f9fc110914fccc2595c5d3d7f82058ae.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/1759dd5e936b248fd233f5750d767150.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/98c4f755d4db7bacce2b37ac2c8da263.jpg)

Ulice pełne ludzi. Sprzedawcy i ich zachęcające pokrzykiwania, butiki z ciuchami, stoiska z warzywami. Właściwie sprzedaje się wszystko gdzie, kto znajdzie miejsce na handel.
Kantor jest oddalony od bazaru kilka kilometrów. Jest na rogu ulic. Idzie się tam arterią pełną sklepów. Wchodzi się do małego pomieszczenia. Jest monitoring i szyba z okienkiem, oddzielająca dwóch ludzi. Na ścianie wisi monitor z aktualnym kursem walut. W jednej chwili stałem się milionerem.

(https://www.tdm.pl/media/files/ea7a86fe42bc3c9474e233610b8e0a28.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/aa41deb4b496fb2ac3e883a4d22ecc05.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/635cf779c4863f5490b2672bbb71881e.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/60d822bd43c351e7b62bc704ab69174d.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/87157279da922e5736d75f69d57505c1.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/a392b73a9f48b5f0bfdfcbabbf4248e7.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/8e2b5af13cd7ee7def0adae3313b319d.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/dbba7a87f830a11afa96921a04eb1b34.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/7b471d32c910765be3243d0f4d6e9c88.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f6fd217718f7d31b4afba6a600cba9e9.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/fab5d8ac2f94404148216102885b01b8.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/8c97cd6061bf801dcce4855466644c52.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/578930cd26a833f3379d07325e1392b3.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/65b00bd4bbce653c4a2863054095a910.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/d8cfe403d2f8a97b21ff5764efa220ba.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/2b1c314093eae704173348be1e006103.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/134d03f91aad4b09203b8985fbb5ce53.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/7f66bf9144e5d4728b661911d68c69a7.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/ea215b765173fa8ae8eb1ae564182fa3.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/da532a3d43492358e1f8afcd323320cf.jpg)


***

Bazar. Po drodze na stary bazar zatrzymaliśmy się przy czymś w rodzaju fastfudu. Rano jadłem nieduże śniadanie, a już jest późne popołudnie. Araz też ma chęć na coś dobrego, bo w domu pilnują jego diety. Obok naszego stolika zasiada młode małżeństwo z dzieckiem. Trzeba wiedzieć, że ludzie tutaj są bardzo otwarci i skorzy do rozmów, nawet z obcymi. Zagadują od razu, bo żaden ze mnie Irańczyk. Za duży, za blady, źle ubrany i nie gada jak trzeba. Rozpytują skąd, dokąd, jak i co. Są uprzejmi i nienatrętni. Jak zaczynam swoje próby językowe, to czekają cierpliwie, aż skończę łamać sobie język na angielskim. Zresztą to Araz bardziej z nimi rozmawia, a ja tylko przytakuję, sporadycznie coś dodając albo odpowiadając na bezpośrednie pytania. Jeśli zrozumiem.
W końcu wszyscy będący w środku słuchają Araza i jego opowieści. Trochę to krępujące.
Na dodatek chyba naopowiadał niestworzonych historii, bo przy kasie nalegają, żebym zapłacił tylko połowę rachunku! Na to nie pójdę. Wdaję się w dyskusję na ten temat, ale słabo działa. Dopiero po jakimś czasie uprzytomniłem sobie, że być może to przez Taarof. Trudno pojąć ten fenomen.
Taarof* to sztuka konwersacji werbalnej i niewerbalnej, wykraczająca poza utarte schematy zachowań społecznych z kręgu europejskiej kultury. To dlatego Iran jest uważany za krainę najbardziej przyjaznych i uprzejmych ludzi na świecie. Taarof to różne, ustalone formy grzeczności. Nie odwracanie się plecami. Goście wchodzą jako pierwsi przez drzwi. Siedząc na dywanie, nie pokazuje się stóp, chyba że w spoufaleniu. Uprzejme pogawędki w sklepie albo w urzędzie to tradycja. Ludzie ci uważają, że o sobie, jeśli już, należy mówić skromnie a o rozmówcy z szacunkiem. To nie wszystko. Ta uprzejmość istnieje też w strefie handlu i usług, czyli pieniędzy. Co bym powiedział, gdyby ktoś nalegał i nalegał, że nie trzeba zapłacić za obiad czy taksówkę? Podziękowałbym w końcu. Tu jest inaczej. Tu obowiązuje Taarof. Słyszysz, że jesteś najważniejszym z gości, że to zaszczyt, że tu jesteś, że taka znakomita osoba zapłacić nie może, bo to hańba a poza tym, jedzenie nie było wystarczająco dobre na Twoje podniebienie.
Wtedy trzeba odpowiedzieć podobnie. Że ta restauracja jest najlepsza ze wszystkich, że jej właściciel może gotować dla szlachetnie urodzonych, a moje zwykłe podniebienie nie jest warte tych smaków i że zapłacę po trzykroć, a to i tak będzie za mało. Na to znów odpowiada restaurator, znów Ty i znów restaurator aż w końcu płaci się tyle, ile się należy.
W ten sposób można usłyszeć zaproszenie na obiad do domu, propozycję noclegu, jeśli jest się w podróży, „otrzymać” suwenir z półki na bazarze albo nie zapłacić za taksówkę. To bardzo duży nietakt, jeśli zrobi się to zbyt wcześnie. Jeśli zna się, choć pobieżnie tutejsze zwyczaje, to wiadomo, że NALEŻY odmawiać. Dopiero trzecie zaproszenie jest właściwe i można z całą pewnością przyjąć je lub nie. Bez takiej wiedzy bieda.
Czytałem o tym. Tylko nie znam perskiego a angielski na poziomie przedszkolnym, nie obrażając przedszkolaków :) Nie mogę i nie potrafię odpowiednio się zachować. Ucinając to, co miało nastąpić, pytam Araza, ile trzeba zapłacić. Odliczam pieniądze, zostawiam na ladzie, kłaniam się lekko, przykładając dłoń do serca na wzór Irańczyków i szybko wychodzę.

W Urmii Stary Bazar to miasto w mieście. Alejki, korytarze, puste zaułki, zatłumione przejścia. Większość pod ceglanym dachem z łukami i kopułami, oczywiście o historycznym pochodzeniu. Na jego terenie jest łaźnia, meczety, część mieszkalna i nawet synagoga.
Sprzedawcy krzyczą zachęcająco lub stoją w swoistym stanie apatii, ale wszystko tu żyje. Ludzie tu pozwalają się fotografować, a niektórzy wręcz zachęcają do tego. Szczególnie zapamiętałem miejsce w którym wyrabia się kosy, sierpy i noże. Chyba jeden kupię, kiedy będę wracał.

(https://www.tdm.pl/media/files/4cdcbef5f30c81607112a7f0003c07f7.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/0d7e0a6260f748d7a27838e1186e5784.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/cd4d84062abf5c2c7303d2b1b863cec2.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/54f7416f7be57f1257b52c91de6d4746.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/83917875a6f8b27425f97df93e06c289.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/962edc57db4db8a8358482cc77c1e08d.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/685379c5c41deeb23f0843a3fe8b19f9.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/91df8a8936a02011c60e28d6c5778a7e.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/bb210735644ab7e5e77b431391b69737.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/3d06fdb896f7e642a26921a220739588.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/9739acd26665c4fcce8723bb76af735a.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/aa98c74da061f517da0980b846fcfeab.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/c6c5421f403ce53809ba2acf500ae188.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/515e63af7f898569c51bd74a2bced9b8.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/4e04470742ea371b6debd499afa241ec.jpg)


Wieczorem przyszedł mechanik, który zabrał złamane lusterko do naprawy.
Ojciec Hosseina jako pośrednik, po załatwieniu sprawy znów wyciąga rękę.
- 20 Dolarów – oznajmia.
Nie ma w tym człowieku ograniczeń żadnych, jeśli chodzi o pieniądze. Zaciąłem się. Dostał 15 Dolarów, choć to i tak o wiele za dużo.
Araz na swój dynamiczny sposób opowiadał historię naszego spaceru a ja po zmroku urządziłem sobie krótki spacer po okolicznych uliczkach. Tu ludzie nieprzerwanie pracują.

(https://www.tdm.pl/media/files/6fbf6721bcbee079d00ff867039f22db.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/3d43647e01f2d77d6240e1294c39922c.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/898b6292b6098815942bef92000480c2.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/9054c0a59c27ebfe2dafa97cf93f976b.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/bf34125b4d60b64a99ca937cb9e4b6c8.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/9432b43f70fc6edc582074973374d8f8.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/5208ac758551cee2def1547ba0fec85f.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/6b375d34943b110f1845a4386fb75d24.jpg)


Widziałem też zakład fryzjerski dla kobiet. Zakłady takie nie są wyeksponowane. Nie wypada… 

(https://www.tdm.pl/media/files/d960298d9b5e046658e65ba7f893d636.jpg)

W domu, po spacerze rozebrałem kamerę, ułamałem co trzeba i przekleiłem w inne miejsce. Pousuwałem zbędne części i po kłopocie. Póki co, działa.

(https://www.tdm.pl/media/files/f7539975c5ecc678118be845e0c89141.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/3ac52a60a93cf727b315826c310df985.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/e4e9a3e16a30c0cf231699226d8c36e7.jpg)

Mapy

(https://www.tdm.pl/media/files/bca3680e0086464a12646e3735fc99a4.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/924fbb2e9fb31f7d27e4b7c725c3d729.jpg)

CF

*Taarof - https://en.wikipedia.org/wiki/Taarof (https://en.wikipedia.org/wiki/Taarof)
Tytuł: Odp: O gościnności, dróg sekrecie i najgorętszym miejscu na świecie.
Wiadomość wysłana przez: CeloFan w Marzec 07, 2021, 15:54:12
 :deadtop4:

19 dzień. 8 maja.
Urmia – Anwan w Prowincji Kazwin.


97492–98200
708 km

Zostawiłem kilka rzeczy z bagażu, ale jakoś nie widzę różnicy po pakowaniu się.

(https://www.tdm.pl/media/files/863652689ef51812bd7a8cdb7ee0b352.jpg)

Jezioro Urmia to zmienne jezioro. Jego powierzchnia podobno zmienia się w ciągu roku o prawie 2 tysiące kilometrów kwadratowych. Jest największe w Iranie i zmienia barwę swoich wód za sprawą bakterii i mikroalg. Z zielonego robi się czerwone.
Z roku na rok jest coraz mniej wody i coraz więcej soli. Jedni piszą, że przez rolnictwo a inni, że przez efekt cieplarniany. Prawda zapewne leży gdzieś pośrodku. Mimo że jest pod ochroną, z jego powierzchni zbiera się sól na skalę masową. Latem można po nim jeździć nawet samochodami, choć sensu w tym żadnego nie widzę. Oprócz stopionego śniegu, spływającego wiosną z gór, tylko jedna rzeka zasila Urmię w wodę. Nazywa się Zarrine. Jezioro nie ma odpływów.
Wcześnie rano jest przyjemnie ciepło. Z miasta wyjechałem na północ, ale nie żeby już wracać. Chcę tylko przejechać mostem. Właściwie to bardzo długa grobla z bardzo krótkim mostem. Ostatnie spojrzenie na soczystą zieleń żyznej, północnej ziemi i wjeżdżam na jezioro. Woda, jeśli ją widać, ma lekko czerwonawy kolor. To chyba znaczy, że jest wyjątkowo wysokie stężenie soli, a to znaczy, że wody jest mało w tym roku. Na grobli, którą jadę stoi ciężki sprzęt i pracują ludzie. Chyba poszerzają arterię łączącą brzegi.

(https://www.tdm.pl/media/files/3d6511bab735a9df4d2836cae19a597a.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/78fc3588c5d7250eda21d173a391aa83.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/de56c7deb867588c00e11f2e419e97f7.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/236a52e6c6737bc66d0268486e1c59be.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/20a09847db37487d809bb3f00dbe4193.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/9d6a422595cb62d26d1399f4e4b29d3f.jpg)

Dla mieszkańców, jezioro Urmia to spowszedniały i zwyczajny widok. Dla mnie to fenomen i niecodzienny pokaz przyrodniczej różnorodności. Nie fauny i flory. Jezioro jest niemal martwe. Mam na myśli panoramę. Wyschnięte dno zmieszane z solą sprawia wrażenie idealnie płaskiej plamiastej pustyni.

(https://www.tdm.pl/media/files/7b6ad2cdbae09e5c843b1e99e42fb7f5.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f7beb5dfd787de342d57c27c0b479aef.jpg)

Trochę dalej biała skorupa. Ciągnie się po horyzont, a jej biel oślepia tak, że trudno patrzeć.

(https://www.tdm.pl/media/files/ae41d3c1b147e4e31205ccac536509bd.jpg)

Jeszcze dalej z drogi z pewnej wysokości widać czerwonawą wodę i białą granicę jej zasięgu. W oddali ośnieżone, szczyty wysokich gór. Wieje tak silny wiatr, że zabiera pył z wysuszonych części jeziora i okrywa, je ledwo widoczną solną mgłą. Wokół miasta, miasteczka, wioski, pola uprawne, czasem kilka kóz. Pośrodku życia, umierające powolną śmiercią, ogromne jezioro, zamieniające się w pustynię. Podobno dawno temu pływały po nim łodzie z turystami, przylatywały flamingi i pelikany. Podobno przychodziły tu też jelenie i muflony. Została sól, zardzewiałe łodzie, resztki pomostów i solny pył porywany przez wiatr na pola.

(https://www.tdm.pl/media/files/1ddcd62d505acb29bfea1d487097d57e.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/366a9ab7b13921bb5c99a6b1e0a559e7.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/3bcfbddfa073f98af624d4f7ea57613d.jpg)

Na niebie prawie czysto. Już niewiele pamiętam z atlasu chmur, ale zdaje się, że niebo zdobią chmury soczewkowe. Jeśli mam rację, to ich nieruchoma natura oznacza jedno. Silny wiatr. Zresztą nie trzeba być znawcą. Już teraz, wśród wzgórz, między którymi jadę, daje się czasem we znaki.
Przed miastem Tebriz wjeżdżam na obwodnicę. Być może to też autostrada. Są bramki. W Iranie motocykle po autostradach nie jeżdżą, bo są zbyt wolne, a jeśli jeżdżą szybsze, to bez opłaty. Człowiek z obsługi tylko machnął ręką na pozdrowienie i podniósł szlaban.

(https://www.tdm.pl/media/files/5648b2b21fd569a7bc715ec076fc4116.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/35aa0d5122ba5bde3648115e0f66f813.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/606d62321b590a193101dd1181168bb7.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/5a4c39ccde000f05e17547675ee57425.jpg)

Południowo-zachodni wiatr nie daje spokoju. Cały dzień napiera tak, że trzeba kontrować bez przerwy kierownicą. Krótki odcinek to nie kłopot. Po dłuższym czasie bolą ręce, nienaturalnie wykrzywiony kręgosłup i szyja. Jedzie się w przechyleniu. Trzeba tez uważać, żeby nie zwiał motocykla na drugi pas, szczególnie kiedy wyjedzie się zza wzgórza. To główna droga z północy do Teheranu. Bywa, szczególnie w okolicy miast, że ruch jest naprawdę gęsty. Wtedy trzeba uważać na ciężarówki, bo i one myszkują po drodze, ze swojego ładunku robiąc żagiel.

(https://www.tdm.pl/media/files/c18ea8750021ba357c8c56708121cde8.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/5c9e65703e6efd06998e6055e6040546.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/5c0d9703bd7e414c36839c81f1659256.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/9d2611bb3869facab545d73d0dd02d5f.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/25b3c059226aef56062f613e21ee1cd0.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/8ce2b66babdb886bc365030649f54060.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/bd9ffd07c8a26f15442c92ea5cf60812.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/5a0225b7652e70d591b09656d34e2f95.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/b1cc00565e085d259b7406cca4bfb108.jpg)

W końcu wyrobiłem sobie jakąś taką dziwaczną pozycję, że dało się jako tako kontrolować motocykl. Siedzę krzywo na kanapie i pcham kierownicę lewą ręką, a jak się zmęczę, to ciągnę ją prawą. Mimo wszystko ciężka to robota. Od czasu do czasu próbuję zjechać gdzieś w spokojniejsze miejsce, bez zgiełku samochodów, bez dwóch pasów i bez mojego dzisiejszego przeciwnika — wiatru, ale zawsze wypluwa mnie na główną drogę i znów ćwiczę jazdę w przechyle.

(https://www.tdm.pl/media/files/be4da5a244e3f252890a457f432631d8.jpg)

Nareszcie wzgórza. To pozwala mi odetchnąć. Obolałym mięśniom też.

(https://www.tdm.pl/media/files/8799051befcd52c032e85f2c315ff979.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/7143f857039ff5af32f2310a1b3433dd.jpg)

Co za niecodzienny widok. Most na rzece. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że most jest zarwany pośrodku. Rzeka w czasie powodzi zabrała jeden filar? Nie wygląda jakby miał tam być kiedykolwiek. Trzęsienie ziemi? Zrujnowałoby cały. Tak myślałem wtedy. Później odnalazłem informację o moście. To most Kiz* na rzece Qezel Ozan i to nie natura go zniszczyła.

(https://www.tdm.pl/media/files/4dda23fb9828eb492271aae59b20d5c8.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/a2ad3feacceb402fa9008d865b9fed49.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f255e3bc8c85593eb5a68b069f09a5de.jpg)

Wiatr jednak nie opuszcza mnie. Po kilkuset kilometrach ciągłej jazdy muszę robić dłuższe przerwy. Słońce tak grzeje, że często czuję pragnienie, a laminarny wicher zamienił się w monstrualną suszarkę. Na pustkowiu nawet niewielkie drzewa są zbawieniem. Od wiatru nie chronią, ale dają przynajmniej namiastkę cienia. To jak cieniowa oaza. Tylko nieprzerwany, natarczywy świst nie pozwala odpocząć uszom.

(https://www.tdm.pl/media/files/3291aec190ff3d1ea4c4407c05c34810.jpg)

Zanim skręciłem w góry w stronę morza, jeszcze dwa razy zaskoczyła mnie sytuacja. Najpierw zobaczyłem, jak kreatywnie można podejść do ochrony przed upałem. Klimatyzator chyba nie wystarcza tutaj. Domy obłożone są materiałem odbijającym światło słoneczne. Ciekawe czy to działa.

(https://www.tdm.pl/media/files/5d027af02ac3bf5a3f78f6c18f6f8dba.jpg)

Drugi raz to policjanci. Zatrzymałem się na poboczu i gmeram w GPS. Muszę to robić częściej niż raz, bo urządzenie nie chce wyznaczać tak długich odcinków albo robi to nie po mojemu. Na to podjeżdża patrol policji. Wysiada dwóch facetów. Jak ich zobaczyłem… Jak z filmu. Zły policjant, dobry policjant :)
Młody rzadko się odzywa. Starszy wziął mój paszport, ale jakoś nie jest nim zainteresowany. Ogląda motocykl, mówi coś do młodego, czasem do mnie. Nikt nikogo nie rozumie. W końcu chwyciłem. Jest motocyklistą i… chyba chce przejechać się moim obeliskiem. Pomijając to, że tak ciężkim i na dodatek zapakowanym nie jeździł, to przecież obcemu facetowi nie oddam maszyny. No to wyciągam rękę. Ten się dziwi. To ja wyciągniętą wyciągam dalej, a drugą pokazuję radiowóz. Chyba jest bystrzejszy ode mnie, bo złapał szybciej ideę gestu. Coś tłumaczy, coś do młodszego mówi, coś rękoma pokazuje. Wydaje mi się, że stanęło na tym, że nie mogę przejechać się radiowozem. Przez to też, na szczęście, policjant zrezygnował ze swojego pomysłu. Porozmawialiśmy jeszcze trochę na migi, pokazał mi drogę do miasta, jedyną zresztą i życząc dobrej drogi, zabrał kolegę i odjechali. Choć byli bardzo uprzejmi, odetchnąłem z ulgą, bo zdaje się, że władza tutaj nie znosi sprzeciwu.

(https://www.tdm.pl/media/files/3f08f09a787fa5491427f5bf6e7400fa.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/74fbaab9d1e0d024abec427384395e43.jpg)

Założyłem, że skoro dojechałem tutaj, a do Teheranu jechać nie chcę, pojadę nad jezioro leżące wysoko w górach. Widać je na papierowej mapie i na mapie w GPS. Łatwizna. Nazywa się Ovan i jest położone tak, że wygląda, jak lusterko na dnie doliny. Wprawdzie słońce coraz niżej, ale to tylko 60 kilometrów. Przed zachodem zdążę.

(https://www.tdm.pl/media/files/d8100d9de117cd9c4a9ea690afa33d9c.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/e33b19383a3722f5caa8e5d34f18ee86.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/91d5d21cf4d0e071f38bc0e3672b7a71.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/12b8aaecb616ada6a08a799c1342ca15.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/2ea64e4252d32f4d8ffb8bcafb65d51e.jpg)

Bywa, że „tylko” zamienia się w „aż”. Tak jak teraz się zmieniło. Po długich, czasem monotonnych odcinkach, zapomniałem, że górskie drogi rządzą się własnymi prawami. Te tutaj mają szczególne prawa. Z początku tylko wspinam się i wspinam, pokonując plątaninę serpentyn.

(https://www.tdm.pl/media/files/7804034b6104308f992b4e1084c26fe3.jpg)

Nawet pomógł mi w tym miejscowy motocyklista. Skąd wiem, że miejscowy? Swoim małym motorem pędzi jak na złamanie karku. Pędzi w moim przekonaniu. Prawda jest taka, że zna każdy ślepy zakręt i każdy kamień przy nim. Cienkie opony jego maszyny zdają się nie mieć ograniczeń przyczepności. Rękawy od podkoszulka motocyklisty furkoczą zabawnie od pędu jak naramienniki generalskie. Na dodatek, z tyłu, w koszyczku wiezie zakupy spożywcze. Mleko w butelce po wodzie mineralnej, warzywa i inne rzeczy. A ja... A ja z ledwością dotrzymuję mu kroku na wirażach. Tak jechaliśmy razem, aż chłopak skręcił w nieutwardzoną drogę tuż przed szczytem, machając na pożegnanie.

(https://www.tdm.pl/media/files/cd19e465fdc829f94a9235bd8340b68c.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/0b674a423da45531748cfc4776ed4426.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/4f3174dad01c230a57fabf9585fb584b.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/68e76e959f5ab5098e055b49471d2396.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/3b5d2cb2bdd8d458881d64c420c3737a.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/c12761f713504cd672b1e5f38762ee34.jpg)

Zostałem sam na drodze, a droga prowadzi granią na wysokości ponad 2300 metrów n.p.m. Tu leży jeszcze stary śnieg i nie jest już gorąco.

(https://www.tdm.pl/media/files/4f3b9ad8dd237765bf08ec585c1cd08b.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/be78648555d8fa5f17af7b68e90cf18c.jpg)

Drugim prawem górskich dróg, zaraz po spowalniających serpentynach, są widoki. Jeśli ktoś ma, choć namiastkę wrażliwości, będzie często zatrzymywał się, żeby popatrzeć. Inaczej z dużym prawdopodobieństwem zagapi się i wypadnie z drogi :)

(https://www.tdm.pl/media/files/a10355d1bd7c0497ebc76119de4a906a.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f66533fb94a89b3c45286a26760d5f71.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/e79cd852bcc3229e491a2253ef8e9bdf.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/62d201f9e064c8a3795de7618f228858.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/b4d64f0ade696a3a68a2b485ebaa56b5.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/fd922e5324fc82aaecd26ed8ba706a58.jpg)

Słońce jeszcze nie zaszło, ale jest już za górami. Zimny cień rozlał się po dolinie, zapowiadając niedaleki koniec dnia. Zdążyłem już tylko zjechać w dolinę rzeki Shshroud i słońce jednak zaszło.

(https://www.tdm.pl/media/files/2f5aa42ecc20c6a68d16cdbaeef83bc4.jpg)

Za oświetlonym na niebiesko mostem jest miasteczko, a w nim stacja benzynowa. Normalnie zatrzymuję się na stacji raz albo dwa w jednym dniu. Dziś po raz trzeci. Na miejsce dojechałbym, ale nie wiem, czy jest tam stacja, kiedy dotrę i co tam zastanę. Muszę się też cieplej ubrać.

(https://www.tdm.pl/media/files/b7dd4115f417d341bc7f7ad7c2342186.jpg)

Krótkie wytchnienie na wyjeździe z miasteczka i znów pod górę.
Droga wije się, a ciemność spowija okolicę. Nie zwyczajna ciemność. Taka piwniczna. Świat skurczył się do kawałka drogi oświetlonej reflektorem motocykla. Poza granicą mizernego światła czarna odchłań. Trzeba jechać bardzo wolno. Zakręty zaskakują w ostatniej chwili a krótkie proste, których tu niewiele, zdają się nie mieć końca póki nagle nie okaże się, że jednak trzeba skręcić. Na dodatek droga zbudowana jest na skraju stoku albo urwiska. Światło oświetla tylko kamienie na wąskim poboczu a dalej NIC.
Przez ostatnie dwadzieścia kilometrów wyprzedził mnie jeden samochód. Po kilku minutach jego światła widać gdzieś w dole. Raz przemieszczają się w prawo, raz w lewo, aż znikają jak wszystko w mroku nocy. Jak zagubiony świecący robak.

GPS pokazuje, że jestem na skraju wioski Anwan. Powinno być też jezioro. Wyłączam silnik i słyszę rechot żab. Nie rechot właściwie. Kakofonia żabiego gadania jest tak donośna, że tworzy jednostajny hałas.
Zjechałem z drogi i powoli po wertepach jadę do brzegu. Pomogło mi w tym światło oświetlające trzciny. Miałem zamiar rozbić tu namiot, ale to niemożliwe. To, co było hałasem, zamieniło się w prawdziwą wrzawę, rwetes i płazią awanturę. Prędzej zacząłbym rechotać, niż zasnął.
Czuję chłód wody i jej zapach. Słyszę też ludzkie głosy. W bladym świetle pojedynczej latarni majaczy drugi brzeg. Wydaje się, że jezioro jest bardzo małe. A głosy? Głosy pochodzą od samochodu zaparkowanego nad samym brzegiem. Jeden dorosły facet, młoda dziewczyna i trzech łebków na dwóch motorkach, na oko po kilkanaście lat. Wszyscy mówią podniesionymi głosami z dwóch powodów. Pierwszy już znam. Żaby.
Pytam o hotel po angielsku. Po angielsku się nie dogadamy. Zamiast hotelu najstarszy z paczki pokazuje… wielkiego karpia. Nie walczy już, ale w świetle samochodowych reflektorów, jeszcze łapie powietrze mięsistymi wargami. Jeden z młodocianych, najwyższy, pokazuje na siebie jako pogromcę bestii. Chyba złapali swoją zdobycz przed chwilą, bo wszyscy są podekscytowani i dlatego czasem przekrzykują się wzajemnie.
Najstarszy próbuje włożyć rybę do reklamówki, ale torba jest za mała. Próbuje więc w dwie. Karp jest jednak z natury śliski i umyka co chwila przed foliową celą śmierci. Jakoś chłopakom udaje się poskromić śliską bestię i reklamówki, ale jest tak duża, że jej korpus i tak wystaje pośrodku. No to ryba na maskę samochodu. Za kierownicę wsiada najstarszy. Poszedł tam chwiejnym krokiem, co ni mniej, ni więcej oznacza, że jest zawiany. Z drugiej strony wsiada dziewczyna. Trzaska drzwiami samochodu i powoli, tak żeby ryba się nie ześlizgnęła, odjeżdżają. Ta oczywiście ześlizguje się powoli. Kierowca zdążył otworzyć okno i teraz przytrzymuje rybę zawiniętą w reklamówki ręką. W takim cyrkowym stylu auto odjechało w ciemność.

(https://www.tdm.pl/media/files/2dad97ea8d0fec8ad6b84d8707019dc3.jpg)

W czasie tych międzygatunkowych zapasów cały czas próbowałem dowiedzieć się o jakiekolwiek miejsce do spania. W ostateczności może jest droga wokół jeziora i może tam, gdzie trzcin nie ma, jest ciszej. Jednak najstarszy, zanim odjechał, wydał polecenie chłopakom na motorkach. Teraz oni prowadzą a ja za nimi. Prowadzą… Popisują się. Wioska jest na wzgórzu. Jadąc pod górę, jeden z chłopaków postawił motor na koło i tak sobie radośnie jedzie tuż przede mną. Może bym się nie dziwił, ale ma pasażera. Pasażer wydaje się przeszczęśliwy :)

(https://www.tdm.pl/media/files/f648b01e36684b85a7fe9ff4f9330c49.jpg)

Jeszcze bardziej stromy podjazd kończy trasę przy metalowej bramie z furtką.
Wysoki, ten który jechał na jednym kole, idzie rozmówić się z gospodarzem. Zanim zniknął za furtką, w świetle słabej latarni, widzę, że ma tatuaż. Nawet tutaj w góry północnego Iranu dotarła moda.
Wraca ze starowinką. Cała w czerni z ledwo odsłoniętą twarzą, a właściwie oczami i nosem wygląda niepewnie. Zaprasza mnie jednak, otwierając furtkę. Jest tak wąska, że trzeba kierownicą kręcić. Może brama jest nieotwieralna z jakiegoś powodu.
Rozpakowuję się a młodzi coś o pieniądzach. Zaczęli od bardzo wygórowanej sumki. Czuję, że gdybym wyjął milion, to bym już go nie zobaczył. Ani reszty z mojego miliona. Starsza pani jest albo zmęczona, albo chora, bo prawie nie uczestniczy w negocjacjach. Jest coś niepokojącego w jej oczach. Są takie jakieś nieobecne. Nie mam śmiałości zrobić zdjęcia.

(https://www.tdm.pl/media/files/ec3aecf7e34dcb0b367fb94708c96e04.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/8dd405316811b207e142cf61e2d03651.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/2313524fe337a151c0fee21b1dd76ab8.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/7eb8ea2fbfd18d52fdf55f61d7802d3d.jpg)

W pokoju zimno jak w psiarni. Rześkie, górskie powietrze nie przewiało dziwacznego zapachu stęchlizny zmieszanego z ziołami i nutą czegoś słodkiego. Póki nie pójdę spać, zostawię pokój otwarty.
Mam cały dywan dla siebie. Wojskowy, zimowy śpiwór w transporcie wadzi, bo jest duży i kłopotliwy w pakowaniu, ale teraz bardzo się przydał. Nie muszę spać w ciuchach motocyklowych. Będą służyły za poduszkę. Buty zabrałem w końcu do środka, ale nie stawiam na podłodze. To duży nietakt. Poza tym na podwórzu widziałem psa. Wolałbym, żeby nie polubił cholewek. Jest gniazdko, więc mogę doładować baterię kamery.

CF

Mapy.

(https://www.tdm.pl/media/files/abd120e66935984223e5003974c7e917.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/eb4220e2ce455ae2ec8caf9b250fe364.jpg)

* Most Kiz - https://en.wikipedia.org/wiki/Kiz_Bridge (https://en.wikipedia.org/wiki/Kiz_Bridge)

Tytuł: Odp: O gościnności, dróg sekrecie i najgorętszym miejscu na świecie.
Wiadomość wysłana przez: CeloFan w Marzec 10, 2021, 22:27:43
 :deadtop4:

20 dzień. 9 maja.
Varbon w Prowincji Kazwin – Chalandar


98200-98637
437 km

Budzik niezawodnie piszczy znienawidzoną melodię. 5:30. Nie wstanę. Ciepły śpiwór rozleniwia i wszystko mi mówi, że jeszcze trochę. Jeszcze pół godziny.

Słychać dudnienie. Jednostajne, rytmiczne uderzenia, natarczywie, co kilka sekund zaburzają ciszę. Niepokojący i nierealny dźwięk wyciąga mnie ze śpiwora a przejmujące zimno, natychmiast stawia na nogi i zmusza do ubrania się.
Co to za dźwięk? Na tyłach pokoju, za murkiem, między rozpadającymi się meblami, metalowy zlewozmywak. To woda z zepsutego kranu miarowo upuszcza kroplę po kropli na blachę zlewu. W zlewie niespodzianka. Chyba są tu koty. Upatrzyły sobie ów zlew jako kuwetę.
Bardzo nie chciałem wstać, ale skoro już, to chcę jechać.
Z trudem obracam motocykl w kierunku bramy. Zaparkowany jest na wąskim, nierównym chodniku i ledwo mieści się w poprzek. Bez obracania bym nie wyjechał. Dopiero teraz mocuję bagaż.
Kiedy się ubierałem, znalazłem w kieszeni 100 tys. Riali. Wczoraj targowałem się o cenę noclegu z młokosami i, mimo że pokój nie był tego wart, to staruszka, która mnie przyjęła, nie żyje dostatnio, a nawet nie przeciętnie. Zostawiłem banknot na podłodze pokoju, w którym spałem.
Na szczęście metalowa furtka jest tylko przymknięta. Jakoś przecisnąłem się z motocyklem na drogę.

(https://www.tdm.pl/media/files/2891632d4b3858de1bb692ede598abfb.jpg)

Jezioro o świcie robi wrażenie. Jest małe, ale wczorajsza wichura ustała, więc w wodzie jak w lustrze wszystko się odbija. Rechotu żab nie słychać.

(https://www.tdm.pl/media/files/0e8dc303617cca383ac8eee1e0fe0244.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/bb23fa5ad0ad365c4456a31d8fba5633.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/0594d5c7c4e7f6f726d48b2d6dc6628f.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/b524df44c776a45daab94c8ec38b6a70.jpg)

Około 80 kilometrów stąd, na szczycie góry, stoi twierdza. Jest bardzo stara, bo współcześni, mądrzy ludzie wydedukowali, że zbudowano ją około IX wieku. Teraz to właściwie ruiny, pozostałe po inwazji Mongołów w 1256 roku. Do twierdzy Alamut* w górach Elburs można wygodnie dojechać asfaltem. Ja jednak na mapie znalazłem krótszą, krętą i jak mi się zdaje ciekawszą trasę. Właściwie nie o twierdzę chodzi. Chodzi o to, żeby pobyć tu jeszcze a twierdza jest zaledwie pretekstem. Bo czymże są nawet najstarsze i najbardziej wyrafinowane wytwory ludzkich rąk, w porównaniu do finezji i niepowtarzalnego kunsztu dzieł natury…
Wczorajsze popołudnie i wieczór spędziłem w miejscach tak niecodziennych, że chcę jeszcze. No i dziś, ostatni, nocny odcinek mogę przejechać za dnia.
Długie cienie, zamglone powietrze przebijane promieniami słonecznymi, chłód poranka i warkot spokojnie pracującego silnika na drodze zbudowanej pośród starych gór. Jak rzeka omijająca przeszkody, tak droga wije się między szczytami, wznosząc się na zbocze, to znów z niego opadając.

(https://www.tdm.pl/media/files/656b4e3ae92c77e98f03dccc8b462b54.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/1839f7ab156634715f0ba7337f70a002.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/84580569f128213efbbefa41d0243bf9.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/a9b63d8aa33809ef0931db7d5f873046.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/48acd44aa8bbfcdd78b26761e53624a5.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/32be3818c54d78ab568414b27fab0981.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/994a48320204823eb41887b188df50e8.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/dbe6ce751b1da9027a72526e9c618877.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/3a0aca16659d8f7417f1944d33432abc.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/5dbe1c8fcaec79cb5b89fe95178fec3d.jpg)

W dolinie senne o tej porze miasteczko Moallem Kalayeh. Naliczyłem cztery kobiety i dwa samochody w ruchu. Wszyscy jeszcze w domach.

(https://www.tdm.pl/media/files/82d31b82a8b1a36dc2e48a3adee3430e.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f63f3c27f213c957ec9508a4d2bf4ddf.jpg)

Za miastem droga prowadzi już tylko do góry.

(https://www.tdm.pl/media/files/6e5feb2ddf8b7d9c81041b301904529f.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/01c7d91d6beebf39b427a61e521fa9ee.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/5cbfbab85edaab1dc342a8d6441d8bb1.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/2d569d1c619468c9356dbb25f8b8e2ef.jpg)

Następne i jednocześnie ostatnie zamieszkałe miejsce przy drodze to wioska Kouchenan. Tutaj, na asfalcie leży głaz. Zsunął się ze zbocza albo wczesną wiosną pod naporem śniegu, albo jakaś inna siła zwaliła go w dół. Może trzęsienie ziemi? Asfaltu zostało na szerokość samochodu i po śladach widać, że co jakiś czas ktoś tędy przejeżdża. Pewnie nie ma w okolicy ciężkiego sprzętu, żeby usunąć zawalidrogę.

(https://www.tdm.pl/media/files/322cbd60dae19e1f160aef7e0b4599f8.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/4c7edea30b4036869704a2f894ac05e8.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/5f4fe44a4a966c21ea57a99228c4f537.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/d8a7ba120ae4823762e477de355d04b9.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f3fb93e106035166f6bc5adafb484191.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/3e2b589f88e91c471928af79ebd94bce.jpg)

Za wioską szlak skręca i wiedzie wzdłuż podstawy ośnieżonego szczytu, przez który nie sposób wybudować drogę. Trzeba się wspiąć serpentynami zakręcającymi niemal o 180 stopni. Tu nikt raczej nie zapuszczał się od dawna. Głazy pospadały na asfalt tak, że samochód nie przejedzie. Mimo to, mniejsze odłamki skalne wyglądają na jako tako uporządkowane. Czasem topniejący śnieg spływa na drogę, a ta nasiąka wodą. W końcu trafiam na takie miejsce, gdzie trudno jest przejechać motocyklem między głazami a przepaścią. Może i zawróciłbym w tym miejscu, ale jest pod górę i po małych kamieniach. Coś mi podpowiada, że gdybym się zatrzymał, to mógłbym zsunąć się i stracić równowagę.

(https://www.tdm.pl/media/files/7dbfb2ac1ae87e6b7ac5eba3250d0778.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/9ffc56eff6edcbea671602018696d8d9.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/80779043bf361292e0832b6d3a8c75b8.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/9413b3b518dd0943a534593c758698e1.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/769811f7105b1eb4e97b8b8c3a2881f5.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/194e527746412298d03100941e8718b6.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/bce4d665ee297e46af00736e3ba79960.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/4dca9e956a0680ebb51433884a923cc2.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/af1f7fcf76d2248e1a4e9d568f18709a.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/47e76789664dfa514332fffeeb91a8b6.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/1f332b42c55784dde2fd0bdaa5bab9eb.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/44e4670fecd5ff9e3f07d69fd425d7dc.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/67add7a846bc25a35bd076ca25c2298c.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/63a190ddabe82066d0a6f31caa7407b0.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/44cd5c62574b5654f716815677e8d3e4.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/c5a5b04cd282dc0ca41161fa33dea020.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/bed26d17396a32ab4d410499116bf990.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/8e876996e0ae6dee34e3316450b37175.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f8b36770c16266e5527a5cb1db45cbd6.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/4ab2b866991e695d06951e4fefbdd888.jpg)

Za tym miejscem resztki asfaltu skończyły się i doczłapałem się na wysokość, gdzie zima właśnie przegrywa z wiosną odwieczny spór.
Ostatnie czapy śniegu jeszcze nie poddają się całkowicie, ale ranione promieniami słońca, kurczą się zamieniane w wodę. Strumienie tej wody drążą miejsce dla siebie w skale, obmywają kamienie, wypłukują osad i przeciąwszy drogę, spadają w przepaść. Nie ma tu ptaków, drzew ani nawet źdźbła trawy. Słychać tylko spadającą wodę, szumiącą wespół z lekkim wiatrem grającym swoje nierówne szzzzzz na kamieniach.
W niewidoczny na oko sposób, od milionów lat, ten sam rytuał tworzy i niszczy jednocześnie, rzeźbiąc skały według uznania. To zaledwie dwadzieścia pięć kilometrów od cywilizacji, ale tutaj czuję się obcy i zbędny jak nieproszony gość. Jednocześnie spokój i potęga gór udzielają się bezwiednie. Złapałem się na tym, że uśmiecham się głupawo do samego siebie.

(https://www.tdm.pl/media/files/fdce61e068e2ef55b8fb14bd5f6c4194.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/6caefb70ea9a9a30efadddf043bda05f.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/9b39620f03ab94f6df7f56513791705c.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/1d4e5e52c4fc025ede46a2fc3b0446d8.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/04a804f0b666cbd86e3d59c4ecadc6dc.jpg)

Wjeżdżam w stertę śniegu. Zniszczone lawiną głazów bariery ochronne, zwisając ku przepaści, niczego i nikogo już nie ochronią. Przecinam sezonowy wodospad zrzucający wody roztopionego śniegu prosto w przepaść.

(https://www.tdm.pl/media/files/eccaf8dca5fe1c910bbb45d7ffd311ed.jpg)

Zostało 11 kilometrów, ale na wysokości 2500 metrów n.p.m. droga zamknięta szlabanem. Obok stoi opuszczony budynek. Coś jak wartownia. Wybite okna, porysowane sprayem ściany. W środku krzesło, śmieci, oczodoły wejść do innych pokoi z ogołoconymi z framug cegłami.

(https://www.tdm.pl/media/files/df095c02c1eed1dda04fede49febbd0a.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/ec550db03e5a5ac241ec869fbf0852f3.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/77c51c7dd0e733ffbc22c85ab2be3a53.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/7cb68078deeb307ba273236bb90b2d64.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/2ed170f8dd0355ba19b7d72fdee0b29d.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/e571a17c32441109ecec4de55df304f3.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/0cda434d0ce210e42bad6a588ca69be7.jpg)

Stąd widzę drogę, po której miałbym jechać, gdyby nie szlaban. Przyklejona po przeciwnej stronie doliny, czy może kanionu, wije się i prostuje jakby walcząc, tylko o to, żeby nie dać się zasypać. Do tego jest wąska. Jakaś niepewność wdziera się we mnie, kiedy tam patrzę. Chciałbym napisać, że rozsądek, ale to zwyczajny lęk. Czy ta wąska droga jest przejezdna? Widziałem, jak głazy zagrodziły drogę asfaltową. Czemu zbocze, gdzieś tam, nie miałoby się osunąć? Jest tak wąsko, że motocykla nie zawrócę. Tu jeszcze mogę zawrócić. W sumie z wczorajszą wieczorną tułaczką do jeziora przejechałem 160 kilometrów zakrętów. Samych zakrętów. Twierdzy nie zobaczę, ale to, co widziałem jadąc do niej, wystarczy mi za dziesięć twierdz. Za sto.

Teraz muszę wrócić do głównej drogi wiodącej do Teheranu.

(https://www.tdm.pl/media/files/95ae75b349d560deeb02c7c854d7f4df.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/0ad0909061a6e50a6938305530e502f3.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/3b4e9f06dcd30f23c9fc671420146310.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/067f8e8b952771d01ea7bf8e73480e34.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/b236af96f4dc70351419996ccd989a8a.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/8c84dd6160c456a5e7da30a4a8e58f38.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/648ef5201c3597d48e47a1de842ee2a3.jpg)

Tankowanie na stacji gdzieś na głównej drodze, nie obyło się bez zdjęć z ciekawską i wesołą obsługą.

(https://www.tdm.pl/media/files/11a1c753e30189ae4a46ac6501b5edcf.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/041fcd5434db08bc82359ba15fc2f03b.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/6bf664ff3aca4254f019fb5f07e4cefb.jpg)

Po jakimś czasie może to być uciążliwe dla introwertyka, ale trzeba pamiętać, że to przez wrodzoną gościnność i uprzejmość nieprzerwanie ktoś zagaduje. Trzeba się przyzwyczaić do tego albo unikać kontaktu. Innego wyjścia nie ma.
Dopiero za sto kilometrów, prawie na rogatkach Teheranu, wjeżdżam na Chalus Road**. Chalus Road to zwyczajowa nazwa drogi numer 59. Jadąc od południa w kierunku Morza Kaspijskiego, trzeba wdrapać się serpentynami na przełęcz Kandovan na prawie 3 tysiące metrów. W dole, w mieście upał a na przełęczy czapki, rękawice, śnieg i mokry asfalt. No i mrowie ludzi. Droga ta jest zawsze zakorkowana. Wprawdzie nie stoi się, ale niekończący się sznur samochodów przypomina zakorkowane miasto. To zrozumiałe. Droga ta łączy Teheran z morzem.

(https://www.tdm.pl/media/files/d43897601dfe9710fc2f9779fabbcfc6.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/66eafc41f5456118822f3bfd8bf73cb8.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/c1601a1fb0a2946f67f0af444df85c68.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/c9fb894907f02027e4c1cfed2d098280.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/636d6fecb86ebb70b81b8c544fba4e5b.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/e4b8d126420c061b794a7ae943378ca0.jpg)

Za przełęczą, zmienia się wszystko. Surowe, góry i upał od południa, na północy lasy bukowe, zieleń i też upał, ale i wilgoć. Nieważne jak szybko jedziesz, i tak będziesz cały mokry. Poza tym przeciętnie wszyscy jadą jakieś 40 na godzinę i przeważnie nie ma mowy o wyprzedzaniu. Pozostaje tylko podziwiać, co widać. Droga ma 160 kilometrów. Raz przejechać warto. Ponieważ wjechałem w nią nieświadomie, wyznaczając po prostu punkt na GPS nad Morzem Kaspijskim, dopiero po jakimś czasie odkryłem, że jechałem już tędy w 2014 roku, tylko w przeciwnym kierunku.
Już nie zachwyca jak wtedy. Wszędzie spaliny i jeden, wielki korek. Może przez wilgoć i upał, może przez korki albo przez kontrast dzikich gór z poranka, z przyjemnością wjechałem do miasta Chalus. Nie zniechęcam. Sugeruję, żeby wybrać się 59 tką w podróż skoro świt i nie w piątek ani inne święto.
Na poboczu wystukuję w GPS pierwszy z brzegu hotel. Nie znalazłem go, choć miał być przy samej drodze. Jest za to inny. To bez znaczenia. Ten dzień jest niezapomniany, ale jestem wymęczony po inhalacji z rur wydechowych, po wilgotnym skwarze i kiszki marsza grają.
Zwyczajowo już rozpocząłem negocjacje. Nie wiem, czy wszędzie wypada i czy to jest w hotelowym zwyczaju. Po rozmowie z managerem recepcjonistka przychodzi z dobrą wiadomością. Manager nie wiedział, że ile by nie było i tak bym tu został.

(https://www.tdm.pl/media/files/a91ac92c6d756fb6fbbd18c7d11ed997.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/444f8bc65c9c34de71c58b7a24930f39.jpg)

Prysznic z zimnej wody orzeźwił mnie zupełnie. Teraz sklep. Daleko szukać nie musiałem. Jest po drugiej stronie … kręgielni … Tak. Przechodząc przez jezdnię, tak sobie pomyślałem, że to jak kręgielnia.

(https://www.tdm.pl/media/files/b8fb71fafc8ff8785fedb0a207723ad3.jpg)

Nie da się wejść na plażę, bo wszędzie mur, nasyp albo wille.

(https://www.tdm.pl/media/files/8cbc3f2402e038b80df6b4cdbb0e3251.jpg)

Wracam więc do pokoju ze sklepowymi zdobyczami.

(https://www.tdm.pl/media/files/8c91f65aca9252d59f4aba993d35ff64.jpg)

Na kolację mam miejscowy chleb, cienki jak gazeta z… pasztetem podlaskim :) W sklepie wybrałem z półki coś tak niejadalnego, że nie do zjedzenia. Mam pewne podejrzenie, że kupiłem półprodukt do jakiegoś dania. Pasztet tym bardziej smakował. Do tego nieco cierpki sok z granatów, śliwki w syropie i chałwa. Chałwa nie dorównuje ukraińskiej w smaku. Jutro wrócę w góry. Jutro wrócę w góry…

CF

Mapy

(https://www.tdm.pl/media/files/cd9e4008d15b46a0de96ebb7a036e72f.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/e81ec634a15b1c550e73cb9f5714fc01.jpg)


*   Twierdza Alamut - https://pl.wikipedia.org/wiki/Alamut (https://pl.wikipedia.org/wiki/Alamut)
** Chalus Road -  http://irandoostan.com/chaloos-the-most-beautiful-road-in-iran/ (http://irandoostan.com/chaloos-the-most-beautiful-road-in-iran/)
Tytuł: Odp: O gościnności, dróg sekrecie i najgorętszym miejscu na świecie.
Wiadomość wysłana przez: CeloFan w Marzec 13, 2021, 21:07:38
 :deadtop4:


21 dzień. 10 maja.
Chalandar - 36.218990, 53.736372 lub N 36 13.145 E 53 44.182. Iran.


Licznik 98637-99167
530 km.

Mimo dość wczesnej pory, jest parno i gorąco. W cieniu. Bo jak się jest na słońcu, to piecze i człowiek niezwyczajny, rozpuszcza się tuż po wyjściu z klimatyzowanego holu hotelowego. Rozpuszcza albo gotuje jak ziemniaki w mundurkach. Czarna kanapa motocykla, mimo że w cieniu, zaraz się chyba rozpłynie.

(https://www.tdm.pl/media/files/64184f4bdb02818f990c0d41afced218.jpg)

Po 40 minutach jazdy wzdłuż linii brzegowej morza odbijam na południe, w kierunku gór. Już za kilka kilometrów wjeżdżam do… Gdyby nie napisy w farsi, można by pomyśleć, że do Rumunii.

(https://www.tdm.pl/media/files/7e53829cab9e1a87dabdc93d501b46c0.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/c96e26c5d6149bd6dc8b09b2f3da74f7.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/482714510808da290b5d520b2426adc9.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/b81ac3c7177212e8c15d2d235bf27f3d.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/e0450ef6ea6499809e5b9b63978201fa.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/968ffed5dd6ca3442f12afdaa4adb06a.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/b1548b9206e1e49aa41a996b79197b81.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/528e062befb68aac29ce414b7a6fe8c4.jpg)

Wspinam się serpentynami w bukowym lesie. Liściaste drzewa chronią przed skwarem i słońcem ledwo przebijającym się przez gęste korony drzew. To może być uczęszczana droga, bo u podnóża pasma górskiego przedsiębiorczy człowiek rozpala ogień, żeby gotować dla podróżnych. Być może uczęszczana, ale nie dziś i nie teraz. Droga Baladeh – Royan, zajęta jest tylko przez mieszkańców tego regionu. Jeżdżą w swoich sprawach starymi furgonetkami Nissan i przeganiają bydło, kozy i owce na pastwiska. Gdzie stado, tam psy. Tutaj też są, ale spokojne. Nie tak agresywne, jak przy jeziorze Ovan.

(https://www.tdm.pl/media/files/c6caffd35da8ce4d8a8da51c1b21af6b.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/38374dc51bffb929cc9e32e176e5e7a0.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/3baa92fa6a656600531b508ea31b8ab4.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/c24b5b80565ad35132e53c3409b114c1.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/fc4aacd6cd3e3bf44a315c55684f2c72.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f99573d8249f7674f947f55f66a68cd7.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/51f804a957e2368f6d0c063c915bcbd6.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/5d112a8b06e8ded2119eef938b18dcac.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f007314f4d29c01d9445c70a913f8108.jpg)

Im wyżej, tym drzew mniej. Na około 1800 metrów n.p.m, zastępują je niskie krzewy i zielone łąki porastające zbocza.

(https://www.tdm.pl/media/files/79f986db5701574044e10804276036a7.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/85915e3404d69ee9f912e41f5b811d2d.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/689ba27392e98c2c44df13b6e371b67b.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/5da32d98c4beacc74f79072c70dc5d65.jpg)

Pozbawiony ochrony drzew, rozpływam się od niemożliwie rozgrzanego powietrza. Trochę lepiej jest, kiedy zapnie się kurtkę i zamknie kask. Tylko nie ma wtedy czym oddychać.
W przylepionych do zbocza wioskach mieszkają ludzie. Niekiedy, mimo wielkiej przestrzeni wokół, domy postawione są bardzo blisko siebie. Jakby miało to zagwarantować ciepło zimową porą. Mam wrażenie, że te bliżej drogi są najstarsze a im wyżej, tym nowszych materiałów użyli budowniczowie.

(https://www.tdm.pl/media/files/f3d99dcee98cabad5aeef17277e572c7.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f8f5b0fb9ff7d3a0bcf9fccec9f58f68.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/1db2cc8e2670b3353530733e6438244e.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f59576d2b035d85a5c711e4cd7042c0c.jpg)

Jestem już na tyle wysoko, że przy drodze zalegają resztki śniegu, a schłodzone powietrze przynosi ulgę po spiekocie. Z wysoka doskonale widać, którędy jechałem. Z tej perspektywy to oaza spokoju i bajkowa kraina zieleni.

(https://www.tdm.pl/media/files/3680388752701e451cd964a6a74d0d27.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/c72dc047f52c6fdc56c58d744f5f91e2.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/0321c96d6982e4ffc15ba3ea6f2ed04d.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/cac24a6bfa6a4f539e5232eec8095b25.jpg)

Na przełęczy jest wręcz rześko. Nie rześko. Zimno.
GPS pokazuje 2950mnpm. Jestem na odsłoniętej przestrzeni. Niskie, kolczaste krzewy smagane lodowatym wiatrem drżą tak samo, jak ja. Tylko mnie wicher może przepchnąć jak nieproszonego gościa.

(https://www.tdm.pl/media/files/7c8e442f653e10466e68edcb637cd39e.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/1b9a4d431f0bd8de32d2d24a6f8fa03b.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/a90a8dc369b41eb9d00406eada0294a7.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f106659c5a3a9fe468b1bbbf7637681f.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/bd0c17557254b88ca8adab9073d22d79.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/cd772dd3a0ca3dfed49c056d47fb77f1.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/92d59f3f2a749963efc2ecc6902576ae.jpg)

Myślałem, że jestem sam, ale w dole, po zboczu pasterz przepędza swoje stado. Pewnie do wodopoju. Dopiero przez teleobiektyw aparatu widać, że to owce i kozy. Gdyby zwierzęta się nie przemieszczały, wcale bym ich nie zauważył.

(https://www.tdm.pl/media/files/6b347c2051d036135377a8baa6b531d8.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/b49c7ada432aaca731b990da1d5ad049.jpg)

Po lewej stronie, od przepaści odgradzają drogę głazy, a za nimi niewidoczna teraz zielona dolina, którą jechałem.
Surowy klimat, ostre, lodowate podmuchy wichru, niemal ogołocone z roślinności skały, sprawiają wrażenie dzikości tego zakątka świata. Można zachwycać się tą wielkością, stałością, determinacją rzadkiej roślinności, z jaką tu z trudem rosną i jednocześnie poczuć się małym i nic nieznaczącym. Ja tylko wjechałem wygodną drogą i za chwilę odjadę. Wszystko, co zastałem, jest tu od zawsze, nieprzerwanie trwając.

(https://www.tdm.pl/media/files/f966423bdbbb1a5371a1ac386560eaae.jpg)

Przede mną… Potęga i czysta biel góry przytłacza wszystko, co do tej pory zobaczyłem. To Demawend*. Drzemiący wulkan i najwyższy szczyt w Iranie i na całym Bliskim Wschodzie. Mimo przejmującego zimna długo wpatrywałem się w jego biel, odcinającą się od pozbawionych śniegu, niższych gór i później wielokrotnie zatrzymywałem się, żeby popatrzeć i zapamiętać to, czego żadne zdjęcie nie jest w stanie uchwycić.

(https://www.tdm.pl/media/files/e913cd3ce550145367f7e6cbf8c0a0f2.jpg)

Teraz w dół. Po drugiej stronie doliny, która wyłoniła się zza skał, niższe, lecz też ośnieżone szczyty. Towarzyszą wulkanowi, oddzielając białą kreską ziemię od nieba.

(https://www.tdm.pl/media/files/53a5cc9ed88336048eff2cdccd9624bf.jpg)

Wystarczył krótki czas i silny wiatr, żeby różnica ciśnienia, temperatury albo wilgoci, albo wszystko na raz spowodowało, że do Damawend przywarła chmura, tworząc coś jak kołnierz i skrywając część stromego zbocza przy szczycie. To chmura orograficzna**, a ja jestem świadkiem jej powstania.

(https://www.tdm.pl/media/files/48d3f1b834d2c396aaf27c5490aed8b4.jpg)

Droga meandruje, sprowadzając mnie niżej i niżej w dolinę. Minąłem może dwa samochody i oprócz pasterza w dolinie, nie widziałem innego człowieka. Skały zamieniają się w łąki a łąki w pola uprawne, ale tylko tam, gdzie jest woda.

(https://www.tdm.pl/media/files/18e4f767bcf86c9b49f1410b3f7132a7.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/731d3719749820e17aef83794113e0db.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/14e4c52b5301b1d5aab6a5d4a869633b.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/e788816c6347a1f81cefef76dd5ac10e.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/0fedd7a5f24f81c175a0d6e438cbf3f9.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/6f3ddcc58aff2d684d70a459c8214266.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/8372fe1797b1a49f4fb99b0e19c4ed6d.jpg)

W zielonej dolinie miasto nad rzeką jakby zakleszczone między skałami. To Baladeh, stolica dystryktu Baladeh, będącego częścią prowincji Mazandaran. Rzeka nazywa się Noor. Według informacji z sieci, jej źródło jest na wysokości 3170 metrów. Przez 150 kilometrów spływa w dół, żeby na wysokości 700 mnpm połączyć się z Haraz.

(https://www.tdm.pl/media/files/3c27e292e26047e709f13426d7143a84.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/4223d689abf8ec33a7566674d1175f4a.jpg)

W dolinie o tej samej nazwie droga nieprzerwanie towarzyszy wartkiej rzece. Znów jest jak w piekarniku, choć nie ma wilgoci znad morza. Góry zatrzymują ją sprawiając, że klimat zamienia się w pustynno-stepową krainę z wapienia i piaskowca. Został tylko silny, suchy wiatr.

(https://www.tdm.pl/media/files/a50a548c40a2f64b08fb5be1e93165fc.jpg)

Życiodajne wody Haraz są koloru kawy z mlekiem. Rwący nurt zagłusza wszystko inne. Nad rzeką mostek drewniany. Wydaje się tak kruchy, że gdyby tylko rzeka mogła zawadzić swoją spienioną falą choć jedną deskę, to porwałaby całość na zawsze.

(https://www.tdm.pl/media/files/552c4759d5ceb37a42ce843c255355bd.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/b6f85da02c27a0139ccb788e79f8879a.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/e571ae65c43c277ddf2a9d6bc14ed03c.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/2e63dc6d6376cffd5c613e0b3a381a50.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/066a4a0604a69fe80dc83ee9fa057f0c.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/fc6e5f4092c85ae0d506bf603b9932f4.jpg)

Coraz częściej wymijam ciężarówki. Znika zupełnie zieleń, a jeśli nawet jest, to przyprószona pyłem. W końcu sam wjeżdżam w wielką chmurę szarego pyłu, którego wiatr nie nadąża przewiewać. To kopalnia. Jeżdżące wywrotki wzniecają tumany pyłu. Spada widoczność, a pył dusi nawet w zamkniętym kasku.

(https://www.tdm.pl/media/files/a4df61c1ab6b9ceb5921d85bc4fbac96.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/e5b8d4d07bb7c422dc2d54563d447421.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/6af2850663fe4986b328a4a4aea3a4e0.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/866776ba07fb5f20beb841f215a5adfa.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/b4f1292d26ad5744e4e29c18314d90a2.jpg)

Tuż za kopalnią wjeżdżam na drogę główną, prowadzącą do Teheranu, tym razem od północnego wschodu.
Wygląda jak autostrada. Mimo wygody i widoków wytrzymałem 20 kilometrów.
Jadąc, wyszukuję na chybił-trafił możliwości zjechania z arterii. Jest, ale zjeżdża się tam z przeciwnego pasa. Dopiero po 2 kilometrach znalazłem przerwę w barierze na tyle dużą, żeby można było zawrócić motocyklem.

(https://www.tdm.pl/media/files/003b131cf4f00ce270a97fc54b4ab193.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/71c5b7523a07e5705fa5604b19a25f0c.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/3348a2140f08bf7c70696e4b23868425.jpg)

Wąski asfalt a przy nim znaki sugerujące wznos 8 do 14%. Żar leje się z nieba. Wczołguję się na 1 biegu. Spod koła ucieka wylegujący się dotąd wąż albo żmija.

(https://www.tdm.pl/media/files/3d185f516b35d231d8a632e3f98ead6a.jpg)

Serpentyny. Wyjechałem zza linii drzew i okazało się, że nieświadomie trafiłem na naturalny taras widokowy na Damawend. Ten widok towarzyszy mi nieprzerwanie.

(https://www.tdm.pl/media/files/52bfc95d34afab3f2f2b807238b71907.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/abd747fcba37c0523684ada07975c23e.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/e155cc1887a91d46790b545144585b13.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/5ec2dbbe791d30cb1293b696b838ce26.jpg)

Motocykl nie znosi dobrze wspinaczki. Mruga czerwona kontrolka i świeci wskaźnik płynu chłodzącego. Zatrzymać się nie mogę od razu, bo albo ostry zakręt pod górę, albo taki podjazd, że trudno byłoby ruszyć. Cały wyświetlacz już pulsuje. To ostatni moment na zatrzymanie, bo silnik się przegrzeje.

(https://www.tdm.pl/media/files/63b5ff02fb47ece75228a999b58b9be8.jpg)

Wystarczy kilka minut przerwy i coraz zimniejszy wiatr szybko chłodzi motocykl. Wystarczy też kilka kilometrów i znów kontrolka daje znać. Aż do szczytu nie można się rozpędzić. Tak jestem zaaferowany motocyklem i widokami, że skręciłem w nieodpowiednią, gruntową drogę. Kiedy zawracałem, przy domu zbudowanym z gliny, cegieł i drewna, znowu silnik daje znać, że za gorąco. Ja też jestem nieco wyczerpany jazdą pod górę i wiatrem non stop próbującym zrzucić mnie w przepaść. Mimo przyjemnego chłodu panującego na tej wysokości jestem cały mokry. Mimo, że jestem cały mokry, nie mogę przestać patrzeć.

(https://www.tdm.pl/media/files/2d47e5c092cbab3c546a044f48b1f410.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/0e2b6820b4ab47893736c700800b6109.jpg)

Na to podjeżdża niebieski pickup. Wysiada rosły typ w zwiewnej, jasnej koszuli. Zerka na mnie, ale idzie na skarpę nieopodal i staje na krawędzi, chcąc się z niej rzucić. Nie rzuca się. Rozkłada ręce, jakby wszystko co widzi, witał po podróży. Jakby wrócił do domu. Taki gest z Titanika ze znanej sceny. Chcę zrobić zdjęcie. Zanim jednak wyjąłem aparat... Niestety wie już co zamierzam i stanął tak, żeby lepiej było go widać.

(https://www.tdm.pl/media/files/e10a7ebb9ed9299fa74912159dec9abf.jpg)

Dopiero teraz podszedł i zgniata silnym, szczerym uściskiem moją dłoń, a potem gestami zaprasza do swojego skromnego domu na jedzenie. Odmawiam, znając miłe zwyczaje Persów. To taarof :)

Kiedy zdaje mi się, że motocykl nieco ostygł, wracam na właściwy szlak i znów pnę się pod górę. Tutaj już tak skandalicznie stromo nie jest. Tylko ten wiatr.
Jeszcze kilka serpentyn i na szczycie dylemat. Jestem najwyżej, jak się da wjechać na górę. Tu kończy się asfalt i zaczyna szuter. W oddali następna góra, po której pnie się szutrówka i przepada gdzieś za zboczem. Tą drogą, w linii prostej do asfaltówki jest około 100 kilometrów. 100 kilometrów w górach może zamienić się w 150 albo więcej. Benzyny mam za mało, nawet licząc zapas w kanistrze. No i znów jakaś niepewność wdarła się we mnie i mówi, żebym zawrócił. Zakręty 180 stopni na luźnej nawierzchni z moim ekwipunkiem po drodze bez możliwości popełnienia błędu. A jak się skończy zawalona skałami? A jeśli skończy się w ogóle? No i wiatr. Stoję pod stacją przekaźnikową. Są tu anteny różnego rodzaju. Porywisty wiatr wprawia w drżenie każdą linę naciągu. Przez to, każda wydaje z siebie upiorne wycie. Wszystkie razem tworzą chór przyprawiający o ciarki, o paśmie częstotliwości jak z horroru.

(https://www.tdm.pl/media/files/90274a37968d05f3e71afdd5bdb6e4a0.jpg)

Zawróciłem. Powrót jest łatwy i przyjemny dopiero na wysokości zamieszkanej przez ludzi. Powyżej to walka z wichrem na zakrętach i z roztargnieniem. Nie da się nie patrzeć tam gdzie ciągnie mimowolnie wzrok.
Nadrobię około 200 kilometrów.

(https://www.tdm.pl/media/files/6ec4d7074c2a00c9235fc44b570852da.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/8f94d6c0ba6680ce464e1bbda1e0a6c1.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f053535b88fcba30867f21e7f676300a.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/1df814b041e60b2dad0984784a809226.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/5c23027d8b6cb9d6e7dd476165aadf83.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/4d86c05aaf9f078cb028c2ecbb166d01.jpg)

Nigdy chyba nie dorównam kunsztowi miejscowych motocyklistów. Pojawił się znikąd, jechał za mną, aż mu się znudziło i wyprzedził w takim miejscu, że mi by do głowy to nie przyszło :)

(https://www.tdm.pl/media/files/a3b71dd8d80642c36dcc35191506c88c.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/4ad5c79e7040691ccbbd7c127b7fdea2.jpg)

Na asfalcie, na głównej drodze, do której wróciłem, płasko i prosto, choć wokół góry. Potem wpadam w zakręty jak na torze wyścigowym, a na koniec droga prowadzi do przełęczy. GPS pokazuje 2650 m n.p.m. Jest wczesne popołudnie i przyjemny chłód pozwala odpocząć od żaru dnia, nie tylko mi. Droga prowadzi do Teheranu, więc jest mocno uczęszczana. Jest wszystko, czego potrzeba: sklepy, restauracje, meczet. Nie zatrzymam się tu. Za dużo ludzi.

(https://www.tdm.pl/media/files/595631ea75c63d50bf1a38011c200190.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/9b2cb287ca910d7474a1c1be7e82edfe.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/376551aa37306e28e868e0b9e74db550.jpg)

Od razu za przełęczą tunel prowadzący w dół. Dziwne uczucie. Wjeżdżając weń z zimnej przestrzeni czuję, jak otacza mnie rozżarzone powietrze. Rozżarzone? Wręcz pali. Przenika do kasku i do płuc. Jak pierwszy oddech w saunie. Dymem samochodowych wyziewów gryzie w oczy. Oddycham coraz szybciej, ale to nic nie daje. Co się dzieje? Jest jak w komorze gazowej. W ciemności, na asfalcie widać białe, nieregularne plamy ostrego światła bijące snopami z góry. Latarnie? Znów ciemność. Płuca palą w środku. Nie da się oddychać. Nie da się przyspieszyć, bo przede mną sznur samochodów ciągnie się 30 km/h. Z naprzeciwka też. Znowu snopy światła przenikają z sufitu… W końcu, kiedy wzrok zaczął przyzwyczajać się do ciemności, chwyciłem. To tunel z… blachy, a światło na asfalcie pochodzi od dziur w starej, metalowej powłoce.

(https://www.tdm.pl/media/files/0d826ab623fdca75f653cad6b970d2d8.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/36ee31e9e9753344832f07ca29a14e8e.jpg)

Z ulgą wyjechałem z tej pułapki. Otwieram kask i zaciągam się powietrzem jak wyłowiony z wody, niedoszły topielec.
Nie dojeżdżając do Teheranu, w Rudehen, odbijam na wschód. Wcześniej jednak zgubiłem się mimo GPS. Dobrze się stało, bo skończył się zapas mojej wody, a pragnienie wysysa ze mnie wszystkie siły. Po zakupach wlałem w siebie litrowy, schłodzony sok i tyle samo wody. Kiedy tak się nawadniałem, ze sklepu wyszedł sprzedawca, zajadając melona. Zobaczył mnie, zawrócił na pięcie i za chwilę ja też zajadałem się soczystym, żółtym kawałkiem owocu razem z nim. Nie zadawał pytań, nie przyglądał się, nie robił zdjęć. Po prostu poczęstował turystę melonem i zamienił kilka grzecznościowych zdań.

(https://www.tdm.pl/media/files/22e5b9347ed4f60e305b1f7feeef657b.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/639b3fae9f58b371b4f89455d23384d1.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/6f89c3c42f986781d554091d91faab67.jpg)

Żeby wjechać na drogę 79, muszę przejechać przez kładkę dla pieszych albo nadrobić kilka kilometrów do głównej drogi i potem jeszcze nie wiadomo ile, żeby zawrócić. Nie zastanawiałem się dłużej niż chwilę.

(https://www.tdm.pl/media/files/4808e13ba3f2d31bbe786dd51ea392b0.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f90e039c37108e63a4a87a47e44482b2.jpg)

Za 90 kilometrów odbiłem na południe i wjechałem między skały jak przez monstrualne wrota. Za nimi inny świat. Słońce wydłuża cienie i wszystko nabiera plastyki.
Tytuł: Odp: O gościnności, dróg sekrecie i najgorętszym miejscu na świecie.
Wiadomość wysłana przez: CeloFan w Marzec 13, 2021, 21:11:13
(https://www.tdm.pl/media/files/59055bbc602e1414d18a8a33f97a82cf.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/cfb3a1be59ef0167132a8f171142bac0.jpg)

Za miastem Semnan, wjechałem w łagodnie pofalowane wzniesienia. Trudno nie zatrzymać się tutaj.

(https://www.tdm.pl/media/files/05bc2674c44619ba878ed18e57a10190.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/8228a8e279c55b855ea2d937fca25292.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/2afdc45e2fde88723c2ebf17c5947aec.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/53b2b63fcc8779d50240cda49b83b0cb.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/25da8b7633327944f3c2a65ccf01c213.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/8208dd26b274cb96ef8e742561436af2.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/06e98549f83e26b889760810f258c8c0.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/e5372264aaddf0cbd88a58a1459aad64.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/d6e8e9c700c6b2255644a61df926bdea.jpg)

Właśnie wyjąłem aparat, kiedy zatrzymała się ciężarówka, którą niedawno wyprzedziłem. Jej silnik zgasł, a kierowca idzie prosto w moją stronę. Czego chce?

(https://www.tdm.pl/media/files/d80163e82ef229977f867a40d4f144b1.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/7aba4f280d19010b761dee6e11c1998c.jpg)

Będąc coraz bliżej, mówi po swojemu. Zna kilka słów po angielsku. Rozmawiamy za pomocą mapy papierowej, GPS i gestami, dokąd jadę i dokąd jedzie kierowca. Bariera językowa jest zbyt duża, żebyśmy się w pełni zrozumieli. Zrozumiałem tylko, że zaprasza mnie do swojego domu. Oferuje gościnę, jedzenie i nocleg. Odmawiam oczywiście, ale ten nalega. To nie Taarof. Już tłumaczy gdzie jest jego dom, że za dwie godziny będzie tam, tylko skończy pracę. Z początku próbowałem opierać się, ale to na nic. W końcu wrócił do ciężarówki. Myślałem, że odjedzie, ale ten przyniósł notes. Napisał na kartce nazwę miejscowości, adres, swoje imię i numer telefonu. Tylko numer telefonu jest dla mnie zrozumiały. Adres pisany w farsi nie jest dla mnie, tylko dla tego, kogo będę pytał o drogę. Odrywa zapisaną kartkę i wręcza mi ją w taki dziwny sposób. Trudno to uchwycić słowami. Tak jakby nierówno urwany papier był gafą, a jednocześnie jego zawartość, świadczyła o szacunku do kogoś ważnego. Wiem jak to brzmi. Kimże jestem, żeby się wywyższać, ale właśnie tak to przez chwilę widziałem. Stałem się ważny dla tego człowieka, kimkolwiek bym nie był. Jako gość w jego kraju i w jego domu.
Żegnamy się serdecznie uściskiem dłoni. On z nadzieją, że odwiedzę jego dom a ja z pewnością, że nie zrobię tego. Jakże bym mógł nachodzić tak poczciwego człowieka, wyjadać jego zapasy, korzystać z gościnności, nie mogąc w odpowiednio szczodry sposób odwdzięczyć się.

(https://www.tdm.pl/media/files/bce2721772c85ad661682f3e6249b0d3.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/6b3bbcb797758c803000906c723b8dd1.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/0e2a577cc330361b0ccbdc530f5c2404.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/cbd20e0443f4411ec8929c67e5409794.jpg)


***
Poszerzenie podnóżka już od dawna wisi przykręcone tylko jedną śrubką. Reszta odleciała po drodze. Przypomniawszy sobie o tym, zatrzymałem się na poboczu.
Ostatni raz przed wieczorem, zatrzymałem się na rozstaju dróg, żeby zastanowić się, czy szukać noclegu, czy jechać do końca drogi, którą wyznaczyłem w nawigacji i tam zastanowić się co dalej. Zatrzymuje się mijany wcześniej samochód. Z nowego, białego Peugeota 405 wysiada mężczyzna około pięćdziesiątki a od strony pasażera, młoda kobieta. Dziewczyna właściwie. Jest szczupłej budowy. Bez skrępowania zdejmuje chustkę z głowy, żeby ją poprawić. Długie, kruczoczarne włosy rozlewają się po ramionach, aż za łopatki. Brązowe uśmiechnięte oczy i cała twarz w nienagannym makijażu. Jest naprawdę piękna.
Obydwoje podchodzą do mnie. Gaszę silnik, zdejmuję kask. Mężczyzna pyta, czy potrzebuję czegoś. Zatrzymali się, żeby zapytać obcego człowieka, czy ten czegoś potrzebuje. Nie, przecież nie potrzebuję.
Rozmawiamy o drodze i o tym miejscu. Pytają dokąd jadę, a ja pytam, gdzie może być hotel. Próbują wytłumaczyć co, gdzie i jak, ale to już zbyt wiele jak na moje pojęcie o angielskim. Pozostało mi udawać, że już wiem, inaczej byliby w stanie zaprowadzić mnie tam, porzucając swoje plany.
Odchodzą do auta. On otwiera dziewczynie drzwi z nonszalancją, wręcz teatralnym gestem. Ona dotyka jego ramienia i wsiada. Jakie to niezwyczajne. Nietypowe według stereotypu, który mam zakodowany w głowie na temat roli mężczyzny i kobiety w Iranie.

(https://www.tdm.pl/media/files/343ef0cf862aad5b4cea2efabd652656.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/cf7fcf3594751ac850fe0c7bfffeeefa.jpg)


***

Stacja benzynowa na obrzeżu Telmadreh. Zatankowałem motocykl i siedzę na krawężniku, zajadając resztę cienkiego placka, przypominającego lawasz***, który został mi z kolacji. Mimo że jestem w pewnym oddaleniu od dystrybutorów i kasy, kilka osób podchodzi, żeby przywitać się i zagaić o cokolwiek. Jest też samochód z parą młodych ludzi w środku. Zatankowali i teraz dziewczyna pyta po angielsku, czy mogą w czymś pomóc. Ponieważ jeszcze się nie zastanawiałem nad tym a słońce nisko, nieopatrznie zapytałem o hotel w pobliżu. Nieopatrznie, bo w tym kraju wszystko musi być załatwione i dogadane, jeśli ktoś zapyta albo poprosi o cokolwiek.
Jadą z Teheranu, więc nie znają okolicy. W związku z tym chłopak poszedł zapytać obsługę stacji. Ci o hotelu w pobliżu, nie wiedzą nic.

-To nie kłopot, bo ten tam, co sprzedaje miód przy stacji, może coś wiedzieć — oznajmia chłopak.

W ten sposób w akcję rozpytywania o hotel dla faceta z motorem zaangażowani są wszyscy. Zebrała się mała grupka i dyskutują. W końcu straganiarz wpadł na pomysł.
- Nie musisz nigdzie jechać. Będziesz spał tutaj – przetłumaczyła słowa straganiarza dziewczyna z samochodu.
Zanim zorientowałem się w czym rzecz, wszyscy zaczęli kiwać głowami na znak zgody. Straganiarz już idzie do budynku i woła mnie zachęcająco, żebym szedł za nim. Cóż mi pozostało. W korytarzu drzwi a za nimi miejsce do modlitw. Zdjęliśmy buty i pokazuje, gdzie można się położyć, gdzie zostawić bagaż. Później jeszcze gdzie mogę się umyć, a jakbym był głodny, to tutaj a tutaj jeszcze jest sklep.

Powinienem wiedzieć już, że lepiej o nic nie pytać, jeśli nie jest się świadomym pytania i jego możliwych konsekwencji. To jest dla mnie, zatwardziałego introwertyka po prostu KRĘ PU JĄ CE.
Straganiarz to dobry handlowiec. Za swój pomysł oczekuje rewanżu w formie 200 tysięcy Riali. Wiem, że nie płaci się za taki nocleg, ale... To niewielka cena, za którą będę mógł spokojnie usnąć, mając mniejsze wyrzuty w sprawie zamieszania z hotelem. Z ulgą przyjmuję ofertę. Młodzi z samochodu, dopiero kiedy upewnili się, że na pewno mam wszystko czego trzeba, odjechali.
Krzątam się przy motocyklu, a kobieta ze sklepu częstuje mnie kawałkiem zimnego arbuza.
Wyszedłem po ostatnią rzecz z motocykla – tankbag i dostaję herbatę.
Schowałem tankbag i poszedłem zablokować kierownicę i sprawdzić co się dzieje, bo oprócz odkręconego poszerzenia podnóżka, sączy się benzyna przez lewy wlew. Dostałem dorodną śliwkę.
Straganiarz poprosił, żebym zrobił mu zdjęcie z jego kramem różności i poczęstował mnie herbatą.
No co za ludzie! Nigdzie już nie wchodzę i nie wychodzę! To jednak nie działa. Człowiek z obsługi stacji, widząc, że siedzę na krawężniku, przyniósł plastikowe krzesło. A jak na nim już usiadłem i zacząłem pisać w notesie, jeszcze doniósł herbatę. Jak ją tylko dopiłem, dostałem następną. Przy tej następnej, bardzo uważałem, żeby się nie skończyła…

(https://www.tdm.pl/media/files/fac2c30a79b3b2132b4eb384354dfcf3.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/4bda76a9ae930550d14be2069bf9294f.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/fa328137a864e41c11ea84ac310d415f.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/ec0ef6313553619a37283ae67eaad858.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/5ff281cf4870d5405eda486a0f576517.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/091c1c3216a2ef901ea1081024a6b812.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/27fa61b2684fd2e3c2a16e4a443ab954.jpg)

Tak oto, w gorący wieczór zakończyłem dzisiejszą tułaczkę, schwytany w pułapkę małych i dużych uprzejmości.

(https://www.tdm.pl/media/files/48484b2c3dd8dbcaf792faf9ff8bba6a.jpg)

P.s
Prawdopodobnie wyciek jest przez sparciałą uszczelkę wlewu benzyny albo źle ją założyłem, po mocowaniu filtra do wlewu. No i jak zwykle nalałem za dużo benzyny.
CF

Mapy.

(https://www.tdm.pl/media/files/7e83375efca49b3acfdf032fd93fa162.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/718ad520d480b794bd380beb178a0cf0.jpg)

*Demawend - https://pl.wikipedia.org/wiki/Demawend (https://pl.wikipedia.org/wiki/Demawend)
**Chmura orograficzna - https://pl.wikipedia.org/wiki/Chmura_orograficzna (https://pl.wikipedia.org/wiki/Chmura_orograficzna)
***Lawasz - https://pl.wikipedia.org/wiki/Lawasz (https://pl.wikipedia.org/wiki/Lawasz)
Tytuł: Odp: O gościnności, dróg sekrecie i najgorętszym miejscu na świecie.
Wiadomość wysłana przez: CeloFan w Marzec 20, 2021, 12:20:43
 :deadtop4:

22 dzień. 11 maja.
36.218990, 53.736372 lub N 36 13.145 E 53 44.182 – Tabas. Iran


Licznik 99167–99958
791 km

(https://www.tdm.pl/media/files/2d3b09aa7861a683980e43831535ccbd.jpg)

Jest już jasno, choć słońce jeszcze nie dotarło na tyle wysoko, żeby razić swoimi promieniami. Gruntowa droga wiedzie doliną między łagodnymi, zielonymi wzniesieniami. Jadąc pod światło, widać jak wilgoć nocy ulatuje, tworząc mgliste smugi na zielonych zboczach. Nie jest ani gorąco, ani zimno. Tylko wczesnym rankiem można cieszyć się takim luksusem. Skrupulatnie korzystają z tego pasterze i rolnicy. Jedynie kobieta siedząca na kamieniu przy nieuczęszczanej drodze, nie pasuje do otoczenia. Może czeka na męża?

(https://www.tdm.pl/media/files/381564e1ef2ba467beeb7bbd6037b41b.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/39bfb695bc130fd128ab484feab8b5ce.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/a9402d023d5ab3a5a4f91328943510aa.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/51876492f435389274bf032b6ded79f4.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/117da0f8b61ddf40381fb35d40121eb4.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/e38862380ba37ef4fa6a0850a92c07cb.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/a2301a9eee903f546c7856dd6c13a29f.jpg)

Jak bardzo może zachwycać jednego to, co dla innego jest codziennością, znojem i trudem życia. Małe, zielone poletka, tuż po wschodzie słońca, dla mnie są uroczym, niezapomnianym miejscem, mijanym po drodze. Dla rolnika, pasterza, kobiety siedzącej na kamieniu to zapewne stały, nużący obraz, który zmieniany jest tylko porami roku, wschodami i zachodami słońca. Niektórzy są tak przywiązani do swojego miejsca, że zapuszczają korzenie jak drzewo, nie podróżując dalej niż trzeba, żeby egzystować.
Takim mi się zdaje człowiek, który zatrzymał mnie właśnie.
Starzec mówi po swojemu. Może to nie starzec? To wiatr i słońce odcisnęły na jego skórze swoje piętno. Mówi do mnie, gestykuluje. Pokazuje coś wymownie, chyba pyta, wcale się nie uśmiecha przy tym. Mogę najwyżej wsłuchiwać się w melodyjny monolog, bo nic przecież nie rozumiem. Dwa słowa powtarzają się sporadycznie. Iran i Turkej. Dlaczego mnie zatrzymał? Co chce przekazać? Tego się nie dowiem. Na koniec, chyba życzył mi dobrej drogi.
Takie spotkania zawsze trochę zasmucają. Ludzie mają tyle rzeczy do powiedzenia. Takich, o które sam nigdy bym nie zapytał. Nie znając języka, który jest odległy od każdego z języków słowiańskich, można być najwyżej biernym, nierozumiejącym słuchaczem.

(https://www.tdm.pl/media/files/8693e381600f8b6764f4ed0c14f568ac.jpg)

Ostatni kilometr to ścieżka strachu. Mogę sobie wyobrazić, jakie gwałtowne opady wydrążyły nierówności niepozwalające jechać w linii prostej. Omijam muldy, kamienie, wyrwy, doły. Wszystko na pierwszym biegu, najczęściej na półsprzęgle. Mimo to czuję, jak bagaż ciąży i chce mnie wespół z nierównościami pozbawić równowagi.

(https://www.tdm.pl/media/files/9523d6227b330b1115f46282ad51f02e.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/036c8c3e79ea0d1f200509f15751639b.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/b00336418a3f4cf9b6d99facbdb084a8.jpg)

Miejscowi ze stacji benzynowej, gdzie spałem, mówili na to miejsce tak, że brzmiało jak „sod”. Mieli na myśli Badab-e Surt*, tylko nie łączyłem wszystkich słów.
Miejsce to jest położone tak jakoś nijak, że pierwsza rzecz, która mnie zaciekawiła, to wielka … mrówka.

(https://www.tdm.pl/media/files/5b5908e2a4663802124803a83238a017.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/298521c5bd9841a4afbd4a5d8a011f38.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/479e1dc554203c444861f917a98bb0fe.jpg)

Spotkałem fotografa. Jest zawodowcem i jest tu od wczoraj, żeby zrobić nocne zdjęcia i timelapse ze wschodem słońca. Przyjechał aż z Teheranu. Właśnie zbierał się po sesji, ale widząc obcego, zaniechał wyjazdu. Oprowadził mnie po okolicy, pokazał gdzie najlepiej robić zdjęcia, gdzie można wejść, a gdzie trzeba uważać, żeby czegoś nie zniszczyć. Bezinteresownie poświęcił swój czas, podzielił się wiedzą, mimo że na pewno niedospany i może głodny, chciał wyruszyć do domu przed pierwszą falą upału. Dopiero uznawszy, że wszystkie informacje przyswoiłem, zostawił mnie samego i odjechał. No prawie samego. W pobliżu stoją jeszcze cztery namioty. Fotograf mówił, że to studenci na praktykach czy ktoś w tym rodzaju. Jeszcze śpią.
W takim razie mogę sam napatrzeć się na złoto Iranu.

(https://www.tdm.pl/media/files/81a061d66f7746ae182561202ff30fca.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/e32e4f7c2850b33b3207e99937666c2a.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/4e9309e2eb2e9a471c8d85ca3e838185.jpg)

Plejstocen i pliocen, piszą. Uogólniając, wtedy dwa różne źródła wody rozpoczęły tworzenie „złotych” tarasów, które teraz mam przed sobą. Według naukowców, w plejstocenie człowiek dopiero zaczynał być rodzajem Homo. Opanował użycie ognia i rozprzestrzenił się poza Afrykę. Po ziemi chodziły olbrzymie, włochate mamuty. Jeśli to prawda, a moja ignorancja nie pozwala wątpić w naukę, czymże jest największa piramida w Gizie, bałwochwalczo nazwana imieniem jednego człowieka, mimo że tysiące przyczyniło się do jej zbudowania? Cóż to za dzieło, które w przeciągu zaledwie 4,5 tysięcy lat, rozsypało się i rozpadło ze starości, obniżając się przez to o 7 metrów? To dzieło na naszą, ludzką miarę.
Badab-e Surt trwa od zarania ludzkości, zanim jeszcze nadano mu nazwę. Mimo że nie jest trwałe, ma cechę, której budowniczowie piramidy, ani nawet ci współcześni, nigdy nie dorównają. Jest to dzieło skończone i jednocześnie nieprzerwanie budowane. Takich miejsc jest zaledwie kilka na świecie. Do tej pory znałem niszczone przez zaniedbanie, komercję i budowle przynoszące dochód, Pamukkale w Turcji z tłumem ludzi, sztucznie odbudowanymi formacjami tarasów trawerytowych i biletami wstępu. Tutaj z daleka od zabytków, z dojazdem wymagającym ostrożności, w ciszy gór, można podziwiać do woli to, co natura tworzyła, przez jakiego czas nie znamy jako Homo sapiens.

(https://www.tdm.pl/media/files/67554d07de616663a7fff744554dceaa.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f16e22e4ca2e418df63b440edbbb0cc1.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/beecd6e5af17c9f8db5a8ed693353365.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/a34057b9b1f5cad66375a6f476a896d1.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/020024db26670a262e055116b7712c34.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/2abf646dbf62b1c35d03c8d3e16e227a.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/947ea049a1981dd0d7ee2fcec68ba0cb.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/73f8bd3896d599b39dbc815f617a8848.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/b75e86c8a0f7b7303f4aed55bb7af6f6.jpg)

Słońce coraz mocniej daje znać o sobie. Chłopiec ciągnie ojca za rękaw do motocykla, ale na mój widok zatrzymuje się w pół drogi. Przyjechali tu starą osobówką. Jak wjechali po tych dołach, nie wiem.
Ojciec pyta się, czy można zrobić zdjęcie. Dałem jeszcze smykowi kask do tego, ale sam zdjęć nie robiłem. Chłopak i tak miał tremę.

(https://www.tdm.pl/media/files/623be108852ac314b4a9fbc715f57dd2.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/c0896a81567b92de55d51b5cf3cdbc6c.jpg)

Z góry zjeżdżam z duszą na ramieniu. Łatwo wpaść w nierówną koleinę. Jednak jest łatwiej niż przy podjeżdżaniu. Mijam fotografa, który widocznie zatrzymał się po coś, albo tak wolno zjeżdża.

(https://www.tdm.pl/media/files/5463a744d25f1e6c0108ae96b1d7b60a.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/a318bfe74beeb66befbb302a726e2386.jpg)

Żeby jechać dalej, muszę wrócić przez miasteczko, w którym nocowałem. Ni stąd, ni zowąd pojawił się czek point z żołnierzem i policjantami. Widocznie mają swoje godziny pracy, bo wczoraj nikt nie zastawiał ulicy barierkami.

(https://www.tdm.pl/media/files/a1b62e1c252d5f64b2ca70ea7e7e4f73.jpg)

Jeszcze przez kilkadziesiąt kilometrów jechałem wśród urodzajnych, nawadnianych pól, widziałem nawet drzewa i zjechałem w dolinę, aż dotarłem do starego, wysychającego już rozlewiska, czy może po prostu zbiornika ze słodką wodą. Mieszkają tu ptaki, jakich nie znam. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że to ostatni raz tego dnia, kiedy widzę wody więcej niż w butelce. Tutaj też, mógłbym napisać, że ostatni raz widziałem zakręt. To oczywiście gruba przesada, ale droga wyprostowała się, wyrównała i często prowadzi wzrok po horyzont, albo do koniecznego dla ominięcia przeszkody, zakrętu. Do tego, przed każdą większą osadą, czy miasteczkiem pojawiły się posterunki policyjno – wojskowe z garbami spowalniającymi na asfalcie. Trzeba się orientować, bo najczęściej wcale tych garbów nie widać do ostatniej chwili. Taka wioska i posterunek to swoista anomalia. Coraz rzadziej je mijam.

(https://www.tdm.pl/media/files/47729553729ac983371463f1275cbfe8.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/98b56d3d03ecb94b34fd38a890ac7594.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/6e0da703a2ee6faaea74c8472b87872f.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/1e615e7c089c68cd348b895b8d9e3510.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/156b120ed241ab92dfa257b00be43dc1.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/7dd6911291d53b932a5665b87342e848.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/45278174216e8e3be566ce21b82d8771.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/85e5532ce42b235b2b3a2fa55194baf1.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/90d5bd8218761e4c6890081beb8c5c9f.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/4228827618547577fc7fe939260ddcde.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/7dcece27ec6e7163085758b4408b7bf9.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/d435a735a1ff96791ed752b5203acfd4.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/e852b244ecf45eae5467839087aa99b5.jpg)

Mało tu stacji benzynowych i trzeba korzystać z każdej nadarzającej się okazji. Stacji mało, ale benzyny dużo.
Przyzwyczajony do automatu nalewam, nie patrząc. Przecież odbije. Nie odbił. Benzyna wystrzeliła ze zbiornika, zalewając wszystko wokół.
Chłopak z obsługi śmieje się i koniecznie chce zatankować z drugiej strony. Czemu nie. On umie. Leje, jednocześnie dyskutując ze swoim kolegą. Wtem paliwo ze zbiornika, jak wystrzeli w powietrze! Benzyna leje się po całym motocyklu a pod nim plama jeszcze większa od mojej. Przynajmniej mam pewność, że więcej się nie zmieści. No i teraz wszyscy się śmieją oprócz nalewającego.
Zrobiłem sobie przerwę. Cień jest na wagę złota, a tutaj jest go na tyle dużo, że skrył i mnie siedzącego na krawężniku i motocykl. Dostałem zimną wodę, herbatę, kawałek płaskiego, suszonego owocu. To taki cienki jak papier plaster ze śliwek. Jest tak kwaśny, że mimowolnie wykrzywia twarz, ale za to przez jakiś czas nie chce się tak bardzo pić. Mogę też podładować telefon w budce przy kasie.
Motocykl chyba bierze więcej oleju, kiedy jest gorąco. Przy okazji przystanku dolałem do właściwego stanu. Trzy litry, które zabrałem ze sobą, to może za mało.
Ruszam i od razu hamuję. Zatrzymał mnie gwizd i pokrzykiwania. Zapomniałem o telefonie.

(https://www.tdm.pl/media/files/5e6c1815dd0aa4fc03b9ceaf0c66431c.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/dc605da212d6d203cdb3ab5e510199bc.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f629096dd7a2ead43b4ef6cf34098767.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/4b1910e07b07b30b65d86f9a68472824.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/43c9a2a3530731f3ef078c289d27e762.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/a8c22ddc0c680753543a3467e3c4cbb2.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/41d946857c07fb342f7317fce60e743c.jpg)



***

Górzysta okolica, z czasem zamienia się w równinę i proste jak drut drogi. W oddali majaczą pasma wzgórz. Z całą pewnością słońce jest tu bliżej ziemi niż zwykle, na dodatek nie daje cienia, paląc prosto z góry. Zresztą co na pustkowiu miałoby dawać cień? Jałowa ziemia ciągnie się po horyzont. Nie ma drzew. Tylko kępy wysuszonych, niskich krzewów w sobie znany sposób mogą tu przetrwać. Bezkresna pustka żarzy się zalana słońcem. Porusza powietrze a ono, przejmując energię cieplną, drży, przekłamuje rzeczywistość, wykrzywia perspektywę i pozbawia ostrości. Suche, nagrzane powietrze unosi drobiny pyłu, jakby chciało przykryć całe widowisko. Nawet tam, gdzie w naszym rozumieniu nic nie ma, zawsze coś się dzieje, oszukując oczy. Jest coś jeszcze. Muszę się zatrzymać.

(https://www.tdm.pl/media/files/21c72216000003628b728923a561e278.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/d9bdf58332b853f4e86c22485ab6989f.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f4803af74a5d6bb67274ee413f300131.jpg)

Jest w tym wszystkim jakiś spokój. Niczym niemącona cisza, tylko potęguje wrażenie pustki i samotności. Wszystko tu ma swój czas i miejsce. Taka równowaga między życiem i śmiercią. Odwieczna konfrontacja natury z niszczycielskim, a jednocześnie dającym życie słońcem. Wczesną wiosną suche i łamliwe patyki niemal obumarłych krzaków, na pewno są zielone i soczyste. Teraz zaczyna się czas ognia. To system dający szansę tylko najlepiej przystosowanym. Żyją tu stwory nie mające kończyn a mimo to silne i szybkie, choć ich żywot trwa najwyżej kilka minut. Wszystkie rodzą się przy skraju jedynej tu, pozbawionej niemal całkowicie roślinności góry. Swój krótki żywot zaczynają od małych, cylindrycznych form i lejków tuż przy ziemi, żeby za chwilę rozkręcić się, rozszaleć, rozrosnąć i porywać do siebie wszystko, co lekkie i nieumocowane na stałe. W końcu są tak duże, że piaskowe cielska niektórych okazów sięgają nieba. Ich wielkość zależy od tego, jak wiele porwą drobin pyłu, piachu, patyków. Kiedy są wystarczająco duże i silne, mogą zostawiać za sobą ślad. Jestem tuż przy wylęgarni wirów pyłowych, inaczej zwanych Dust Devil.
Bywa, że jest ich kilkadziesiąt na raz. Większe i mniejsze przemieszczają się w tym samym kierunku w ciszy, jakby instynkt pchał je w jedno miejsce, żeby mogły gwałtownie zakończyć swój byt. Nagle, w ciągu kilku sekund rozpadają się, a pył opada bezładnie na ziemię. Za chwilę, wszelkie ślady zaciera drżące od skwaru powietrze tuż nad wypaloną słońcem ziemią.

(https://www.tdm.pl/media/files/0e9f15dca828e3a97dbde6599d8d4fa8.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/34450936dd788dd3007d24fb374d6639.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/af9f22a7f711075def63021f29ed5404.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/0f023c1015fa9df3a5cb6cf6f883f488.jpg)

Człowiek, bez specjalnego przygotowania, bez wody, ubrania, narzędzi, wrzucony prosto z tak zwanej cywilizacji, która wysysa z nas dawno zapomniane umiejętności przetrwania, rozleniwia, zabija instynkt, kruszy wytrwałość i przytępia zmysły, nie ma dużych szans na przeżycie.
Żyje się nam dostatnio, wygodnie i mamy wszystko podstawione pod nos, ale nie wyściubiamy tego nosa poza tak zwaną strefę komfortu. Żyjemy w skupiskach, które dają możliwość istnienia w dobrobycie, jednocześnie trwonimy energię na zdobywanie osiągnięć cywilizacji dodających blichtru. Przeniesiony do tego miejsca z pustymi rękoma, uschnie każdy.

Z rozmyślań wytrącił mnie nietypowy ruch. Zdaje się prawdziwy, niespowodowany falowaniem gorącego powietrza. Nie jest to też wir pyłowy. W oddali wzbija się tuman kurzu i wyraźnie przemieszcza w kierunku głównej drogi, na której się zatrzymałem. Już rozpoznaję, że to motor. Na maszynie jedzie ktoś w kominiarce zakrywającej wszystko prócz oczu. Wyjeżdża na asfalt i jedzie w moim kierunku. W końcu zatrzymuje się przy mnie.
- Hello Mister – mówi, ściągając kominiarkę.
- Hello – odpowiadam – No Mister. Artur – dodaję.
- Hello Mister Artur! – woła uśmiechając się od ucha do ucha młody Irańczyk.
- No Mister. Maj nejm is Artur. No Mister Artur – tłumaczę.
- Okej, okej Artur – Hamid – pokazuje na siebie chłopak.
Odpowiedziałem na kilka standardowych pytań, czyli skąd jestem i dokąd jadę i za chwilę słyszę:
- Folloł mi.
Cóż. Nigdzie mi się nie spieszy. Za kilometr skręciliśmy w nieutwardzoną drogę między poletka uprawne, na których teraz nic nie rośnie. Minęliśmy kilka domostw z glinianych cegieł i zatrzymaliśmy się przy małym sadzie. Właściwie to kilka drzewek, a nie sad. Drzewka są młode, ale na tyle wysokie, żeby można było skryć się w ich cieniu. Próbując niedojrzałych i cierpkich jeszcze owoców jakiejś odmiany śliwki, dowiedziałem się, że jestem w Parku Narodowym Khar-Turan**. Fonetycznie zabrzmiało jak „Loran”, ale później poznałem właściwą nazwę.
Hamid opowiada mi o tutejszej faunie. O ptakach, gepardach, dzikich wielbłądach i bliskich krewniakach zebry, ale takich bez pasów. Są maści tutejszej, spalonej słońcem pustyni.
Zaprasza mnie do domu na herbatę i jedzenie. Mogę też się przespać, jeśli chcę. Daję się namówić tylko na zobaczenie owocowego gaju.
Przyszedł młodszy brat Hamida. Niestety nie zapisałem jego imienia i jak wiele szczegółów, i ten uleciał w zapomnienie. Obaj są młodzi i znają angielski. Porozmawialiśmy jeszcze kilka chwil, na ile dało się rozmawiać i odjechałem.

(https://www.tdm.pl/media/files/12090553cbbe8d9f345ff15c31f8dc9f.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/d4cdfc32267f40d6672e1853a5cafa6d.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/b37ede12a319c0a5d935d1de6f79d0e1.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/43e08535d39ab64223139d30287226aa.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/d3f94593ef2a3a214b5aa83ee93e54a7.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f003292bcf62b37b3b5f311122fe0be7.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/32572a6cda956923618100f02c2b764a.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/84624c500e455f1d53e5761a5dd69fdc.jpg)

Teraz kiedy wiem, że to pustkowie wcale pustkowiem nie jest, wiem, dlaczego jechałem prawie dwieście kilometrów i nie minął mnie żaden samochód. Wioska, w której byłem u braci, była ostatnią jaką widziałem na tym odcinku.
Można tu zatrzymać się, nie dbając o to czy to środek drogi czy pobocze. Nic się nie dzieje. Kiedy wyłączyć silnik, słychać ciszę przerywaną tylko szelestem pchanych wiatrem, suchych kawałków roślin. Ta cisza napawa zadumą. Jest taka trwała w połączeniu z żarem lejącym się z nieba i drgającym powietrzem tuż nad horyzontem. Chyba tego chciałem. Doznać czegoś, co jest tak ulotne i tak beznamiętne. Po raz kolejny zdałem sobie sprawę, że nie jestem niezależny, ani silny, ani jakikolwiek. Jestem zależny od maszyny którą jadę, od wody którą mam w zapasie. Wody, która właśnie się kończy. Bez odpowiedniej wiedzy, doświadczenia, narzędzi i odporności, jestem tylko człowiekiem cywilizowanym. A życie nawet tu znalazło miejsce dla siebie. Przystosowało się. Kamienie, skały, góry, sucha roślinność rosnąca nie wyżej niż 30 centymetrów.
W oddali widać wyschnięte słone jezioro i… zakręt.

***
Tytuł: Odp: O gościnności, dróg sekrecie i najgorętszym miejscu na świecie.
Wiadomość wysłana przez: CeloFan w Marzec 20, 2021, 12:21:01
(https://www.tdm.pl/media/files/acb0abe6ab345b62cf4dadc701ce112d.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/1fa5747fd8bf47a4be68557f21c95c12.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/c9d17306d605894baf5a6be3ae03dc5e.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/65568fc18704955b1569a14f102586e4.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/57fdc619821fca9527014afd2db365ee.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/1b0d34bd0ce72bec5584d61f86778983.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/bb4cde9ea376583f8aa87eb110b7bdc3.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/5236c2118dd66e98fe4aee22e42a0cff.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/8513c811827b3751237134bfb06c486f.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/6a555904c5d964a44c784f2ac87b1ef8.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/988576d14495f772a8b9a2e61ccd2692.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/81be332badea361bb4128c811d6e0c99.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/dad4d7119b286d09ffec35c580220aaf.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/d6e4ea63da76dd1800099004acb6354e.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/38456ff4d52293825558cef7f646acfd.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/4e9c08ff1254ae9b7b701aa9b810895b.jpg)

Jest taki moment w podróży, kiedy wszystko się zlewa. To chwila, kiedy z gardła odrywa się dusząca pętla przyzwyczajeń i codzienności. Pęka kaganiec stabilnej pospolitości i pierzchają błahe rozterki. Codzienne, ważne wybory tracą znaczenie, bo tu nie mają racji bytu, a w ich miejsce przychodzi zwykły spokój. Nasiąka się drogą, wiatrem, monotonną pracą silnika. Zamiast czasu, liczę kilometry. Zamiast dni, tankowania. Zamiast kłopotów, zmagania z naturą. Nie zmagania. Kiedy leje deszcz, jako oczywistość przyjmuję, że będę mokry. Jak jest zimno, wiem że zmarznę. Kiedy gorąco, też wiem, na co mogę liczyć, tak jak teraz. Nie chronię się pod dachem przed deszczem, nie chowam przed zimnem w ciepłym pokoju i nie szukam klimatyzacji, kiedy upał. Poddaję się temu, bo i tak nie ma wyboru.
Wszystko się zlewa i miesza ze sobą, a jednak nabiera wyrazistości. Jedzenie lepiej smakuje. Woda przynosi prawdziwą ulgę w pragnieniu. Wyraźniej się widzi, lepiej odpoczywa, wolniej żyje, pełniej oddycha, mocniej czuje.
Wtedy przechodzi się w coś jak nieważkość, a motocykl znika i człowiek znika. Zostaje myśl, podróżująca przez czas i przestrzeń, drogą wyznaczającą ich kierunek. To jest ten moment. Zawsze czuję, kiedy się zbliża. Zmęczenie przestaje być dokuczliwą ułomnością, a staje się zapowiedzią przyszłego odpoczynku. Brud i kurz nie są niechlujną manierą brudasa, bo staje się odznaką za każdą przygodę i każdy kilometr w drodze.
Wtedy dobrze jest zadać sobie pytanie. Właściwie jedyne, które teraz ma znaczenie. Kim jestem? Jedną z owiec, ich pasterzem czy drogą, po której idą, czy może psem zaciekle broniącym stada?

(https://www.tdm.pl/media/files/6c1ed75ffebf4ae5ec1ac441c7201a62.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/c6070bc45666f84b7b21f494126d1efe.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/9386545fb6f30c96a84050fb45b8613a.jpg)

Lepiej zamknąć kask niż jechać z otwartym. Wtedy trochę lepiej się oddycha. Znam to już. Dopinam kurtkę, zamykam kask. Przy tej temperaturze ma się wrażenie, że jest trochę lepiej. Mniej gorąco. Jadę tak już jakiś czas. Skończyła się woda. Rzecz banalna, dostępna w każdym kranie świata, tutaj stała się towarem deficytowym. Wcale jej nie oszczędzałem. Piłem gorący płyn o zapachu plastiku, moczyłem chustkę na szyję, lałem na głowę. Jestem tak przyzwyczajony do wygód, że nawet przez myśl mi nie przeszło, że woda może się skończyć, mimo że przecież sam wylewałem ją bez umiaru.

(https://www.tdm.pl/media/files/d117e5779f6f67d183925456701733d9.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/1c94ec2538a50ab3c896744e0fde75d3.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/1a6e96ed95d45d1e04f4e7f913b4b0e5.jpg)

Bez wody, człowiek owiewany wielką suszarką półpustyni przestaje się w kocu pocić. Zamykanie kasku, zapinanie kurtki w niczym już nie pomaga. Sucho w ustach, oczy pieką, a jedynym marzeniem jest łyk wody.
Jakoś więcej tu ruchu. Czasem ktoś przejedzie, pozdrawiając ręką, czasem ja przejadę obok wioski z domami w odcieniu piasku, choć wciąż to rzadki i zaskakujący widok.

(https://www.tdm.pl/media/files/440ca3ceb608cab93b4571670c18ca79.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/216fc34449781fccefc0a906bab20530.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/d2d02ae8ed750b3d3d307d68eabec345.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/c5565e9fb88677a3f01c3969fab94478.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/b3a789e23c6299d5878ccc7498de1d5b.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/a58daa3cab020092e0eac9cdb27fee9f.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/2b1886bd915c46ebc5d359760ce9d900.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/092763b424f10f2b7820e691b9f5a405.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/d491830f1e8dca657c2dcd2b2f33236d.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/08f7aac28cc3cbf0fa123c81717ce98e.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/c14badc9462472b93e7004059bcbb575.jpg)

Jest czek point. Może tutaj się napiję. Zaskoczony policjant długo nie mógł zrozumieć, dlaczego zatrzymałem się tutaj. Tak jakby ramię irańskiej sprawiedliwości miało do czynienia ze zwykłymi ludźmi tylko w przypadku egzekwowania prawa. W końcu chwycił. Dostałem szklankę wody, ale w zamian poprosił o dokumenty. Chyba z ciekawości, bo nie mogliśmy dogadać się co do mojego pochodzenia.
Lodowata woda nie od razu przyniosła ulgę. Najpierw ścięła boleśnie głowę swoim zimnem, tak samo, kiedy pije się lodowy sorbet. Łapczywie piję małymi łykami, chociaż wszystko mi mówi, że lepiej byłoby szybko i od razu. Potem druga szklanka i jeszcze jedna. Dostałem jeszcze kilka pytań, na które nie potrafiłem odpowiedzieć przez barierę językową. Odzyskałem paszport, podziękowałem gestem i odjechałem w swoją stronę.

(https://www.tdm.pl/media/files/06e42e621d25369047d4ea8c2613d8d8.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/9fba53ecf6eb0c084ab39580a44ae3ca.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/a404601b57a6b1e71658261ff590635f.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/ac6a1fc7a38ab47d95c351610a327633.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/09203c2582c821276c4a95e0510200e7.jpg)

Pozostał do rozwiązania jeszcze jeden kłopot. Kończy się benzyna, a stacji nie ma, nie ma i nie ma. Mam zapas, ale kiedy chciałem go użyć, to i trochę szczęścia uśmiechnęło się do mnie. Dotoczyłem się do zabudowań. To mała mieścina o nazwie Eshqabad. Jest w niej benzyna. 375 kilometrów od poprzedniej. Na rezerwie motocykl przejechał 75 kilometrów.

(https://www.tdm.pl/media/files/ccce2d1d12bb3c20cbdb90e4fb5a2f5e.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/451b003156e231f66bf129d29cd02a91.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/59f480da30aef3596c4d16dc3444ff03.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/93ceef5790ea87a95a3031ccacff50f2.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/6fc387e6445f75aebb0501fac900f09d.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/5e1d82601c281fc75de2e3eba0e4db40.jpg)

Już przyzwyczaiłem się, że obsługa robi sobie zdjęcia. Ze mną, z motocyklem i we wszystkich możliwych wariantach. Robią to tak długo, że kobieta czekająca na swoją kolej, zdenerwowała się na to i krzyczy.
Obok jest sklep. Nie chodzi o jego asortyment, bo bardzo głodny nie jestem, ale o dużo większą ilość cienia, jaką dają ściany budynku.
Dla oka kupiłem zimny sok i od sprzedawcy – właściciela dostałem jedną, wielką płachtę cienkiego jak gazeta placka chlebowego.
Usiadłem wygodnie na krawężniku i spisuję notatki. Spokój ten nie trwał długo. Sklepikarz przyniósł jeszcze cukierka. Za chwilę dowiedziałem się po co. Wciąż wsiada na motocykl i nakazuje koledze robić sobie zdjęcia. Przecież nie odmówię. Zresztą nie pyta. Wsiada i zsiada. Opiera się, kręci manetką, znowu wsiada. Przed motorem zdjęcie i jeszcze jedno za nim. Może jeszcze w kucki a może jeszcze na stojąco. Jego kolega musi poprawiać kadrowanie, bo sklepikarz wciąż niezadowolony z efektu. W końcu stało się to irytujące. Pożegnałem się czym prędzej.

(https://www.tdm.pl/media/files/3f66fda49306de10047cf4747fc3fd59.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/1ce166d8a6705808026eefdf0e12c4c5.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/0e0b6c088bbc3c92461520be3f7cb23d.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/243fee209e86865ce4e7ec2ce18d76a7.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/cd6b8df31a26217e8b3df10b12ca49d9.jpg)

Zostało mi około 140 km. Tutaj na drodze ciężarówki, ludzie, samochody i jednoślady. Są czekpointy, kontrole prędkości, rozjazdy i czasem nawet skrzyżowania.

(https://www.tdm.pl/media/files/3565669bdb797b19b433921b4fbeb2bf.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/a3bed2e7129ee3e8885b8402973ef0bd.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/441a454e15870df48f37505da9dfd78d.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/22b6ca77d67e50521dfbc398aaac78e3.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/3cc7d43c829a5de6accad774d24cd86e.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/238663d1ccb3e69d541214e871f82a4b.jpg)

Przed Tabas, miastem, w którego okolice jechałem, wypadek. Policjanci zastawili drogę. Czekam cierpliwie. Na moich oczach auto przewrócone na dach zaczęło płonąć. W środku nikogo już nie ma, ale mogę sobie wyobrazić, co przezywa nieostrożny właściciel. Często bywa, że taka furgonetka jest jedynym narzędziem, pozwalającym wiązać koniec z końcem.

(https://www.tdm.pl/media/files/1f5598198a3368145a7abc520a13691f.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/da397183b19844e499bd2a64a1d414f7.jpg)

W poszukiwaniu kempingu przejechałem Tabas. Na rogatkach miasta znowu wypadek. Tym razem ktoś wjechał osobówką do rowu. Też nikomu nic się nie stało. Skorzystałem z okazji i pytam policjanta o mój kemping. Ten, nie potrafiąc wskazać drogi pyta właściciela zniszczonego samochodu. Wyszło na to, że jadę dobrą drogą, ale jest jakieś ale. Tego „ale” nie zrozumiałem. Pozostało mi podziękować i odjechać.

(https://www.tdm.pl/media/files/11818e670a15f89eb447830449bc8ddd.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/633ba81c10afa195027efe656c28ea89.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/7e5071ebc57bb65612c48a957f8de472.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/9ffc6ed96dbbb7b3b0ea3b343260f5f0.jpg)

Za kilka kilometrów znalazłem kemping, ale nie skorzystam z niego. Zamknięty. To chyba to ale, którego nie zrozumiałem.
Słońce właśnie rozpoczęło swój codzienny rytuał skrywania się za horyzont. W drodze powrotnej do Tabas spróbowałem jeszcze kogoś stąd zapytać o nocleg, ale bez powodzenia. Wrócę do miasta. Tam na pewno coś się znajdzie.
Wracam, ale coraz wolniej. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że tutaj zachód słońca jest jakiś inny. W mojej szerokości geograficznej bywa ładny czy jak niektórzy uważają romantyczny albo zjawiskowy. Tutaj też taki może być, ale ma jeszcze jedną cechę. Przynosi ulgę rozgorączkowanemu światu.

(https://www.tdm.pl/media/files/3201688e024f56bebd664469b8ff62fc.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/a44bd70c15c9610d2633fc4d258ee895.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f6fd4c3f9e3f500756dd2a0755fab842.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/487e6b71614b539c3223b57cd9d63c69.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/a8aeb6a8b6327ee86bbe961be8e2c336.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/150e43fcd8cb89dd539c506228dbb43f.jpg)

W Tabas od razu trafiłem na wielkie rondo. Ma prawie 1,5 kilometra. Może to raczej droga wiodąca dookoła Imamzadeh Hussein ibn Musa al-Kadhim***. Meczetu tłumnie odwiedzanego przez pielgrzymów. Naprzeciw jednego z wejść jest hotel. Turyści spoza Iranu dostają w nim specjalne pokoje. Nie wiem na czym ta specjalność polega, ale cieszę się, że to parter i nie muszę nosić bagażu po schodach.

***

Jest tu wszystko, co potrzebne głodnemu, spragnionemu i brudnemu motocykliście. Po prysznicu z zimnej wody poszedłem zobaczyć gdzie dojechałem.

(https://www.tdm.pl/media/files/4e16b1f62c7edb5eddcd0c3731540752.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/efd8c7f68694622c63c20050af3d46af.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/6d81054c65e0e981686d6a5d10eea69a.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/06ce09661f053de69b898a9250273974.jpg)

Niedaleko hotelu jest bar. Jeden z wielu. Tu zapoznaję się z trzema ludźmi. Pierwszy, wysoki i łysiejący. To chyba szef. Drugi to jego syn a trzeci to karzeł. Zamówiłem coś, co szef polecił i za kilka minut jem mięso siekanego kurczaka, pachnące liście, ogórki i pomidor. Nie wyszedłem od razu po sytej kolacji. Jeszcze piszę notatki. Przyszedł starzec. Niegroźny wariat. Usiadł przy moim stoliku naprzeciwko. Na wszystko, co powie szef, reaguje śmiechem, przesadnie rozdziawiając bezzębną paszczę. Obsługa zna nieszczęśnika. Podjudzają go do tego śmiechu, a on cieszy się z tego jeszcze bardziej.

(https://www.tdm.pl/media/files/e8066483607803b6fe95741176cd9626.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/a78b3042ceab28283708fa6c8de3d475.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/b426f777a409afcb9824a69c4e214746.jpg)

Murek przy wielkiej latarni. Kończąc zimny napój, kończę też notatki z dnia, przyglądając się życiu miasta. Mam wrażenie, że dopiero po zmierzchu, kiedy upał zelżał, da się robić coś innego oprócz szukania cienia.
Motocykl zaparkowałem pod murem hotelu i przykryłem pokrowcem. Nie boję się kradzieży. Po prostu to dziwaczny i nietypowy tu pojazd. Chowam go tylko przed oczami.
Jutro pojadę tam, gdzie dziś nie dojechałem. Do kanionu rzeki z gorącymi źródłami, po którym przyjdzie mi brodzić przez kilka kilometrów. Bez motocykla :)

(https://www.tdm.pl/media/files/167528866ed7499fbdbcf807afc27ab3.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/e7775786cd78a404c84b17982ea311d1.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/ae89494a8b069abe37f13195ee04cdc0.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/884339005a3ec8e14a4bdb28a5ea21f0.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/3cb110b16d962e7d7ad8c6cca5258e05.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/26d293c359f47fe53532e80a10d27708.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/62e90338611c12fad4321b7926d2b6be.jpg)

CF

Mapy

(https://www.tdm.pl/media/files/fdf99873bcdc026558c92eb4c421f0ad.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f87caad2f8a433463d06754a0b73b082.jpg)



*Badab-e Surt - https://en.wikipedia.org/wiki/Badab-e_Surt (https://en.wikipedia.org/wiki/Badab-e_Surt)
**Khar-Turan - https://en.wikipedia.org/wiki/Khar_Turan_National_Park (https://en.wikipedia.org/wiki/Khar_Turan_National_Park)
***Imamzadeh Hussein ibn Musa al-Kadhim - https://www.alaedin.travel/en/attractions/iran/tabas/imamzadeh-hussein-ibn-musa-al-kadhim (https://www.alaedin.travel/en/attractions/iran/tabas/imamzadeh-hussein-ibn-musa-al-kadhim)
Tytuł: Odp: O gościnności, dróg sekrecie i najgorętszym miejscu na świecie.
Wiadomość wysłana przez: CeloFan w Marzec 26, 2021, 23:16:21
 :deadtop4:


23 dzień. 12 maja.

Tabas – Nehbandan. Iran


Licznik 99958–100511
553 km

Trumna przykryta jest czarnym całunem ze złotymi napisami. Środkiem ulicy niesie ją sześciu mężczyzn. Za nimi mały tłum… też mężczyzn. Wśród nich, jeden niosący głośnik na głowie, żeby lepiej było słychać. Z głośnika dobiega śpiew żałobny. Za mężczyznami w pewnym oddaleniu idą kobiety i dzieci. Jest ich o wiele mniej. Zdaje się, że czarny kolor nie jest tu zwyczajem w tak smutnym dniu. Odnoszę też wrażenie, że w pewnej kwestii jest podobieństwo do obrządków jakie widziałem w Polsce. Im dalej od niesionej trumny, tym mniejsze nasycenie żalu, smutku i zadumy po zmarłym. Tak jakby wartość człowieka który odszedł, była największa dla tych z początku konduktu, malała wraz z mężczyznami idącymi po środku, aż do symbolicznej dla tych, którzy idą na końcu. Właśnie jeden z ostatnich żałobników zwrócił mi uwagę, że niepotrzebnie mam zapalone światło w motocyklu. Zrobił to tak, jakby to miało taką samą wagę co śmierć, za którą tego ranka beztrosko podąża. Śmierć, która przecież po niego też przyjdzie.

(https://www.tdm.pl/media/files/503f46e1212810f7a12f231482d79891.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/d92fda45ec9cb6c2f11f9981f7619347.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/1418f2fe35cae0236329048d8009e357.jpg)



***

Zostało 12 kilometrów do miejsca w które jadę, jednak zatrzymam się na chwilę.
Na liczniku, obelisk pokazał 100 tysięcy kilometrów. Znakomitą większość przejechał pode mną. Wiem, że to niczemu nie służy, ale jak każdy, lubię okrągłe liczby i co 10 tysięcy robię takie podsumowanie techniczne. Co się popsuło, jakie części kupiłem, kto naprawiał. Do tego potrzebne mi zdjęcie i stąd postój.

(https://www.tdm.pl/media/files/c96812fd9190373a03277a9a659dff0e.jpg)

Gdyby ktoś dziś zapytał, bez zastanowienia mogę odpowiedzieć, że właśnie spełniam swoje największe marzenie. Mimo że ta podróż, jeśli ją skończę, będzie najdłuższa ze wszystkich, dodałbym, że tak jest za każdym razem, niezależnie od czasu i odległości. Czas i dystans to dwie funkcje podróży, które tylko ograniczają. Zawsze jest coś NAJ w każdej drodze.
Ta dziesiątka i pierwsza setka zatrzymała mnie na poboczu asfaltu prowadzącego do niedalekich, surowych gór, palonych większość roku bezlitosnym słońcem. Tymczasem słońce jeszcze nie za wysoko, więc nie dokucza. Słaby wiatr owiewa wszystko ciepłym tchnieniem, nie powodując efektu suszarki. Niedługo to się zmieni, ale lepiej cieszyć się chwilą, zamiast przewidywać oczywistości.
Jeszcze niedawno, nawet przez myśl nie przeszłoby mi, że jestem w stanie wykrzesać z siebie tyle samozaparcia, żeby ruszyć się gdziekolwiek. I kiedy sobie o tym pomyślę, to jestem z siebie dumny. Nie dlatego, że tu jestem, bo tu może przyjechać każdy. Dlatego, że mogło mnie tu nie być, gdybym nie otrząsnął się w porę z toksycznych znajomości, banalnych, kopiowanych potrzeb i pustych, jałowych marzeń. Pewnie siedziałbym teraz na kanapie z piwem w ręku, pieszcząc kciukiem pilot od nowoczesnego telewizora kupionego na raty. Przerzucając kanały, pozwalałbym miernym rozrywkom, dramatycznym wiadomościom i nachalnym reklamom sączyć się przeze mnie razem z alkoholem. Wszystkiego słuchałbym bez wytchnienia, żeby mieć o czym rozmawiać z kumplami w pracy. Przytakiwać sobie nawzajem, jakie to życie skomplikowane, jaki świat okrutny, jacy ludzie głupi i co szokującego zrobiła ostatnio jakaś celebrytka. Gdzieś przeczytałem*, że społeczność a właściwie całe społeczeństwa mają tendencję zmniejszania różnicy intelektu dorosłych do dzieci. Dzięki mediom. Przez to właśnie, że żyją tymi samymi sprawami, programami, bohaterami seriali co ich dzieci. Nie wiem, czy to prawda, bo nie mam takich narzędzi, żeby to zmierzyć. Z całą pewnością jednak wiem, że wielu z mojego otoczenia nie żyje własnym życiem. Emocjonują się za to nie mającymi dla nich znaczenia zdarzeniami. Wynik meczu, wypadek limuzyny BOR-u, wybory we Francji, babcia okradziona z emerytury, karambol na A2... Co więcej, niektórzy potrafią tak zażarcie wejść w dyskusję, że kończy się prawdziwą kłótnią i podniesionym głosem. Wszystko po to, żeby za wszelką cenę udowodnić, że „jest się na bieżąco”. Górę biorą przeczytane przekonania i własne ich interpretacje. Żeby własne… Nie potrafiąc wysnuć osądu, ludzie opierają się na zasłyszanych opiniach, biorąc je za swoje, a niewzruszonym dowodem mają być słowa eksperta z telewizora, przytaczane bezrefleksyjnie. Sam jestem ignorantem w wielu dziedzinach, ale czy to znaczy, że muszę uczestniczyć w przełykaniu bełkotu informacyjnego? Coraz łatwiej nami manipulować.
Jak to powietrze pachnie… Jak te góry przyciągają... Jak ta cisza koi...

(https://www.tdm.pl/media/files/9a07f347cfb4c801f4834b54d95a0559.jpg)

W lekkiej euforii utwardzoną drogą, dojechałem do jej końca i do parkingu. Zaskakująco dużo samochodów. Teraz rozumiem czemu w Tabas taki mały ruch. Dziś piątek i wszyscy mają wolne. To oznacza, że będzie tłoczno. W piątki Irańczycy masowo wyjeżdżają z miast. Rozstawiają swoje czadory albo tylko koce i piknikują.

(https://www.tdm.pl/media/files/fabdc104301eb94e6a7a826959f201c3.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/934ef22778784dd82875425aa57ac47d.jpg)

Przez chwilę zastanawiam się, czy nie odjechać. Nie dla mnie przeciskanie się, tłum i harmider. Już chcę wsiadać na motocykl, ale podjechał mały autobus i zastawił mi drogę. Ze środka wysiadają ludzie. Każdy przyjaźnie albo machnie ręką, albo powie zwyczajowe salam, albo salam alejkum.
- Alejkum salam – odpowiadam wszystkim jak zacięta płyta, bo nic innego nie potrafię.
Kierowca autobusu wysiada na końcu. Pozdrawia jak wszyscy i gestem pyta, czy chcę się napić. Zaskakujące. Czemu nie? Wyciąga z autobusu wielki, cylindryczny, metalowy termos z kranikiem u dołu. Wygląda jak olbrzymia pastylka na odwodnienie. Kierowca, do szklanki z grubego szkła, nalewa krystalicznie czystą wodę. Jest tak zimna, że natychmiast szroni się dookoła. Z uśmiechem podaje mi szklankę i pokazuje, żebym pił. Lodowaty płyn nawilża zaschnięte gardło i od razu przynosi ulgę, gasząc pragnienie. Piję wolno, żeby nie dostać „skurczu mózgu” jak ostatnio na czekpoincie. Uprzytomniłem sobie, że dziś jeszcze nic nie piłem, a słońce już daje znać o sobie. Wciąż zapominam o wodzie.
Jestem na początku miejsca, skąd można wyruszyć na kilkukilometrową wędrówkę, brodząc rzeką, której nazwy nie znam. Za to Morteza Ali Fountain** to miejsce, do którego idzie się wspomnianą rzeką.

(https://www.tdm.pl/media/files/02d5a61e695f0ad6095737a55e0e89c9.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/7b55664b534388cbb80ac6cae45c0f4c.jpg)

Najpierw jednak pójdę po wodę do moich pustych butelek. Pokrowiec na motor znów się przydał. Mogę zostawić pod nim kask, rękawice i cały bagaż. No i może nie rozpłynie się czarna kanapa.
Dużo ludzi nie przywozi ze sobą wody. Idą do strumienia wypływającego bezpośrednio ze szczeliny w skale i tam napełniają różne pojemniki albo piją bezpośrednio z dłoni. Niektórzy tylko chłodzą się w ten sposób.

(https://www.tdm.pl/media/files/61a8dca2afbf1b130caa0355477fd462.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f483b53cebf01735da926196e5f9f59b.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/25b5470e6cdbfeb3fc911fab4456f658.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/5a159f09b51970cca90f2489cfc95181.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/ff4d5de5f993e20a0081a543b4d507fe.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/1178710efdf5c86f20e2ebdef79be5d9.jpg)

Tutaj też są duże mrówki :)

(https://www.tdm.pl/media/files/3ff05763ee777702c888b76c913d010f.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/6ad1004897b5d5b071287b342ce0f26a.jpg)

Na początku był chaos. Zrobiło się jak na jarmarku. Masa kolorowo poubieranych ludzi. Uśmiechnięci, radośni. Rodzice rozmawiają ze swoimi pociechami, te biegają, chlapią się w wodzie, rozrabiają. Ktoś dopiero wyjmuje z samochodu swoje dywany, koce, owoce, zestawy do parzenia herbaty, szklanki, garnki, sztućce, fajki wodne. Ktoś inny niesie lodówkę turystyczną i inne pakunki. Jeszcze ktoś woła dzieciaki, żeby pomogły.

(https://www.tdm.pl/media/files/1b7b87c3d6cec8d42864affa2977b1cd.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/eb87afed26bcbc05329c3bfcd51874c6.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/5597ebb55ec8d3b4e81b28116369be7b.jpg)

Starszyzna, będąc ponad ten harmider, zachowuje nobliwy dystans. Na twarzy pewnego człowieka, rysuje się zaduma. W dłoni schodzone buty, spodnie czarnego, tradycyjnego stroju podwinięte tak, żeby nie zamoczyć. Wolno kroczy bosymi stopami po otoczakach w zamyśleniu. Jego syn albo zięć stoi na podwyższeniu i czeka na swego ojca. To on pozwolił mi zrobić zdjęcie. Skoro tak, jemu też zrobiłem.

(https://www.tdm.pl/media/files/2960b9f802efae8d885fffb8dbad8da1.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/6e73e2c7a47f8a3e463082d89c242c9f.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/d1c6b29cc0db00091485a903216363eb.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/cb39484eaa96be32242bde553a30d03e.jpg)

Jestem tuż przy parkingu. Chcąc iść w górę rzeki, trzeba w nią wejść. Schodzone, dziurawe, ale suche jak wiór buty motocyklowe, natychmiast nabrały wody. Wcale nie jest zimna. Raczej ciepła. Opływając nagrzane kamienie, przejmuje ich temperaturę albo gdzieś spływa z nagrzanej otwartej przestrzeni do kanionu.
Nie ma mowy, żeby nie zatrzymać się, nie dać się sfotografować, samemu tego nie robić. Ludzie spacerują, śmieją się, rozmawiają. Rodziny, przyjaciele i znajomi. Czasem tylko ktoś ledwo lezie z głową w smartfonie, potykając się o kamienie. Różni nas jedno najbardziej. Wszyscy mają klapki. Tylko ja musiałem przyjść tu w buciorach pełnych teraz wody.

(https://www.tdm.pl/media/files/e1d548e51e67f446b12f005be18984f4.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/2e2474cca2e2c36ffe28f8039f326e6a.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/989b8ff0f55e2d184dc018f768a2eb73.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/9446d81ce9278657b7440c6c3a531888.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/0f464c1bb1d9cea3b022baed824501dc.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/a409b74f5c9d6836eba5cc0b16e2c5be.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/e4fa2a7158fdf8b9cec28b85e9984e4c.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/bb3371f028f431eb0bee31836dd340bc.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/c735c925a5bc34e39b0ae06d9eb59f91.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/3016d9585498b0b7f38ccf8745d22917.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/96e07cdafaa35c9d9adf83bad560ac91.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/c6c07b09828e6913b0652672fedbfdf6.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/3df92dc2799f2031faed1f8a761fb68d.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/dcd6089c05904dd0110a8d8c8bd6b53d.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/2f7904943f5093045ffa7a94315a7d1a.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/be764b2b6374105443074ae11ccc007e.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f5fcd4c60bea74470918912279b3524b.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/51e97033e9a7e325af0523304dfeb43c.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/e00081273fa7a930a5834c96801c9e88.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/7c87dd6b4b9aa488bb66326c7ed1b5e5.jpg)

Mimo wszystko, udało mi się uchwycić kilka "pustych" miejsc.

(https://www.tdm.pl/media/files/cb895eeae1ea5ad51f0d7eab49421f6a.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/ddbc14070ad75bc15dd8514d14766741.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/95f3835519b61c0e8aa8d180321ea5bc.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/09dfbfe93516606633672a413673be3e.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/80a055021c52774f39f43635e1f657df.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/20c63486bdd2c72967acdde4b22b82f5.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/8e6ab9832e2038ea9efc7de0b56428f4.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/c8911a13bc02c1df173e9ab4fb7ad886.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/287af1d0aea3caa0bc3f94412c9d3012.jpg)

W jednym miejscu woda wypływa wprost ze szczelin w skale. Zatrzymałem się, żeby popatrzeć. Za chwilę podszedł do mnie młody człowiek i tłumaczy po angielsku, że tutaj spływa ciepła woda do zimnej. Takie gorące źródło. Cóż. Dla mnie ta w której brodzę, jest ciepła, a ta strzelająca ze skał bardzo ciepła.
Mam wrażenie, jakby wszyscy byli szczęśliwi przez to, gdzie są i że są tu razem, choć się nie znają. Kanion szczęścia. Niemal zahipnotyzowany stanąłem w pewnym oddaleniu. Potem zbliżyłem się i znów się zbliżyłem. W końcu stanąłem przed małym wodospadem i fotografowałem. Nie ludzi a ich nastrój. Ileż piękna jest w beztrosce. Nie miałem pojęcia…

(https://www.tdm.pl/media/files/8fe89ecbf414241aadf20efb57f8c3e5.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/b98277c13528292f8a215da25584763f.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/e8058089bdf9126e9b954977524d8aea.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/2f1340248e936116f7859cb3ab4e9584.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/9c6009c3a28dce20db97b16d1a7726dc.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/a26b701483e569082c488eea3fb9d25e.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/8ccf5cad540147d67dbeb5cd6affc3cb.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/49449ecb5f93b69a2fbb51e9eda61ee5.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/82d622f460b2aeaa8d6b0bcccbc7c40b.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/9652a54b3b67286ab3cd7ebb9ab43236.jpg)

Złapałem się na tym, że tłum wcale mi już nie przeszkadza. Że właściwie jest dopełnieniem pionowych skał, płytkiej rzeki, mchu i glonów w zacienionych miejscach, tryskającej wody i głazów. Że bez tych uśmiechniętych, szczęśliwych ludzi, byłoby tutaj zupełnie inaczej. Że przeżywają w pewnym sensie to, co ja, kiedy jadę. Proste czynności dają radość. Wszyscy jakby swoje rozterki i smutki codzienności zostawili w domach, w pracy, na ulicy, a tutaj są po prostu szczęśliwi. Ludzka natura w swojej najlepszej odsłonie.
Zabrakło mi wytrwałości, żeby dojść do miejsca, które jest symbolem i od którego pochodzi nazwa. Tak szczerze, to nawet nie wiedziałem o nim do dziś, kiedy to piszę. Może będzie to zaczątek jeszcze jednej wizyty tutaj… kiedyś? Może przyjadę tu jeszcze, żeby zobaczyć starą tamę?

(https://www.tdm.pl/media/files/aa798f42401f1ae2d67b341ea72be9f7.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/a05e546530cb7a677770a0974fbb9f5b.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/767131db6a25c93818a5fa909ac72f3a.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/b69e295e26d9efa61df035244c7b58f2.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/11efcb55f072298d9a06cd983049b9ca.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/0eff6633f891f187f9d92ef8eda785bc.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/80a055021c52774f39f43635e1f657df.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/b062672f97762b609cb2b62c4d57393a.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/3243de8985c097f54208ef6fc7f6fcad.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/c0a906f2fc01094c2b7c96063b1b37ed.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/04c33b6c35c1ae63d34d279c682a14b8.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/c2382f637c8b1435d75d43ec1a76ce15.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/0529cc2ca52dcf9685c400c2de01fe05.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/d541f5d0f3c24d30a59f7533e543fd7a.jpg)
Tytuł: Odp: O gościnności, dróg sekrecie i najgorętszym miejscu na świecie.
Wiadomość wysłana przez: CeloFan w Marzec 26, 2021, 23:16:41
Zmęczyło mnie chodzenie w mokrych, motocyklowych ciuchach, wspinanie się po głazach i trzymanie równowagi na kamieniach. Buty też nie pomagają, bo są ciężkie od wody. Upał wdziera się, mimo cienia do kanionu a jak się z tego cienia wyjdzie, to słońce robi swoje. Podróż po ludzkich charakterach zajęła mi cztery kilometry. Trochę kręci mi się w głowie no i bardzo chce się pić. Już sięgałem do nagrzanej słońcem wody ze strumienia. Jak na zawołanie, ot po prostu, podszedł do mnie chłopak może 15 lat. Z metalowego termosu nalał do metalowego kubka lodowatą wodę i wręczył mi zbawienny płyn.
- Mersi – wymamrotałem z wdzięcznością.
To żadne czary. Po prostu akurat młodsza siostra chciała pić, a że stałem w pobliżu i może zapatrzyłem się na wodę… Sam nie wiem.

(https://www.tdm.pl/media/files/ef7f93c89177503c1394afe1b02fe1e0.jpg)

Jest południe i cień chowa się pod podeszwami butów. Muszę przejechać znów przez Tabas, więc zatankuję.

(https://www.tdm.pl/media/files/afbad9812f014461f99ab4b035db80be.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/48055dfc1c9ec5634fbc69ca6307ed3a.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/b0d844e37205eeeef057133fd4bbc8f7.jpg)

Kupiłem sok w sklepie. Z sokiem siadam na betonie w cieniu zadaszenia jakiegoś magazynu nieopodal stacji. Zdejmuję buty, wylewam z nich wodę, suszę skarpety. Odpoczywam. Sok zniknął natychmiast, część wody ze źródła też. Nie czuję się za dobrze. Mam mdłości. Chyba tak się to nazywa.

(https://www.tdm.pl/media/files/3fcabe6c8e89bbbf19961617cdab9f90.jpg)

W końcu i tutaj cień przestał dawać schronienie, a mdłości przeszły. Mogę jechać.

Ubranie wysycha niemal natychmiast. Tylko w niewysuszonych do końca butach woda nagrzewa się i prawie gotuje. Chyba od dawna niedziałająca membrana robi z butów samowar.

(https://www.tdm.pl/media/files/b54fa12ad4a28ec97d4264b1e295a3e6.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/d3e80345e729abf4baa640a04cbc6cf8.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/76ed6adfbf6907c298031369dabc08e9.jpg)

Przemierzam długie proste i górzyste tereny z zakrętami. Znacząca większość to długie proste. Szlak ciągnie się po horyzont przez pustkowie jak w Parku Khar-Turan, tylko bardziej. Bardziej, bo ziemia jest tu jałowa i zasolona albo rodzi tylko żwir i piach. Jedynie w małych enklawach, jak w oazach, gdzieniegdzie rosną palmy i żyją ludzie. Żyją we wsiach z domami z glinianej, niewypalonej cegły, lub w lepiankach. Zagrody to murki z tego samego materiału co domy, a na murkach wyschnięte krzewy kolczaste i gałęzie. Jak tu żyją, nie wiem. Prawdziwa prowincja.

(https://www.tdm.pl/media/files/982d995b0b8ef76497303e6ac8640c5b.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/71efcd4b5dabf61b27f08d94563cdf80.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/c583fdd5c0e18e3fcd9f1e8ec64a283d.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/182c91de1042941d5a4679bb958623b5.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/de0c947c81efc1050e58f9f9c409428a.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/583d2887b731b7f364665bf801281e7f.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/4940aee6604312f8bf450abd9a75276e.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/4a621efff19879c055722fdcefa0f232.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/ad87d33d994f87c0ece25e07e2af5004.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/cc5c052747fb13ee1961c60f5d0a49ac.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/e617e034f90ca6c3bb00b3c1b166da52.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/a13aabef6654babc677d589896c20fd5.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/5a56e9c7a3689c6bc07588344d93853e.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/0bf6dfdd142e8c611afd23395fd40002.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/2a71261c15b7ca8903d01ff92df07755.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/c2dc9165940d9e2bb4530a85f9f111e3.jpg)

Żeby zatankować, muszę skręcić do najbliższej, większej miejscowości. Trafiłem na Khusf. Stąd zawróciłem kawałek, żeby nie jechać główną drogą. Benzyny jeszcze trochę miałem, ale tu nie warto jechać do ostatniej kropli. Poza tym niedokładnie wiem gdzie jestem, a jeśli wjadę w pustynię, to może okazać się, że następna stacja będzie za kilkaset kilometrów.

(https://www.tdm.pl/media/files/fd8d43c0a2d7f8108f603f33f08209fb.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/5fa2bff275ca3df2e264ee9de6fc61d5.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/762343956fefd43c2e4f600b750dd240.jpg)

Pojawiły się chmury. Po raz pierwszy od wyruszenia z Urmii jest ich aż tyle. Nawet myślałem, że będzie burza, ale chmury tylko wyciągają swoje pazury, ledwo dotykając szczytów gór w oddali. Są też niewysokie góry. Niewysokie, ale to pozwoliło, żeby choć na chwilę zapomnieć o suchym, gorącym powietrzu i bezlitosnym słońcu. Na chwilę. Za górami wszystko wróciło do normy. Chociaż… Nie wiem, czy normą można nazwać to, co zobaczyłem. Czy to opady, czy burza piaskowa? Nie znam się na meteorologii, ale ten widok na pewno ma swoje wytłumaczenie, mimo że zdaje się nadciągającym Armagedonem.

(https://www.tdm.pl/media/files/c2ba4aeda7b96a10c6d40bd915c4bf87.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/750fcf5e8df9ce2f8f8aacb7c979ebd4.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/6660bc2b5826e0c04f21d9595d2a2d86.jpg)

Ten powietrzny stwór nie dogonił mnie, a ja wcale nie czekałem.

(https://www.tdm.pl/media/files/e7cb46e11df0b767a35f812ef7547742.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/566b79c42c00e5853ed0c489b0373ff9.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/3475dce33939a41aba853225f8ee80cd.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/a5d4266ac0dc4ac033ec2944b0f37363.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/6424457747ba129e5698c7109043bdd7.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/71e824b7eec04ee984e22fd6da6270cf.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f129a6d2df7913114a3ccc680a729365.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/7541576f90981f845e76280024a2feeb.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/cd0c08c39e02150e4b9375f311455033.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/a2a9eb2621938a15ac9a11c15d7758d4.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/33dbf6b002403eb0f2d034d1d0b7a1a6.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/6859b70b34986d09559cebac053578c0.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/851e1fd6d22c0798fce299f5fec803d7.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/3fc3a6c95b24249a4481361bbf7b6e2f.jpg)

***

Jestem w Nehbandan. To małe miasteczko położone około 75 kilometrów w linii prostej od granicy z Afganistanem. Tankuję tutaj i przy okazji pytam o hotel w mieście. 30 kilometrów stąd jest hotel. Pytam jeszcze raz w sklepie obok. Sprzedawca, młody i wysoki człowiek, załapał i gdzieś dzwoni. Przychodzą młodzi ludzie ze stacji, na której tankowałem. Trochę się śmieją, trochę próbują rozmawiać. Wychodzi na to, że hotelu tutaj nie ma. No to pytam, czy mogę rozstawić namiot z tyłu stacji. Oni na to pokazują mi miejsce do modlitw. Murowany, mały budynek na betonowym podwyższeniu ze schodkami. Ma dwa wejścia z drzwi z metalowych kątowników. Jedno dla mężczyzn i drugie dla kobiet. To dla kobiet jest zamknięte. W środku cała powierzchnia wysłana dywanami dwa egzemplarze Koranu. Mniej więcej pośrodku kotara, którą można rozdzielić pomieszczenie na dwoje. Tu mogę spać. W sumie to lepsze od namiotu, bo nie trzeba go rozstawiać. Tylko późno pójdę spać, bo wierni nawiedzają takie miejsca do wieczora.
Przestawiam motocykl blisko wejścia obok dwóch samochodów. Bagaż wniosłem już do środka. Tam, gdzie zwyczajowo jest miejsce do modlitw dla kobiet. Spod stóp ucieka mała jaszczurka. Nie będę sam w nocy.
Jest około 19. Jeszcze jasno, więc siadam na betonowym podwyższeniu. Zajadam cienki chleb, popijając go tutejszą Colą. Na tyłach stacji ledwo słychać ciężarówki z rzadka podjeżdżające do tankowania. Jest cicho i spokojnie, mogę więc robić notatki. To znaczy mógłbym, gdyby nie chłopcy ze stacji i sprzedawca, u którego kupiłem napój w kolorze podobny do Coli.
I tak wolę zaczekać. A że są ciekawi… Pewnie też byłbym ciekaw, gdybym pracował na stacji na pustyni i przyjechałby tu ktoś tak niepasujący.
Rozmawiamy jak się da. Trochę po angielsku, trochę na migi. Skąd, dokąd i tak dalej. Standardowy zestaw pytań zakończył się i przeszli do rzeczy.
- Palisz – Pyta jeden.
- Nie – Odpowiadam zgodnie z prawdą. Trudno byłoby wytłumaczyć, że kilka lat temu zakończyłem swoją zażywną przyjaźń z tym nałogiem.
- Lubisz narkotyki? – Raczej żartem i w konwencji poprzedniego pytania, ale jednak zapytał ten sam chłopak.
Tu zapaliła mi się kontrolka ostrzegawcza. Żarty żartami, ale to zupełnie nie moje tematy.
- Lubię, kiedy są daleko – odpowiadam.
To rozbawiło wszystkich.
W końcu przedsiębiorczy chłopcy rozchodzą się, a ten od używkowych pytań odjechał półciężarówką która stała blisko mnie.
Teraz mam spokój, ale jest coraz ciemniej i więcej skupiam się na tym gdzie piszę, niż piszę, co zapamiętałem.
Podjeżdża samochód. Mały osobowy, jakich tutaj wiele. Wyróżnia go tylko to, że jest szary a nie biały. Białych samochodów jeździ tu najwięcej. Parkuje tuż przy murku, na którym siedzę. Kierowca jeszcze dobrze nie wysiadł i od razu zagaduje. To Mahdi. Nie za wysoki, łysiejący, w czarnych szerokich spodniach i koszuli w kratę. Zajechał tu z żoną, żeby mieć bliżej do pokoju modlitw.
- Obowiązek wobec Boga przede wszystkim. Zaraz wrócę – rzekł po przywitaniu i zniknął w budynku.
Rozmawiam z żoną Mahdiego, aż jej mąż skończył modły. Nikomu przy tym nie przeszkadza, że rękoma.
Na moje nieszczęście Mahdi zna angielski doskonale :) Nie daje jednak poznać po sobie irytacji czy chociaż odrobiny zniecierpliwienia. W pewnym momencie wystukuje numer telefonu w swoim smartfonie i daje mi go. W słuchawce po drugiej stronie jeden z jego synów. Jest lekarzem i ma na imię Hadi.
Mówi, że to jego rodzice, że w razie jakiejkolwiek potrzeby, żebym dzwonił i że wszystko jest w porządku. Mahdi, jego ojciec, ma sklep z owocami w mieście obok. Jest z wykształcenia nauczycielem. Jego matka też.
Kiedy skończyłem rozmowę telefoniczną, ojciec odbiera smartfon i jakby na dowód usłyszanych słów, częstuje mnie z papierowej torebki mieszaniną owoców i orzechów. Wymienia po persku wszystkie nazwy mieszanki, którą wysypał na moją rękę. Oczywiście natychmiast zapominam wymowy. Są figi, pistacje, pestki różnych znanych i nieznanych mi owoców.
Mimo wykształcenia nauczycielskiego życie potoczyło się tak, że teraz handluje suszonymi owocami i orzechami, bo to się bardziej opłaca. Nauczyciele zarabiają bardzo mało.
Dał mi numer telefonu do siebie i do syna. Mam dzwonić w razie potrzeby.
Odjeżdżają. Żeby odpalić samochód, Mahdi podniósł maskę i coś kręcił przy silniku.
Zostaję sam na swoim betonowym podwyższeniu. Wieczorny, lekki powiew odwrócił kartkę zeszytu. Długopis przeturlał się na tyle daleko, że nie chce mi się wstać po niego. Słońce dawno już zaszło za horyzont. Cisza. Tylko dźwięk silnika jeszcze jednej ciężarówki ją mąci, ale brzmi jak zza grubej ściany.
Skubiąc resztkę suszonych owoców, wpatruję się w ciemność i w kontury przykrytego motocykla. Co przyniesie dzień? Jak w rzeczywistości wygląda to, po co przyjechałem? W jaki sposób zapamiętać to wszystko, co spotkało mnie do tej pory? Czy wolno mi interpretować, czy suche fakty wystarczą, żeby nie dryfować w niewiedzy, kiedy będę przypominał sobie po latach tę podróż? Gdzie długopis?

(https://www.tdm.pl/media/files/e5402aad2db8c6606cb120592ec65292.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/aa66c674a7c57ced75b1d0e41e577fc1.jpg)


Mapy



(https://www.tdm.pl/media/files/1cbf43f506f4013c20ba3ce48cc665cc.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/c75bc1cdeea8561aebadf159aa66e6b4.jpg)

Pieszo.
(https://www.tdm.pl/media/files/bf2b61c72b8954b05d5c769e553acc77.jpg)

CF


*Margaret Mead - https://pl.wikipedia.org/wiki/Margaret_Mead (https://pl.wikipedia.org/wiki/Margaret_Mead)
** Morteza Ali Fountain - https://iranhikers.com/nature/natural-site/morteza-ali-fountain (https://iranhikers.com/nature/natural-site/morteza-ali-fountain)
Tytuł: Odp: O gościnności, dróg sekrecie i najgorętszym miejscu na świecie.
Wiadomość wysłana przez: CeloFan w Kwiecień 01, 2021, 22:51:44
 :deadtop4:

24 dzień. 13 maja.
Nehbandan - 30.54698, 57.77063 lub N31 32.833 E60 02.935


Licznik 100511–100853
342 km

Godzina 23:30
Cichym szeptem wychwala swojego Boga, śle prośby, wielbi. Tak mniemam. Wersety Koranu krążą po małym pomieszczeniu. Wyobrażam sobie, że to stary albo otyły mężczyzna, bo często brakuje mu oddechu i ostatnie słowa zawsze grzęzną w gardle. Dzieli nas tylko cienka kotara z materiału. Nie wie, że tu jestem. W bezruchu nasłu****ę, kiedy wyjdzie. Wychodząc, energicznie zatrzaskuje za sobą drzwi. Muszę je otworzyć, bo ściany budynku oddają ciepło zgromadzone za dnia i jest bardziej gorąco niż na zewnątrz. Te jednak zaklinowały się we framudze i zaskoczyła zapadka obracanej klamki, której nie ma od wewnątrz. Drzwi i futryna są z metalowych kątowników a płyciny ze szkła zbrojonego. Otwierają się do środka. Jest zbyt ciemno, żeby coś zrobić. Rano pomyślę. Tymczasem, może oknem wpuszczę trochę powietrza, żeby się nie udusić. Okno jest z tego samego materiału co drzwi i ledwo się otwiera na kilka centymetrów. Ciężkie, wilgotne powietrze wlewa się do płuc. Trzeba oddychać szybko, ale każdy oddech jest jak połykanie wody. Na zewnątrz zerwał się prawdziwy wicher. Przeraźliwe wycie otacza budynek. Jakby potępione dusze chciały porwać go razem ze mną. Wyje wszystko. Na dodatek muszę spać na swoim zimowym śpiworze i być czujnym. Nie wiem, jak byłoby to odebrane w razie wizyty wiernej, gdyby zobaczyła półnagiego faceta, śpiącego w kobiecej części budynku.

2:00
Sen nie nadchodzi. W napoju o szumnej nazwie „Canada Cola” musiało być coś pobudzającego. Leżąc w ciemnościach, słucham wichru śpiewającego swoją ponurą nutą. Jestem cały mokry. Pot spływa kropelkami i wsiąka w podkoszulek i śpiwór. Trochę lepiej jest, kiedy się nie ruszam. Każdy ruch generuje tylko więcej potu. Nieokreślone myśli pojawiają się i znikają. O niczym szczególnym. To raczej odczucia niż coś konkretnego, jednak nie pozwalają zasnąć.

5:30
Ostatni raz, kiedy spojrzałem na zegarek telefonu, ten pokazał 3:30. Krótki półsen pierzchnął, jakby go nie było. Nie potrzebowałem budzika. Wicher przestał już zamęczać swoim wyciem, a za oknem światło brzasku przegoniło ciemność.
Czemu nie spałem? A może spałem? Może ostatni wierny był wymysłem wyobraźni strutej napojem ze sklepu od chłopaka, który pytał, czy lubię używki? Może to wcale nie wicher wył opętańczo, tylko moja wyobraźnia spłatała mi figla? Może całe to leżenie w bezsennej malignie, to tylko sen?

Mała jaszczurka, wystraszona ruchem, chowa się pod odstający przy ścianie dywan. Nie. To nie wymysły. Jestem cały mokry, drzwi są zatrzaśnięte, a okno uchylone na tyle na ile mogłem je uchylić. Na dodatek coś mieszka tu oprócz jaszczurki. Tam, gdzie miałem odsłoniętą skórę, jestem pokąszony. Małe, zaczerwienione guzki na rękach i szyi. Bardzo swędzi. Pewnie pchły urządziły sobie ucztę moim kosztem.
Spakowałem już, co było do spakowania. Teraz trzeba się stąd wydostać. Okna nie uchylę bardziej. Poza tym jest tak niewielkie, że nie przecisnę się przez nie. Gdyby nawet, to budynek stoi na podwyższeniu i do ziemi jest dość, żeby nie mieć pewności co do właściwego lądowania. Drzwi zakleszczone są tak, że ani drgną. Nawet moje sto kilo ich nie poruszyły na milimetr. Z otworu po obrotowej klamce wystaje kwadratowy pręt. Nie za dużo, ale może wystarczy, żeby chwycić kombinerkami. W ostateczności, jeśli to się nie uda, może wybiję zbrojoną płytę w drzwiach.
Idę rozpakować cały majdan, żeby dostać się do narzędzi, ale coś mnie tknęło. Są przecież jeszcze inne drzwi wejściowe. Te dla kobiet. Drzwi dla kobiet zamknięte są na prostą zasuwkę. Przesunąłem ją i lekko pociągnąłem za klamkę. Otworzyły się z łatwością, zalewając wnętrze żółtym światłem wschodzącego słońca. Głupiec ze mnie…

(https://www.tdm.pl/media/files/54e31304b14f462d6b97fe3bddb2c410.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/fc72a0206e81b439c81b66f7ec50d4cf.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/ca5be0c01f3c0fd43df9534fe2a6ce20.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/ed4b39c53e10a893fa4ac4e2aded01e6.jpg)


***

Z Nehbandan, od razu wjeżdża się w przedsionek pustyni. Po 40 kilometrach zatrzymują mnie policjanci. To chyba trzecia kontrola w tym kraju. Zwyczajowo sprawdzają paszport, chcąc dowiedzieć się, skąd jestem. Jeden z policjantów pyta, stukając palcem w bak, czy mam pełno benzyny. Wczoraj wieczorem zatankowałem. Mam. Pyta, czy mam wodę, pokazując gest picia. Mam. Kupiłem dwie butelki razem z „Canada Cola”. Jest ich trzech. Jeden jest bez munduru i to on mówi po angielsku, tłumacząc kolegom, o czym rozmawiamy. Droga przez pustynię to szlak narkotykowy z Afganistanu na zachód. Ta informacja na nic mi się nie przyda. Dowiedziałem się też, że po drodze nie ma stacji, sklepu, ani niczego co można uznać za cywilizację. Na koniec uścisnęliśmy sobie dłonie.

(https://www.tdm.pl/media/files/da4f385d7ec00ee7934a0982fe79b209.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/15a04ccddb749544ac88cdef2584e058.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/408df47ff62db0279a2b84fa20288e62.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/d3cbcadb14ce6797b54164008739edfb.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/48f5a9457140a8c14e62ef8802761b0e.jpg)

Dwa lata temu, siedząc wygodnie w domu, z ciekawości, szukałem informacji na temat różnych miejsc NAJ na mapie świata. Między innymi, przeczytałem wtedy, że najbardziej gorącym miejscem na Ziemi jest pustynia Dasht-e-Lut*.
Tak mnie to dziwnie poruszyło, że przez wiele dni nie mogłem myśleć o niczym innym. Jak to bywa z taką ekscytacją, z biegiem czasu słabła i bladła. Koniec końców jednak, przez cały czas tliło się to we mnie na tyle mocno, że gromadziłem pieniądze i czas na podróż. Teraz, po dwóch latach, znalazłem się w miejscu znanym mi wcześniej tylko z Wikipedii i opisów ludzi, którzy tu byli.
To niepokojące, że w stosunkowo łatwy sposób mogłem tu dojechać, myśląc wcześniej, że to zadanie tylko dla przyrodniczych ekip telewizyjnych, wielkich i znanych podróżników, majętnych obieżyświatów czy badaczy, finansujących się z dotacji ośrodków naukowych. Niepokojące, bo to znaczy, że jeśli tylko ma się cel, który uzna się za priorytet, wystarczy być konsekwentnym. Ten był łatwy. Wsiadłem na motocykl i dojechałem. Trudność polega zawsze na wytrwałości przed wyjazdem, na organizowaniu czasu, na formalnościach wizowych. Czyli wszystkie przeszkody stawiam zawsze sam sobie.
Nie twierdzę, że taka podróż jest łatwa albo trudna. Chcę powiedzieć, że efekt starań zależy przede wszystkim od nas samych. Jeśli coś pójdzie nie tak z naszej winy, może to oznaczać, że za słabo pożądało się tego efektu. Że nastąpiły komplikacje i zdarzenia ważniejsze od właściwego celu i gdy tak już się stanie, musielibyśmy ponieść jakieś straty. To koszt, którego nie chce się ponieść i w konsekwencji rezygnujemy. Czasem nawet na ostatniej prostej.

Gdzieniegdzie jeszcze widać półpustynną roślinność. Jednogarbne wielbłądy, skubią z mizernych kęp zieleni. Jest dość wcześnie i dzięki temu jest tylko bardzo ciepło. No i rozglądając się, odczuwam pewien dysonans, bo jest wiosna, a wcale tego nie widać.

(https://www.tdm.pl/media/files/982525f096e180de24bb5decbc848827.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/39e6d6e6b63740d15c560de30ac5baf0.jpg)

Jeszcze jeden, tym razem stacjonarny posterunek, jeszcze rozwidlenie dróg, kilka łagodnych zakrętów między skałami i krajobraz się zmienia. Pustka po horyzont, bez najmniejszych na pierwszy rzut oka oznak życia. Skały, morze piachu, żwiru, kamieni. Póki temperatura się nie podniesie, można jechać z otwartym kaskiem. Nie ma owadów.
Prosta nitka asfaltowej drogi wiedzie wzrok po horyzont i hipnotyzuje.
70,7 stopni Celsjusza, pisali. Dziś rano jest "chłodniej". Mały, turystyczny i bardzo niedokładny termometr pokazuje 45 stopni.

(https://www.tdm.pl/media/files/89176691df47bd4313c3b788ba00d715.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/fc0eadb6644fe95f05ce51b0102bea42.jpg)

Jest 6:30 i jest bardzo ciepło.
Za pół godziny czuć już, że temperatura wyraźnie się podniosła. Warto rozpiąć kurtkę. Słońce coraz wyżej.
8:00, każde zatrzymanie się, powoduje wystąpienie potu, co przewrotnie, na krótko daje niejaką ulgę w czasie jazdy. Muszę dużo pić, dlatego często robię przystanki. Na pustyni, kiedy wyłączy się silnik, cisza tworzy swój własny wymiar. Nie słychać wiatru, kiedy nie wieje, nic nie szeleści i nie skrzypi.

(https://www.tdm.pl/media/files/7d255dcca0fc43db2e2fb040a8108cad.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/ce3513acc3ef155d521e11ac34c421cc.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/6b71f8f11a0b008b7b528211a305da43.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/4bd877eda4561090faa7ab6c6112b82b.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/65f2b2133f5f123af95f78ce42fc6c26.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/a5a0d1ed1714229c10a9602cfdc8324e.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/5b07ba172e2bfbe7974eaf88b4a54381.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/cf60a465017dd706be9c0ba91e1cc846.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/2e44a3fcddc1d1ca957bc53cbe3f1be5.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/d1200c42838506954d09b69184509918.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/525f26f657be0bfe26551fe5b0c8497e.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/52cc11eaacbe43fd9fa1fc7da4860e91.jpg)

Nigdy jeszcze nie doświadczyłem takiego pustkowia. Nigdy nie czułem się tak dobrze sam ze sobą, choć nie ma gdzie się skryć przed palącym słońcem a ukąszenia nocnych napastników swędzą. Nigdy jeszcze nie słyszałem takiej ciszy, jeśli ciszy można słuchać. Trudno mi to opisać. To taka cisza wiatru, nawet kiedy ten wiać przestaje. Jakby zostawiał po sobie echo. Jakby to był jeszcze jeden wymiar.

(https://www.tdm.pl/media/files/e0d7a80cabcb3cad9a143e414b1237db.jpg)

Powietrze drga i pływa w niemym tańcu, zaburzając ostrość widzenia tuż przy powierzchni ziemi. Ledwo wyczuwalny, łagodny oddech pustyni, sporadycznie dotyka twarzy. Wtedy fizycznie czuć jak masa gorącego powietrza przemieszcza się bez pośpiechu, żeby za chwilę stanąć w bezruchu. To powietrze żyje. Takie delikatne podmuchy wystarczą, żeby podnieść najlżejsze drobiny pyłu. W pojedynkę niezauważalne, w wielkiej ilości tworzą na horyzoncie żółtawą czy może czerwonawą warstwę jak smog. Zmrużone oczy pieką od nadmiaru światła a bardziej zmrużyć się nie da. Pewną ulgę przynosi patrzenie na ciemniejsze miejsca. Całkowitą zamknięcie oczu, choć wtedy wcale ciemno nie jest.

Dla wielu droga to tylko łącznik między miejscami, do których zmierzają. Przepędzają ją jakby była przeszkodą sama w sobie. Bezrefleksyjnie korzystają z możliwości, pędząc popychani brakiem czasu i wcześniej ustalonymi założeniami. Codziennie odliczają kilometry do jej końca. Jednak siłą rzeczy - czyż podróżując motocyklem, większości czasu nie spędzamy właśnie na niej? Może więc droga to też miejsce albo przede wszystkim miejsce, a to co sobą łączy jest jedynie przerywnikiem w podróży?
To o nią pytamy, kiedy mamy zamiar gdzieś dojechać. Na niej popełniamy pierwsze błędy na dwóch kołach. To dla niej zużywamy opony i benzynę. Przy niej jemy i śpimy. To tutaj bywamy samotni, choćby jechać w towarzystwie. Kiedy jest długa, prosta i nużąca, bezwiednie zamyślamy się albo przestajemy myśleć. Przez nią bolą nas różne części ciała. Jednak codziennie wracamy na nią, żeby jechać dalej.
To właśnie droga wzbudza w nas podekscytowanie, kiedy w okolicy egzotycznie. Doprowadza nas w miejsca, gdzie nigdy nie byliśmy. Irytuje dziurami, kiedy zawieszenie ledwo dyszy. Wyciska z nas adrenalinę na ciasnych serpentynach, gdy zamykamy opony.
O niej opowiadamy i o nią pytamy. Pozwala rozwinąć maksymalną prędkość. Daje poczucie wolności. Poszerza horyzonty, dodaje pewności siebie i upraszcza życie. Na niej czasem giniemy...
Mimo to może właśnie sama droga jest Celem a cel jest tylko pretekstem, żeby jechać. Żeby jechać drogą gdziekolwiek.
Niby oczywistość, ale mam wrażenie, że dopiero kiedy nie jedziemy, tęsknie uświadamiamy to sobie.

(https://www.tdm.pl/media/files/af8f0c173beaafc726dc879ba9839454.jpg)

Z zamyślenia wybiło mnie pieczenie. Zaskoczony otworzyłem oczy. To ubranie coraz mocniej nagrzewa się, aż do bólu. Pustynia bada mnie, siedzącego na środku drogi, jakby chciała zdecydować o losie. Lekko przechylony motocykl, daje cień tylko plecom. Resztę słońce praży, jakby chciało wyrównać moją temperaturę z otoczeniem. Przestałem się pocić i czuję jak od słonecznej spiekoty skóra cierpnie. To takie samo uczucie co kąpiel w zbyt gorącej wodzie w wannie. Jest błogo, ale każde, najmniejsze nawet poruszenie, powoduje ciarki i kłucie na skórze. Chciałbym siedzieć tu jeszcze i patrzeć w hipnotyzującą pustkę, ale mimo chęci, zmuszam się do wstania. Nie wiem ile wytrwałem siedząc. Może pięć minut, może piętnaście. Tutaj trzeba się ruszać.
Znów chce mi się pić. Woda w butelkach nagrzała się bardzo. Ma tak ohydny smak, że trudno ją przełknąć, bo zbiera się na wymioty. Zmuszam się do każdego łyka płynu o smaku plastiku i temperaturze niedawno wyłączonego czajnika. Wodę powinienem oszczędzać, bo nie wiem, ile czasu przyjdzie mi tu spędzić. Jednak w czasie jazdy, zmoczona chustka na szyi przynosi chwilową ulgę. Ulgę tak wielką, że warto zużyć na jej zwilżenie nieco drogocennego płynu.

(https://www.tdm.pl/media/files/b8e2607d80013de64a473b192d32358f.jpg)


***

Krajobraz niepostrzeżenie się zmienia. Pustynia już nie jest płaska. Faluje teraz i ugina się i piętrzy jak na bezkresnym oceanie. Droga prowadzi wzrok do załamania, przepada w dole, żeby hen daleko rozpocząć wspinaczkę na następną falę, topionej bezlitosnym słońcem przestrzeni.

(https://www.tdm.pl/media/files/2da3f96830d7111c432d93466daac69f.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/1e51a97bb24a8905d67f2c2c9257ef58.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/978a15774f8ef8079cfd8bdffad3f2da.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f5c83e587f7be79d7cae92b1be7b2e69.jpg)

Jestem przyzwyczajony do tego, że ptaki zawsze uciekają. Ten nie. Usiadł zaciekawiony na słupku drogowym i chyba patrzy na mnie. Kiedy skończyłem podziwiać dokonania natury, odpaliłem silnik a ptak wcale się nie wystraszył. Ruszyłem i w lusterku, a potem obok siebie, widzę jak mały, kolorowy ptak leci w pewnej odległości równo ze mną. Towarzyszył mi dobre kilkaset metrów. Dopiero kiedy napatrzył się, odleciał doglądać swoich ptasich spraw. Czy ptaki są ciekawskie? Ten był na pewno.

(https://www.tdm.pl/media/files/25502585ce94c3b2fb002a91ac157040.jpg)


***

Pojawiły się skały. Niektóre, jak unieruchomione, tonące statki, tkwią w piasku, urozmaicając przestrzeń swoimi kształtami. Inne dumnie wznoszą się nad pustynią na kilkadziesiąt, a może kilkaset metrów.
Jednak to ich agonia. Erozja od tysięcy lat kruszy i niszczy skały kreśląc w nich szczeliny jak otwarte rany kawałek po kawałku, zamieniając wszystko w kamienie, żwir, a potem piach i w końcu w pył.
Z daleka to ściana bez wyraźnie widocznych szczegółów. Z bliska, to wystawa figur kamiennych. Niewiele potrzeba wyobraźni, żeby zobaczyć wieże zamków, mury obronne, posągi starożytnych bogów albo tylko ich głowy. Wszystko to otoczone przez żwir i coś jak skamieniałe, kruszące się błoto, popękane teraz i pylące się pod butami. Martwa natura. Nie ma owadów, źdźbła trawy, zasuszonych krzewów ani nawet zeschłych patyków po nich. Najbardziej śmiercionośne miejsce w całym Iranie. Może na świecie. Ekstremalne temperatury, niewielka amplituda dobowa, sporadyczne krótkie i niewielkie opady, wszędobylska sól, piachy, ił, skały. Jakby tutaj nasza planeta chciała zachować dziewiczą czystość bez życia i jego skomplikowanych procesów. Strażnikiem tego dziewictwa jest żar pieca hutniczego, lejący się nieprzerwanie z nieba.

(https://www.tdm.pl/media/files/17cdd5865424ef214d240d5d3a9e7693.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/c43c95eb8475fb5ac39e1dafe16b41b8.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/4bf94846683506fdf43b190040a1625a.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/7026ec2635bd098aa2405d91e8b2a6ab.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/852a0cbee9a44c76fd206c9ab0935348.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/ddd9e4ce0f0b76935d7cded46e009413.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/4282cfddcd37bd9d6375414cac113d40.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/62840756f94a26e20a2b943106a55153.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f2d0ec6c9ddc16919547c97a8562eeb4.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/9d005b6d9040479ccaf0b9f3438aeb7d.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/8b85a9237ce416ee636c44e4a196408b.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/1d805b28d8749b2c2f4634939b6a1a4f.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/219d377ad294639c88a8187b09833383.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/d266c7c354d033e089b54c7978c220b8.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/a6b997156fe012305fe18355beaab236.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/8c4307ed98753b8eca9c03271b9ba75e.jpg)

Za jedną z takich fal, za płaską przestrzenią, za fałdami, za skalnymi statkami — wrota. Inżynierowie, nie chcąc widocznie marnować energii, przecięli skałę na pół, robiąc z niej naturalną bramę.

(https://www.tdm.pl/media/files/3ebfdbae26c0d11ba25d2b0b855b7fed.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/cc6897d7acee653fc54bc3321b207722.jpg)

Za nią, gdzieś po środku niczego jeszcze inny widok. Rzeka solna i kopce gigantycznych kretów. Wygląda, jakby przez drogę kiedyś płynęła rzeka, która wyschła, zostawiając po sobie biały, solny ślad. Teraz wygląda jak zaśnieżona droga.
Mam wrażenie, że za chwilę pojawi się tu gigantyczny stwór baśniowy, bo brak tylko jego. Jakaż siła zbudowała te konstrukcje. A może raczej zniszczyła i niszczy nadal. Jakaż moc rujnuje co dzień potęgę skał… To ta siła, której uwagi nie chcę zwracać na siebie.

(https://www.tdm.pl/media/files/e14b6749c32f141faa7088860f960fd4.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f22f17deca644e29ad438496a598116a.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/67dc31ec08a1e090a6aa4c0bd799b210.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/7b72a5f0e3a553341e2d25e9be5e96ea.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f4bfb385510390ae59b9ec375b3edb82.jpg)
Tytuł: Odp: O gościnności, dróg sekrecie i najgorętszym miejscu na świecie.
Wiadomość wysłana przez: CeloFan w Kwiecień 01, 2021, 22:52:41
Właśnie mijam dwa niewielkie jak kałuże jeziorka ze słoną wodą w topazowo-szmaragdowym odcieniu. Porażający skwar i zużyty już trzylitrowy zapas wody pomału odbierają siły, mimo że siedzę na motocyklu. Brak mi już zapału na tyle, żeby jeszcze raz zatrzymać się i zrobić cokolwiek w stojącym powietrzu pieca hutniczego. Dotkliwy upał już dawno wdarł się pod kurtkę. Zapinanie jej już nie pomaga.
Trochę dalej budowla. Tu zatrzymałem się na chwilę, ale zdjęcie zrobiłem nie zsiadając nawet z motocykla. Wygląda jak fortyfikacja, ale to zdaje się opuszczony karawanseraj. Nie wiem, czy jej przeznaczenie właściwie oceniłem, ale tak wygląda.

(https://www.tdm.pl/media/files/03ea4911192da848a37f373c4db0c813.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/9875c638935648715db55895f43d8d61.jpg)


***

Zabiorę ze sobą część Dasht-e-Lut. Resztą sił, wyssanych przez zaledwie kilka godzin podróży prostą i łatwą drogą, do pojemnika po cygarze, zaczerpnąłem pustynnego piachu. Opierał się. Piach jest tak nagrzany, że popatrzyłem palce a fiolki nie da się podnieść od razu. Gdyby tak i tę temperaturę dało się zabrać ze sobą…

(https://www.tdm.pl/media/files/a2ea114fa758f68f18232d5334cd1898.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/cd01cdb59a0fdf72db5da2da755a8fe1.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/9391249e7eb8c85133ae1ffba46ecd77.jpg)

Teraz kiedy to piszę po kilku latach siedząc przed monitorem, fiolka stoi obok. Jednak skrawek pustyni w niej jest już martwy. Zimna i niegroźna.
Zakorkowany, szklany pojemnik z wyblakłym napisem Dasht-e-Lut na niechlujnie urwanym kawałku plastra, stał się jej trumną a pustynia w nim zamknięta zmieniła się w odrobinę piachu i pyłu.



***

Na rezerwie dojechałem w okolice Szahdad. Tutaj ma być „Shahdad Desert Camp”. Pytam w czymś w rodzaju restauracji, jak mi się zdawało, o drogę. Droga jest prosta i pytać nie musiałem. Jeszcze 9 kilometrów.

(https://www.tdm.pl/media/files/1956d46d5f20ced976156a58b3b2b9de.jpg)

Z domku przy szlabanie wyłania się dwóch chłopaków. Jeden otwiera szlaban z napisem „WELCOME”. Nie mówią po angielsku. Pytam, czy tu można spać, czy jest prysznic, ile kosztuje. Jakoś na migi i pokazując sobie banknoty dogadujemy się.
„Shahdad Desert Camp” położony jest na skraju pustyni, przy bardzo obiecujących fotograficznie formacjach skalnych. Najpierw jednak powinienem zatankować motocykl, napić i najeść się a tutaj oprócz chatek ze słomy i patyków, pod którymi rozkłada się namiot albo śpi po prostu na ziemi, nie ma nic.

(https://www.tdm.pl/media/files/5ce4072de917fb78eb4e352e2abf172e.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/fbfd3d320cca71313b3ee58c31cf2417.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/2b3c3747e81bf5dc01563cc47a04ffff.jpg)

W Shahdad jest całkiem zielono jak na pustynne warunki. Rosną tu palmy i drzewa. Jednak temperatura jest podobna jak na pustyni.

(https://www.tdm.pl/media/files/3ea9d6cf321bfe0fd79afd3d7e5c7e86.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/78cce72ca743a231daa2177fabdf087c.jpg)

Na pierwszej napotkanej stacji tankuję motocykl. Przy okazji pytam ręcznym – migowym, czy można kupić wodę. W odpowiedzi zobaczyłem tylko dłoń celującą gdzieś w miasto. Dobrze, poszukam sklepu.

W sklepie sprzedaje młoda dziewczyna w burce. Jak ona znosi te temperatury? Resztę za zakupy dostałem w monetach, gumie do żucia i cukierkach. Widocznie taki zwyczaj, jeśli nie ma drobnych.
Litrowy sok wypiłem na poczekaniu. Zimny płyn chłodzi całe ciało. Co za ulga. Siadam na krawężniku za motocyklem, żeby nacieszyć się tą ulgą. Mimo to przechodnie wypatrują mnie i bez przerwy zagadują. Jeden starszy pan nawet po angielsku. Zaprasza mnie do swojego domu, ale już wiem, że to taki uprzejmy zwyczaj.

(https://www.tdm.pl/media/files/6822694f507c0cd73b5c80b0a1e40e6d.jpg)

Siedząc na gorącym krawężniku przed sklepem, uświadomiłem sobie, że jestem niemal do zera wymęczony bezsennością i upałem. Wrócę do „Shahdad Desert Camp” i tam odpocznę ile trzeba będzie. Drażni mnie ta słabość, bo jestem bezsilny wobec własnego organizmu. Z drugiej strony, zmęczenie jest przecież konsekwencją dotarcia do celu. To koszt, którego najczęściej nie chce się ponieść, ale jest nieunikniony. Po co więc zżymać się na coś, na co nie mam wpływu?
Fizycznie nic się nie zmieniło, ale poprawiwszy sobie nastrój, zadowolony z wysnucia takiego wniosku, wsiadłem na motor i odjechałem z Shahdad na kemping.

Zatrzymuję się jeszcze raz przy niby restauracji, w której pytałem wcześniej o drogę. Okazało się, że tutaj też można przenocować. Nie wiem czemu wcześniej uznałem to miejsce za restaurację. Jak byk stoi wyraźny napis na szyldzie, że to guest haus.

(https://www.tdm.pl/media/files/d8c9bbe76bf4669d46167ca6e9691208.jpg)

Kobieta woła męża. Chudy i nieduży mężczyzna z brązowymi oczami i przekrwionymi białkami zna trochę angielski. Trochę lepiej niż ja. Broda z kędzierzawym zarostem, śmiesznie się rusza, kiedy się targujemy. Zaczął od niebagatelnej kwoty. To ja mu, że to za dużo. To on, że z kolacją i śniadaniem będzie trochę więcej, ale mniej niż normalnie. To ja mu na to, że nie mam tyle na nocleg i jedzenie i mogę dać tylko tyle, ile powiedziałem na początku z kolacją i ze śniadaniem. To on znów, że to trochę za mało. Zabieram się więc i odchodzę do motocykla za bramą, mówiąc, ze więcej nie mogę dać. Coś z żoną poustalał i w końcu stanęło na moim. Przybiliśmy piątkę z uśmiechem. Coś mi się zdaje, że potrzebował takiej rozrywki :)
Jak sobie pomyślę, że tam dokąd jechałem, miałbym chyba siłą woli rozstawić namiot w popołudniowym upale i w tym upale spać, to zapłaciłbym i dwa razy więcej, żeby jednak nie.
I tak to przypadkiem właściwie, zostałem za gliniano-ceglanym murem niby restauracji, która okazała się przystanią dla podróżnych.

(https://www.tdm.pl/media/files/e63780db5e5ec4ff4efff10d3551f2b6.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/77d30e39c0cef8dff79a851f89af4a79.jpg)

Każdy pokój ma oddzielne wejście z podwórza. Buty zostawia się na zewnątrz oczywiście. Podłoga wysłana dywanem a pod ścianami poduszki. Jest światło, kontakt i szumiąca klimatyzacja. Bardzo skromnie, ale też bardzo wygodnie. Więcej byłoby przesadą. Nie potrzeba.

(https://www.tdm.pl/media/files/b0a28b920cc8e45c941f39b3837da709.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/24cde64a8eb0db1a7c20fccae8343eb9.jpg)

Zanim zdążyłem się przebrać, rozpakować, poukładać i pójść pod prysznic, Amir, bo tak ma na imię gospodarz, przyszedł do mnie z żoną. Przynieśli termos z herbatą, cukier i ciastka zbożowe. To znaczy żona przyniosła. On otwierał drzwi. W termosie jest najsmaczniejsza herbata świata. Prawdopodobnie zmieszana z miętą. Ciastka w środku, wypełnione są suszonymi owocami. To chyba figi. Rozmawiamy o tym o czym da się rozmawiać mając skromny zasób słów. Dzięki klimatyzacji, herbacie, towarzystwu uprzejmego Amira odzyskuję siły. Najlepsze hotele tego nie oferują.

(https://www.tdm.pl/media/files/5647f15b5da839043794a9aef5d27d77.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/d5b75b2f032cbe50aeca88b306b51a0c.jpg)

Prysznic jest w innym pomieszczeniu. Trzeba przejść przez podwórze. Zdążyłem zapomnieć o dzisiejszym skwarze, ale jak tylko wyszedłem na zewnątrz, znów uderzył we mnie żar pieca hutniczego. Od razu przypomniałem sobie, jaki jestem wypluty.

Amir ma dwoje dzieci. Chłopak jest młodszy. Właśnie daje pić gołębiom z miski. Córka jest starsza. Teraz wróciła ze szkoły i pomaga mamie w przygotowaniu jedzenia.

Marzenie o lodowatym prysznicu prysło, kiedy tylko odkręciłem kurki. Nie ma zimnej wody. Są dwie opcje. Gorąca i bardzo gorąca.

***

Zbliża się zachód słońca. Dziwnie pociemniało dookoła. Jakoś tak za bardzo i ledwo widzę co piszę w zeszycie. Muszę włączyć światło. Zerkam przez szybę drzwi, a tam świat zwariował. Na zewnątrz zadyma. Muszę to zobaczyć.

(https://www.tdm.pl/media/files/6c592501c16c4ed4837f0c3a78b0a499.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/0d571753046ae33205d7b2732cd994d0.jpg)

Wiatr rozszalał się, porywając wszystko, co lekkie a co unieruchomione, przekrzywia się i wygina pod naporem nieregularnych porywów. Chmury przewalają się, przesłaniając całkowicie słońce. Są jednak bardzo nisko. I ten bordowo-szary odcień. To chmury pyłu i piachu. Czuję w ustach suchość. Kotłuje się to wszystko przesłaniając świat. Amir mówił, że tu nigdy nie pada. A właśnie coś na mnie kapnęło. Znów i znów. Pada deszcz. Nie jest ulewny ani nawet rzęsisty, co mogłyby sugerować chmury. Kropi i to ledwo. Jednak te krople, kiedy padają na coś płaskiego, nie zachowują się jak soczewka jak to bywa. To błoto. Deszcz błota.
Skończyło się tak szybko jak zaczęło. Na motocyklu, na przewróconych wiatrem butach przy drzwiach, na trawie i na wszystkim innym, została cienka warstwa pyłu poznaczona małymi, brązowymi, błotnymi śladami. Został też, choć już nie tak porywisty, wiatr.

(https://www.tdm.pl/media/files/33a774481a651a05241d04a05e5c04ce.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/68e2f9b17d6c3d3f27df87746060dca4.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/338f742e6c7eba399025773efa192855.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f119695321736973520409a4f4bcbb2c.jpg)

Idę zrobić kilka zdjęć ruinom po drugiej stronie ulicy. Burza piaskowa przeniosła się ze swoim pokazem w głąb pustyni.

(https://www.tdm.pl/media/files/cf54d9079f7d632717b42ed91b94c346.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/7a360073a906080f558b9046e3e93589.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/e0129cb960cc9e1420e7e3602f3fd874.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/cabf17fefddb254e6f9d22969a7b0327.jpg)

Niespodzianka. W pewnym oddaleniu wyłonił się z ruin lis pustynny. Patrzy na mnie. Robię krok w jego kierunku, a ten czmycha między suche zarośla.

(https://www.tdm.pl/media/files/b5cd5f7abe265da281f1dec596f3c28a.jpg)

W jego miejsce przypałętał się biały pies w typie labradora. Jest młody. Łasi się i nawet jest skory do zabawy. Już chciałem go pogłaskać, ale… Cała sierść rusza się na nim. Jest obleziony przez robactwo. Robaki dosłownie kotłują się na nim. Wchodzą pod sierść i wyłażą z niej chyba tysiącami jak w mrowisku. Nie jestem jakiś zbytnio lękliwy, jeśli o to chodzi, ale nie odważyłem się na gest przyjaźni. Dwa pokąszenia dziennie to zbyt wiele. Insekty muszą mu bardzo wadzić, bo chce się bawić, ale okazywanie tej chęci, co chwila przerywa drapaniem się.

(https://www.tdm.pl/media/files/747b1293e43d49b549fb83207cc4188a.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/b48f6208a0c2d5b53696aa598097fc9b.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/ea330ab198038909ae52e0fed263b1b9.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/fc11c3c584eb26ad90ecb27999b7b751.jpg)


***

Wieczór.
Ktoś wchodzi.
- Kolacja będzie w twoim pokoju. Wieje. Nie da się jeść na zewnątrz – oznajmia obcy.
Chłopak w okrągłych okularach w cienkiej oprawce, schludnie uczesany. Na ręku elektroniczny zegarek wyglądający jak zabawka. Ubrany jest typowo dla Irańczyka w luźne spodnie w kolorze kawy i zielonkawą koszulę. Jest młody, choć okulary dodają mu nieco powagi. Dobrze mówi po angielsku. Ma na imię Ali. Jest przewodnikiem i dobrze zna się z Amirem, właścicielem tego miejsca. Już nie jest obcy.
- Okej Ali – odpowiadam bez namysłu. Koniec końców nie jestem u siebie.

Okazuje się, że nie jestem jedynym obcokrajowcem. Jest tu też Holender. Właśnie wszedł do mojego pokoju. Jest bardzo wysoki. Łysiejąca łepetyna, chuda i żylasta szyja, przywodzą na myśl starego żółwia stepowego, choć stary nie jest. Koszulka polo, spodnie à la podróżnik-komandos. Jakbym siebie widział, tylko jeszcze nie łysieję :D Kiwnął tylko głową na powitanie, ale gęba mu się śmieje. Przyszedł też Amir.
Kolacja podana na dywan. Jest Gormesabzi** - potrawa, którą jadłem na granicy w hotelu, a nie mogłem zapamiętać nazwy. Teraz zapisałem ją. Jest mięso, fasola i przyprawy, Ryż i gęsta i kwaśna śmietana. Do tego pokrojone warzywa, napoje gazowane w puszkach, woda, tutejszy chleb. Można się najeść.
We czterech jemy i dyskutujemy jednocześnie. No nie wszyscy. Ja próbuję co najwyżej odpowiadać najprościej jak się da na pytania. Z racji swojego zawodu, najwięcej ma do powiedzenia Ali. Holender jest jego klientem.

(https://www.tdm.pl/media/files/7992a5f2efebea0076db71c9e19addcc.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/da4e5d0d0758081a5b8721a47bb21d43.jpg)

Wychwytuję różne słowa. Sunrise, Lut, road. To mi wystarczy. Jutro przed świtem jadą na wschód słońca.
- To ja miałem jutro jechać na wschód słońca! To mój pomysł! To mój wschód słońca! – kpię sobie sam z siebie w myślach.
Wszyscy skończyli jeść i wychodzą.
- Pojedziesz z nami na pustynię? – Znienacka, na odchodne proponuje przewodnik, jakby te myśli usłyszał.
- Tak. Oczywiście – wydukałem zaskoczony.
Dobrze i niedobrze. Dobrze, bo nawet jeszcze nie rozeznałem się w mapach, gdzie może być najlepsze miejsce do obserwacji tego spektaklu. Niedobrze, bo pewnie Ali zażąda zapłaty. Nie mam nic przeciwko, tylko nie znam ceny.
- Bez pieniędzy. Pojedziesz motorem. Startujemy o 4:40 – dodał z uśmiechem.
Zamurowało mnie. Czy ja myślę na głos?

Mapy

(https://www.tdm.pl/media/files/5a0ae13a8ed2be9e9d73d9d7d357db08.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/7d8fc427181840becc583dcc7b1376a4.jpg)

CF

*Dasht-e-Lut - https://en.wikipedia.org/wiki/Dasht-e_Lut (https://en.wikipedia.org/wiki/Dasht-e_Lut)
**Gormesabzi (pisownia zasłyszana) https://en.wikipedia.org/wiki/Ghormeh_sabzi (https://en.wikipedia.org/wiki/Ghormeh_sabzi)
Tytuł: Odp: O gościnności, dróg sekrecie i najgorętszym miejscu na świecie.
Wiadomość wysłana przez: Medyk w Kwiecień 27, 2021, 22:53:43
ok. Dam Ci jeszcze tydzień. A potem, jeśłi nie wkleisz kolejnych postów - :deadwar: odnajdę Cię i wymuszę osobistą opowieść o tym co było po wschodzie... Bo na pewno musisz myśleć o zachodzie. Jako o kierunku DO DOMU.
Tytuł: Odp: O gościnności, dróg sekrecie i najgorętszym miejscu na świecie.
Wiadomość wysłana przez: CeloFan w Kwiecień 28, 2021, 08:54:50
Ważne Sprawy mam. Wrócę do pisania.
Tytuł: Odp: O gościnności, dróg sekrecie i najgorętszym miejscu na świecie.
Wiadomość wysłana przez: korpus w Kwiecień 29, 2021, 00:16:52
Jezusiemaryjo! Myślałem, żem niegodzien tu cokolwiek napisać (niech to moderator potem usunie).
Skoro jednak się to stosuje, to powiem - doskonałe pióro, świetne zdjęcia.
Jeśli zacząłem myśleć o bliskim wschodzie (Turcji konkretnie), to pod znaczącym wpływem tych relacji.
Spokojnie zaczekam na następny odcinek
Tytuł: Odp: O gościnności, dróg sekrecie i najgorętszym miejscu na świecie.
Wiadomość wysłana przez: CeloFan w Lipiec 10, 2021, 13:48:11
 :deadtop4:

25–ty dzień. 14 maja

30.54698, 57.77063 lub N31 32.833 E60 02.935 - Iranshahr

Licznik 100853 - 101585
732 km

Siłą woli otworzyłem oczy, ale absolutna ciemność nie pozwala nic dostrzec. Powoli świadomość wraca, przez hałas, nieprzerwanie drażniący słuch. Już pamiętam. Specjalnie położyłem go dalej, a teraz muszę wstać, żeby wyłączyć natarczywy brzęczyk budzika w telefonie, pokazującego 4:20. Przypomniałem sobie nareszcie, po co wstaję w środku nocy. Kilka minut później jestem gotowy.
W pokoju zimno, jednak to zasługa klimatyzatora. Wystarczy otworzyć przeszklone, metalowe drzwi i ciepłe, duszne powietrze natychmiast wypiera chłód. Ani myślę o założeniu ciężkiej kurtki motocyklowej.

***

Jadę za Alim i jego pasażerem z Holandii. Ich biały samochód jest jedyną wskazówką nawigacyjną w absolutnych ciemnościach. GPS`a nie zabrałem. Czerń obleka tutejszy świat tak szczelnie, że czerwone światła samochodu przede mną i żółtawe motocykla, zdają się być tłamszone ciężarem nocy. Asfalt zlewa się z poboczem, tak samo, jak pobocze z pustynią, a ta z absolutnie czarnym niebem. Jedynym wyróżnieniem monotonni świata pozbawionego światła są regularnie migające pasy, oświetlane słabym reflektorem motocykla.

(https://www.tdm.pl/media/files/f20f9b83c6f3630940e585e93b3fc410.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/66606c8cd2bee49077adf5633e711698.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/8bdd546a63bd1029986ee55f5ac90a9f.jpg)

Nie widzę jej, ale wiem, że otacza mnie zewsząd. Co jakiś czas wpadam w chłodniejszą masę powietrza. Różnica temperatur powoduje ciarki. Zaraz potem znowu gorąco i włosy przestają jeżyć się na nagich przedramionach. Wdech, wydech, długi wdech, wydech. To oddech pustyni.
Czterdzieści kilometrów dalej samochód przede mną skręca w nicość. Robię to samo. Motor podskakuje na nierównościach twardego podłoża.
Niebo zdążyło już przybrać czarno-granatowy odcień, a z ciemności wyłaniają się baśniowe, nieruchome stwory skalnych półek, ostrych wzniesień, pionowych kolumn. Dziś ja wyprzedziłem słońce.

(https://www.tdm.pl/media/files/89ab23a173395baebb63635757f5206b.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/6c97ba3564d733f90f98ee1534abcb4c.jpg)

Ali zabrał Holendra gdzieś wyżej na wzniesienie zakończone skarpą. Mimo że zapraszał mnie do towarzystwa, chciałem zostać sam. Zrobiłem dobrze i niedobrze. Dobrze, bo samotność pozwala zbłądzić myślom na manowce. Dłużej dziwić się rzeczom nieobjaśnionym. Zawstydzić się własną niewiedzą. Pozwala milczeć i w milczeniu, tak jak ja teraz, zastanowić się, czy będę w stanie wrócić po śladach do asfaltu, gdybym miał wracać sam.
Niedobrze, bo prawdopodobnie tam dokąd poszli, najlepiej będzie widać kulę ognia, która niedługo znów roznieci pożogę na piachu, skałach i w powietrzu.
Pozostało mi włączyć aparat na statywie i odejść w przeciwnym kierunku.

(https://www.tdm.pl/media/files/af38fee9a8c51c2abc2182bacbfc1dbd.jpg)

Z każdą chwilą i z każdym krokiem temperatura podnosi się, a przyjemne ciepło zamienia się we wczorajszą rozpaloną furię.
Nie wiem dlaczego, w naszym rozumieniu żywotności, martwa i pusta przestrzeń wokół kojarzy mi się z ustrojem nazwanym demokracją. Wszak dotyczy tylko ludzi, których na stałe tu nie ma. To dziwne, że już starożytni Grecy, mając na myśli coś nowatorsko odkrywczego, nie zadali sobie trudu przypisania demokracji do całego świata a tylko do rodzaju ludzkiego. Może to przez wszechobecny egocentryzm. Jesteśmy tak zafascynowani sobą na poziomie narodów i w małej, jednostkowej skali, że nie jesteśmy w stanie zauważyć, że koncepcja demokracji nie wykracza dalej, niż sięga egoizm.
Rządy ludu... Nad czym? Idea przepiękna i górnolotna, choć na wskroś fałszywa. Na przestrzeni dziejów podzieliła się, przeobraziła i zdegradowała do zatrutego niskimi pobudkami potworka żądnego wpływów i władzy. Demokracja bezpośrednia, pośrednia a na koniec parlamentarna, jako majstersztyk manipulacji i upadek humanizmu, w znaczeniu racjonalnego myślenia. Na początku każdy miał równe prawo do głosu. Na końcu, każdy ma równe prawo do zagłosowania i jako jednostka nie jest w stanie zmienić niczego.
Tak jak tu, żaden człowiek nie jest w stanie zmienić niczego. Ustrój polityczny nie sięga dalej niż tam, gdzie można zarządzać masą ludzką. Tutaj jest się na chwilę i można zapomnieć o każdym ustroju, o Systemie i jego roli w życiu człowieka. Na chwilę.
Z drugiej strony, przecież ustrój wyzwala w nas poczucie bezpieczeństwa, jedności i tworzy potrzebę współzawodnictwa. Jest niezbędny, niezależnie jak go nazwiemy.
Tutaj nie da się żyć. Nie ma roślin, zwierząt ani nawet widocznego śladu po nich. Życie w naszym rozumieniu nie istnieje. Jest tylko piach przemieszczany wiatrem, zwietrzałe skały, skruszone erozją kamienie, rozgrzane powietrze i nieskończona przestrzeń.

(https://www.tdm.pl/media/files/af70b7589c3acd0e814e982278bb1364.jpg)

Po pół godziny Ali wrócił ze swoim klientem, ale od razu nie odjechaliśmy.

(https://www.tdm.pl/media/files/02d35c700bb9fedfd93e937a5eb2e06c.jpg)

Mam jeszcze trochę czasu dla siebie. Upewniwszy się, że motor zostawia za sobą ślad, po którym wrócę, pojechałem w głąb rozgrzewającego się piekarnika. Mimo że kompani zniknęli mi z oczu, nie ujechałem zbyt daleko. Zatrzymała mnie przepaść, ledwo odcinająca się od nawierzchni, po której jechałem. Gdyby tak jechać nocą albo w czasie burzy piaskowej, albo zwyczajnie zapatrzeć się na formy skalne wyrastające dookoła, można z łatwością spaść w taką pułapkę.

(https://www.tdm.pl/media/files/136292f297bddfaba56b093924f29096.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/620a8aa58af4f38729de10b3b0edffd5.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/c3c78f5b38307cd602c23c0dae154da0.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/b5e56af1bcb254dee0838ca2b8fdc19f.jpg)

Nie chcąc zapuszczać się dalej bez zapasu wody, po prostu zawróciłem, choć nie od razu. Zafascynowany martwą naturą, zadumałem się nad słowem „martwą”. Przecież to nieprawda. To znaczy prawda w znaczeniu przyrodniczym, nauki, jaką znamy. Jednak tu wszystko żyje na swój sposób, choć dla człowieka jednostka czasu, w jakim odbywają się zmiany, jest niezauważalna. Miliony lat, dla piachu, skał i ich kształtowania się do teraźniejszych form, to być może krótko, jeśli można powiedzieć „krótko” o czymś, co nie jest bytem „ożywionym”. Dla człowieka to całe pokolenia. Być może powinno się zweryfikować pojęcie „martwej natury”. Mimo braku żywej tkanki, łańcucha DNA, nazwać tę materię inaczej niż "martwą".

(https://www.tdm.pl/media/files/71e8ebf2898785a509355793d7a5e2bf.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/11d09aa75bbf01549133dc590f0f03ac.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/5dfbbad6b95e804635b1e3ac1cb55bcc.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/494ec879a3009e6efce1bf350581ab8c.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/8bbf30700373ab77ec7abe124cd02dd7.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/4d10ea505ebb33e251b5666f6bf485a7.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/183d6fce67b9ac1edd04b9bceebb8702.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/e62597d4526374efec900255dc43adc8.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/c1156fd274f4226e266d256b78d4c438.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/8ac9d93893271aec5e7b6fa2738322c2.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/a56753a55567088f528be7163ac4a8ee.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/94cd58750d6aeb4e6d564a1a426f45a8.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/16c74b15de0753937a39b4a52b909fd5.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/638a080d8efce1c2b4783cb888d50b42.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/9d4a6aad1fbb56f0faac2d18425e8779.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/8e4aeba810e08b33c4b1b4153a6c8998.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/d16ed270d783647609d96f6d7f051499.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/3a4dc9d8f05babd0429583f4b1a3a760.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/cafd1c45c812cdb97f541d36f27a4588.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/5702c44debe5ff8d689ec2f19e0f2dfe.jpg)

***

Nawet wczesnoporanne słońce daje się mocno we znaki, mimo że nie mam na sobie ciężkiej, motocyklowej kurtki. Po powrocie z pustyni, a przed wyjazdem w dalszą drogę prysznic. Nie jest to łatwe, bo Ali leje na strop budowy wodę. Pozostało mi chwytać krople, bo ciśnienie bardzo spadło.
Śniadanie. Na śniadanie jajka sadzone, ser biały, chleb, kawa, herbata, arbuz, powidła. Jemy to wszystko na dworze przy stole, siedząc na krzesłach zrobionych z pociętego pnia palmy.
Jeszcze muszę się spakować.
Ruszam z guesthausu o 9:30.

(https://www.tdm.pl/media/files/6391ec55269247847376b771fafb11d6.jpg)

Jest bardzo gorąco, ale nie tak jak się spodziewałem. Wybieram boczne drogi. Mam zamiar też przejechać krótszą o 40 km drogą przez góry.

(https://www.tdm.pl/media/files/00caf358354235fadd6e4acc9f13ee72.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/c6bfddf99e18f445ca5dbd12654b22af.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/83d47a5fc952bd3cbbce0328155bbbfd.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/c02a2cf2b91ccefb6ce3d17c1d5c59b9.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/2ea759f5b4ce4b040be3c10af8a6b4cc.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/b299108340840925738e3c449336ffe3.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/0c57fa957a520898c45cf238c2416d8c.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/a199dae107c915cc91ac86ce78a3ea99.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/d8cfb68a71096499a0eb52b3c2d618d9.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/753e50a7404a2aa0353c5a86201b26df.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/060d81dbaf3533e65f3cf9f06e3174e9.jpg)

Na moje szczęście, omijam gdzieś skręt do tego skrótu. Zapomniałem o nim. Góry Kuhbonan zaskakująco zmieniają klimat. Z ognistej pustyni wjeżdża się w zimny(!) region. Zimny znaczy około 20 stopni. Pada lodowaty deszcz. Taki prawdziwy, nie błoto. Góry przykryte są czapą z chmur. Po lewej zimno i deszczowo a po prawej palące słońce.

(https://www.tdm.pl/media/files/902612b4a6c44188648242e91cddcb0d.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/c2e332ffb62da368c940f03665a623a8.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/fd9c76e8852e68f57e6c3d9776b95bd0.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/74a15136aa86229af3686306a7c4f83b.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/c3a9607aa1c8a7ac6d5dd7e6aa1653bd.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/40124d45afccf1f79bd3dc90490ba15f.jpg)

Od Alego i jego Guesthausu odjechałem na tyle daleko, że czas pomyśleć o tankowaniu. Na głównej drodze, pomiędzy masywami gór, na przedmieściach Mahan, jest stacja benzynowa. Wybudowana pośrodku niczego jak benzynowa oaza. Ruch za to, jak w ulu. Podjeżdżają dymiące ciężarówki, samochody osobowe i motory. Ludzie dyskutują, robią zakupy w sklepie i odjeżdżają i przyjeżdżają. Usiadłem daleko od tego zgiełku na krawężniku, żeby chwilę odpocząć. Już nie pada.

Duszne powietrze oblepia mnie, jakbym był owinięty folią. Nie ma czym oddychać a słońce w zenicie, praży ostrymi promieniami. Woda z drogi paruje w oczach.

***

Mijam stację benzynową, ale tym razem nie tankuję. Przejechałem dopiero 100 kilometrów od tankowania. To takie przyzwyczajenie Europejczyka. Dziś okaże się, że w kraju na ropie stojącym, trzeba korzystać z każdej możliwości dolania paliwa.
Coś mnie podkusiło, żeby w czasie jazdy popatrzeć na bagnet do sprawdzania poziomu oleju. Miejsce wokół niego połyskuje złowrogo. Olej zalał owiewkę motocykla. Muszę się zatrzymać. Zatrzymuje się też jakiś mężczyzna. Jego pomarańczowa ciężarówka marki Mercedes, z łoskotem zjeżdża na szerokie pobocze i zatrzymuje się tuż za mną, wzbijając kurz. Zdążyłem tylko zetrzeć rozbryzgany olej papierem. Mężczyzna po swojemu rozpytuje co się stało, czy trzeba pomocy i zaprasza mnie na czaj. Zapewne też przedstawił się, ale nie wychwyciłem tego. Dużo mówi i uśmiecha się. Rzecz jasna nie rozumiem co mówi, ale i on mnie też nie rozumie. Za to mimo skwaru, duchoty, głodu i wiecznie niezaspokojonego pragnienia spowodował, że czuję, jakbym rozmawiał z najlepszym kolegą na migi. Ponieważ herbaty odmówiłem, człowiek ten niespodziewanie żywo wskoczył do kabiny Mercedesa i wyskoczył z niej za chwilę, z małą butelką Coca-Coli. Wręczył mi ją i chciał odjechać. Pokazałem, że nie mam czym się odwdzięczyć. Machnął na to ręką i widząc aparat fotograficzny, poprosił o zdjęcie. To mogłem zrobić, choć obaj wiedzieliśmy, że zobaczy je tylko raz i tylko na ekranie aparatu. Podszedłem, żeby pokazać, ale ten tylko silnie uścisnął moją dłoń, wskoczył do ciężarówki i machając przyjaźnie, odjechał.

(https://www.tdm.pl/media/files/0b22a651597a8ebab34d195c93847554.jpg)

Patrzyłem za ciężarówką, delektując się schłodzonym napojem, jakby to był eliksir życia. Na pustkowiu w prażącym słońcu, to najcenniejsza rzecz, jaką mam przy sobie.
Poprawiłem uszczelkę, którą dostałem od Stana w Przystani Motocyklowej w Bieszczadach i też ruszyłem w drogę.

(https://www.tdm.pl/media/files/a22db74bc62a5c389d8759ab7156ec12.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/e652d4c5ea62e022e0bf704b6bcf567b.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/cd9e64cfd736a72c14b6ca4c1cfdfc26.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/15eb3eeb20bfdcdc9364dee42fa0adcb.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/2b95a67ff46cd6c26b98593a1747ee85.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/3d12314d874c4d62ee99138610bfcc6c.jpg)

***

W miasteczku o nazwie, której nie pamiętam, zatrzymuje mnie policjant w Pickup'ie. Ot machnął ręką z jadącego samochodu, kiedy go wyprzedzałem. Za szybko? Nie wolno wyprzedzać? Coś narozrabiać musiałem, skoro zatrzymuje. Nie. Chce porozmawiać. Nawet się to jako tako udało, bo nasz angielski jest na podobnie niskim poziomie. Nie chce dokumentów, tylko skąd, dokąd, jaka prędkość maksymalna motoru, ile kosztuje w dolarach itd.

Olej nadal wycieka spod bagnetu. Znowu muszę się zatrzymać. Nie ma znaczenia gdzie, bo cienia w okolicy żadnego. Wokół kilka chat a w oddali niewielkie stado kóz korzystające z cienia rozłożystej korony drzewa. Zbyt daleko. Ni stąd, ni zowąd, jak spod ziemi wyrasta młody chłopak i próbuje mi pomóc. Dobra rada: Będziesz jechał, to się ochłodzi. Nie zwrócił uwagi, że turysta, że dużym motorem, że akurat w tak nieturystycznym miejscu. Po prostu wydedukował problem i podał na tacy rozwiązanie. Jak się pojawił, tak zniknął. Nawet nie jestem pewien czy był prawdziwy. Uszczelkę wymieniłem na inną, ale czuję, że to niewiele pomoże. Wytarłem, co się dało papierem.

***

Od wielu kilometrów, żółta kontrolka rezerwy paliwa oznajmia, że muszę zatrzymać się na najbliższej stacji. Stacji nie ma. Za to na czek poincie zatrzymuje mnie policjant. Musi być ważny, bo na skinienie przybiegają do niego i robią, co każe w chwilę. Zabrał mój paszport do sprawdzenia. Siedzę na motocyklu na środku betonowego placu. Gorąc niełagodzony podmuchami wiatru w czasie jazdy, przypieka mnie, przedostając się przez nagrzaną kurtkę. Kasku nie ma co zdejmować.

(https://www.tdm.pl/media/files/6d443e52b535101aa99fe05176c2437a.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/0dadb6d42d889add1cd18e5f18e9e1fd.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/c4540b3aff027deebb96d7e62d7c50fb.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/cd8517367202dd7201c7b0d9c152674c.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/cbd5671eb943e58ce853bcb346c8c56e.jpg)

Na drodze leży rozbity arbuz. Zajadają go trzy kozy, które pewno oddzieliły się od swojego stada. Nie mam pojęcia, jak zwierzęta wytrzymują taki gorąc. W końcu przejeżdża ciężarówka, zamieniając arbuza w podłużny, wilgotny ślad po owocu. Kozy odchodzą.
Dowódca wrócił. Oddając paszport, spytał tylko, dokąd jadę. Do Iranshahr. To mu wystarczyło. Mogę ruszyć.

(https://www.tdm.pl/media/files/a66c926d4ec2743084ccd808a9e310e6.jpg)

Licznik rezerwy paliwa pokazuje liczbę, jakiej jeszcze nie widziałem na wyświetlaczu. Nie ma szans na dojechanie do żadnej stacji paliw. Już 84 kilometry. Poddaję się. Muszę użyć zapasu. Niezbyt znam się na mechanice. Oczami wyobraźni widzę już, jak pracująca na sucho pompa paliwa zaciera się, zatrzymując mnie na bardzo długo w tej okolicy. Świadkami moich rozterek jest asfaltowa droga, zrujnowany, prowizoryczny stragan i co zadziwiające, niewielkie, ale zielone drzewo. Gdzieś w tle majaczy olbrzymi, wyrastający w górę na 3,5 kilometra wulkan, zwany Kuh-e Zendan.

(https://www.tdm.pl/media/files/a640711c8acb343fb20f402c7230f226.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/b5eaa48a9c6bdcd35becc8ce0d23db95.jpg)

1,5 galona daje trochę ponad 5,6 litra. Jeśli będę jechał ekonomicznie, pozwoli mi to przejechać ponad 100 kilometrów. To musi wystarczyć. Jeśli nie, będę musiał poradzić sobie inaczej.

(https://www.tdm.pl/media/files/2d9f5df4bd207274628543502821f027.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/b2b7afd577db0e5201117bfe7b9c13e1.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/58d7fb220f1aad948b98b0d7be285515.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/32154d212029ab1de690ed97bb494ceb.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/79c89cd6bae56ad819dd036ddd44b361.jpg)

Ujechałem 20 kilometrów, zanim zobaczyłem stację benzynową. Nie ma benzyny. Zamknięte. Z wnętrza wyszedł człowiek z obsługi. Poradził, żebym jechał dalej. Za kilometr ma być jeszcze jedna, czynna stacja. Odległość pokazał palcem dłoni. Chyba źle zinterpretowałem znaki, bo minęło 5 kilometrów. Ta też zamknięta. Dopiero jeszcze kilka kilometrów dalej pojawiła się nadzieja na zatankowanie. Przy jednym z dystrybutorów biały samochód. Okna pootwierane, ale właściciela nie ma. Nic się nie dzieje. Po chwili z wnętrza kasy wychodzą mężczyźni zainteresowani przybyszem. Pierwszy, który doszedł do mnie macha rękoma na znak, że tankować nie wolno. Zawrzała dyskusja, a ja mogłem być tylko niemym świadkiem tych rozmów. W końcu jeden z obsługi, ubrany w uniform, chce ode mnie kartę. Przecież kredytowej mu nie dam, bo i tak nie działa w Iranie. Nie. Chodzi o kartę do tankowania. Też nie mam, bo i skąd. Narada rozgorzała mocniej. Nie kłócą się. Raczej dyskutują jak rozwiązać kłopot. W końcu jeden z mężczyzn wyjmuje swoją kartę, podaje ją człowiekowi z obsługi i wrzawa przycichła. To oznacza, że paliwo jest tu prawdopodobnie reglamentowane. Na ziemi, pod którą źródła ropy nie mają końca. Dziwne.
Tytuł: Odp: O gościnności, dróg sekrecie i najgorętszym miejscu na świecie.
Wiadomość wysłana przez: CeloFan w Lipiec 10, 2021, 13:48:50

(https://www.tdm.pl/media/files/5115e6459d916b9a528673aa7a5f8809.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/35c9630abfe8099a9909062213e9fbb8.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/0319caf4d3a7da27367034361779dfe1.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/95dba9e4fc23897b7616d2e3da8f97c2.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/a4624727a4fe11dedf485a5affc7905e.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/09b4609942f49b53839022e9385b2f89.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/085dc0a7082e1b979bff9a81574fd762.jpg)

Zanim zapłaciłem i zanim podziękowałem swojemu dobroczyńcy, ktoś inny zabrał pustą butelkę po wodzie z bagażu i przyniósł nową, napełnioną lodowatym, krystalicznie czystym płynem. Nigdy nie przestanę się dziwić na takie zachowanie. Pewnie dlatego, że sam taki nie jestem. Wychowany w świecie egoizmu, karmiony pożądaniem niepotrzebnych rzeczy, stroniący od ludzi, nie potrafiłbym zdobyć się odruchowo na tak drobny a tak szlachetny uczynek. Po prostu nawet bym o tym nie pomyślał.

Jakieś sto kilometrów dalej, pozbawiony trosk wjechałem na rozpalone popołudniowym słońcem i pustawe przedmieścia Iranshahr. Mimo pewnego zmęczenia uśmiecham się sam do siebie na ten widok.

(https://www.tdm.pl/media/files/970daecdd915a68aa357c5aea8932cef.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/40faa8e5c9a582cadd1b8d5efcfde780.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/88cd2a4936bcb7e65157f45f79334b6b.jpg)

Bliżej centrum, miasto jest zakorkowane. W przeważającej części to białe samochody, bo to lepiej chroni przed nagrzewaniem się wnętrza. Większość, jeśli nie wszyscy mężczyźni poubierani są w luźne, przewiewne spodnie i takie same koszule. Na głowach niektórzy miewają turbany. W powietrzu unosi się zapach spalin, owoców, ziół i kurzu. Przeważnie kurzu. Trąbienie, pokrzykiwania sprzedawców wody, przewody bez ładu porozciągane między słupami elektrycznymi. Niska zabudowa z cegieł, gdzieniegdzie zamiast szyb w oknach, moskitiery.
Jakie to wszystko inne. Niby absurdalnie chaotyczne, a jednocześnie uproszczone do minimum. Każdy radzi sobie jak może. Zdaje się, że na drodze zamęt i bezład, a jednak wszystko żyje zgodnie i ma swój porządek. Porządek zdawałoby się nieregulowany przepisem, tylko współpracą ludzi korzystających z drogi. Z wielkim zadowoleniem zanurzyłem się w ten pozorny nieład. Omijam wysokie krawężniki ronda, czasem trąbiąc jak inni, żeby zwrócić na siebie uwagę tuż przed stłuczką, dosłownie na centymetry przeciskam się między samochodami i przepuszczam ludzi maszerujących w poprzek ulicy, tuż przed kołem.

(https://www.tdm.pl/media/files/6d9eb2363f04b6e7bcc5686862ed090c.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/26b8aaa17cca617e4dd7cadfc41b8514.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/bf1633712e24a8dbee6daeaa29e0b549.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/5f8136190e18780b6bdf16004a9fd9cc.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/c01763f940ee840604a381be317e62bc.jpg)

Wyrównuje do mnie człowiek na małym motocyklu i przez chwilę rozmawiamy, używając raczej haseł, niż pełnych zdań. Jadę, jak szybko mogę, bo motocykl się grzeje nadmiernie. I tak szybszy jest miejscowy na swoim motorku. Pokazał gestami, że tutaj jeździ się lewą stroną przy samym krawężniku, jeśli droga jednokierunkowa. Skorzystałem skrzętnie z okazji, ale i tak za chwilę zniknął gdzieś między samochodami. Za to pogadałem sobie z jakimś uprzejmym mężczyzną z samochodu. Przywitał mnie w Iranshahr i chyba życzył łaski Allaha dla podróżnika.

(https://www.tdm.pl/media/files/c958bbf67b63f4c87dbb41f026d54b02.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/3de3416ee76fe48be8e3d3e897d4d909.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/659c690199eee922fe4dd5f56721d06e.jpg)

Takim sposobem, dojechałem do hotelu. Nie wiedziałem, że dojadę akurat do tego. Nie mam zwyczaju robienia rezerwacji czy planowania ostatniego przystanku. I tak wiem, że jadąc do centrum, znajdę jakiś nocleg. Różnie z tym bywa, jednak tym razem instynkt mnie nie zawiódł. Zostawiłem cały kram właściwie na skrzyżowaniu na słońcu, obok innego jednośladu.

(https://www.tdm.pl/media/files/1f7e150a917583b333bc8379ff329967.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/fb955d0deb9ebd3b7355f2f298bb01a3.jpg)

Szarpnąłem za wielkie drzwi, ale te nie poddały się. No tak. Działa tylko drugie skrzydło.
W środku pozory przepychu. Kolumny ze złoceniami, fantazyjne wzory na suficie i orzeźwiający chłód klimatyzacji.

(https://www.tdm.pl/media/files/d0421c5a3a242fa5894c85b7bd69ab99.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/edd0f1a98c7f16b5d8b1e6579e729bc4.jpg)

W recepcji nienagannie przystrzyżony, młody chłopak w tradycyjnym stroju. Nie zna angielskiego, ale mam szczęście, bo za mną weszło dwóch mężczyzn o wyglądzie bardziej irańskim niż pakistańskim i mówią po angielsku. Dzięki nim poznałem cenę noclegu i wpisałem swoje dane w odpowiednie rubryki karty meldunkowej.
- Co z motocyklem?
- Motocykl na zaplecze.

(https://www.tdm.pl/media/files/9322f935701f6997688031cf2e499c45.jpg)

Zdążyłem już oswoić się z przyjemnie chłodnym wnętrzem. Po otworzeniu drzwi hotelowych gorąc zaskoczył mnie swoją temperaturą mimo wszystko. Przy motocyklu, dwóch chłopców z zaciekawieniem przygląda się niespotykanej maszynie. Niczego nie dotykają, nie bawią się przełącznikami, nie próbują wsiadać. Może dlatego, że mają ręce zajęte zakupami.

(https://www.tdm.pl/media/files/9503fac2b6c7ec0104e121a3eff69ae0.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/5de572011830f1b87be6b91d47e508b6.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/41afe6515a291a7355d5ef1ac774286b.jpg)

Po raz ostatni dziś silnik odpalił, zaciągając gorące powietrze. Dwadzieścia metrów dalej, wysoka, żelazna brama otwiera się i wjeżdżam na zacienione zaplecze hotelu a dokładniej kuchni. Kto tylko dowiedział się, że przyjechał turysta, przyszedł zaspokoić ciekawość i przywitać się. Tak więc jest sam kucharz, jego dwóch pomocników, chłopcy będący tu prawdopodobnie na praktykach. Kiedy ja rozbieram objuczony motocykl, oni robią zdjęcia telefonami, rozmawiają podekscytowani, śmieją się. Chcieli też pomóc mi z bagażem, ale nie chciałem wykorzystywać ich uprzejmości i odrywać od pracy. Ponieważ to nie takie łatwe, pozwoliłem jednemu z chłopców wziąć kask.

(https://www.tdm.pl/media/files/e98fec7f62a388e218baf1797bba4341.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/e837e2d92540ada1c3f6d6bcb3b4f5b7.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/a1ab199a2fe29de0e94a3bc78fc7074b.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/0ff76b130046d10520009636c47005a5.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/8a30ac27c1a02687f2864b84a7e8434a.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/2100e3cfe4ff61a25e63e09decd23e7c.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/fe65f59fdfdf3c6b011491ddae7b9325.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/68a7a3970554f311e4dbddbc5cea949a.jpg)

Szerokie schody prowadzą na pierwsze piętro do korytarza z pokojami. W pokoju zaduch, ale chłopak z obsługi natychmiast włączył klimatyzator i wyszedł, nie czekając na napiwek. Czy tu daje się napiwki?
Z ulgą zrzuciłem z siebie mokre od potu, ciężkie ciuchy motocyklowe. Zimny prysznic zmył całkowicie zmęczenie i przywrócił mi energię. Chciałbym zobaczyć, jak ludzie tu żyją. No i jestem głodny.

(https://www.tdm.pl/media/files/86de743096963f8dc00dca7757b1d929.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/6a8f4e398e2fb442e4c9be996824b54c.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/87540e28650cc20258ec070bd0e45868.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/ebb69a1c876ba23399d7f3ac1d60ec86.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/76074a6eb4b99f5d6520498eb724ff32.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/96f7d1bc9d0c5c6f772a51c7f47c6860.jpg)

Nie wiem, w którą stronę iść. Nieopatrznie pytam w recepcji o jedzenie. To najczęściej działa, bo trafiałem na miejscowe specjały. Nie sądziłem jednak, że wywołam tym pytaniem taki zamęt. W recepcji zrobił się ruch. Zawrzało. Kto jest, mówi swoje. W holu hotelowym jest recepcjonista, jego pomocnik, odźwierny, dwóch gości i kilku chłopców. Chyba są praktykantami. Każdy pokazuje w innym kierunku. W końcu wyglądający na najstarszego z młodych powiedział coś z sensem, bo przycichły sprzeczki. Wyprowadza mnie z hotelu i skinieniem palca zatrzymuje pierwszy napotkany samochód. Pierwszy. Nie wybiera, nie szuka taksówki ani czegoś specjalnego. Wpycha mnie do niego obok kierowcy i wydaje polecenia. Kierowca krótko odpowiada i ruszamy. Zdążyłem tylko spytać, ile to kosztuje, pokazując pieniądze. Człowiek z hotelu wyjął jeden banknot i wręczył kierowcy.
Podróżuję tak kilka kilometrów. Mały, biały samochód podskakuje na wybojach, zwalnia przed spowalniaczami ustawionymi w poprzek ulicy. Kierowca nie odzywa się, ale wygląda, jakby dopadło go permanentne szczęście. Trąbi co jakiś czas w geście pozdrowienia albo popędzenia jakiegoś pieszego. Przez otwarte okna małego auta dobiega harmider ulicy, nieco zagłuszając rozkręcone głośno radio i wdziera się zapach miasta.

(https://www.tdm.pl/media/files/5f9b8ede43e1ea449c9fa1dfd2c5ba0b.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/b3fcc80391075fdeeafcb4215418afd7.jpg)

Kierowca podwozi mnie do wielkiego budynku warownego. To zamek Naseri*. Tu wysiadam, bo kierowca nie chce jechać ze mną dalej. Widocznie tak się umówili z chłopakiem, który uprzejmie wepchnął mnie do samochodu. Na odchodne proszę, żeby zapisał mi na kartce nazwę hotelu po irańsku, na wypadek, gdybym się zgubił.

(https://www.tdm.pl/media/files/0b9144b3037a29ad401d7282b926ebea.jpg)


***

Chaos. Wszyscy trąbią, krzyczą do siebie, kupują, sprzedają, dyskutują, pracują. Dwóch mężczyzn przerzuca arbuzy z pickupa na stragan. Obok sprzedawca warzyw zachwala na głos swoje towary. Kobiety też sprzedają, ale w milczeniu. Może nie wolno albo nie wypada im pokrzykiwać? Wielki ruch na ulicy. Masa ludzi i każdy ma coś do załatwienia.

(https://www.tdm.pl/media/files/207dfdc2bbb185ffa30648e0ad792eca.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/17b87e7cecd24c62255250a20f142e20.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/3b7d975d11f136622e430cf64b02ac84.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/67cf91599866f77577c58165e8519d56.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f118d69e76d51f89e0c68f8181b8559e.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/6524d3c2f30c0e775b235bfe92a8ae04.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/30bd919ab535425192a7333d42e2dd9a.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/90a8fe0e49e3cc287dfef8f42aa3cc71.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/a07dfe239da616f9edb68c178f8c6b3f.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/9fcaa7ef6fecd7f9fa0b09e2888cb411.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f6a051ce824c5df7fc703a461fa80699.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/929f2f54af6f03e77586e9016c2fa6b7.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/3873ae12aae4adb641841dd1f9bb9bd5.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/95682657b4b1bf950537b4e510e30b93.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/a74bb5b9ba8379d2ee70eb367b3ef21e.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/7a0f0ebcc5ff344e3e3acbdbec8d34f8.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/9bbafc5915084d446403f68ce1041beb.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/8e0ed827c8062e575ca4bd0fb980a7e5.jpg)

Są też tacy, co sprawiają wrażenie, jakby wszystko już załatwili.

(https://www.tdm.pl/media/files/532919e2f481658128834480315812fd.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f871b8970d29f9d72867b17bb2b71663.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f4283d8a3f0d6e50f3ee72b289716d2c.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/32e8c48ac7dbdbb11e072a079214bff5.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/bc9c29c032bc6abe15fcec638c820b65.jpg)

Zapachy kuchni mieszają się ze spalinami. Naprawa TV-RTV, sprzedaż złota, szycie ubrań, haftowanie, hurtownie z napojami, z nasionami, sklepy z częściami do motocykli i samochodów, piekarnie. Wszystko można tu kupić, zrobić, naprawić. Ulica tętni jak życiodajna aorta. Są uliczki tylko z hafciarzami, tylko z zakładami szklarskimi, tylko z kafelkami na ścianę, tylko z fachowcami od naprawy wszystkiego. Trafiłem właśnie na hafciarzy. Stoję zaciekawiony w wejściu, aż jeden mnie zauważył. Na głowie ma biały turban z cienkiego materiału. Oczom pomagają okulary, przystrzyżona broda w kolorze turbanu zamyka twarz w białym okręgu. Skinieniem dłoni zaprasza do środka. Ledwo to zauważyłem, bo zachodzące słońce jeszcze niewiele straciło na swojej mocy.
Wchodzę niepewnie. Kiedy wzrok przyzwyczaił się do niewielkiej ilości światła, mogłem zobaczyć, co naprawdę robią ci ludzie. Dawno nie odświeżane, zielone ściany, przyozdobione są efektem pracy mężczyzn. Chusty, suknie, szale, narzuty i nie wiem co jeszcze. Wszystko to przyozdobione kunsztownym, kolorowym haftem. Prawdziwe arcydzieła ludzkich rąk. Pokazując aparat, powinienem zapytać, czy mogę zrobić zdjęcia. Tak powinno to wyglądać. Jednak stało się odwrotnie. Zanim wspomniałem o aparacie, mężczyzna z końca pokoju sam poprosił o zdjęcie. Później następny i następny.

(https://www.tdm.pl/media/files/ed0ff314c330e70a14d2e782719a9990.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/84981622d27c4be7ab50744b36089096.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/6e5268fa658afd732a3fb527dab97c30.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/3a207194bea80191641641217e5e66d5.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/5990ccbfadc3752da0ee9ec6b32f04f7.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/747c4712632a984d9ad7d637c749097d.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/cc98987ecbd2c438011a657caa4c2ba0.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/70d8f3c178d76a51861b1530ff2a7d12.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/afce3aae26e4df08db2e520789514d4f.jpg)

Dostałem też wodę z dużego, wyglądającego na termos pojemnika. Kubek jest jeden, wspólny. Woda natychmiast oszroniła metalowe naczynie dookoła. Każdy łyk przynosi ulgę, a jednocześnie mrozi mózg aż do bólu. Uprzejmy hafciarz, widząc, jak szybko opróżniłem kubek, nalał jeszcze raz. Zaspokoiwszy pragnienie, zrobiłem kilka ujęć, choć aparat wyślizgiwał się z mokrych dłoni. Byłem tak podekscytowany, że zapomniałem o podstawach fotografii i większość się nieudała. Najdłużej jednak trwało pokazywanie efektu mojego fotografowania każdemu z osobna. Tak, żeby nikogo nie pominąć. Żeby nie urazić. 

(https://www.tdm.pl/media/files/499926d7d3be8400e40f25b35d21dc94.jpg)

Można spytać, co jest takiego fascynującego w obskurnym, ciemnym pokoiku i pracujących tam mężczyznach. Nie wiem. Zrobiło na mnie wrażenie to, że byli uśmiechnięci, życzliwi, pogodni, mimo że to koniec dnia a warunki ich pracy odbiegały znacznie od standardów jakie znam.

***

Wejście do baru oświetlone dużą, świecącą reklamą, podpartą rozpalonym grillem. Rzuca się w oczy tym bardziej że niedługo zapadnie zmrok. Słabe światła latarni jeszcze niczego nie oświetlają na głównych ulicach. Nie zrobiło się też chłodniej. Wilgotne powietrze znieruchomiało, oblepiając każdy skrawek ciała. Koszula nieprzyjemnie przywiera do skóry, a na czoło występują kropelki potu, ile by ich nie wycierać. Każdy ruch, łyk wody, kęs strawy powoduje wyrzucanie litrów wody z organizmu. Doskonale rozumiem, dlaczego mężczyźni noszą luźne, przewiewne ubrania i dlaczego najlepiej przetrwać tę niedogodność w bezruchu.

(https://www.tdm.pl/media/files/90ee0b1bb7f767fabbc129462a737671.jpg)

Yasin Khandan, Gobhan i jeszcze jeden Yasin, którego nazwiska nie zapisałem. Ci trzej przywitali mnie w wejściu, nienachalnie zapraszając do baru. Nie zdążyłem się dobrze rozejrzeć i już bez butów zasiadłem na podwyższeniu z desek. W środku jest jeszcze większy zaduch. Czuć docierające z kuchni zapachy. Jestem jedynym gościem. Yasin chyba pyta, na co mam ochotę. Od początku porozumiewamy się na migi. Mam szczęście, bo na ścianie, nad wejściem do kuchni, wiszą wizualizacje tego, co można zamówić. Pokazuję palcem na pierwszą z brzegu potrawę i na lodówkę z zimnymi napojami w środku. Uśmiech pojawił się na wszystkich twarzach. Problem rozwiązany. Szaszłyk, ryż, pieczone pomidory i coś niemal czarnego na oddzielnym talerzu z kawałkami mięsa zawiniętymi w liście, prawdopodobnie winogronowe. No i placki chlebowe. Podaje się je do wszystkiego. Okazało się, że do picia zamówiłem całą butelkę czegoś w smaku przypominającego Fantę. To nic. Najważniejsze, że napój jest bardzo zimny. Oczywiście nie sposób zjeść w samotności w tak uprzejmym towarzystwie. Mężczyźni nie odstąpili mnie na krok, co chwila sprawdzając, czy wszystko smakuje. Nie są natrętni. Po prostu chcą być gościnni jak to tylko możliwe. Skąd mieliby wiedzieć, że jestem sobkiem i wolę zjeść w samotności.
Gobhan zauważył kamerę. Musiałem wytłumaczyć na migi co to, po co i dlaczego. No i że nie jestem szpiegiem. Gobhan tak zapałał chęcią posiadania tego urządzenia, że gotów jest zamienić się na swój sygnet.
- To zeszyt? – domyślam się, o co pyta drugi Yasin, wskazując palcem na mój… zeszyt.
- Tak, zeszyt. Chcesz coś napisać? – zapytałem, otwierając notes i podając długopis.
- No pewnie.
Tak zapewne wyglądałaby rozmowa ludzi, którzy się rozumieją. Każdy po kolei napisał jak się nazywa i może jakąś dodatkową adnotację, ale nieważne co jest napisane. Za każdym razem, kiedy otwieram stary, pognieciony notes na tej stronie, przed oczami mam Iran, Beludżystan, Iranshahr, ciemną ulicę, zaduch rozgrzanego miasta, bar i tych wesołych, uprzejmych mężczyzn. Spędziłem z nimi dobrą godzinę. Mimo bariery językowej i pośmialiśmy się i rozmawialiśmy, wymienialiśmy uprzejmości i dziękowaliśmy nawzajem. Ja za dobre potrawy, które wychwalałem jak umiem, oni za moją wizytę. Dowiedziałem się, że z całą pewnością nie jestem w Iranie. To Beludżystan - z dumą powtarzali moi rozmówcy. To Beludżystan…

(https://www.tdm.pl/media/files/36668fe42c9393054e9a418bfc88ee1e.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/e8f7d07af242894eb43b3ac171f9d3e9.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/5aa99338010021ff3a89857ae3fb4c1d.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/ff0c7b1c41708df1215471b547b479ac.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/3deaaa234e0d71708892ad3cb824ea9b.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/5a595b579aff10e1b486e83358f29fe2.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/11b1e636f52827cabeab4c5bbcedd6d9.jpg)

***
Tytuł: Odp: O gościnności, dróg sekrecie i najgorętszym miejscu na świecie.
Wiadomość wysłana przez: CeloFan w Lipiec 10, 2021, 13:49:53


Na ulicy ciemno, ale ludzi i pojazdów jest więcej niż za dnia. Stragany, rozświetlone energooszczędnymi żarówkami, otwarte piekarnie, czynne bary, warsztaty, sklepy z chińszczyzną i wszystko, co może pomóc w załatwieniu bieżących spraw. Ponad ogólny harmider niezmiennie wydobywa się zewsząd trąbienie. Już odkryłem dlaczego. Kierowcy samochodów tak dają znać, że mają wolne miejsce i mogą kogoś gdzieś podwieźć za drobną opłatą. Tak można dorobić. W ten sposób dotarłem tutaj.

(https://www.tdm.pl/media/files/475e78a398d92493ba6487bc47334aeb.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/7a6402d7f6fc05ed1d509756dfa8e8a0.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/2e5d2f67921e4bdf806afcb7a9046066.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f6ffcd3353b940411dea65d07836c43a.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/3ee9fd59f515f4a4709aa0c3437a2351.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/7750a615224fea16e391b5d8a21870e2.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/b02038e330d044bd3fdeab9e8f159150.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/1055fe7e809214480104621843834824.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/2c02cdca64f405635c97bd6496939f3b.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/05e4e848d37e5a51cc3e59c12c8ed077.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/78f5506772574c0aed850727cdbe7d15.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/dc117b09b74eb728cc79761fbe9bd64f.jpg)

Mam wrażenie, że rzucam się w oczy. Odmienny strój, plecak, cera, zarost. Wszystko mówi miejscowym, że nie jestem stąd. Turyści z Europy muszą być rzadkością. Kiedy niosłem aparat w ręku, zawsze znalazł się ktoś, kto poprosił o zrobienie zdjęcia.
W wąskiej uliczce, którą zrobiłem sobie skrót, zaczepia mnie człowiek. Dziwny człowiek. Niby ubrany jak inni, ale strój jego jakiś wypłowiały, przybrudzony, niechlujny. Wzrok zmącony niepokojem, nienaturalny wyraz twarzy. Czarne włosy w rażącym nieładzie, co bardzo wyróżnia tego człowieka pośród innych, zadbanych fryzur mężczyzn, których tu widuję.
Po swojemu coś mówi, wyciągając rękę, jakby chciał mnie zatrzymać. Idzie za mną i dość długo prowadzi monolog. W końcu z zaułka skręcam na ulicę i odpuszcza, kiedy zatrzymałem się przy drewnianym, zbitym jak na poczekaniu wózku z blatem. To ulica z lekami. Sprzedaje się je z małych straganów na kółkach, oświetlonych lampkami na baterie, jeśli nie stoją pod którąś z latarni. Jest nawet viagra. Zaciekawiony zatrzymuję się, żeby popatrzeć. Nie zdążyłem. Od razu trzech facetów zagaduje do mnie po swojemu. To odchodzę, bo i miejsce i sprzedawany towar nie kojarzą się za dobrze. Jeden ze sprzedawców dogania mnie i idąc obol albo z tyłu unikając zderzenia z innymi przechodniami, mówi non stop. Nie rozumiem, więc wybiega kilka kroków w przód i wśród sklepikarzy szuka takiego, który mówi po angielsku. Wyraźnie chce się ze mną w jakiejś sprawie dogadać. Czuję, że może to być coś nielegalnego tutaj. Nikt nie może mu pomóc w sprawie języka. Po długim czasie, kiedy odeszliśmy dość daleko od straganów, świateł, ludzi, moja cierpliwość się skończyła. Znienacka zatrzymałem się tak, że niemal wpadł na mnie. Też się zatrzymał, jednak mówić nie przestał. Dopiero kiedy nasz wzrok spotkał się, przestał mówić.
- Inszallah** – powiedziałem cicho.
Dziwne, ale odpuścił sobie i odszedł. Dalej już nie niepokojony przez nikogo doszedłem do swojego hotelu.

(https://www.tdm.pl/media/files/3c1509d2f63fb87b61bb1a65173ed4d1.jpg)

Podłączyłem telefon do ładowarki, ale ta nie działa. Zepsuła się bez ostrzeżenia.
Długo nie mogłem zasnąć. W głowie pełno myśli i rozważań. W kółko wspominałem, co pamięć przyniosła z dzisiejszego dnia. Przesuwały się twarze, przypominały zapachy, droga, ten nieco inny zapach benzyny na stacjach benzynowych, uprzejmość obcych ludzi, upał szybko suszący specjalnie zmoczoną kurtkę i spodnie.
No i mężczyzna, który tak natarczywie próbował nawiązać ze mną kontakt. Może potrzebował pomocy? Może chciał mi coś zaoferować? Może podzielić się wiedzą na jakiś temat? A może wiedział, że turyści w Iranie mają przy sobie zawsze dużo gotówki? Nigdy się tego nie dowiem.
Wolność, którą tak chełpimy, kochamy i się nią chwalimy, jest tylko informacją. Życiem rządzi konieczność.

Mapy

(https://www.tdm.pl/media/files/220a40647b3cc7b6e14e396de5b21324.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/3de74a319f42592af8f2021d20bfa113.jpg)

CF

*Naseri castle - https://www.itto.org/iran/attraction/naseri-castle/ (https://www.itto.org/iran/attraction/naseri-castle/)
** in sza’a allah -Jeśli Bóg zechce. Zdarza się, że rozmówca wypowiada inszaallah w sytuacji, kiedy chce się pozbyć proszącego. Obietnice składane w takich okolicznościach nigdy nie są realizowane. (Źródło: https://religie.wiara.pl (https://religie.wiara.pl) )


Tytuł: Odp: O gościnności, dróg sekrecie i najgorętszym miejscu na świecie.
Wiadomość wysłana przez: CeloFan w Lipiec 26, 2021, 00:00:29
 :deadtop4:

26–ty dzień. 15 maja.

101585 – 101972
387 km

Iranshahr – Czabahar


Jestem podekscytowany odmiennością, jaka mnie otacza. Ludzie, przyroda, klimat. Wszystko jest nieco inne od tego, co widziałem na północy Iranu. Bardziej suche, surowe, zgrzane słońcem, jałowe.
Chyba przez to podekscytowanie obudziłem się przed budzikiem ustawionym w telefonie. Jest przed szóstą. Klimatyzator wyrzuca z siebie przyjemnie chłodne powietrze, tworząc wygodną atmosferę. Za oknem, cień budynku hotelowego skrywa ulicę, po której z rzadka przejeżdżają samochody, rowery, małe motocykle. Po drugiej stronie zakurzonej szyby już gorąco. Zaczyna się dzień.

Telefon nienaładowany. Powinienem gdzieś kupić ładowarkę. Jest ku temu okazja, bo przecież jestem w dużym mieście. Zanim jednak zacznę jej szukać, przy kawie przywiezionej z Turcji robię notatki. O tej porze wszystko jeszcze zamknięte i w hotelu nawet śniadania nie dostanę.

***

Sony. Już drugi raz jestem zawiedziony tą firmą. A właściwie czwarty. Najpierw kamera, teraz ładowarka, ale w międzyczasie popsuł się uchwyt obrotowy. Też Sony. Dobrze, że przynajmniej motocykli nie robią. Koniec końców i telefon poddał się, a dokładnie jego gniazdo ładowania.

***

Na sali, gdzie podaje się śniadania, jest jeden z chłopców, którym robiłem wczoraj zdjęcia. Siedzi z kolegą. Stara się coś mówić do mnie. Śniadanie to coś w rodzaju szwedzkiego stołu. Na ciepło w dużym podgrzewaczu jest gormesabzi, z pomidorów, z jajek i czegoś jeszcze. Do tego placek. Jest też ser, kostki masła obłożone lodem, różne rodzaje dżemu. Herbata, kawa rozpuszczalna, sok pomarańczowy.

***

Jest 9 tutejszego czasu. Motocykl stoi w cieniu. Ostatnie zdjęcia pamiątkowe potwierdzają odjazd z hotelu.

(https://www.tdm.pl/media/files/1fe8875ddf757f6eb6438fc88dfe5c06.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/23c405f52eb1f1bc7dcb8e6f71b5178f.jpg)

Wyjeżdżając z Iranshahr, trafiłem na uliczkę, gdzie sprzedaje się smartfony, etui, baterie, przewody, karty, ładowarki i wszystko inne do telefonów. W pierwszym z brzegu sklepie, na migi dogadujemy się ze sprzedawcą co chcę i co ma i ile będzie to kosztowało. Po krótkich targach wychodzę z ładowarką, ale smartfon i tak szwankuje.

(https://www.tdm.pl/media/files/a4f80c50c9f6473f0709a65701bebffb.jpg)

Podjechałem do hafciarzy, którzy wczoraj uraczyli mnie lodowatą wodą. Nie ma nikogo znajomego, widocznie jeszcze nie pracują.
Zatrzymałem się też przy barze, w którym wczoraj jadłem. Gobhan i Yasin ,przywitali mnie jak przyjaciela. Za nimi zeszła się mała grupka mężczyzn. Z każdą chwilą coraz więcej ludzi. Najpierw tylko moi znajomi. Teraz ich znajomi i znajomi znajomych z okolicznych stoisk i sklepów. Ktoś zapytał dokąd jadę, ktoś inny natychmiast zaczął tłumaczyć jak tam dojechać. Z uprzejmości nie pokazałem na włączony GPS z wyznaczoną drogą do Bandar–e–Abbas. Od Bandar-e-Abbas dzieli mnie około tysiąc kilometrów. Nie dojadę tam dziś, ale tak było mi łatwiej wyznaczyć drogę. W końcu ktoś zauważył GPS, ale to nie przeszkadza i dalej tłumaczy jak jechać. Przez niezrozumienie intencji narobiłem tylko niepotrzebnego zamieszania. Jeden z mężczyzn zatrzymał autokar, zapewne myśląc, że nie wiem jak jechać! Kierowca autokaru zna przecież angielski. Przyprowadzili go do motocykla i ów kierowca też życzliwie zaczął tłumaczyć, jak dojechać do celu. Angielskie słowa sączył powoli i wyraźnie, żebym nie miał żadnej wątpliwości. A chciałem tylko... Osaczony uprzejmością, onieśmielony zbytnią uwagą małego tłumu, kiwam głową na znak zrozumienia, bo cóż innego pozostało. Pozostało tylko przytakiwać.

(https://www.tdm.pl/media/files/57fea921813b4aae50a64c0664ad0b2a.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/be55b38f0acb225e03ff8a06a9a53d38.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/41a93f375e5fdb0fe6a6c993c8e50b41.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/9419fd11b1f7b92d9774dced3c5fbe2e.jpg)


***

Woda. Jeszcze nie kupiłem wody.

(https://www.tdm.pl/media/files/ef8e1a7330b1519600590c91887baa1b.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/b77a131a22e464371a92a8fc89ac0c11.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/2b028a7dac615f23c9172d18b8d69e31.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/762db2468d858b267d40d80a3e38edf5.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/85d6110c61e35bcdc9489562cc777f44.jpg)

Sklep spożywczy znajduje się w ciągu niskich budynków. W środku klimatyzacja przynosi znaczną ulgę. Z przyjemnością wciągam zimne powietrze w płuca. Woda z lodówki nie jest zmrożona, ale bardzo zimna. Zamrożonej jeszcze nie ma. Kilkaset metrów dalej, jeszcze jeden sklep. Tu też nie ma zamrożonej wody. Kątem oka widzę, jak ktoś próbuje wsiąść na motocykl. Jest załadowany i niestabilny nawet przy wsiadaniu. Nie chciałbym, żeby przewrócił się z takim człowiekiem, bo z tego mogą być kłopoty. Coś tam warknąłem i ciekawski chudzielec tylko przysiadł na nim. Tutaj też w jedną chwilę zebrała się grupka ludzi, żeby popatrzeć.

(https://www.tdm.pl/media/files/621b2cbc90938ae72731b96a4bafc6dd.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f74e522f1999dbaf66b4a394f8e4093b.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/4e66b067aeb5b123a98c9f52ab696027.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/9ca044eece7df25bda1e3b3ad5924878.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/6ab2f82e3979fb69a43abcee6f9fbf66.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/60f888fad2d7a1d977aadc048e4fb7e6.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/7a3016cd1982d9799efeebb105858dfb.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/3e30b7d2fe0fb08ecfc9c36c57052752.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/ccb98f50ad2bdd919f0a4a71109c5c98.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/b852d37ba6c73abc7ba5c6cb4d6addf6.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/823eae72d95111f50784410cd4ca164d.jpg)


***

Za miastem nie ma gór, nie ma chmur. Jedzie się wypalonym, suchym i płaskim jak stół pustkowiem. Po drodze patrole wojskowe i posterunki. Żołnierze mogą schować się przed słońcem tylko w zmniejszającym się z każdą chwilą cieniu pickupa albo wozu bojowego. To chyba z powodu bliskości granicy z Pakistanem.

(https://www.tdm.pl/media/files/9b6ab7154b50665b9e96f43071609200.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/b5b1d70f2ed21378447794529716f751.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/58d4027c5ca0af7ad57ef2690b1f7eb5.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/4ffcadf156d2d26e42b1514096acf0aa.jpg)


Wzgórza, między które się wjeżdża, nie są zwyczajne. Ich wierzchołki są ostre i nieprzystępne. Mimo to, niektóre zdają się stopioną lawą, tuż po erupcji wulkanu. Te są zielonkawo – czarno — brązowe. Reszta ma kolor gliniano-ceglasty do szarego.

(https://www.tdm.pl/media/files/b2440dd478ef06f29f742bd200b0b7d6.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/0721c258c8bbb040b89d7a15f3c7d053.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/624e9d1ae6210a073fea9c76a7d12d27.jpg)

Zatrzymałem się wśród nich. Cisza. Powietrze stoi nieruchomo, nagrzane do kilkudziesięciu stopni. Żadnego dźwięku owadów, żadnego szumu liści palmowych, żadnego pojazdu. Jedyny cień to ten pod motocyklem. Dopiero kiedy kończyłem pić resztę wody, przejechał skuter z dwoma mężczyznami. Pomachali tylko w geście pozdrowienia i tyle ich widziałem. Ciepła, ohydna w smaku woda natychmiast wyparowała ze mnie. Zostało w butelce niewiele. Głowa ćmi i pulsuje od czoła. W ustach sucho, mimo że przed chwilą piłem. Skoro jednak się pocę, to jest jeszcze w porządku.

(https://www.tdm.pl/media/files/96b77633a3ddfb09ec3cceae5869374c.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/be093d15bf8e74b6a352b4f050778475.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/bdf43d1b3c813eba5b577d8f32b2b55d.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/fe93a56c6f1f0be1c671cc493639e842.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/38dce518e2b3fbf75e5561c42aa43e6f.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/ea000061d14a66d9c28fe97213de40c5.jpg)

W sumie dobrze jest się pocić, bo jadąc, poprzez parowanie robimy z siebie chłodziarkę. Tak mówią prawa fizyki i praktyka. Działa to, póki temperatura nie jest trwale zbyt wysoka już po schłodzeniu tak jak tu, blisko Zatoki Perskiej. Nazywa się to temperaturą mokrego termometru*. Wtedy cały układ robi się zbyt gorący dla człowieka. Wilgoć w powietrzu też nie pomaga w parowaniu, a wręcz je hamuje, co oczywiste.
Do tej pory radziłem sobie z permanentnym upałem, po prostu mocząc ciuchy motocyklowe, jeśli była ku temu okazja. Wierzcie lub nie, ale wtedy następne pół godziny w temperaturze czterdziestu albo więcej stopni, to sama przyjemność. Jedzie się jak w klimatyzowanym samochodzie. Nie warto jedynie moczyć rękawic od wewnątrz i butów. Woda, która dostanie się do butów, (szczególnie do tych z membraną) i tam nagrzeje się, robi bardzo nieprzyjemne rzeczy ze stopami. Teraz jednak nie ma mowy o luksusie wodnego prysznica.

***

Jeden z posterunków jest inny niż wszystkie. Na jego początku powiewa flaga z gwiazdą życia z eskulapem, a policjant ma na twarzy maskę. Przejechałem niezatrzymywany.

(https://www.tdm.pl/media/files/c873dd96c94e7fd58eb50488ac869eaf.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/7030677eef2f0e7bcf401f23343eb621.jpg)


***

Rezerwat przyrody Bahookalat. Malownicza droga wiedzie wśród surowych skał, wzdłuż rzeki. Skały jak krzywo poukładane książki, gdzieniegdzie czarne jak węgiel. Rosną tu palmy daktylowe i płynie Bahoo Kalat - rzeka, bez której życie tu, byłoby niemożliwe, albo bardzo utrudnione. Rzeka w której żyją krokodyle**.
Gdzieś w okolicy musi być szkoła. Dzieciaki właśnie z niej wracają.

(https://www.tdm.pl/media/files/c34270dd7da810b908b21698d7451bb7.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/138635c75c43b9111aa39fd6596cd156.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/2cd19c458c41a3fa40bc4b0d6a4425ec.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f3fcb4ab23658ac46fd249af007f2863.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/83eaec29a704dbeffa25a8a52c333c6c.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/7fed3502d62412903b6ba7132eef7c1f.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/3954321af2c4b4acb9ddecec850258d5.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/a0347c5273956d3203d6bc1c59a4cd26.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/445228ad44fcce7e956cfee3fa4b2948.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/33cf4f3afc058a9c67a01f8550362815.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/d558a29c18707221338d9eaf57d59b35.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/52caa4ef5bf678a88d171adf4a7c731c.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/a103ba53c3fc0f2f32ade57e077cbc96.jpg)


Rzeki mają w zwyczaju meandrować i budowniczowie postanowili skopiować to meandrowanie. Czy to przypadek, czy może niedaleko stąd odbywał się zlot, a może wyścigi jakieś, pojawiła się cała masa pickupów. Przeważnie to stare Toyoty. Może bym nie zwrócił na to uwagi, ale każdy, dosłownie każdy kierowca, wchodził bokiem w zakręty. Już pierwszy przyprawił mnie o duży zastrzyk adrenaliny, kiedy wyjechał prosto na mnie, zza ślepego zakrętu. Widziałem jego drzwi zamiast maski, póki tył samochodu nie odzyskał przyczepności.

(https://www.tdm.pl/media/files/e49608b46f151f561c7efb518ad1775d.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/1f43adc1dfd7f60e3cf4046df9e1e102.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/0f8008fc166a07614e74718f3ed23458.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f1ded8bff92af56b652bb0e4dad4103e.jpg)

Pozostało jechać jak najbliżej prawej strony i zachować czujność ważki, wchodząc w zakręty. Z licznych driftujacych Toyot, tylko jedna przyjechała z naprzeciwka, przodem do kierunku jazdy. Być może dlatego, że kierowca pamiętał o pasażerach na pace…

(https://www.tdm.pl/media/files/b75a1a68263a51e3daeb896abd6f6d24.jpg)


Zrobiło się jakby bardziej zielono, jeśli można mówić o zieleni w królestwie słońca i kamieni. Palmy, dziko rosnące na poboczu, dają cieniste schronienie stadom kóz. Za wzgórzem, miły dla oka widok, psuje kłąb smolisto-czarnego dymu.
- Wypadek? Pożar? Zamieszki? - Zgaduję zaciekawiony. Nie. W dole, wśród zieleni, wielka kałuża czarnej brei, pali się, tworząc toksyczne kłębowisko gęstego dymu. Nie potrafię opisać smrodu tego zjawiska. Przejechałem na bezdechu, ale jeszcze długo odór spalenizny utrzymywał się w kasku. Wygląda na to, że pożar trwa już długo, ale nikogo to nie interesuje. Nie ma straży, nie ma gapiów, jakby wszyscy byli do tego przyzwyczajeni.

(https://www.tdm.pl/media/files/2004e29df243672f9d9cd50ae4c23c1d.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/9821db3fbfcb7fa9467abf8640beeb0e.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f79479140f4969b48b47ca72614af0c6.jpg)


 Kilka kilometrów dalej życie toczy się swoją ścieżką.

(https://www.tdm.pl/media/files/270f7721121326ddf2cabeab5d875324.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/24c1bd9f64eb73bdb77c9a59fc2cabcc.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/6db3ef16c13b58215df725e776c45490.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/409f147eb552dfe495cf06a545ffe240.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/0c5c3e2b68e60f1cc8f00ba8f69ec9b8.jpg)


***

Wprawdzie cienia nie ma, ale muszę zatrzymać się, żeby sprawdzić, czy przypadkiem olej nie wycieka spod bagnetu. Zdjąłem kask i odczułem, jak w głowie walą młoty. Chce mi się pić, ale w butelce resztki gorącej, ohydnej wody. Zostawię na później.

(https://www.tdm.pl/media/files/5a9ad5216e537cab333da8495930ed22.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/cfbe9da1266497bb21b73bfaa3c31555.jpg)


Traf chciał, że wybrałem miejsce, gdzie chłopcy skaczą do wody z głazu. Zazdroszczę im… Młodości, nie wody. Zazdroszczę beztroski. Przecież to, co robią, to odmiana trzepakowego wychowania podwórkowego.

(https://www.tdm.pl/media/files/37bc1ca633bf2b6799bfd84078348495.jpg)

Ledwo zdążyłem sprawdzić olej, kiedy pierwszy nadjeżdżający samochód zatrzymał się. Mimo że dzieli nas bariera językowa, dogadujemy się, bo zawsze chodzi o to samo. Skąd, dokąd i tak dalej. Konwersacyjne banały. Niestety nie mogę zapytać jak się im żyje, gdzie mieszkają, skąd pochodzą, dlaczego ludzie mieszkający tu są wysocy i bardzo szczupli, co robą na co dzień, jakie są ich marzenia, czy mają wszystkiego pod dostatkiem, co to za pożar i dlaczego na jednym z czekpointów widziałem flagę z gwiazdą życia, a strażnik był w masce medycznej.

(https://www.tdm.pl/media/files/8551554cd261855a0f695a0f708ccb73.jpg)


***

Jest kłopot z benzyną. To znaczy, nie ma jej i to widać. Właściwie to jest, ale tylko taka z butelek. To stacji benzynowych brakuje.
Dużo czekpointów z żołnierzami i policjantami. Niby jak wszędzie, ale tutaj dodatkowo stoją samochody przystosowane do wożenia karabinu maszynowego. Jeżdżą wozy opancerzone.
Rask jest na tyle dużą wioską, że ma swoją stację benzynową. Stacja jednak jest zamknięta. Nie przerywając jazdy, rozmawiam z miejscowym, który wyrównał swój motor z moim. Mówi, że stacja jest dalej. Żebym jechał.

(https://www.tdm.pl/media/files/6c66e6b01c88216728dda3a029c3b571.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/4137dca8703578560280d8ed7bb07c72.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/3852bc70862669aeb3fcee44a8fd4fa7.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/ea46580a2d1752bd77b13999c409ffbe.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f57577ed0435fc3ea00b0431ab8e199e.jpg)

I dojechałem, tym razem nie korzystając z zapasu.
Jakoś tu nerwowo z paliwem. Jeden człowiek chce kartę paliwową a inny, że benzyna będzie niedługo, czyli teraz nie ma. Zbiera się kilka osób. Zadają pytania, otoczyli mnie, chcąc zaspokoić ciekawość. Teraz benzyna mnie nie interesuje. Ze ściany budynku wystaje kran. Przemożna nadzieja zaspokojenia pragnienia spowodowała, że bezpardonowo pozostawiłem bez odpowiedzi moich rozmówców. W głowie huczy. Wychodząc z cienia zadaszenia stacji, czuję się jak wrzucony na rozgrzaną patelnię. Słońce piecze przez kurtkę. Kran zepsuty. Kurek kręci się wkoło bez efektu.
Widząc po co poszedłem, jeden z mężczyzn, z pomieszczenia stacji przyniósł życiodajny płyn w małej, półlitrowej butelce. Łapczywie wypiłem całość na poczekaniu i… nie wypłynęła ze mnie. Przestałem się pocić.

(https://www.tdm.pl/media/files/30b3bf3971be61ce41ff0bc647b97747.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/e7adb106a6285d8f1f668a9632a1ec3e.jpg)


***

Koniec wzgórz. Jest płasko i piaszczyście. Roślinność zdaje się rosnąć tu sezonowo. Większość to wyschnięte na wiór krzaki. Mam zamiar zjechać z głównej drogi i dostać się do wioski wysuniętej najbardziej na południowy wschód w Iranie. Nazywa się Shahrak Maskuni-ye Gavater lub krócej, Gavater. Dalej jest Pakistan.
Nic szczególnego mnie tam nie pcha. Ani historyczne zaszłości ekspansji Portugalczyków, ani nawet obietnica zaspokojenia pragnienia. Tam zaczyna się asfalt, wiodący wybrzeżem zatoki Omańskiej do miasta Dżask, leżącego mniej więcej w pół drogi od granicy z Pakistanem do Bandar-e-Abbas. Z tej drogi chcę po prostu zobaczyć wybrzeże.

(https://www.tdm.pl/media/files/bb5bf597aefe9fd26c5ce345bd5052fb.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/782f43c5aa1a60885a1bf430916272c3.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/3c693b885c546fefee1435f1b4702bf8.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/6f53583b10ce8a28745cc5e100b70781.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/36266ae487b3733b59dcf9e6ce6cb2bd.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/c4baefc81cb8a3c3bb857c86ce760927.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/2193aa934b90646fe59ae322f60ac8a1.jpg)


Wieje silny wiatr. Ominąłem ostatnie zabudowania i wjeżdżam w nieutwardzoną drogę. Zatrzymałem się w cieniu przy ostatnim drzewie, jakie tu wegetuje. Jego ażurowy cień gałęzi pozbawionych liści, nie przynosi żadnej ulgi. Wysuszone gałązki łamią się jak chrust. Dalej nie ma nic, co by wystawało ponad ziemię wyżej niż kilkanaście centymetrów. No… może oprócz słupów energetycznych. Chyba tak można by wyobrazić sobie koniec Ziemi, gdyby Ziemia była płaska.

(https://www.tdm.pl/media/files/f8fb6ca43241d838dd8decab98f27dab.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/66617027700e9538cd7604b683d19606.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/0078468ee4234e11dfccfc8b08d7a33d.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/bb96ce5579ef1efd346aea245978b572.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/9f943acf20c3a58116803be6bf7559da.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/c79a69b3b59aa541180200ac0fe686fb.jpg)
Tytuł: Odp: O gościnności, dróg sekrecie i najgorętszym miejscu na świecie.
Wiadomość wysłana przez: CeloFan w Lipiec 26, 2021, 00:00:57

Kilka kilometrów dalej.
Wiatr podrywa drobny pył i powoduje, że powietrze jest nieprzezroczyste. Jakby ktoś wielką suszarką omiatał całe pustkowie. Chcę to sfotografować. Pył osadza się w nosie w gardle. Dostaje się do płuc razem z gorącym wiatrem, powodując, że pragnienie nabiera na sile, choć myślałem, że to niemożliwe. Głowa pulsuje. Osłabłem na tyle, że w postawienie motocykla do pionu używam wszystkich sił. Zaraz potem muszę go znów postawić na podpórce, bo zakręciło mi się w głowie. Przypomniałem sobie o reszcie gorącej i obrzydliwej wody. Zostało jej na dwa łyki i nie przyniosła żadnej ulgi. Dlaczego nie zatrzymałem się gdziekolwiek wcześniej, żeby uzupełnić zapas? Z lenistwa, braku rozsądku i przewidywania.
Wszędzie sucha, popękana ziemia spragniona wody jak ja. Dookoła małe trąby powietrzne zabierają pył i przenoszą go wysoko. Jestem efektem swoich decyzji. Choć nie ma tu dobra ani zła, chociaż nie ma ludzi czy dzikich zwierząt, czuję się jakoś tak wewnętrznie zagrożony. Z jednej strony jest w tym pustym i martwym świecie coś pociągającego, coś nierzeczywistego i fascynującego, z drugiej strony wiem, że teraz najbardziej potrzeba mi wody, którą mogę zaspokoić pragnienie. Być może mam pierwsze objawy odwodnienia. Brakuje tylko, żebym zaczął widzieć jednorożce.
Kiedy się jest w magicznym miejscu, nawet tak niegościnnym, chciałoby się być niewidzialnym, żeby nie przeszkadzać. Albo być tylko tyle ile trzeba przy milczącej zgodzie najbliższego otoczenia.
Milczenie jest afrodyzjakiem dla TYCH miejsc. Kroki zdają się zaburzać harmonię. Nawet głębszy oddech zaalarmuje zagadane ptaki, jeśli by tu były, a szybszy, niesforny ruch, zagłuszyłby zapach drzew zmieszany z wodą, gdyby tu rosły i gdyby była tu woda.
Trzeba być czujnym, bo miejsce takie żyje o każdej porze, tylko warunki się zmieniają.
Staję się więc zimnym kamieniem i siedzę.
Teraz mogę czekać i myśleć. A nie. Teraz mogę przestać myśleć. Przecież jestem kamieniem.
No to czekam...
Z zamyślenia, czy może amoku, wyrwał mnie przedziwny widok. W moim kierunku pędzi jakieś niewielkie zwierzę. Podskakuje nad zaschniętą roślinnością. Zatrzymuje się na chwilę i znów pędzi na mnie. Słabo widać co to jest. Zanim się podniosłem, prawie pod moimi nogami, przewinął się kłąb zeschniętych gałęzi.

(https://www.tdm.pl/media/files/27b00f59ebaab9733a23d7e3e4ad56f8.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/bbf4c3f095c817acfe3a151ed7761594.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/d3131042d45cc34cb0169be1052b5521.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/99ec3e5037f72b3f4a38c719c6c2180c.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/aaaafb7739f00d7627d1dd6f30ae0ac5.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/caa68578505402c5cca7ed6a77fca7fc.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/703f92fe824fb2ab5496d73e006b6bb8.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/586880f622c2fe17dca94462284ea593.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/329f0d0391c8c4836956fc7ac62d38cb.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/87165fa005667c72ab716766176e1be3.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/4a79aa6c725d36ac9f6548af5137beb3.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/12ce6c12b3e887d590ff2a2fa05d930e.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f9969ffa2f49f9e7f153e2b74b55f921.jpg)

Zawróciłem. Droga nie jest ani trudna ani niebezpieczna. Z łatwością można dojechać nią do Gavater. Jednak osłabienie wydobyło ze mnie odrobinę rozsądku. Bliżej jest do głównej drogi niż do wspomnianej wioski. Nie wiem nawet, czy dobrze jechałem, bo na mapie w GPS, TEJ drogi nie ma.
Nie wiem też, jak się to stało, że jadąc w tamtą stronę, nie zauważyłem ani dwóch(!) wiosek, ani małego zbiornika wodnego. Dziura wykopana w piachu, wypełniona wodą. Gdyby nie zdjęcia, teraz bym w to nie uwierzył. Jak mogłem ominąć te miejsca i nie pamiętać o tym... Przy sadzawce jest dwóch mężczyzn i ich motocykl. Zatrzymali się, żeby zmoczyć swoje chusty. To pomaga oddychać w pyle. Zdają się mnie nie zauważać, więc i ja ich nie zaczepiam.

(https://www.tdm.pl/media/files/acef51fc6a830c5d8f1d0d9d2c6924f6.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/3518d5707b116d0ecfda7a8a7da2d3ca.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/c4c00c24ee8a290a644f57623701dabf.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/61360c90d6691660b9bade09d9b9d910.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/9b86226722e80edb29b22b2777c83818.jpg)


W wiosce jest sklep. Porzuciłem motocykl przed wejściem, wpadłem do sklepu, wydukałem nieskładnie „salam” i niemal wyrwałem z lodówki sok brzoskwiniowy i dużą butelkę wody. Płacąc, jednocześnie piłem zimny, gęsty, orzeźwiający sok. Sprzedawca patrzył podejrzliwie na niewychowanego dziwaka, ale w tym momencie było mi to obojętne. Wydał resztę, a ja puste już opakowanie wrzuciłem do kosza stojącego pod sklepem. Chyba jeszcze nigdy tak szybko nie piłem.

(https://www.tdm.pl/media/files/623852f117a53b7453593d040720da65.jpg)

Nie są obojętni za to ludzie, zebrani wokół motocykla. Stali w pewnym oddaleniu, ale kiedy wsiadłem na motocykl, Zaczęli mówić, pokazywać i prawdopodobnie pytać o różne rzeczy. Prawdopodobnie, bo w swoim języku. Jednego zaintrygowała nawigacja. Nie umiem na migi zaspokoić jego ciekawości. Odjechałem kilka kilometrów od sklepu i tu wlałem w siebie prawię całą zawartość butelki z zimną wodą.

(https://www.tdm.pl/media/files/7709d4c4d75f4d0ccfdbf4d485dc1b15.jpg)

***

Przede mną Chabahor, najdalej na wschód wysunięte miasto portowe. Zostało około 70 kilometrów. Dalej dziś nie pojadę. Sok i woda, przywróciły mi na tyle energii i przyniosły taką ulgę, że do miasta jechałem bez miraży, a ból głowy jakby stracił na sile. Mimo to jestem wycieńczony upałem.

(https://www.tdm.pl/media/files/3d4f91218574ef65b585ac0aec0d20c4.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/0b3309d9ec2313189cc3af2981544419.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/6dd926af48a2d269e155d604595c0687.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/cd51f67589f5343b046100359b2e2f19.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/0fa93a4622703d804d07f037c2fd3d5c.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/a8823cecf17530183071e0b08a4f0ee0.jpg)

Hotel wyszukałem w GPS i bez zbędnego kluczenia dojechałem do niego. Ma on jednak dwie wady.
Po pierwsze jest położony blisko centrum, ale wokół nie ma niczego interesującego. Nadmiernie szerokie ulice, olbrzymie rondo, flagi na wysokich masztach, wielki, opustoszały parking. Po drugie, nowoczesny, urządzony luksusowo i mimo kilkumetrowego sklepienia w holu, chłodny od bardzo wydajnej klimatyzacji, jest za drogi.
Może zapytam kogoś?
Biały, hotelowy budynek jest tak wielki, że umieszczono w nim też biura różnych firm. Wszystkie pozamykane oprócz jednego. W środku klimatyzowanego pomieszczenia dwa stanowiska komputerowe i dwóch mężczyzn. Pachnie perfumami i świeżością. Obaj ubrani na styl europejski, z nienagannymi fryzurami. Jeden z nich to Farzad. Farzad świetnie zna angielski i trudno mi nadążyć za tym, co mówi. Chyba prowadzą ubezpieczalnię.
Kiedy zapytałem o hotel w pobliżu, naiwnie pomyślałem, że skończy się na wskazaniu celu na mapie. To jednak Iran. Tu nic nie kończy się ot, tak po prostu, a jak coś jest niezałatwione, to znaczy, że to jeszcze nie koniec załatwiania.

(https://www.tdm.pl/media/files/b819c8cdd3a27174ea8fcee5e2362274.jpg)

Farzad zaprowadził mnie do hotelu, który przecież przed chwilą zbadałem pod kątem swoich możliwości. Mówiłem mu, ale ten niezrażony i tak nalegał, żeby pójść jeszcze raz. Prawie spaliłem się ze wstydu, kiedy pytał tę samą recepcjonistkę o zniżkę dla cudzoziemca. Funkcja pocenia się wróciła.
Skoro jest za drogo, postanowił, że pokaże mi tańszy hotel. Wróciliśmy po kolegę Farzada.
Obaj mężczyźni skończyli pracę, wyłączyli komputery. Jeden uzbroił alarm przy drzwiach i wyszliśmy na popołudniowy skwar pustego placu parkingowego. Mam nadzieję, że skończyli jak zwykle, a nie przeze mnie.

(https://www.tdm.pl/media/files/45b8ca1c1d3ae6f426292759effd6173.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/2f27c96a75bd94c754a7e4476c2abcc6.jpg)

W cieniu blaszanego zadaszenia niedaleko wielkiego ronda siedzą albo kucają ludzie. Nieopodal stoją zaparkowane ich małe, białe samochody. Kolega Farzada, którego imienia nie zapisałem niestety, warknął na kierowców, jakby wydawał rozkaz. Wszyscy zerwali się z kucków na równe nogi i jeden z nich otworzył drzwi swojego auta. Mam jechać za tym autem.

(https://www.tdm.pl/media/files/300ca3be3a75f762f218452b9937509d.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/5ca4fb262b1fb722d375746c66177d7e.jpg)

Miasto jest większe niż myślałem, a centrum wcale nie jest tam, gdzie ekskluzywny hotel. Nasz mini konwój mija kolejne przecznice, ronda i dzielnice. Zatrzymujemy się przy bramie, w którą tylko ja mam wjechać. Jesteśmy na miejscu. Dziedziniec wyłożony płytkami. Ściany dają cień, choć wyraźnie czuć jak ciepło bije od nagrzanej powierzchni kafelków. Dziś nocuję w "Sepideh Hotel".
Nie wiem, czy to zwyczaj, czy tak mizernie wyglądam, ale na powitanie dostałem od recepcjonistki butelkę zimnej wody. Wszystkie formalności załatwia za mnie Farzad. Zapisał też swój numer telefonu, nalegając, żebym dzwonił w razie jakiejkolwiek potrzeby.

(https://www.tdm.pl/media/files/2611f8feca5bcdd0c27d932a8cca435b.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/10413f04593b6aab673f77950103ac08.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/8241a25e2509c96fdb913f1ffbd11387.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f702954a0270c68590fd5cedfd60c80b.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/4a40f163bf487eb158f8e75467409699.jpg)

Niekończące się korytarze, zakręty, zakamarki, skrzyżowania i schody. Wszystko to w gorącej atmosferze jakby ktoś w piecu napalił. Rozpływam się, niosąc klamoty zdjęte z motocykla. Pokój nie jest może luksusowy, ale zupełnie odpowiada moim potrzebom. Przed chwilą włączony klimatyzator, wyje w ścianie, próbując sprostać moim termicznym oczekiwaniom. Zanim się schłodzi, zdążę wziąć prysznic.

(https://www.tdm.pl/media/files/f21cd272deae4aa06aa9a7fcea00e7dc.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/9778ab9b5669c725abd64f98de3add6f.jpg)


***

Długi, zimny prysznic całkowicie postawił mnie na nogi i zdążyłem już zapomnieć o swojej hydronierozwadze.
Mam szczęście. Hotel położony jest w bezpośredniej bliskości bazaru. Gdzie jak nie na bazarze można zobaczyć, jak żyją, co robią, jedzą, sprzedają, kupują i kim są ludzie. Tym bardziej że nie jest to uturystyczniony Egipski Bazar w Stambule. To bardziej jak Bazar Różyckiego na starej Pradze w Warszawie i to taki z czasów swojej świetności.
Choć z socjologią mam niewiele wspólnego, mogę przyjąć za pewnik, że na bazarze spotyka się przedstawicieli najbardziej licznej części populacji. Ludzi średnio zamożnych. Są więc typowymi przedstawicielami miasta a może i regionu. To na bazarze można odkryć, jakie panują normy społeczne, jak kształtują się więzi między ludźmi, ich relacje, zależności, zasady. Pokazuje, jak każda z osób wzajemnie oddziałuje na siebie i przyporządkowuje się do zbiorowości. Bazar to taki region w pigułce i średnia wszystkiego.
Mało tu kobiet. Mężczyźni handlują, gotują, tworzą, sprzątają i naprawiają. Kobiety nie zapuszczają się same na bazar. Jeśli tak, to są w towarzystwie męża, brata albo ojca. Tak sądzę.
Druga rzecz, jaka rzuciła mi się w oczy to pasja. Jakaś taka wewnętrzna energia, z jaką ludzie ci podchodzą do swoich zajęć, jakby od tego zależał nie efekt ich pracy a ich samopoczucie. Przy tej temperaturze i takiej wilgotności…

(https://www.tdm.pl/media/files/031ce5cae732196530484555a6ba0bbd.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/81bef29f9272e2ad4906786f4d0389c9.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/10b54075970fb88e83efed73f4eece8d.jpg)

Mimo świeżego ubrania cały się lepię. Bliskość Zatoki Omańskiej, oprócz temperatury, też daje się we znaki.
Na prowizorycznym blacie, wyglądającym jakby był sklecony ze starej szafy, trzy miksery. Ledwo je zauważyłem, bo kolejka. To producent napoju tworzy mieszankę, której trudno się oprzeć już na sam widok.
Wrzuca do pojemnika lód, obrane przez pomocnika małe, miejscowe banany i chyba cukier. Miksuje to wszystko dokładnie. Za chwilę powstaje napój tak smaczny, że nie mogę mu się oprzeć. Nasyciłem się po drugim. Obok, ktoś inny przyrządza ciastowe trójkąty smażone na głębokim tłuszczu. Mówią na nie „samuse”. W środku nafaszerowane są ziemniakami i ostrą papryczką chili. Po tym daniu musiałem znów napić się bananowego napoju.
Później zobaczyłem, że miejscowi jedzą samuse, maczając je w sosie. Siedzą w kucki w grupie za „barem”. Wstydzę się dołączyć, choć chciałbym spróbować tego sosu.
Nienasycony, zamawiam też kawałki kurczaka z małego grilla, zawinięte w placek. Też na ostro, a dodatkiem jest kapusta. Smakuje jak kiszona.

(https://www.tdm.pl/media/files/27c773232f4225b5e61f838bbd0bf019.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/e4f55ec108898710a5f6fb6f367eea29.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/8adaac4ab497c60e4ae08bdc749a1dc2.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/dd0817a545c4b0151486e9b87210af79.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/6d3e7491aad5965b0367e05d54b9ee58.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/b6daea3b700aecbfd9e0dc835561889d.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/ad83a80783aa2d355cca3287de8be23b.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/b14d5d56be1914e12b7dc30beaa09eef.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/c3b4f834def5ce3a6b577e2ed716ed54.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/9a844bef94ca7fd42d934ae236c58e48.jpg)

Chyba będą wybory. Ludzie gromadzą się pod specjalnymi, dużymi namiotami. W środku i na zewnątrz podobizny liderów. Omawiają coś, agitują, tłumaczą.

(https://www.tdm.pl/media/files/e50693b0c4b1d7ab3fd44c6bf4db92c7.jpg)

Na bazarze dzieje się tak wiele, że trudno jest opisać pozorne zamieszanie, atmosferę, zapachy. Każdy szczegół wymagałby oddzielnej formy, jakiegoś opisu dokładnego. Za to całość jest jak kalejdoskop i nie sposób spamiętać, czy nawet zapisać wszystkiego. Nie będę nawet próbował. W końcu to bazar.
Wyszedłem z niego po drugiej stronie. Tu zaczyna się wielkie miasto. Szum samochodów, ludzie zmierzający w swoich sprawach. Wszystko tętni życiem mimo późnej pory. W tym chaosie, pod murem człowiek naprawiający klapki. Zajęty swoją pracą, nie zwraca uwagi na toczące się dookoła życie miasta. Musi zarobić na jedzenie.
Żebrząca kobieta odwrotnie. Skupia się na kontakcie z przechodniami, żeby tylko rzucili „grosz” do ręki.
Mężczyźni w kucki załatwiający jakąś sprawę z handlarzem. Są pomiędzy naprawiaczem klapek a żebraczką. Skupieni są na swoim rozmówcy, ale mają świadomość życia toczącego się wokół, bo się rozglądają czasem.

(https://www.tdm.pl/media/files/ff23621abd0ba82326be43b0d527284d.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/dc2df9e11aca400d67de9f7f51013212.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/6581121c119717cf7942a0dc94e26ee9.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/4732f7d3a1212bf7488d06ce1fc9708f.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/3f310693bd41224d9ff5bd5df40bdecb.jpg)

Wracam do hotelu przez bazar. Bazar kończy swoje działanie jakby od zewnątrz do środka. W środku jeszcze wre, kiedy na jego obrzeżach już pusto i odludnie. Ludzie pozwalają się fotografować, a niektórzy nawet nalegają na to, widząc aparat. Korzystam więc z tego przywileju na swój własny sposób.
Ostatnie uliczki i zakamarki przeszedłbym w absolutnej ciemności, gdyby nie słabe, żółtawo-pomarańczowe światła rzadko ustawionych latarni.

(https://www.tdm.pl/media/files/925540e99d4b9be9111776893ec4105d.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/9fe174003a440d787b73902437756a2d.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/38fc309b162b90408023034c347b0cce.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/bffc011b5b7f0379a588f5cf7ebb7d73.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/1ec0d768939f508422538348d53899cc.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/2e10216b0109aea910caf4c85b3afafd.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/d25b666d55f992bb3d2a5f7971d6b7e5.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/312bab0bf8b22c4692b4b48138bef092.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/c249e152865b2ab6dff8ae32393c16a5.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/45a435c64ae46ae9dcd93ba39da97711.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/5e78bd04c7227e4b824314c051130df1.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/84eadc6cf0085999cd36211ccf679b43.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/8200029bd78e9dd0a3b91be05dc3f81a.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/6665b740823be2a74fb8ed36ab1e5502.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/d879ed51ab8c189cd167bbd936441096.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/3ae247a0b3c6cba141b17d8b20027c48.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/9d2c955559e4ebaaa18af4d032db9e8b.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/fe8331bd4040c1af5b7d0ab8f4711b9d.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/568c17832928db0ad21862a19bf540f0.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/b98e9875777ea77f1196175ebca0dd2f.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/e892abed453074d657d98605a0f80deb.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/8d5302cf206ed92e703e825398741f06.jpg)

Dzień kończę w holu hotelowym przy dwóch litrach zimnego, gazowanego napoju. Jest tu stół bilardowy. Mogę przyglądać się grze czterech mężczyzn. Jest też telewizor. Programy informacyjne niczym nie różnią się od tych w innych krajach. Pieniądze, polityka, przemoc, wypadki, wojny, nieszczęścia, ludzkie dramaty. Jad zwątpienia, strachu i pogardy sączy się z pudła, żeby niepostrzeżenie wmówić światu, że świat jest zły a ludziom na nim żyjącym, że ludzie są źli. Telewizja strachu. Kiedyś uprzytomniłem sobie, że wcale nie trzeba oglądać tego bełkotu grozy. Wystarczy fonia, żeby podświadomie zaznać niepokoju. Dopiero tutaj dotarło do mnie, że wcale nie trzeba słuchać ani rozumieć co mówią, bo obrazy mówią same za siebie.


Mapy

(https://www.tdm.pl/media/files/4e6130180c640376a8964442d9816571.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/82d555188549a7da519bd45e0307eabd.jpg)

CF

*Temperatura mokrego termometru -  https://pl.wikipedia.org/wiki/Temperatura_mokrego_termometru (https://pl.wikipedia.org/wiki/Temperatura_mokrego_termometru)
**Krokodyle w Iranie - https://en.wikipedia.org/wiki/Mugger_crocodile (https://en.wikipedia.org/wiki/Mugger_crocodile)
Tytuł: Odp: O gościnności, dróg sekrecie i najgorętszym miejscu na świecie.
Wiadomość wysłana przez: Medyk w Grudzień 13, 2021, 22:11:40
Drogi Mój Kolego z Siodła.
właśnie dotarła do mnie informacja /medialna/że nie pisałem tu od 120 dni. Na ile ignoruję przekaz TV o stanie  świata, o tyle zaczynam się martwić o Ciebie. Bo nikt nie potwierdził że jeszcze istniejesz. Mentalnie jesteś nie do zapomnienia, i o to jestem spokojny -skopiowałem Twój Pamiętnik. Ale personalnie? Żyjesz? napiszesz coś jeszcze? Czy moge ze spokojem, DUCHA wspomnienia wydać jako książkę? Dopiszę Twój powrót i historia będzie pełna...
A może zrobisz to sam?
Tytuł: Odp: O gościnności, dróg sekrecie i najgorętszym miejscu na świecie.
Wiadomość wysłana przez: CeloFan w Grudzień 14, 2021, 07:20:36
 :deadtop4:
Będę pisał. Za mało czasu jest na dobę, ale dokończę.
Tytuł: Odp: O gościnności, dróg sekrecie i najgorętszym miejscu na świecie.
Wiadomość wysłana przez: CeloFan w Styczeń 23, 2022, 00:41:30
 :deadtop4:

27–my dzień. 16 maja.
101972 – 102220
248 km.
Chabachor – Kombaki

Do Bandar-e-Abbas, skąd wypływa prom na wyspę Qeshm, jest dwa dni drogi. To ponad 700km. Pewnie poszukam noclegu po drodze, bo nie chcę zatrzymywać się w tym wielkim mieście portowym, tylko w biały dzień być już na wyspie.
Schłodzony klimatyzatorem pokój, opuściłem bez przyjemności. Długi i nagrzany porannym słońcem korytarz, zdaje się być piekarnikiem. Postękując z wysiłku pokonałem schody w dół, przestronny hall z małą recepcją i na koniec wyszedłem na wykafelkowane podwórze zalane słońcem. Stojące powietrze podwoiło wysiłek, jaki włożyłem w ten krótki spacer, ubrany od stóp do głów w ciężkie ciuchy motocyklowe. Chwilę wcześniej sprawdziłem poziom oleju w silniku, jeszcze w normalnym ubraniu. Wiedząc, że czeka mnie długa droga z pokoju do motocykla, zabrałem ze sobą na raz, cały bagaż. To on przyprawiał mój oddech o sapanie. Jest dziewiąta, a powietrze już pali.
Na dziedzińcu, człowiek fotografuje smartfonem motocykl. No i kiedy tylko zobaczył okazję, także mnie. Zazdroszczę mu zwiewnego, lekkiego ubioru, klapek i suchego czoła.

(https://www.tdm.pl/media/files/1c925105ade20555da6b23242b3e243a.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/b4cea21b7c2fb2ec7776847c032b3d04.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/c51e1234e9e84ccd1c8d6577fca65613.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f5db0a9f80baba948cf9d634df312d9e.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/bc3678ced54b016d5db6d33542b358ba.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/0f30b3d50137f441a3c3562bd1e07825.jpg)

***

W centrum Chabachor nie znalazłem stacji benzynowej. Benzynę jeszcze mam, ale doświadczenie podpowiada mi, że lepiej mieć pełno niż liczyć na szczęście. Na południowym wschodzie Iranu, benzyna to towar deficytowy.

(https://www.tdm.pl/media/files/59093a685410da5333595b6fa4c7da39.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/d893cc1336e350ba968ace7dc8f9465e.jpg)

Odnalazłem w GPS najbliższą stację paliw. Mijam luksusowy hotel, w którym nie chciałem nocować, spod którego wczoraj odjechałem za Farzadem i jego kolegą do hotelu Sepideh.
Na rogatkach miasta stacja jest, ale nieczynna. To znaczy obsługa pracuje, ale nie ma benzyny. Z rozmowy na gesty wyszło, że następna stacja jest za pięć kilometrów. Poszukam więc szczęścia dalej.
Wilgotny upał oblepiający każdy skrawek ciała, dokucza każdemu. Nawet policjanci, czekający z radarem na zbyt szybkich kierowców, odpuścili sobie przepisowe stroje, żeby tylko ulżyć gorączce dnia.

(https://www.tdm.pl/media/files/f343a915d3a89028f185ea33fa9dc00b.jpg)

Zieleni i tak skromnej coraz mniej. Krajobraz zmienia się z każdym kilometrem. Rzeki bez wody, pustkowia, skały jak z książek Lema. Szpalery drzewek, sadzone wzdłuż głównych ulic Chabachor zniknęły już dawno, razem z ulicami miasta, na rzecz dziko rosnących, równie niskich krzewów. Rzadka zabudowa mieszkalna, przekształciła się w przemysłowy miszmasz szpetnych, byle jak postawionych budynków. W końcu i to zniknęło.

(https://www.tdm.pl/media/files/3eea6c4a2c88eb97b1275497fa02dc10.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/424f8a99630750e538988291cc7c187a.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/3e42e4adeb81c1870399eed7aed7404b.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f1ff4993d8c266a2b04b03d345fa420f.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/7454de47e6f263558d6c9d049bfa26ea.jpg)
 
Pracownik nieczynnej stacji miał rację, choć nie było to pięć kilometrów, a piętnaście. Jedna karta paliwowa obsłużyła kilka samochodów i mój motocykl. Tak jakoś reglamentuje się tutaj oktany. Na kartę. Zbiorniki pełne i jakoś lepiej się z tym czuję. To takie uczucie, kiedy po długotrwałym głodzie, zje się smaczny i syty obiad. Szóste przykazanie Dekalogu Tkliwego Nihilisty mówi: Nie tresuj swojego stresu. Tak też robię. Nie rozpamiętuję. Po prostu cieszę się drogą.

(https://www.tdm.pl/media/files/be19dd96ef6f435fa1b10a7f14ace389.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/b6688de4e4e3ea73ee659ba761c17122.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/a5ac3d2ecede890e8a5eeda7977721cf.jpg)


***

Wokół pusto, jeśli nie liczyć piachu, kamieni, rozedrganego temperaturą pyłu, unoszącego się w powietrzu. Nieruchawą, pozbawioną życia okolicę, nawiedzają co jakiś czas, jedynie różnej mocy i wielkości trąby powietrzne, wprowadzając ruch w martwą naturę wybrzeża Zatoki Perskiej. Czasem też, wąskim asfaltem z naprzeciwka przejedzie samochód. Skąd jedzie? Dokąd zmierza? Co za sprawa gna kierowcę po tym pustkowiu? Oczywiste, że nigdy tego się nie dowiem.

(https://www.tdm.pl/media/files/e134083c603ca37855201aa9e52a0d44.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/b3d6776cbdc8eb35e372eb62c9604ce7.jpg)

Silnik terkocze miarowo, koła szumią w zetknięciu z asfaltem, wilgotny pęd powietrza wkrada się w każdą możliwą szczelinę ubrania. Przyczyna i skutek. Jadę więc tu jestem. A może na odwrót? Zaostrzone u swoich szczytów skały, przywołują ostrze spracowanej brzytwy, pokazane w mikroskopowym okularze. Ich faktura jest świadectwem starości, albo delikatności materiału z którego powstały u swojego zarania. Czas i wiatr nadzwyczaj długo musiały rzeźbić finezyjne, nietypowe konstrukcje. Z zachwytem patrzę na ten proces, choć właściwie mogę go sobie tylko wyobrazić. Zbyt mało czasu mamy, żeby dostrzec rękę natury, najpierw wynoszącą szczyty ponad ziemię, a potem degradującą je z upodobaniem każdego dnia, miesiąca, roku, stulecia, tysiąclecia. Szukam kształtu tych zjawisk. Ogólnej wizji powstawania i końca. Przyczyny zmian, albo projektu i śladu twórcy tegoż projektu. Może trzeba szerzej spojrzeć na przemijanie. Może już samo przemijanie zawiera w sobie początek i koniec, a to co w tej krótkiej chwili jest, jest jednocześnie twórcą, lub twórcami, powstaniem, byciem i przeminięciem. Jednak według naszej wiedzy o świecie, kiedyś to się zaczęło. To wiedza pewna i niepodważalna? Jakie jest prawdopodobieństwo, że jako ludzkość nie mamy racji? Po co? Kiedy? Czym jest i czy jest, jedno zjawisko i jedna siła sprawcza? Widzimy wszystko co widzimy, czy to tylko rodzaj efektu końcowego na tę chwilę? Czy to przypadek? Jaki jest cel istnienia tego, co właśnie widać? Czy jakiś jest?

***

Upał zmusza do radzenia sobie z nim. W oddali widać budynek stacji benzynowej. Nie, nie będę znów tankował. Mam jeszcze dużo zapasu. Muszę się schłodzić.
Z ulgą leję na siebie wodę ze starego kranu. Gdzie tylko sięgnę. Przedramiona, tors, uda, szyja. Wszędzie. Woda obficie ocieka ze mnie na stare, krzywo położone kafelki podłogi. Zaraz wyschnie. Taki obfity „prysznic” na ubranie przyniesie ulgę na około pół godziny jazdy. Wystarczy, żeby poczuć się jak w klimatyzowanym kombinezonie.

(https://www.tdm.pl/media/files/fff1fcf71e66d002e318c08cd1115cd1.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/60e36b1671f614fb43ebc48f9f2d642d.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/01d77e7f4ff1297a62b929211dd70039.jpg)
 
Z tym jeszcze się nie spotkałem nigdzie. Droga faluje i ugina się, jakby asfalt położono częściowo na ruchomych piaskach. Jedzie się z widokiem po horyzont, żeby za chwilę zjechać w jakieś takie załamanie drogi. Bywa, że poza dołem w który się wjechało nie widać nic poza nim. Za chwilę wyjeżdża się i po krótkiej chwili znów to samo. Jak na statku płynącym pod fale wzburzonego morza. Czy to ma powstrzymywać przez zbytnim rozpędzaniem się samochodów? Być może. Każdy taki dół, zaczyna się i kończy śladami hamowania.

(https://www.tdm.pl/media/files/d2dfd31499b71061685496693a13da34.jpg)

Są też inne sposoby. W Polsce mówimy na to „leżący policjant”. Takie hopki ustawiane są najczęściej tam, gdzie trzeba zwolnić. Tutaj projektant systemu powstrzymywania prędkości, posunął się dalej i kazał wybudować takie powstrzymywacze nawet tam, gdzie zdaje się to być zbędne. Prosta droga, w oddali tylko jedno drzewo. Przejeżdżam szybko przez wspomnianą hopkę, minąłem drzewo. Właśnie w chwili kiedy myślałem o oponach, że nie są zbyt podatne na przebicia, łapię kapcia z przodu. Z przodu! Motocykl stracił trakcję. Kierownica chce wyrwać się z rąk a przednie koło myszkuje gwałtownie w prawo i w lewo na przemian. Maszyna STOP.
Chyba coś się wbiło, choć w pierwszym momencie myślałem, że to przez garb, który bardzo szybko przejechałem. Zawracam powoli pod drzewo. Tylko tam jest nieco cienia w całej okolicy a naprawa kapcia na słońcu to  pewne poparzenia.
Już rozmyślam jak przegonić kozy, które upodobały sobie to samo miejsce, a tu znikąd nadjeżdża dwóch ludzi małym motocyklem. Turbany z arafatek na głowach. Usta i nos zasłonięte przed wszędobylskim pyłem. Lekkie, zwiewne ubrania powiewają chaotycznie. Nie wyglądają złowrogo, ale włączyła się we mnie jakaś nielogiczna ostrożność i stereotyp człowieka owiniętego chustą jak maska. Macham do nich w nadziei, że się zatrzymają i jakoś rozpytam o wulkanizację w okolicy. W końcu gdzieś zmierzają przecież i są miejscowi. Takie motocykle służą tu do krótkich podróży.
Mało we mnie wiary w tej sprawie, bo ostatnie kilometry to wszechpustkowie. Tylko wielbłądy i osła minąłem.
Faceci zatrzymują się natychmiast. Pewnie zrobiliby to i bez mojego wymachiwania. Zdejmują swoje chusty i… To dwóch młodych, roześmianych od ucha do ucha ludzi. Ależ ze mnie głupiec. Dałem się przez chwilę ponieść informacyjnej propagandzie i medialnemu bełkotowi o ludziach w arafatkach. Krótka to była chwila, ale długo sam siebie za to beształem w myślach. Tym bardziej, że w to co stało się dalej, chyba bym nie uwierzył, nie będąc świadkiem.
Pokazuję na przebitą oponę. Długo nie myśląc, jakby od razu z takim zamiarem przybyli, każą jechać za sobą. Proszę tylko żeby bardzo wolno. Kierownica trzęsie i chce wyrwać mi ręce. Zjechałem za chłopakami z asfaltu w szeroki, ubity ślad wyznaczający drogę. Jedziemy w kierunku zatoki. Teraz trochę kamieni. Muszę jeszcze bardziej zwolnić. Moi przewodnicy też zwalniają, żebym się nie zgubił. Pokazały się zabudowania. To wioska. Wśród z rzadka postawionych budowli jest nawet kilka drzew.

(https://www.tdm.pl/media/files/4a969f85e135d30ab660bf1610964476.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/739904a1ef81235da6d41886613579ad.jpg)

W końcu moi przewodnicy skręcają za jednym z budynków. Z początku myślałem, że mam szczęście i trafiłem do wulkanizatora. Jednak takie warsztaty to przeważnie improwizowane pomieszczenia. Ten budynek jest najbardziej okazały ze wszystkich w okolicy, choć w żadnej mierze nie wygląda na wyjątkowy, czy nowy. Chociaż… Jest częściowo pomalowany na niebiesko. Inne budynki to surowa cegła. Chyba to pustak. Skręciłem za chłopakami w prawo i zatrzymałem się na betonowej podmurówce, wzorem moich przewodników. Jest tu nieco cienia i stojąc pod ścianą, można z niego korzystać.

(https://www.tdm.pl/media/files/a4ff94d49aa498534f01f9d716d0a457.jpg)
 
Nie dane mi to jednak było. Są tu inni ludzie. Jeden z nich to Mussa. Drugi, młody pomaga mu. Ledwo zdążyłem wypakować z bagażu klucze, pompkę i zapasową dętkę. Nie zdążyłem za to nawet się schylić, żeby zacząć ją wymieniać. Mussa ze swoim pomocnikiem, już wzięli się do pracy. Bez zastanowienia, bez pytania. Po prostu. Jest człowiek, ma kłopot, trzeba zakasać rękawy.

(https://www.tdm.pl/media/files/6afbb775ae670446e17c75d09029480f.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/8dc8e1d2872d13b70a70cd6ffbbc69f1.jpg)

Ja tym czasem, zostałem zaproszony do klimatyzowanego pomieszczenia z drzwiami obleczonymi solidną kratą. Co za ulga. Mokre od potu ciuchy, chroniące choć trochę od skwaru, teraz zaczęły przeszkadzać. Czajnik właśnie pstryknął, sygnalizując, że woda gotowa. Słodka, gorąca herbata, dziwnie dobrze zaspokaja pragnienie. W zbawiennym chłodzie jednak długo nie wytrzymałem. Ciekawość wypychała mnie na zewnątrz. Co robi Mussa z kołem motocykla? Może trzeba coś podpowiedzieć, coś zrobić. Nie trzeba. Wychodziłem kilka razy, ale Mussa zabrał koło do sali szkolnej i tu, w cieniu koło naprawił. Tak. Ten najlepiej utrzymany budynek to szkoła.

(https://www.tdm.pl/media/files/154d91410c210d2b3856abed73c10c6d.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/bdb1e1b0de70286911a8b2a6fdd384bb.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/d820bd569333693843ff8a33084dc482.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/cdc4f8a02f058531c7fc7d64018c9610.jpg)

Dwóch chłopaków, którzy zatrzymali się na drodze to Samad i Mohammad. Jest z nimi jeszcze Ahmat. Wszyscy trzej są nauczycielami i mają po około 24 lata. Nie pochodzą stąd. Samad mieszka w Fasa, oddalonym od wioski Kombaki, w której jestem o niespełna dziewięćset kilometrów. Mohammad pochodzi z Mechmani. Do domu ma trzysta kilometrów, a Ahmat jest z okolic Isfahan i do domu ma prawie tysiąc czterysta kilometrów. Ponieważ w tym regionie nauczycieli brakuje, rząd sprowadza ich z miast. Uczą trzy miesiące i jadą do domów na tydzień i znowu do szkoły. W szkole uczy się sześćdziesiąt troje dzieci w wieku od sześciu lat wzwyż. Myślę, że to odpowiednik naszej podstawówki. Teraz szkoła jest zamknięta a nauczycielom kończy się kontrakt i są tutaj ostatni dzień. Wakacje? Może zaczynają się w Iranie wakacje.
Mussa uwinął się w pół godziny. Dobry czas jak na pierwszy kontakt z KaTeeMem.

(https://www.tdm.pl/media/files/e1237c448c0a0b012803574e51851f24.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/cfa65d8344d0768aa7522481f0aee2b4.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/ee5e95391a8aac48da5a862e4d1f72a8.jpg)

Po naprawie koła, szykuję się do odjazdu. Takie to szykowanie było, że zdążyłem wziąć pierwszą torbę do ręki, a tu opór. Mohammad, ten który prowadził motor kiedy zobaczyliśmy się na asfaltowej drodze, zaproponował żebym został na noc. Poznałem już znaczenie słowa taarof, więc uprzejmie dziękuję, dziękuję i dziękuję, ale to nic nie daje. Do zaproszenia dołączyli pozostali dwaj nauczyciele. Chociaż miałem zamiar zatrzymać się gdzieś dalej, to jednak planu żadnego nie brałem pod uwagę. Zostanę z przyjemnością.
 
Pomieszczenie z klimatyzatorem, to jakby pokój nauczycielski, mieszkanie nauczycieli i pokój gościnny jednocześnie. Buty oczywiście zdejmuje się przed wejściem. Podłoga wyłożona jasnobrązową  wykładziną. Śpi się na ułożonych na niej kocach, pod oknem. Po przeciwnej stronie mały, kineskopowy telewizor na krześle obok wąskiej szafy. Szafa, to jednocześnie archiwum ze szkolnymi dokumentami i miejsce na ubrania. Dokładnie jej drzwi służą za wieszak. Trochę dalej pomieszczenie gospodarcze. Trzyma się tu półprodukty w puszkach, ryż, przyprawy. Tu zmywa się naczynia w małym zlewie i tutaj Mechmani przygotowuje właśnie składniki na obiad. Ja w tym czasie mogę wziąć prysznic. Prysznic to jest coś na wagę złota. Zimna woda pozbawia zmęczenia upałem, zmywa kurz drogowy i orzeźwia. Tutaj prysznic, to rurka wystająca z surowej ściany, przez którą leniwie sączy się woda. Światło dochodzi jedynie ze szpary nad zbyt niskimi, zamkniętymi na obiecankę drzwiczkami. Wystarczy go jednak, żeby trafić mydłem na cegłę wystającą z muru. Lepiej żeby nie upadło, bo otwór spływowy, nie jest niczym zabezpieczony.

(https://www.tdm.pl/media/files/0afb87d8d6f64be9ef2164d76f7d87ba.jpg)

Skończyłem szybki prysznic. Mechmani skończył siekać warzywa i idzie do pokoju gościnnego. Kuchenka gazowa na środku. Na niej wielgachna patelnia. Na patelni ugotowany na sypko ryż miesza się z rybą z puszki, właśnie dodały się tam świeże pomidory z kawałkami kurczaka. Zapach roznosi się po całym pomieszczeniu, a mi kiszki marsza grają. Uświadomiłem sobie jak bardzo jestem głodny.
Częstuję moich gospodarzy kawą turecką. Dobre zakończenie pysznego, sytego obiadu. Aromatyczna kawa prosto z najlepszej palarni kaw w Stambule, nie przeszkadza w porządku dnia. Nasz kucharz, Mechmani zarządza drzemkę. W dzień spać nie umiem, więc leżę wgapiony w niegdyś biały sufit, ograniczony niebieskimi ścianami i zastanawiam się nad fenomenem ludzkiej życzliwości.

***

Słońce już nie tak wysoko i cień wydłużył się nieco.
Leżąc na podłodze między innymi facetami, wymyśliłem, że za pomoc w naprawie, Mussa powinien otrzymać wynagrodzenie. Pieniądze nie wchodzą w grę, bo mógłbym srogo pomylić się w kwocie i wyszedłbym na skąpca, albo wywyższającego się krezusa. Mam przy sobie scyzoryk wielozadaniowy. Taki mały multitool.

Tytuł: Odp: O gościnności, dróg sekrecie i najgorętszym miejscu na świecie.
Wiadomość wysłana przez: CeloFan w Styczeń 23, 2022, 00:46:04
Słońce chyli się ku zachodowi, ale dla mieszkańców wioski to jeszcze nie koniec dnia. Upał zelżał na tyle, że da się żyć i normalnie oddychać. Po krótkiej drzemce, jedziemy grać w piłkę nożną. Tak. W nogę. To znaczy ja będę kibicem i będę robił zdjęcia. Zabrałem się z Samadem, jego 150-tką. Jest chyba najlżejszy. Jest wytrawnym motocyklistą i świetnie radzi sobie w piachu z takim nadbagażem jak ja. Za nami podobnymi motocyklami jadą piłkarze. Jak się okazało, cześć sportowców jest już na miejscu.

(https://www.tdm.pl/media/files/b99e1a9a8dd0f154121beb5b0ca53e00.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f3af78978edb86012d792855e6357016.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/950f4dbf6ab2e10a5943b2860c95ebc6.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/d3c32e6968b59f87c3ce54f592bebefe.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/ffb18894480ec1003c36a8a36fe052a8.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/966595b0d1862c1565aeb2b17d3df3a5.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/b83ec9c017b4dc1ca839416152da6de1.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/9160800c9ebe6f2bc784986280fa291e.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f27885f39b2dda392f4b591133ff3f16.jpg)

Prowizoryczne boisko, to przestrzeń z jednej strony ograniczona skarpą, na którą dojechaliśmy, a z drugiej, nie za wysokim wałem. Większość gra boso. Każde kopnięcie to masa pyłu. Wszyscy bez wyjątku grają z poświęceniem i zaangażowaniem godnym zawodowców. Nie zrelacjonuję meczu, bo chyba tylko gracze wiedzą kto przeciwko komu gra. Dodam tylko, że mecz, jak to bywa wśród pasjonatów, to pokaz nie tylko umiejętności i wytrenowania, ale też zachowań fair play, których tak brakuje profesjonalistom. Mussa natomiast, okazał się nie tylko najlepszym mechanikiem w okolicy, ale też liderem wśród piłkarzy.

(https://www.tdm.pl/media/files/eb65caf09fa8547776978b0ca8e86ea3.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/e5c478dce2763e5b38dd09a0f5ed1114.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/631bb17d93a50e3cc0122fcdaba74605.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/4acaf818a0c8dd82b774a4f057291a8f.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/7a013e435179332628200ac27e9b9725.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/633cc595b1f10afc4d229320c00243eb.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/50829fc4f41086a8fdd81e1dc7a36a05.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/203f91516e4f249058fb10fd3bdc59fa.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/3940ab28a87338c5d79d4f41ac3de08c.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/4c08d8c9385390cd02d03e83bbf08818.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/1cdb51266b605a12bfdfe73eeb224900.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/1a46e7c9e97528dfd9dd8e292f26a6d9.jpg)


Mecz się skończył, ale nie dzień, choć już ciemno. Wróciliśmy tą samą drogą do szkoły.


(https://www.tdm.pl/media/files/487987f642e544dd44ab8ccef2a8e33c.jpg)


***

Rozsadowiliśmy się pod ścianami. Wszyscy trzymają się za palce stóp. Ludzie napływają. Ten przyszedł właśnie, tamten już się żegna. Przychodzą, porozmawiają i odchodzą. Przyszedł też szef wioski – Eshak (Izaak) – żeby zobaczyć któż to korzysta z gościnności nauczycieli. Chudy, wysoki mężczyzna w turbanie, zasiadł pod ścianą i słuchał, niewiele się odzywając. Za to intensywnie patrzył. Samą swoją obecnością, wzbudzał ogólny szacunek.

(https://www.tdm.pl/media/files/2d4e7f9992bc327d05636f9aa78659f1.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/685b9baf94f0c0ac434e64e68452e578.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f2d922e65086c85f35ad4b00f9ee34c3.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/7ad18427cf7cca5619f619b7f3d1cf71.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/6afbe0109d438c343b3b5c18835feadb.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/085b4dc926ece99a82c839768d40488b.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/2ea770886d29fb659942056202a3be02.jpg)

Naliczyłem dwunastu mężczyzn oprócz mnie. Rozmawiamy na różne sposoby. Nauczyciele znają angielski, więc bardzo musze się wysilić, żeby coś z sensem powiedzieć. Tłumaczymy sobie różne słowa.

Mamnun – dziękuję
Kodahafez – do widzenia
Sobh bekheir – dzień dobry
Khab – spać
Khordan – jeść
Grazo – jedzenie
Hammam – prysznic
Pul – pieniądze
Sekkie pul – mało pieniędzy
Czek pul – dużo pieniędzy
Lebas – bluza
Birohan – tiszert
Szarlwor – spodnie
Lebose baluchi – tradycyjny biały strój 
Long – czapka biała (tradycyjny biały strój  )
Pog – też czapka biała

Innym wystarczą znaczące gesty.  Jest też mały Reza. Przyszedł z ojcem. Że też mu się chce po szkole do szkoły :) Ma ze sobą książkę do nauki dla 6-cio latków. Na pierwszej stronie (czytanej od tyłu) widnieje podobizna przywódcy Iranu…

(https://www.tdm.pl/media/files/cd19357be9044258ea35895599f8733b.jpg)

Jeden z gości ma ze sobą nass. Nass, to zielonkawy, dobrze zmielony tytoń. Zawija się odpowiednią porcję w bibułę i wsuwa  pod dziąsło. Tak też zrobił. Nie wiem jaki jest tego skutek, ale zrobił to z upodobaniem.

(https://www.tdm.pl/media/files/9257be2b58d9c08b7f3010029bcc904a.jpg)

Co chwila przychodzi ktoś nowy. Wszyscy uprzejmie witają się. Ze mną też.

Goście, rozeszli się a Mohammad, Samad i Ahmad zaczynają dziwne ruchy. Biorą prysznic, czeszą się, przebierają i czyszczą buty. 
Dziwią się, czemu tak siedzę, skoro zaraz wychodzimy.
- Wychodzimy?
- No tak. Nie słyszałeś? Jesteśmy zaproszeni na uroczystą kolację.
Co miałem słyszeć i po jakiemu? Opieram się znając zwyczaj taroof, ale nic to nie daje.
Jest już zupełnie ciemno. Światło kilku latarni, nie dociera tu wcale. W kałuży, po wylanej wodzie ze studni rechoczą żaby. Skąd się tu wzięły? W pięciu, idziemy, przyświecając sobie telefonami.

***

Domostwo do którego dotarliśmy jest jakby w kompleksie takich samych domów, ale cała posesja to własność jednego człowieka. Metalowa brama obita blachą i pomalowana dawno temu na niebiesko, stoi otworem zapraszając do środka. Przed bramą szczupły mężczyzna około 40 lat w tradycyjnym stroju. Zaprasza do środka witając się z każdym serdecznie. Buty oczywiście zostawiamy na zewnątrz. Dwa schodki prowadzą do pokoju z nierówną podłogą wyłożoną dywanem. Zostaję usadowiony pod ścianą. Dookoła porozkładane duże, twarde poduchy z kolorowej tkaniny. Sufit z drewna pomalowany na niebiesko. Wszyscy zasiadają wygodnie. Słowa rozmów unoszą się melodyjnie w powietrzu. Przyjemnie się słucha, choć niczego nie rozumiem.
Jest tu chłopak, który wszystkim usługuje. To syn gospodarza. Wygląda na kilkanaście lat i jak większość, nosi tradycyjny strój. Te tradycyjne stroje to lebose baluchi.
Widać, że chłopak jest dumny ze swojej roli. Teraz podaje wszystkim schłodzony sok pomarańczowy. Jak tylko komuś skończy się płyn w szklance, ten natychmiast bardzo usłużnie i z uśmiechem dolewa z dzbanka. Właściwie nie podchodzi, bo przy tej czynności zawsze jest na kolanach. Kiedy odmawiam następnej dolewki, wszyscy kończą pić sok i szklanki znikają. Teraz chłopak przynosi każdemu ciepły płyn w kolorze beżowym. Zaczyna ode mnie. Potem inni goście. Wydaje się, że doskonale zna zwyczaj i hierarchię przybyłych, albo został poinstruowany o tym. Beżowy płyn, to herbata z kozim mlekiem. Nazywa się chirczay (czyt. szirczej) Do tego cukiernica z kostkami cukru w środku. Jedną, albo dwie kostki każdy bierze do ust i to zapija herbatą. Robię tak i ja. Po wypiciu i dolewkach, chłopak znów zabiera wszystkie naczynia. Rozmowy trwają. Gospodarz, przez Mahmeda-nauczyciela, który jest teraz tłumaczem, rozpytuje mnie o różne sprawy. Jak się mam, czy mi się podoba, co sądzę o Irańczykach, które miejsca odwiedziłem do tej pory. Pytał o rodzinę, życie w Polsce, moje zdrowie. Nalega i powtarza to często, żebym czuł się jak w swoim domu. Oczywiście to niemożliwe, ale mam wrażenie, że mówi to zupełnie szczerze. Kiedy spojrzę na niego, zawsze pyta czy potrzebuję czegoś.
Po pewnym czasie, gdy wszyscy nasycili się rozmową, chłopiec przynosi olbrzymi płat zielonkawej folii. Wszyscy rozkładają ją na podłodze tak, że zajmuje większą część wolnej przestrzeni pomiędzy siedzącymi pod ścianami gośćmi. Kiedy wyrównana folia zagościła na dywanie, chłopiec i jeden z mężczyzn, zaczęli wnosić i kłaść na nią różne dania. Wniosły się więc przeróżne sałatki, ryż, kurczak robiony na różne sposoby. Średnio ostry sos z ziemniakami i czymś jeszcze. Jogurt z drobno pokrojonymi ogórkami na słonawo, plater z owocami i w końcu różnego rodzaju napoje i szklanki do nich, postawione do góry nogami. Teraz w pomieszczeniu roznosi się zapach jedzenia.
Jemy więc od razu, kiedy pan domu o to poprosił. Nie mam okazji samodzielnie wybrać dania. Pierwsze porcje kurczaka podaje mi gospodarz. Co chwila zerka na mnie i na to co jem i czego już brakuje. Choć siedzi daleko, dokłada to czego jeszcze nie spróbowałem. Na talerz kładzie kawałki melona, ryż, na to kurczaki i wszystko to zalewa sosem. Za chwilę pęknę, a końca tej uczty nie widać. Wypada odmówić? Jeśli tak to kiedy? Już, czy może kiedy osunę się na poduszki zemdlony z przejedzenia? Jeszcze pyszne małe banany. W Polsce takich nie ma. Te smakują zupełnie inaczej. Pochodzą z Iranu, bo tutaj, w tej części Iranu się je uprawia.
Wszyscy jedzą palcami, choć sztućce są. W przerwach między nie kończącymi się posiłkami, rozmawiam z Mohammadem-nauczycielem. Właśnie wspominam mu zgodnie z dobrą moją intencją, że podobają mi się lekkie i przewiewne stroje, w których Irańczycy chodzą tu na co dzień. Na moje nieszczęście nauczyciel powtórzył to gospodarzowi…. Ten, upewniwszy się, że właśnie o to chodzi, wyszedł z pomieszczenia, zostawiając na straży dopieszczania wszystkich, swojego syna. Wraca za pięć minut, dzierżąc w dłoniach biały zwój materiału. To jego koszula. To jego koszula! Taka sama w kroju jaką ma na sobie. Wręczając mi ją dwoma rękoma, nalega żebym przyjął ją jako prezent dla gościa. Mimo dużego sprzeciwu z mojej strony, wszyscy nalegają żebym przymierzył co otrzymałem. Teraz dyskutują żywo i omawiają sprawę przymiarki. Na szczęście jest za mała. Moje przymierzanie dało wszystkim wiele radości i śmiechu. Wbijając się w za małe odzienie, najpierw zaczepiam nosem o kołnierz, potem z pewnym wysiłkiem wbijając ramiona w rękawy, zawieszam się tak, nie mogąc cofnąć ruchu. Z pomocą przychodzą nauczyciel z gospodarzem. Kiedy pogrążony już, w uścisku za małej koszuli stoję, czując się jak szynka przed wędzeniem, śmiechom nie ma końca. Radosny, nie prześmiewczy, czy drwiący to śmiech. Przyjacielski. Teraz jeszcze tylko zdjąć ją tak, żeby się nie porwała. Bez trudności się nie obyło, ale z pewną ulgą oddaję koszulę właścicielowi też dwoma dłońmi. Pod koniec przedstawienia nie jestem nawet zażenowany. Ten śmiech był życzliwy i wesoły po prostu.
Teraz wspólnie zwijamy folię z resztkami po jedzeniu. Folia zabrana. Przyszedł czas na sjestę. Dyskusje trwają i jest kilka wątków. Nic nie rozumiem, póki ktoś nie zagai nauczyciela, żeby o coś mnie zapytał. Słowa falują dźwięcznie, zmieniając ton i prędkość wypowiadanych słów. Nikt już nie trzyma stóp przy sobie. Wyciągnięte nogi a każdy na swój sposób układa ciało na poduszce należącej teraz tylko do niego. Swobodne pozy sprzyjają relaksowi. Stara klimatyzacja błogo koi umęczenie po skwarze całego dnia. I ja rozkładam się wygodnie, pozwalając opaść ciału na moją poduchę. Właśnie, metaforycznie, poczułem się jak w domu.

(https://www.tdm.pl/media/files/ca5c95ae14354e228e0555fb36f70230.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/5de2a5e0625adaf094773850449aa4aa.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/64a31e527f5da6c3adf2da709e50aa3b.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/a87072ddf8e8b7741deca9daffa6e592.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/b663d082e4a68d7002203790a22531bc.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/2d87a36dce9010f59c132d12eccba4f4.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/354c11ca83c4bc4c323de74994a946e0.jpg)

***

Długim pożegnaniom nie ma końca. Blask żarówki nad wejściem do budynku, rozświetla krótką drogę do bramy. Tutaj stoi gospodarz i żegna swoich gości. Długie pożegnania, przyjacielskie gesty, uściski i pocałunki. Witali się jakby nie widzieli się lata i żegnają się, jakby rozstawali się na długi czas. I mi w udziale przypadła część tych serdeczności.
Wracamy do szkoły. Znów marne światła telefonów, niepewnie przenikają absolutną ciemność pod stopami. Za sobą słyszę zgrzyt zamykanej bramy. Światło nad wejściem do pomieszczenia jadalnego, skrywa się za bramą i w końcu gaśnie. Jeszcze raz wpadam na skraj kałuży. Wyskakuje z niej stado żab. Trzeba uważać, żeby nie zdeptać którejś. W pokoju szkolnym pogaduchy. Znów przyszli goście i następni i następni. I tak do późnej nocy. Niewiele rozumiejąc Farsi, czepiając się każdego słowa wypowiedzianego po angielsku, napawam się tą chwilą. Ludzie ci żyją inaczej niż Europejczycy, ale pragnienia mają takie same. Jest ojciec z dzieckiem, jeszcze jeden, nowy nauczyciel, mieszkańcy którzy dowiedzieli się o moim przybyciu. Jestem atrakcją. To pewne. Ale nikt nie wie jaką naukę i ile przyjemności z obserwacji wyniosę z tego miejsca. Późną nocą wszyscy żegnają się ze mną oprócz nauczycieli. Śpię między dwoma z nich. Trzeci oddał mi swoje miejsce i teraz śpi w poprzek w nogach.
Oto Iran. W jednej chwili będąc samotnym, w drugiej będziesz otoczony ludźmi.

CF

Mapy:

(https://www.tdm.pl/media/files/da62581edd07faf18cd438f03e18ce3c.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/ad59a6eea0fb6f926af11c3f08c9aae5.jpg)

Tytuł: Odp: O gościnności, dróg sekrecie i najgorętszym miejscu na świecie.
Wiadomość wysłana przez: CeloFan w Luty 01, 2022, 16:14:26
 :deadtop4:

28–my dzień. 17 maja.

Licznik: 102220 – 102865
645km

Kombaki – Dulab (wyspa Qeshm)

Na drogę, od nauczycieli, dostałem zamrożoną wodę w butelce i jeszcze dwie zimne. To nie byle co. Taki zestaw włożony do czarnego plecaka i wystawiony na słońce w czasie drogi, potrafi trzymać względny chłód prawie cały dzień. Trzy razy 1,5 litra, to za mało na jednego człowieka, ale można po drodze uzupełniać zapas. Jeśli trafi się butelka z lodówki, tym lepiej. Zgrzana słońcem woda z plastiku, jest ohydna w smaku.

Mechmani jest tu samozwańczym kucharzem i o 6:30 zrobił pobudkę na śniadanie. Tak od razu nie wyjechałem z Kombaki.
Zdaje się, że dziś dzieciaki ze szkoły będą miały test końcowy. Taka klasówka z całego roku szkolnego. Jest ich coraz więcej przy szkole. Później nauczyciele rozjadą się do swoich odległych domów rodzinnych.
Chciałem wszystkim zrobić zdjęcie, ale grupowego się nie da. Chłopcy stoją karnie pod ścianą pozując i niektórzy nawet mają z tego frajdę. Dziewczynki za to, zobaczywszy mnie, otwierają oczy ze zdziwienia, a widząc wycelowany obiektyw, uciekają jak stadko spłoszonych ptaków. Która uciec nie zdążyła, chowa się pod stołem w klasie, albo narzuca na siebie czarną chustę i daje nogę za budynek. Może nie powinienem. Każdy tutaj ma swoją życiową rolę, wpajaną od dziecka.

(https://www.tdm.pl/media/files/762e298fff933e1811c71cb1afcd57b4.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/593e893ac4f2d2a2860f3857d67bdd91.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/c3197352d0e67c600ba2bf0deb23336a.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/7e9eecd73686c093c72411f0c1f6e979.jpg)


Nie lubię pożegnań. Tym bardziej, kiedy wiem, że prawdopodobnie już nigdy się nie zobaczymy. Tylko zdjęcia będą przypominały mi Mechmaniego, Ahmada, Samada - moich gospodarzy, Mussę, który tak chętnie i bezinteresownie wymienił dętkę w kole i bezimiennych przez moją słaba pamięć biesiadników z wczorajszego wieczora.

(https://www.tdm.pl/media/files/3b852807cc3f6d83fea1340187652250.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/427882fde2f40827407e5d012cd8f419.jpg)


***

Nie wiem czy patrzeć na drogę, czy rozglądać dookoła. Myślałem, że widok wzdłuż wybrzeża Zatoki Perskiej (właściwie Omańskiej) będzie monotonny, aż do Bandar-e-Abbas. Wcale tak nie jest.
Są skały jakby podrapały je potwory. Tafle wypiętrzone, popękane i zastygłe pod kątem 45 stopni. Jaka siła złamała płytę i wypiętrzyła w tak spektakularny sposób? Stało się to gwałtownie czy na przestrzeni tysiącleci? Proces ten postępuje, czy skały skruszeją i zamienią się w piach za milion lat? Czasem wyglądają jakby już kończyły swój skalisty żywot, rozpuszczając się. Ma się wrażenie, że cała ta przestrzeń, jest niedostępna przez swoje kształty i ostrą, porowatą strukturę.

(https://www.tdm.pl/media/files/3c84f8556f193e08f28adc97343abc02.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/fb831d3cf6227c0a9b1f7802a5bfdb8a.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/bcc4f346b77b6b36d753f8e918222e66.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/6ea36450b56aded5ff6aacee521d4084.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/dfbf252755dd13e6d069cac694752b26.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/d4804b1d8c9133b918461c8b23cc1e16.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/148b91f61e23d78790fd4f75c3cd8c55.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/0aa3f75186c250225c0908a5ebb4eb13.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f13c68a21f5e82c6b593ffb69d78dc1d.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/3ed2ebb8dbce32be10cfef1d2e61cd3b.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/50fd5f92ea5372624065da8372a00170.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f262f420a29e020e84ebc369e4895493.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/d3d3464fae78118de461cab4b4f7d5d4.jpg)

Są odcinki pustynne, zupełnie pozbawione życia i są zielone oazy palm figowych, podlewane zautomatyzowanym systemem gumowych węży.
Jest też sawanna, z niskimi drzewami i ich koronami, jakby przystrzyżonymi na płasko od góry. Pod nimi, wylegują się wielbłądy, przeżuwając to, co wyskubały jakiś czas temu. Niektóre bezceremonialnie idą wzdłuż drogi, albo i w poprzek, nie zważając na ruch samochodowy.

(https://www.tdm.pl/media/files/aff3f11735124cfbfbdfc7ed0493dace.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/bfe79d0d6c2d2a5b5a6946906a578f11.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/9f5f3cd45015f945fdb299e79f4e3be2.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/c7c31df1c6db9e803ca20d6e8e3f2006.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/864861c5189d93d5a674b9faac553c42.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/bcada04c36a392c89f52374d08a617a6.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/ec8b5a72bbdfb148c145f519eb423486.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/285fe08afab27dfd31513a6ac26726a1.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f696d815b11b2c0aa426973999faf036.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/28d1bfd546104a6b71e012be1e7a85df.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/607b4d64ecd1868e16041bffb91a881d.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/706ffd6c3294f8eb68bec1a97ee00ade.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/e92419e43189f1b3a595000d110c5e27.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f19b42f9b1d6985af0d60c2745bd49b4.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/0fd982b5c9384dd27814a29f5f0b18f7.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/c4d623655a2843c8f8ae33f1c87ab0ba.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/2c42d92c1cdbe3e1b1c696efeb4cde0c.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/e23d5f29640ebf56826a4d5c926bd397.jpg)

Są też kozy i bydło rogate pilnowane przez pasterzy, ale wyglądają inaczej niż te znane mi z Polski.

(https://www.tdm.pl/media/files/9fb0a33773b9aeb12b9d34cf13153679.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/cbe3e92cab8b76e3c8920ad26d2f7fa9.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/9e617bb52e2e991085cb8f3e6f0424d1.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/dde563d42e5a4517ac561550af3f2028.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/edc2d73b2e660b804708594cba7e9bb1.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/1bdad8afcbab62161d67341322fce266.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/20640a8b9c5b9e20761c554c0d508e27.jpg)

Sporadycznie, w najmniej oczekiwanym miejscu, spośród skał wyrasta wieża meczetu. To oznacza, że ludzie mieszkają tu i radzą sobie jakoś z siłami natury.

(https://www.tdm.pl/media/files/32729f1605361809edb3323eabaec373.jpg)

Wszystkie te widoki łączy jedno. Zalane są żarem lejącym się z bezchmurnego nieba. Tu słońce jest bardzo blisko ziemi, a cień to rzadkość.
Mimo pozornego odludzia, kiedy zatrzymać się na poboczu, można być pewnym, że za chwilę ktoś też to zrobi, żeby zapytać zwyczajowo skąd, dokąd, jak, czym i tak dalej.
Tutaj, benzyna jest dostępna bez kłopotu, tyle że czerwona. Kolor nie ma znaczenia. Motocykl jedzie jak zawsze.

(https://www.tdm.pl/media/files/441b77c8bf43f6b4c12528b5fd103ff3.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/152661c23af7625d411701d1406156a5.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/02bfd1287f5e1eb941f933a52ed26259.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/37862b32f2029a8e6a430254e4c9c9fb.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f149dd6c8bef3cdc687e977d53a95ce6.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/b8d098d47e165586d6bd29fb69db7b00.jpg)

***

Woda skończyła się już dawno. Na moje szczęście, można spotkać pośrodku niczego, coś na kształt nowoczesnego karawanseraj. Zatrzymałem się przy jednym z takich miejsc. Jest kilka budynków, stragany i handlarze, sprzedający swój towar z samochodów. Tu zatrzymują się podróżni, żeby zrobić zakupy, zjeść, albo kupić benzynę z plastikowych pojemników. Przestaję się pocić, więc to ostatnia chwila, żeby uzupełnić płyny. Nawet początki odwodnienia są przykrym doświadczeniem. Próbowałem zostawić motocykl w cieniu wystającego zadaszenia jednego ze sklepików, ale zmieściło się tylko koło i kokpit z zegarami. Reszta drogocennego cienia zajęta jest przez towary na sprzedaż. Plastikowe miski, metalowe rondle, patelnie, łyżki i wszelkie inne wytwory. Mam wrażenie, że gdyby ich dotknąć, mimo cienia, i tak mogłyby się odkształcić.

(https://www.tdm.pl/media/files/beae2a540d73ab3b86f3b3d88f9cce5a.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/59affb4700148ee1c22c052f49d8638d.jpg)
 
W środku, chłód klimatyzowanego pomieszczenia odrzuca. Pierwszy haust zimnego powietrza zatyka, aż oddychać się nie da. Później już jest lepiej, przyjemniej, komfortowo i w końcu błoga ulga.
Zimna woda skończyła się. Butelki w lodówkach, muszą tu leżeć od kilku chwil. Taka woda nie nadaje się w podróż. Zaraz byłaby obrzydliwie ciepła i przesiąknięta plastikowym smakiem. Jest za to ulubiony sok. Sok brzoskwiniowy. Jest gęsty i najważniejsze, zimny. Gasi pragnienie i uśmierza głód. Jeden karton wypiłem na poczekaniu, drugi zostawiłem na zapas, choć już teraz napiszę, że bardzo szybko się ów zapas skończył.
Ciekawie robi się zakupy. Kiedy sprzedawca nie ma wydać „grosika”, proponuje w zamian cukierka, albo gumę do żucia. Coś co odpowiada brakującej kwocie.

(https://www.tdm.pl/media/files/61c275c3c4186303756490f01684791a.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/fe135a900f9cd3ed7f14f2d4e7df10b6.jpg)


***

Im bliżej Bandar-e-Abbas, tym więcej spowalniaczy na asfalcie, betonowych zapór, żołnierzy i policjantów.
Trzeba zwolnić, przejechać wpatrując się w mundurowego z nadzieją, że nie będzie chciał zatrzymać i wylegitymować. To mi nie przeszkadza. Taką mają pracę. Sęk w tym, że każde takie zatrzymanie, to termiczna pułapka. Ani krzty wiatru. No żeby zefirek jakiś chociaż. NIC. Powietrze stoi jak zaczarowane, a każda kontrola trwa kilka minut. Tyle, żeby przewertować paszport, albo spisać z niego moje dane. Innych dokumentów nikt nie chce. Te kilka minut to akurat tyle, żeby słońce przedarło się przez motocyklowe ciuchy i żebym zapalił się od środka.

(https://www.tdm.pl/media/files/2ef2c766cd1915b82c67218a73d2fdb9.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/99c63bb04a49a67b3295e5ec2d4da90a.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/7b3f3de1d29dec521667f4d1952db97a.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/33b154ca33f8440f03ae73492c63a120.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/bc97057b8300df1fce1e232ed1c42d12.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/d3361ba947a89cb6226092f244b15b87.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/6b11524df524c3b84a9ec779a8773324.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/b91bfac0cade3f308d954a712a2fe1df.jpg)

Przedmieścia Bandar – e – Abbas. Od razu to widać, bo ruch jest wzmożony. Wielkie miasto portowe zaczyna się wiele kilometrów od centrum. Jeździ więcej samochodów, motocykli i widać ludzi. Zniknęły za to wielbłądy, kozy i inne bydło.

(https://www.tdm.pl/media/files/58f9f0dbaf615171985a36fd4b9c7629.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/a8525f1b22c50f201e96cedf62552c8a.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/388d6d0fd7e383fa95aeb1d1a8e275e1.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/327c85437e70e701c50c5808e0ae256e.jpg)

Raz już tutaj byłem w 2014 roku. Tyle, że teraz wjeżdżam od wschodniej strony i nie rozpoznaję niczego. Wtedy wjechałem od północy. Poznałem przypadkowo człowieka. Nazywa się Mohammad Asadzadeh. Oprowadził mnie po najstarszej części miasta, pokazał bazar, zaprosił do domu, gdzie jedliśmy lody szafranowe. Studiował w mieście i chciał zostać inżynierem. Ciekawe czy dokonał tego.
Nie odwiedzę go teraz. Nie można ot tak wejść komuś w życie, bez zapowiedzi. Poza tym, mogło by się to skończyć klęską urodzaju. Już wiem co znaczy w Iranie gościnność. Ludzie tu, traktują swoje zwyczaje jak miły sobie i Bogu obowiązek.
Plany związane z miastem mam takie, że chcę tylko zatankować i wymienić trochę pieniędzy w kantorze.
Na pierwszej napotkanej stacji tankuję motocykl i żeby odetchnąć nieco od upału, siadam na krawężniku w cieniu zadaszenia. Podchodzi człowiek i wręcza mi małą puszkę zimnego napoju pomarańczowego. Takiego z kawałkami owoców. Ot gest. Odkładam zeszyt z notatkami na bok. Puszka jest zimna, a płyn błogo chłodzi wysuszone pyłem z drogi i upałem z powietrza gardło. Na okładce zeszytu, w którym robię notatki, jest grafika wilka i księżyca w pełni. Starszy pan, z ciekawości, tak się nad zeszytem pochyla, że niemal przykucnął. Pokazałem, że to zeszyt. Starzec uśmiecha się radośnie jakby odkrył wielką tajemnicę. Prostuje się i idzie dalej swoją drogą.
Napój szybko znika w moim zgrzanym gardle. Kończę notatki, moczę chustkę w wodzie, zmywam z twarzy kurz, no i musze zapytać kogoś o kantor. Zapytałem pracownika stacji.
- Exchange? Czeńdż many?
Ten, zrozumiawszy mnie od razu, pokazuje w kierunku centrum miasta. Dla pewności wyszukuję w GPS kantory w okolicy, ale z mizernym skutkiem. Jadę. Wiem przynajmniej gdzie Centrum.
W Iranie wybory, albo po wyborach. Już w Chabahar widziałem rozwieszone plakaty, spotkania polityczne. W tym mieście plakatów jest tak niebywała ilość, że propagandowy materiał, z braku miejsca, wiesza się nawet na drzewach. Twarze kandydatów na samochodach, przyklejone na budynkach, na wolnostojących wielkich afiszach i banerach. Kartony z plakatami wywieszone na drzewach i latarniach kręcące się w koło od wiatru. Wszędzie.

(https://www.tdm.pl/media/files/8d5089e3a7d8324620d4c705a856d267.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/0c7af4d939092d29180ac85e347051b3.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/1c4a9ac6b4900d107fe485bae3cc5b1b.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/923420f8a05479ed85b69b5de2ed3c5d.jpg)

Myśląc, że jestem już blisko centrum, zwolniłem, żeby poszukać kogoś, kto „na oko” może znać angielski. Zatrzymuję się przy mężczyźnie stojącym przy swoim aucie i zagaduję o kantor. Ten, gestem prosi o chwilę i woła żonę, która właśnie wsiadła do auta.
Z samochodu wysiada niewysoka, uśmiechnięta kobieta przy kości. Jej włosy przykrywa kolorowa chusta, a reszta stroju jest czarna. Na nosie wielkie przeciwsłoneczne okulary. Zna kilka słów po angielsku. To tyle co ja. Czuję, że się dogadamy. Tym bardziej, że ma w telefonie translator.
Dowiedziałem się tyle, że kantor jest w samym centrum miasta przy głównym bazarze. Zaraz po dyskusji wspomaganej mocno gestami, dostałem niespodziewanie propozycję obiadu. Teraz jestem już nieco mądrzejszy. To tradycyjne taarof. Kobieta nie nalega. Bardzo miły to zwyczaj. Małżeństwo wsiada do samochodu i odjeżdżają. Ja też.
Za kilkaset metrów, widzę równoległą do głównej, ulicę z pawilonami. Skręciłem w nią i w tym samym momencie słyszę natarczywy klakson. To samochód pary, której pytałem o drogę. Kierowca trąbi, a jego żona gestami pokazuje przez otwartą szybę, że to nie tędy. Gapa ze mnie. Wycofałem i zaczęło się. Teraz każą jechać za sobą i nie mogę już zaradzić temu, że zabieram im niepotrzebnie czas. Posłusznie jadę za małym, białym samochodem, a żona kierowcy co chwila odwraca się, sprawdzając czy nie jadą zbyt szybko. Mijają kilometry, aż w końcu samochód zatrzymuje się na szerokiej, ruchliwej ulicy, z wieloma pasami w każdą stronę. Obie arterie przedzielone pasem zieleni, na którym rosną niskie drzewa. Na drzewach plakaty wyborcze. Chodnik z wysokim krawężnikiem oddziela ulicę od ciągu budynków.
Motocykl zostawiłem pod opieką kobiety. Mężczyzna, prowadzi mnie nieopodal, do żelaznej bramy z prętów i blachy, pomalowanych dawno temu na żółto. Jest zamknięta na wielką kłódkę. Mój przewodnik nie poddaje się. Nad bramą wisi wielki szyld, a na nim napis i numer telefonu. Wyciąga więc telefon i dzwoni.

(https://www.tdm.pl/media/files/013e66bff37c936b673ede724ed91fc2.jpg)

Dogadał się z kimś i za chwilę idziemy wzdłuż budynków, aż do małego przesmyku między nimi. Za 20 metrów małe, skromne wejście, a w nim starzec siedzący na drewnianym krześle. Przepuszcza nas na ocieniony plac z pozamykanymi sklepami. Tylko jedno miejsce jest otwarte.

(https://www.tdm.pl/media/files/572182703dd704bec534b9d5c37c66e0.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/be7cf7cdde98dbd6aeb24c47e76c9130.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/ce3d669ed915328be3c35e698c527beb.jpg)

Pusta witryna z przydymionych szyb i przeszklone drzwi. Przed wejściem do kantoru czeka starszy mężczyzna, usłużnie przytrzymując otwarte drzwi. Ten który mnie tu przyprowadził, przejmuje klamkę drzwi i zaprasza do środka.

(https://www.tdm.pl/media/files/54cadd6846360a8a773491587fee5b8f.jpg)

W środku zbawienny chłód od klimatyzatora, rozlewa się po pomieszczeniu. Zaciągam się powietrzem i czuję jak płuca napełniają się ulgą. Podchodzę do wskazanego okienka. Wyjmuję dwie studolarówki. Normalnie nie wymieniam aż tyle. Ale nie wiem co czeka mnie na wyspie. Kasjer bada je na wszelkie sposoby, potem przelicza kurs na kalkulatorze. Po tej operacji, wyszedł zza kontuaru, i na prośbę mojego przewodnika, jeszcze raz pokazuje kurs Dolara i liczy znów na kalkulatorze na moich oczach. Zbędna to ostrożność i wcale nie chciałem sprawdzać rzetelności człowieka zza kontuaru.
Riale chowam do wewnętrznej kieszeni kurtki. Właśnie zostałem milionerem. Podzielę je później i poupycham w różne miejsca. Mam taką przypadłość, że gubię pieniądze. To zabezpieczy mnie na okoliczność utraty wszystkich na raz.

(https://www.tdm.pl/media/files/25af87c4e003035ec71532f35c473325.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/e0052e083d7d6652a750382f40bbbf77.jpg)

Wychodzimy. Odwracam się, a tam starszy jegomość, który czekał na nas na dziedzińcu, już otwiera drzwi i kłania się przyjacielsko, przykładając dłoń do serca. Odprowadza nas aż do stróżówki.
Świat za progiem znów zwariował. Gorąc rzuca się na ledwo schłodzone dłonie i twarz. Wdziera się do płuc z każdym oddechem. Wilgoć równie mocno przypomina, że jestem o krok od Zatoki Perskiej.
Kobieta, która została przy samochodzie i motocyklu, znów zaprasza do swojego domu. Znów gra w taarof. Odmawiam najuprzejmiej jak tylko mogę, nie znając języka. Żegnamy się i każdy odjeżdża w swoją stronę. Ludzie ci, nadrobili dla mnie sporo kilometrów i zużyli dużo czasu. Nie musieli, a jednak tak się stało. Iran to taka socjologiczna pułapka. Jak i kiedy oddać tyle uprzejmości, żeby bilans się zgadzał?
Może później porozmyślam o tym fenomenie. Teraz GPS prowadzi przez miasto i musze się skupić na drodze.
Wjeżdżam na ulicę przy nabrzeżu, którą spacerowałem kilka lat temu, rozmawiając z Ahmedem. Niewiele się nie zmieniło. Nawet kopia KFC otwierana dopiero późnym popołudniem, teraz zamknięta, czeka na swój czas. Jadłem tu kolację ze wspomnianym Ahmedem.
Tytuł: Odp: O gościnności, dróg sekrecie i najgorętszym miejscu na świecie.
Wiadomość wysłana przez: CeloFan w Luty 01, 2022, 16:15:22
(https://www.tdm.pl/media/files/7dc4b52fd4650297fb404c73e3682bbf.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/2e019de6c3f223e2ff420b84ca59ce0f.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/dc762db7e5af5264a51842ee83f9324a.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/ca82b7867986c1792448105ecc95bc00.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/fd041bb459174b66e6e3275c030c8e1a.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/3122936f0092145a18bf50dd5c0db7cd.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/a8190d448a820a945517943e8120388e.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/59ba8a66178b98c713289a8c049e1959.jpg)


***

Wyjeżdżam z zaduchu miasta. Skręcam do Bandar – e – Pol. Stamtąd odpływa prom na wyspę Qeshm. Słyszę przeraźliwy skowyt klaksonu. Biały Peugeot, a w nim kierowca mocno gestykulujący przez otwarte okno. Coś zrobiłem? Dogonił mnie i będzie żądał sprawiedliwości? Zatrzymuję się pośrodku ślimaka drogi szybkiego ruchu, gotowy na wszystko. Kierowca zrównuje samochód ze mną i … pokazuje, że źle pojechałem… Skąd wie dokąd jadę? Czy to możliwe? Zerkam na GPS, odwracam głowę, a tam jak byk stoi drogowskaz, pokazujący mój kierunek. Źle pojechałem. Jak to możliwe? No jak? Zaskoczony, mogę tylko podziękować kierowcy. Ten odjeżdża wyraźnie zadowolony, a ja zawracam ze ślimaka autostrady, jakieś dwieście metrów pod prąd. Mam wrażenie, że nikogo to nie dziwi i nikomu nie przeszkadza.

Za miastem jest tak samo gorąco. Tak samo duszno i tak samo parno, ale nie czuć spalin. Widoki, które mijałem jadąc wzdłuż wybrzeża cały dzień, wcale się nie zmieniły, tylko człowiek wdusił w to surowe miejsce swoje potrzeby. Asfaltowe drogi, szlaki kolejowe, linie energetyczne i budowle albo niedokończone, albo nikomu już niepotrzebne. Pomiędzy tym wszystkim, czasem da się zobaczyć samotną palmę, czy suchy krzak. Widoki jak z filmu „Mad Max”.

(https://www.tdm.pl/media/files/74b75d302780726921ed10ad9b1915b3.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/9ef78c9fede26a9c540c22e2eaf9c2fa.jpg)


***

Ostatni czekpoint przed skrętem w drogę wiodącą do portu. Żołnierze sprawdzają każdego. Kolejka. Gorąco. Motocykl grzeje się. Na wskaźniku maksymalna ilość kresek. Cholernie chce mi się pić i głód doskwiera. Coś we mnie podpowiada głupie i nielogiczne rozwiązania. Czekpointy, do tej pory traktowałem jako ciekawostkę i trochę jak spowalniacze, ułożone gęsto w miastach na drodze. Teraz stały się irytującą, bezsensowną przeszkodą na mojej drodze. Nie będę czekał.
Bezpardonowo mijam wszystkie auta. Niemal przeskakuję przez muldy betonowe w momencie, kiedy żołnierz zajęty jest kontrolą jednego z wielu samochodu. Czuję, jak bagaż przez moment lewituje i za chwilę dociska tył motocykla do asfaltu. Dwójka i gaz.
W lusterku widzę, jak żołnierz macha rękoma prawie podskakując. Nic więcej. Żadnego pościgu, strzelania, blokad. Głupi pokaz słabości to był, ale poczułem wewnętrzną ulgę i irytacja natychmiast odpuściła.

(https://www.tdm.pl/media/files/28de72f685cf9790a6ccea45ccf2302d.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f2512db9c1ddefa7f2cbf7bf46a174d3.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/e42c9f9830dac4d150c59d4dcb5f1db8.jpg)


***

Wjeżdżam w szeroką drogę wiodącą do budek z okienkami. Jak na autostradzie. Cofają mnie, bo to nie tędy. Zawróciłem i trafiłem na wielki betonowy plac zalany słońcem. Tu uchylona brama z prętów, a w niej zagradzający drogę policjant. Nie wpuści mnie. Gestami pokazuje niewielki budynek po drugiej stronie placu. Zrozumiałem. Już jestem za winklem budynku, ale słyszę przeciągły gwizd. Zawracam. Policjant znów pokazuje ten sam budynek. Teraz zrozumiałem dokładniej. Trzeba tam iść pieszo. Zostawiam motocykl na słońcu i wąskim przejściem dotarłem do okienka baraku. Tutaj, mężczyzna odwrócony plecami, rozmawia przez telefon. Stukam w parapet, bo czuję, że zaraz się zagotuję od temperatury. Nic z tego. Przychodzi do okienka inny mężczyzna i coś mówi w farsi. Człowiek – plecy, odwraca się na to i od razu pokazuje mi, żebym szedł dalej, do murowanego budynku.
Schody prowadzą do klimatyzowanego, niewielkiego pomieszczenia. Ledwo otworzywszy drzwi, poczułem jak bucha we mnie ożywczy chłód klimatyzacji. To biuro. Dwa okienka za szybą. Jedna kolejka na kilka osób. Stoję w niewielkim oddaleniu nie wiedząc co dalej.
Jeden z urzędników, widząc moje niezdecydowanie wstaje zza biurka, obchodzi szybę z okienkami.
- Passport please.
Wyciągam dokument i podaję. Zabiera go i idzie z nim do pokoju za drzwiami. Dopiero teraz zauważyłem te drzwi. Pewnie rezyduje tam ktoś ważny. Może naczelnik. Za chwilę wychodzi i prosi o dokumenty motocykla. Daję je i razem idziemy na zewnątrz, do budki z człowiekiem odwróconym plecami. Teraz, kiedy jestem z urzędnikiem z biura, wszystko idzie gładko. Wąsata twarz Człowieka-plecy, nawet lekko się uśmiecha. Tutaj robi się ksero moich dokumentów. Za pierwszym razem coś nie wychodzi i wąsaty dostaje ochrzan. Urzędnik sam sięga do kopiarki przez okno i robi co trzeba.

(https://www.tdm.pl/media/files/9cef1091bd5a8e6ff4d81d0f922697bf.jpg)

Z małą stertą papierów wracamy do zbawiennie zimnego biura. Urzędnik znika znów za drzwiami. Za kilka minut wraca, oddaje paszport, dowód rejestracyjny motocykla i kartkę do wypełnienia. Imię ojca, moje imię i nazwisko, zawód, data i miejsce urodzenia, po co chcę na wyspę, ile czasu tam będę, gdzie zamieszkam, numer telefonu do miejsca zamieszkania. Są jeszcze inne rubryki, ale przerasta to moją znajomość angielskiego. Wypełniam co umiem i oddaję kartkę. Muszę ściągnąć mokrą od potu kurtkę. Kiedy się tak męczę nad kartką do wypełnienia, urzędnik przynosi mi lodowatą wodę w butelce. Co za gest! Ten wspaniały, półlitrowy płyn pochłaniam niczym ambrozję. Oczywiście wiadomo co się dzieje z prawie ugotowanym człowiekiem, kiedy się napije wody. Teraz jestem już zupełnie mokry. Uważam, żeby długopis nie wyślizgnął się i żeby nic nie kapało na dokument, który wypełniam. Jeszcze podpis.
Oddaję wypełniony formularz. Urzędnik nie patrząc na to co wypisałem tam z taką trudnością mówi, że mogę jechać. Żadnego potwierdzenia, notatki, ksero, ani skrawka papieru. Wychodzę. Skwar uderza jak młotem. Z niechęcią nabieram gorące powietrze w płuca. Drzwi zamykają się za mną, automatycznie oddzielając mnie na zawsze od chłodu biurowego wnętrza.
Motocykl stoi tam gdzie go zostawiłem. Tyle, że nie da się dotknąć. Czarny materiał kanapy nabrał połysku jakby miał się zaraz rozpuścić. Bagażu nie da się dotknąć bez bolesnego oparzenia. Mam nadzieję, że aparat w tankbagu nie popsuje się od temperatury.
Brama, z której gwizdał policjant kierując mnie do budynku, teraz rozwiera się całkowicie. Groźnie wtedy wyglądający funkcjonariusz, teraz z uśmiechem zaprasza.

(https://www.tdm.pl/media/files/50635ee1e2c5d4dd1e15a41b8b530779.jpg)

To jednak nie koniec.
Sto, może dwieście metrów dalej, siedzą ludzie w cieniu konstrukcji do załadunku wielkogabarytowego. Naprzeciw nich biały kontener z zakratowanym oknem i nieprzeszklonymi drzwiami. Zatrzymują mnie. Myślałem, że tylko z ciekawości, ale nie. Jeden tęgi staruszek, wspomina o dokumencie CPD. Zmroziło mnie. Tutaj? Przecież wyspa Qeshm to też Iran, mimo, że strefa bezcłowa.
Z białego kontenera wychodzi policjant. Biała, wyprasowana idealnie koszula, bardzo kontrastuje z jego śniadą cerą. Złoty zegarek, szykownie zwisa z nadgarstka, wyróżniając się na tle prostego i schludnego ubrania. Nogawki spodni w kant, kończą się na idealnie czystych lakierkach. Na nosie przeciwsłoneczne okulary a`la Top Gun z maleńkim, ale podnoszącym status napisem Ray Ban. Z bliska widać, że włosy długo układane na brylantynę czy żel, nie tolerują służbowej czapki przez wzgląd na swoje misterne ułożenie. Całości subtelnego wyrazu dodaje błyszcząca, bezbarwna pomadka na ustach. No i idzie do mnie ten Don Juan z wyszczerzonymi zębami w kolorze koszuli i prosi o paszport. Wręczam paszport. Obejrzawszy go prosi o karnet CPD. Nie mam przecież. No to dokumenty motocykla.
- Gdzie są numery motocykla?
– Tutaj – pokazuję na szparę między bakiem a zbiornikiem oleju. Zagląda.
Znów powtarza coś o karnecie CPD. W tym czasie podjeżdża samochód osobowy. Szyba otwiera się i ręka z samochodu podaje kartkę. Może to o taki karnet chodzi? Mówię, że nie mam karnetu i że jest niepotrzebny. W końcu Don Juan łapie za telefon. Pewnie dzwoni do urzędu, w którym przed chwilą załatwiałem formalności. Kiedy mówi, w kącikach ust sklejając wargi, lepi się na w pół sucha ślina. Skończył rozmowę i z tym swoim rozbrajającym uśmiechem pozwala jechać.

(https://www.tdm.pl/media/files/cc0a7f115ceb1e0e5fc6535f73c38ef1.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/d38a01fd644830871f6fe4827b9eb9dc.jpg)

Ujechałem może sto metrów i jestem w porcie. Czekam na wjazd na prom zacumowany przede mną. Krząta się obsługa. Jeden z ludzi kieruje ruchem. Samochody wjeżdżają tyłem. Przypływa prom z wyspy. Otwiera swój trap i wysypuje się chmara kolorowo poubieranych ludzi. Za nimi wyjeżdżają małe motocykle, samochody osobowe, a na końcu autobus i ciężarówki. Nikomu nie przeszkadza, że stoję na środku placu i pojazdy muszą się przeciskać między mną a samochodem, czekającym na wjazd na prom. Co niektórzy pozdrawiają, lub patrzą z zaciekawieniem. Są też bardziej śmiali. Młody chłopak bez zażenowania podszedł i pyta czy może zrobić zdjęcie. Już się trochę do tego przyzwyczaiłem. No i chłopak robi ich ze dwadzieścia. Motocykl, zegary, opona z przodu, opona zapasowa, ja. Co się da, fotografuje.

(https://www.tdm.pl/media/files/0a473cc74830271884c1b200d8abf4a2.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/44df1e38ba7b51e9e94740e2bf09bcb9.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/85777d246d359f00c04da53021809eb9.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/542d387e1f93c0ed855b18b3b87f06ea.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f4c08f636d1cb3455c2009453f297022.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/cbeca903aced19e77286e44eee43bda7.jpg)

- Mister! – słyszę za sobą wołanie.
Odruchowo odwracam głowę. To człowiek od załadunku i ustawiania pojazdów woła na mnie. Moja kolej. No to wjeżdżam.

(https://www.tdm.pl/media/files/cbeca903aced19e77286e44eee43bda7.jpg)

Trap podnosi się powoli, zasłaniając widok portu. Odpływamy. Nie wiedzieć czemu, nikt nie wyłącza silnika. Jazgot silników, wzmagany jest metalową konstrukcją promu. Może chodzi o klimatyzację w samochodach. Nikt nie chce zmagać się z upałem. Z boku tego wszystkiego stoi grupka kolorowo ubranych kobiet z dziećmi. Jest z nimi młody chłopak.

(https://www.tdm.pl/media/files/17ed037ebcd7879de6f18fab5da8df9e.jpg)

Z drugiej strony stoją trzy kobiety. Widziałem je już wcześniej w porcie. Jedna niska i dobrze przy kości. Okutana od stóp do głów przypomina kiełbaskę. Nawet kiedy wiatr mocno zawieje, nie zmienia to specjalnie kształtu jej ubrania, ani gabarytów. Druga z kobiet jest bardzo wysoka i też przy kości, ale tak kobieco - kształtna. Nie skrywa całkowicie włosów pod burką, jakby afiszując się tym. Na nosie duże okulary przeciwsłoneczne. Widać ze sposobu bycia, że nie da sobie w kaszę dmuchać. Trzecia tak samo wysoka, jest najszczuplejsza z całej trójki. Wiatr przyklejający ubranie do ciała, bezwstydnie obnaża piękne kształty. Jest zgrabna. Dobrze zakryte włosy mogą sugerować jej posłuszeństwo tradycji. Jednak mały cekin czy może kolczyk w przekłutej komorze nosa, może mówić coś z goła innego. Szlachetny wręcz, albo może modelowy kształt twarzy, duże, brązowe oczy i proste, ale niezbyt wąskie usta, dają obraz twarzy modelki.
Chodzę z aparatem po pokładzie, przeciskając się między samochodami.

(https://www.tdm.pl/media/files/fe382a2ec005fb72c4636ac729a5c59b.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/8662999224c41c12568dac69ca0a6625.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/98d5654afe6ed751f81e9e6aaa7cdaa9.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/0c1ed2d3ca1d5131141d2653d797c89f.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/41bd88277599927f2c56ede572505961.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/7a4677f11725ea304b64d41e76c58394.jpg)

Zza wysokich burt promu niewiele widać, ale znalazłem lukę między burtą, a nie do końca podniesionym trapem. W tej szczelinie widok niecodzienny. W płytkiej wodzie wbite pale i do nich uczepione sieci rybackie. Światło odbija się w drobnych falach, dodając wodzie blasku. Ptaki znalazły sobie tu żerowisko i siedzą czekając na łatwą zdobycz, albo przelatują z jednego miejsca na drugie. Aparat bez wytchnienia strzela migawką, a ja szukam odpowiedniego ujęcia, zauroczony widokiem.

(https://www.tdm.pl/media/files/e3e0b2bfee1aace7b1af343c085e2a71.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/50ca6cf4f5e2f3598b12bb7314dd3f91.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/a210db90330a713aed51551297530d12.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/2cf99f6efb1aaf45409bcf8be37cfc89.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/6d2c271398288d232d2cff8f7a9d6070.jpg)

– Qeshm tejk foto - Woła do mnie piękność z kolczykiem w nozdrzu.
- Jest bardzo odważna – myślę. Podchodzę, a ona pokazuje w stronę wyspy. Nie mogę oderwać wzroku od śniadej twarzy i odpowiadam coś niezrozumiale idiotycznego:
- No tejk foto Queshm. Aj tejk foto ju. – I odchodzę na odpowiednią odległość, bo mam w aparat wpięty teleobiektyw. Dziewczyna usłyszawszy te nieskładne słowa, wpadła w taki popłoch, że pożałowałem swoich słów.
- No… no, szepce prosząco. Odwraca się, poprawia i tak już idealnie ułożoną chustę skrywającą każdy włos. Widać, że jest jej nieswojo i żałuje, że zaczepiła obcego, mimo że w dobrej wierze.
Chcę pokazać, że odłożyłem aparat, ale to na nic. Przecież stoi tyłem. Na dodatek poprosiła chyba swoją koleżankę, żeby ją zasłoniła, bo ta stanęła między nami. Coś mi się zdaje że popełniłem fatalną gafę…
Prom dopływa do portu na wyspie w kilkanaście minut. Wysypuje się z niego wszystko co zabrał. Kolejność podobna do tej co już widziałem. Ludzie, motocykle, osobówki, ciężarówki. Na pożegnanie macham kobiecie, którą tak zawstydziłem, ale odma****ą wszyscy prócz niej. Tego już nie naprawię.

(https://www.tdm.pl/media/files/cd075d1c016b296cd9f9c820ef80a71e.jpg)

Nie ujeżdżam 300 metrów i słyszę gwizd za sobą. STOP. Z budki, którą właśnie minąłem, wychodzi rozbawiony policjant i żąda dokumentów. Wręczam paszport. Znów słyszę hasło CPD. Mówię że nie mam, że nie trzeba i że tamten – wskazuję za siebie w dal – policjant mówił że nie trzeba. Pogadał, pogadał i nareszcie jestem na wyspie. To znaczy już byłem zjeżdżając z promu, ale teraz oficjalnie i bez papierologii.

(https://www.tdm.pl/media/files/d7b63fa2bbebbce59f5975876c4fe5a4.jpg)
 
Jest popołudnie, więc czas poszukać noclegu. Może zostawię gdzieś bagaż i zdążę na zachód słońca.
W Internecie, znalazłem sieć „homestay”. Wybrałem najbliższy. To kilkadziesiąt kilometrów od portu. Droga wiedzie wśród nieprawdopodobnie uformowanych przez naturę skał. Są też rafinerie, czy może stacje wydobycia gazu. Z oddali, spomiędzy gór, wywala się jęzor płomieni. Jakby smoka ktoś uwięził w pułapce. Zaskakujący widok. Czasem zalatuje takim jakimś chemicznym wyziewem. Dalej droga prowadzi wzdłuż lasu namorzynowego i znów przez skaliste pustkowie. Zbliżający się zachód słońca, podwaja urok tego surowego miejsca.

(https://www.tdm.pl/media/files/9e44e642ffefea0caaf02262a39c64da.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/552e79c816e70b62411907c92db2a9e3.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f263636b7c403e9196d849ca039d050b.jpg)
Tytuł: Odp: O gościnności, dróg sekrecie i najgorętszym miejscu na świecie.
Wiadomość wysłana przez: CeloFan w Luty 01, 2022, 16:16:01
***

Zatrzymuję się w centrum wioski. Jest pusto, a kiedy wyłączam silnik, cicho. Kot bezgłośnie przechodzi przez wąską drogę. Za nim jeszcze jeden, taki sam. Mimo, że słońce coraz niżej, wciąż jest gorąco i nie ma wiatru. Absolutna cisza, jakby za chwilę miało się coś stać, albo jakby od dawna nikogo tu nie było. Jakby wszystko co widzę zatrzymało swój oddech, czekając co zrobię. Miejsce wygląda na opuszczone, choć tak nie jest. Czy dobrze trafiłem? Nie podoba mi się tu, choć czasem pierwsze wrażenie bywa mylne. Mimo to, stukam w metalową bramę domostwa. Nic. Echo tego stukania szybko zamiera, dławione ciszą. Chwytam za klamkę. Ciężkie, metalowe drzwi nie stawiają oporu. Wchodzę na posesję.

(https://www.tdm.pl/media/files/b288c732cc89a617ae5777cba1aff6d1.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/cd5c7d16938defdfb4249efc2dc375a6.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/01a1caf2dd1951e13e550661d605852c.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/642426b1303fe640d0884a49102e76ff.jpg)

Ziemia wyłożona wzorem z biało-niebieskich kafelków. W ścianach wejścia do pokoi, zamknięte metalowymi drzwiami, przeszklonymi u góry matowym szkłem. Na środku placu rosną palmy. I ta cisza. Nie ma żywej duszy. Stawiam kroki z namysłem, niemal skradając się, żeby skrzypienie butów jak najmniej tą ciszę zakłócało. Nieśmiało nawołuję, stukam do różnych drzwi. Nic. Zero odzewu. Idę do przejścia za palmami, a tam pies. Jest duży, ale nie wygląda na groźnego. Tylko patrzy czujnie. Wycofuję się, bo chyba wszedłem do prywatnej części homestay. Odwracam się i… Jeden z pokoi jest otwarty. Wejście jest inne. Drzwi są z niepomalowanych desek. Zaglądam ciekawsko do środka. Gdy oczy przyzwyczajają się do ciemności… W zaciemnionym wnętrzu, na szmatach, nieruchomo siedzi duch. Stara kobieta, tak myślę, że stara, chyba drzemie. Zobaczywszy mnie, nerwowo poprawia chustę. Wszystko w absolutnej ciszy. Przez moje spocone plecy przemknął zimny dreszcz. Wycofałem się na zalany słońcem plac. Pomieszczenie obok jest zamknięte, ale drzwi nie stawiają oporu. Otwieram, a tam na całej podłodze sterta szmat, rzeczy osobiste, półka z przyborami do golenia i przedmioty niewiadomego przeznaczenia, porozstawiane pod ścianami. Brakowało tylko noży, tasaków i łańcucha uczepionego do ściany. Wychodzę stad.

Już zakładam kask i już mam odjeżdżać, kiedy znikąd pojawia się dzieciak na rowerze. Jakieś dziewięć, może dziesięć lat. Pokazuję mu na bramę, z której właśnie wyszedłem. Młody woła sąsiada. Ten wyszedłszy z budynku naprzeciwko, gdzieś dzwoni. W pobliżu zaszczekał pies. Słychać kłócące się koty. Lekki zefir poruszył liśćmi lichego drzewka, przy którym zatrzymałem motocykl. Wszystko ożyło, powrócił też dźwięk.  Chłopak zagaduje po swojemu. Za kilka minut przychodzi brat właściciela homestay. Przecznicą przejeżdża pickup, wzniecając tuman kurzu za sobą. Nie ma już tajemniczej ciszy.
Właścicielem tego miejsca, albo może zarządcą, jest młody, zażywny chłopak, świetnie władający angielskim. Będzie trudno się dogadać. Rozmawiamy o pokojach, co obejmuje cena i o jedzeniu. Zachwala bliskość różnych atrakcji. Jest też przewodnikiem. Nie zgadza się na żadne negocjacje cenowe. Jakoś wydaje mi się zbyt poważny i wyczuwam w nim nutę dobrze skrywanego cwaniactwa. Mimo umęczenia upałem, odjeżdżam, tak jak postanowiłem z początku. Zdążył jeszcze podpowiedzieć, gdzie jest inny homestay. Jadę tam bez przekonania, ale homestay nie ma. Zatrzymałem chłopaka na motorowerze z zapytaniem, ale ten kieruje mnie do hotelu w mieście Qeshm. W sumie może ma rację. Mieszkałem w Qeshm i wiem nawet dokąd pojechać. Jest tam kilka hoteli z klimatyzowanymi pokojami, parking podziemny i masa ciekawych ludzi i miejsc klimatycznych. Łącznie z galerią handlową z bezcłowymi cenami. Tylko czy tego potrzebuję? Nie po to tutaj przyjechałem.
Natrafiłem na jeszcze jeden homestay. Dość łatwo je wypatrzeć, bo albo są drogowskazy, albo pionowe, nowoczesne reklamy na betonowym cokole, zapraszające gości. Wszystkie takie same, więc pewnie to jakieś zrzeszenie, czy sieć. Zajeżdżam tam. Wioska jak poprzednia, ale blisko zatoki. Miejsce nazywa się Assad`s Homestay. Ubitą drogą podjeżdżam pod bramę. Nie zdążyłem zejść z motocykla, a w metalowej bramie, pojawia się mężczyzna około 50-tki. Zdecydowanie za szybko mówiąc płynną angielszczyzną pyta, odpowiada, sugeruje. Z ceną nie ma problemu. Będę miał też śniadanie, obiad i kolację. Zostaję tu. Metalowa brama otwiera się całkowicie i mogę wjechać do środka. Parkuję pod zadaszeniem przy wejściu do domu. Żeby nie było wątpliwości, pokazuję właścicielowi banknot w kwocie na jaką się umówiliśmy. Ten przytakuje.
Mam swój pokój. Jest spartańsko urządzony, bo w zasadzie pusty. Jedynie przy jednej ze ścian oparte są kolorowe materace i duże poduszki. Jest też lusterko i pod nim mała półka. W miejscu na okno wbudowany jest klimatyzator. Tyle w zupełności wystarczy. Klimatyzator nie działa, bo chwilowo nie ma prądu. Za godzinę ma być.
Idę pod prysznic. Jest tylko ciepła, albo ciepła woda. Nie ma znaczenia, którym kurkiem kręcę. Jednak i taki prysznic działa cuda. Woda zabiera ze mnie gorąc, pył, pot, brud i zmęczenie. Robię też pranie. W tym czasie Assad, bo tak ma na imię właściciel homastay, rozkłada na wybetonowanym dziedzińcu wielki, bordowy, zdobiony dywan. Posłuży za siedzenie i stół. Przyniósł herbatę cynamonową do ciastek własnej roboty. Upał nieco zelżał, choć wilgoć została. Popijamy herbatę, a Assad opowiada o swoich kotach. Są tu trzy. Mówi o ich zwyczajach i życiu. Później o wyspie, co jest w pobliżu do zobaczenia, co może mnie zainteresować. Mnie interesują delfiny.
Wieczorem, do domu wróciła żona Assada i jego dwie córki. Żona ma na twarzy czarną, ażurową maskę, zasłaniającą oczy i nos. Po przekroczeniu progu bramy, zdjęła ją. Jedna z córek jest dorosła w nieokreślonym wieku. Nie zapytałem, bojąc się, że popełnię znów gafę, jak na promie. Druga córka ma 11 lat. Jest bardzo pewna siebie, zna bardzo dobrze angielski. Chodzi kolorowo ubrana i ma pomalowane paznokcie. Za pół godziny, kolacja na dywanie. Jest sabzidzab i supedal. Wegetariańskie dania z warzyw. Do tego placki chlebowe i woda. Tak między nami, nie mogłem się doczekać.
Po kolacji spytałem Assada o laptop. Pożyczył mi go, żebym mógł zgrać materiał z kart pamięci na dysk. Dzięki temu znów mam wolne miejsce na kartach pamięci. Dzień kończę późnym wieczorem w chłodnym pokoju. Klimatyzator już działa.

(https://www.tdm.pl/media/files/ed2f11ce84fa0ef5471d8e76f1e97507.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/5207ba3a3a166ca89c1e793108e457f1.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/2fe1b164a80e5bf28e27578e774373c3.jpg)

CF


Mapy:

(https://www.tdm.pl/media/files/feeed1fc8171917943ce0c180b18639e.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/1738f52ab8585071e80e88516d3b5843.jpg)


P.s

Dziś podzieliłem wpis na 3 posty. No nie chcą się zmieścić w jednym :)
Tytuł: Odp: O gościnności, dróg sekrecie i najgorętszym miejscu na świecie.
Wiadomość wysłana przez: CeloFan w Czerwiec 25, 2022, 12:19:09
 :deadtop4:

29–ty dzień. 18 maja.

Licznik: 102865 – 102889
24km

Dulab (wyspa Qeshm)

Klimatyzator schłodził pokój do takiej temperatury, że zmarzłem. Jest piąta rano, a czuję się wyspany za wszystkie czasy. Zaciągnąłem na siebie śpiwór i robię notatki. Pamięć to taka instytucja, że z każdą godziną umykają szczegóły, wypaczając fakty, a luki te wypełnia wyobraźnia. Trochę jak z wędkarzem, który złapał rybę. Ryba z czasem, w opowieściach, staje się coraz większa, walczy na wędce coraz mocniej, a hol przypomina dramatyczny bój o przetrwanie wędkarza i jego sprzętu.
6.45. Pukanie do drzwi wyrywa mnie z pisanego skupienia. To 11-letnia córka Assada, bezpardonowo wchodzi do mojego pokoju bez czekania na zaproszenie. Dziwi mnie jej odwaga, pewność siebie, otwartość, kiedy tak sobie weszła, nie mając pojęcia, w jakim stanie ubieralności jest mężczyzna w środku. Rozbawiła mnie najbardziej, jej dziecięca pogarda dla tradycji zakrywania włosów i twarzy, co na wyspie i w ogóle wśród Szyitów jest bardzo przestrzegane, choć z zakrytymi włosami też ją widywałem. Widziałem, jak tutaj kobiety zakrywają twarze maskami. W tej chwili dziewczynka skrzętnie korzysta ze swojego dziecięcego przywileju, włosów nie zakrywając wcale. Co dziwniejsze, na jej niewinnych ustach, wyraźnie widać ślad mocnej, czerwonej szminki, a na paznokciach nieudolnie położony lakier. Do tego kolczyki, zwiewna kiecka do kolan, pod nią dżinsy, a na stopach trampki. Niczym, ale to zupełnie niczym, nie różni się od dzieciaków z Polski.
Przyszła i obwieszcza płynnym angielskim, że o siódmej śniadanie.

(https://www.tdm.pl/media/files/aaf005b9d3d61ceefd1cb50e9df7f155.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/94b5eb3619cc33caee5e72c93806bdd6.jpg)

Zanim zdążyłem się ubrać, wróciła, żeby powiedzieć, że śniadanie będzie w domu, bo na zewnątrz jest za gorąco.
Rzeczywiście. Kiedy tylko otworzyłem drzwi, buchnęło we mnie gorące, rozgrzane porannym słońcem powietrze. Mój skromnie urządzony pokój, pozbawiony jest łazienki. Trzeba kawałek przejść, żeby się umyć. Umywalka jest przy prysznicu.
Wodę się oszczędza. Na każdym dachu, każdego domostwa jest biały zbiornik. Tutaj też. Taki zbiornik zaopatruje prysznic, kran i resztę. Wprawdzie kran nad umywalką ma dwa kurki, ale woda jest zawsze gorąca, niezależnie od tego, którym kurkiem kręcić.

Dom Assada urządzony jest raczej w stylu europejskim. Jednym z niewielu i to wątpliwym świadectwem przynależności domostwa do ziem irańskich i tutejszych zwyczajów, są buty zawsze pozostawiane przed wejściem.
W głównym pokoju, jak i w aparycji dziewczynki, która mnie przywołała na śniadanie, niewiele tradycji irańskiej kultury, czy uwielbienia Koranu. Jest regał pod ścianą, a na nim płaski telewizor, na którym, wzorem europejskich mediów, wyświetla się klasyczny, propagandowo—szkolący materiał, uczący poglądów i przekonań. Jest siódma, więc są wiadomości i bloki reklamowe co chwila. Naprzeciwko telewizora, wygodna kanapa. Pośrodku przestronnego pokoju dywan. Pod sufitem żyrandol. Całość chłodzi wydajny klimatyzator.
Talerzyki z białym serem, dżemem, masłem, kandyzowanymi owocami, i brązową masą o konsystencji kisielu na ciepło, podaje żona Assada. Córka opiekuje się swoim kotem.

(https://www.tdm.pl/media/files/84449defe495cd1ce9f6598a6415c7a2.jpg)

Stół zapełnia się tymi smakami, a na koniec placki chlebowe. Nibykisiel, w połączeniu z plackami chlebowymi, jest smaczny, łamie suchość sera i jego słony smak. Herbata z imbirem, nalana z dzbanka, musi odstać swoje do ostygnięcia.

Jestem tak rozleniwiony porannym upałem, że nie w głowie mi już wycieczki, choć miałem taki zamiar. Zamiast tego, w cieniu zadaszenia, rozkręciłem pokrywę zębatki zdawczej w motocyklu. Oprócz wyłamanej części dozownika olejarki wszystko wygląda dobrze. Tylna zębatka za to jest na wykończeniu. Być może w Turcji będę musiał kupić nową albo i cały napęd. Póki co, w kilka chwil reguluję naciąg łańcucha. Może doraźnie pomoże na „strzelanie” łańcucha. Skończył się też olej w olejarce i brakuje nieco płynu chłodniczego.

(https://www.tdm.pl/media/files/f4e38df6626f7a5f12044b425558c082.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/7584cf65d250204807ea289c093748c5.jpg)
 

***

Nieprzyzwyczajony do dodatkowego, tak ciężkiego balastu, Assad niepewnie ruszył z miejsca swoją 115 tką. Mały jednocylindrowiec, zostawiając za sobą niebieskawą chmurę dymu, przetoczył się wolno po nierównej, nieutwardzonej drodze i wjechał na asfalt. Tutaj odżył nieco i rozpędzony, przestał się chwiać na boki.

(https://www.tdm.pl/media/files/139894f4ec6080cbba8373c2e4d4e059.jpg)

W zasadzie mogłem przyjść tu pieszo. Sklep motoryzacyjny oddalony jest o niecały kilometr, dzieląc wolnostojący budynek z serwisem wszelakiego gatunku pojazdów, tuż przy głównej drodze.

(https://www.tdm.pl/media/files/c84a66abb1c3fdb1f781bc100bfacba3.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f604461d7c106e01a674b0e9545d5cef.jpg)

W środku zbawienny chłód. Assad wie już, czego potrzebuję, więc zasadniczo jak ja mogłem przyjść sam, tak on teraz tłumaczy sprzedawcy, co jest potrzebne, a ja jestem zbędny. Kupuje więc 3 litry płynu do chłodnic i pół litra oleju 50W. Mniejszych opakowań nie ma. Z tym towarem, jedziemy do sklepu spożywczego. Jest gęsty sok brzoskwiniowy, który tak lubię. Sok i dwa napoje gazowane. To wszystko, czego mi potrzeba.
 
(https://www.tdm.pl/media/files/23f50b8af76c60d8cd6c84640f3d4fca.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f5f40549b8b66f4c3f2081ba10e3eeb3.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/7596f712303f16aa6b3fd96ca1d107eb.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/80cad1f91b0d476742318a40abbaac24.jpg)

W takim sklepie, można kupić też benzynę.

(https://www.tdm.pl/media/files/d008fd2b993cf07861e8af8f0588595e.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/592c8da78e3de405bf044828bbfb98bd.jpg)

Uzupełniam płyn chłodniczy w motocyklu i dolewam olej do olejarki. Zabieram zapas obydwu specyfików do dwóch małych butelek i chowam je w zapasowej oponie przytroczonej do motocykla.

(https://www.tdm.pl/media/files/6492523a4b6ff86ada3f3db6b0dabffe.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/d27c9ea0a3f738783cc6859b2201e872.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/7c95a6d5b7ecefb5a660a5b9f6a0e3e5.jpg)

Nieznośny, wilgotny upał przedpołudnia, zapędza mnie do mojego małego, klimatyzowanego pokoju.
Przyjemny chłód przywraca mi siły na tyle, że przestaję się pocić i mogę dokończyć notatki. Kiedy kręciłem kluczami przy motocyklu, lało się ze mnie jak z durszlaka.
Chłód nie na długo mnie ocucił i niewiele napisałem. Ołowiane powieki przesłoniły obraz świata i żadną siłą nie mogłem odgonić snu.

W samo południe obudziły mnie pokrzykiwania Assada, wołającego na obiad.
Rześki już i wypoczęty, po raz kolejny zderzyłem się ze spiekotą dnia. Tak naprawdę, obiadu jeszcze nie ma. Kiedy oczy przyzwyczaiły się do nadmiaru światła, natknąłem się na taki widok: Assad siedząc w kucki, jedną ręką przytrzymuje wielką, zamrożoną na kość rybę, w drugiej dzierży tasak, zagłębiony w karku ryby. Pełen ufności czeka, aż jego żona, wprawnymi ruchami raz za razem waląc młotkiem, łeb rybie odetnie. Później pośrodku, na koniec przed ogonem. Jeden błąd i Assad długo piątki nikomu nie przybije. Mimo to, stojąc tak i prażąc się w świetle słońca, zazdroszczę Assadowi tego zmrożonego truposza, chłodzącego teraz jego dłonie. Z jaką lubością można by odebrać zdechłej rybie ten chłód zbawienny. Tę temperaturę ujemną. To antidotum na przegrzanie. Skończyłem wewnętrzne dywagacje, kiedy spojrzawszy na mnie, Assad roześmiał się od ucha do ucha, jakby wiedział, o czym myślę…

(https://www.tdm.pl/media/files/e366d6a637b1d8452260497905d82b05.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/3fd73a4d1aa4105ac9c458c32fe684a2.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/d82242f48b55421d09697c6ff34c0b22.jpg)

A więc na obiad ryba. Ryba polana pysznym ostrawym sosem, ryż z przyprawami i chłodna woda w dużej ilości. Na taką temperaturę, to aż nadto.
Po obiedzie, znając już mój ulubiony napój, gospodarz proponuje jeszcze jeden poczęstunek. Żeby nie nadużywać gościnności, mimo że opłaconej, odmówiłem i przyniosłem własną, kupioną jeszcze w Stambule, na pył zmieloną, wyjątkowo aromatyczną kawę. Papierowa torebka, przesiąknięta aromatem, już roznosi woń palonego ziarna po kuchni. Teraz ja sam mogę przyrządzić ją na specjalny sposób.
Wsypuje się do rondelka kawę w odpowiedniej ilości do przyszłej mocy napitku. Stawia się rondel na niewielkim gazie i czeka, aż lekko będzie dymić. Naprawdę tylko, tylko. Dzięki temu uwalnia się jeszcze więcej aromatu. Teraz zalewa się kawę wodą, w takiej ilości, ile kawy ma być i z powrotem stawia na gaz. Nie wolno mieszać! Czeka się, aż kawa zacznie kipieć i już na początku kipienia, kończy się ten prosty proces. Gotowe. Teraz, wystarczy czarny płyn przelać do filiżanki i delektować się czarnym napojem.
Po wspólnym wypiciu kawy mogę zająć się kartami pamięci. Na pewno będą straty, bo podczas kopiowania wyskakują błędy, ale liczę, że i tak większość materiału dowiozę w całości. Jedna karta niby jest skopiowana, ale bez pierwszego folderu. Reszta pokazuje jakieś szlaczki. No trudno. Przynajmniej podłej jakości zdjęcia z telefonu, zachowały się w całości. Mam nauczkę, że następny wyjazd muszę zaopatrzyć w swój sprawdzony laptop.

***

Wieczorem, kiedy największy upał zelżał na tyle, żeby jajko nie dało się usmażyć całkowicie, jeszcze przed zachodem słońca, wsiadłem na motor i pojechałem do kanionu Chahkooh.
Już dojazd asfaltem, wśród przedziwnych form skalnych jest dla mnie wydarzeniem samym w sobie.

(https://www.tdm.pl/media/files/53051c5e7e36f0190eeb72ce1035545a.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/d8f6d364a49fd0f074d6943df02d93b5.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/e3d49d64167d9bbd4c52aa36f46034da.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/5e599b93c2c5bbbc45fed9a28a2e3d6a.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/35aad865194850a028756920fd049e41.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/503c3c92bf0e6b8b207d9847f90f1148.jpg)

Jednak na miejscu…
Wjeżdżam między drzewa, po nierównym bezdrożu, gdzie stoi zaparkowany pickup. Obok, w cieniu siedzi na ławce człowiek. Zapewne strażnik parkingowy. Chciałem jak inni zaparkować tutaj, ale ten macha, żebym jechał dalej. Dokąd dalej? W ostatniej chwili zauważyłem niewielki nasyp, wyglądający na ścieżkę wychodzoną przez turystów. Tych jednak, oprócz mnie tu nie ma. To nie sezon.
No to jadę w tę ścieżkę.
Rodeo! Po skałach, po kamieniach, po piachu i żwirze i znów po skałach, aż do równego. Moje szczęście, że za kilkaset metrów ścieżka kończy się kanionem. Cieszę się, że nie naubierałem się motocyklowo. Zabrałem tylko rękawice z przyzwyczajenia. Byłbym się stopił jak świeczka od tych wrażeń.
 
(https://www.tdm.pl/media/files/27d2a50bf22e79d9d75389d07bcc4820.jpg)
 
(https://www.tdm.pl/media/files/e37b0c9fb52452700e2427993d357ce5.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/05f23326494174f986ed63000e9f2e61.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/9b83ab2fc0feb47ce9814488f285a19d.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/52b898bfd5c6c21c23f745267a4cba58.jpg)
 
(https://www.tdm.pl/media/files/d7af6ec1f92ce489dd27c9fd22be239a.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/d1e7e82f18005e5b606b81f9d9c8340c.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/029912d4bbf98054c6662084afac2024.jpg)

Na końcu ścieżynki zakole, otoczone wysokimi ścianami skalnymi. W zakolu jedno rozłożyste drzewo, dające cień. Wiadomo gdzie zaparkowałem motocykl. Oprócz powrotu, jedyną dalszą drogą jest wejście do kanionu.

(https://www.tdm.pl/media/files/9508c5bac6bce4eaff95a31fb10b46cf.jpg)
 
(https://www.tdm.pl/media/files/70a1a53b40f364057aa64eb380020163.jpg)

Erozja. Oto artystka, która spowodowała te kuliske kształty, te łyżki, te zagłębienia, łagodne esy i owale. Gęby wykrzyczane, oczodoły bez życia, zwierzęta zmyślone, dziury wydrążone, niczym pułapki. Nie ma tu jednego rantu, czy kąta ostrego. Wszystko spływa, leje się, zaowala i meandruje, miesza ze sobą, przenika, bez najmniejszego oporu materii skalnej.

(https://www.tdm.pl/media/files/2b9882f8e7633ccc750e606d81eaeef4.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/4f7ec96fffdbe09d32f867457ea243e5.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/d55c982d94578ab57611a7bfc59b17d6.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/2f9b2778095dfbaef898d1f297093c7e.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/1be15b04455030491b081a57b4c19a95.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/0505af763f6737a6f11836d374bc3226.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/be718ab2c574483650b0146b919eb35c.jpg)
 
(https://www.tdm.pl/media/files/17b8c664c42299b12eecf597cbd0d6ba.jpg)
 
(https://www.tdm.pl/media/files/462435062e910c6c8573da0bb5387aa9.jpg)
 
(https://www.tdm.pl/media/files/cce89bf89affcc97e164935855c354e3.jpg)

Nie można rzetelnie opisać tego imponującego tworu i nie da się przekazać fenomenu artystycznego żadną fotografią. Erozja jest wieczna. Tworzy tu już tak długo, że jej dzieło w najwyższej części ścian, zapomniane już kruszeje, kiedy tu, na dnie kanionu, skała łagodnie obli się w każdy możliwy sposób.

(https://www.tdm.pl/media/files/a5590df37f3d5f4e5226de11cd008a27.jpg)

Stoję tak pośrodku, na skrzyżowaniu rozpęknięć, jak na skrzyżowaniu dróg. Cisza. Słychać tylko migawkę mojego starego, poczciwego aparatu i łopot skrzydeł gołębia, który zerwawszy się z wysokiej półki skalnej, zabrał ze sobą znalezioną gałązkę. Pewnie buduje gniazdo.

(https://www.tdm.pl/media/files/edfdc1704c64689655991f88b919fae9.jpg)

Przestałem na długą chwilę fotografować. Ciche, ale jednak natarczywe zdaje mi się to kłapanie migawki. Zbędne. Tym bardziej że z wrażenia, wcale do zdjęć się nie przyłożyłem. Tak się dzieje, kiedy zachwyt nakazuje zapamiętać WSZYSTKO, a nie ma jak. Na pewno nie aparatem. Chciałbym tu być, kiedy mocno wieje. Kiedy burza piaskowa przewala się nad rozpadliną. Kiedy natura nie szczędzi swojej siły. Czy wtedy skały przemawiają? Czy te obłości wydają z siebie pomruk jakiś, jęk może, albo świst, czy gwizdanie przerażające? Nie wiem. Teraz panuje cisza, a kiedy spojrzeć w górę, widać jak popołudniowe słońce oświetla zaledwie skraj skały, nie sięgając tutaj swoim żarem, choć chłodno wcale nie jest.
Spokój samotny i rozmyślania niedorzeczne, przerwali goście nieoczekiwani. Tak zatraciłem się w plądrowaniu wzrokiem kształtów ścian, że zdało mi się, że mimo że to publiczne miejsce i turystycznie przecież nawiedzane, nie ma dostępu tu nikt oprócz mnie. Takie naiwne zawłaszczenie mentalne. Człowiek ten nie przyszedł sam. Jest z nim kobieta. Za nimi jeszcze dwie niewiasty, ale widać, nie spodobało się, bo ledwo omiotły wzrokiem dookoła i odeszły.
Para została. Nie trzymają się za ręce, nie obejmują, ale wyraźnie widać, że cieszą się swoim towarzystwem. On pokazuje jej gdzie stawiać kroki, ona posłusznie idzie za nim, ufna i uśmiechnięta. Chwyciła mnie ta nonszalancja, wyrażana w tak naturalny, jednocześnie niejawny sposób. Jakież to przeciwieństwo otwartej, bezpruderyjnej, czasem ordynarnej, a na pewno nieskromnej eskalacji uczuć i seksualności wśród Europejczyków w miejscu publicznym.
W kanionie jest studnia z wodą. Jedyne miejsce stworzone ręką ludzką to betonowy krąg, niepozwalający zsunąć się do owej studni. Mężczyzna wyciągnął za sznur, niewielki pojemnik ze studni, podał wodę kobiecie. Ona wypiła kilka łyków, zaspokajając pragnienie. Uśmiechy promienują na ich twarzach. Rozmawiają. W końcu ona odeszła kilka kroków, podziwiając kanion. On został, żeby zanieść należną modlitwę swojemu Bogu.

(https://www.tdm.pl/media/files/ace89ac0cf80cbef0ae9497634fa3bd7.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/df72f32152a776f7316c5ab8d454848e.jpg)

Nie mogę być już niewidoczny. Przyszło więcej ludzi i nie są tak fascynujący. Zwykli turyści jak ja. Nastrój przepadł, poruszony hałasem rozmów, zamazał się mistyczny obraz falujących skał. Zostały kamienie, w których woda wyryła brzemię swojej siły, na spółkę z czasem.

***

Droga powrotna, choć taka sama, nie zrobiła już na mnie takiego wrażenia. To znaczy, widoki wciąż są egzotyczne, ale sama jazda, okazała się wiele łatwiejsza, niż w tamtą stronę. Dlatego zatrzymywałem się co jakiś czas na tym krótkim odcinku, żeby popatrzeć.

(https://www.tdm.pl/media/files/a47747d8ef11d9afea5c81335374636d.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/c1ece26346718d992af8b7f9aa002190.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/8b28023d9baa5b4d41343b575f64004c.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/79cbf86e4576880ed3970d6a06b9463b.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/e1bd1a2d115c1b717071fdca845bcf27.jpg)
 
(https://www.tdm.pl/media/files/5c6a6117a0a03e07c52a03712a0d4182.jpg)

Zachód słońca na motocyklu to coś, czego wszyscy zazdrościliby nam, gdyby wiedzieli, co tracą…

(https://www.tdm.pl/media/files/cb0bd75e0a01126dbffbd0cf307e7f56.jpg)
 
(https://www.tdm.pl/media/files/925ec3bbd6b62c186372029060433367.jpg)

Jutro pojadę szukać delfinów w zatoce Perskiej.

CF

Mapy:

(https://www.tdm.pl/media/files/dbc938f582d1903f484f0c97c27df21b.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/6a8048bc4d46ef27206f942d82fcb4f6.jpg)

Tytuł: Odp: O gościnności, dróg sekrecie i najgorętszym miejscu na świecie.
Wiadomość wysłana przez: CeloFan w Lipiec 01, 2022, 20:07:10
 :deadtop4:

30–ty dzień. 19 maja.

102889 – 103039
150km

Dulab – Wyspa Hengam – Dulab

Telefon pokazuje 4:30. Korzystając z wczesnej pory, uzupełniam notatnik ostatnimi przeżyciami. O siódmej jestem po prysznicu, ogolony i z plecakiem pełnym klamotów fotograficznych. Do kompletu butelka wody. Chciałem zapytać Assada dokąd jechać, żeby wynająć i popłynąć łódką w morze, tylko że zniknął. Jego żona rozumie że go szukam, ale… ona mówi, a jej nie rozumiem.
Wsiadam już na motocykl, kiedy na to przyjeżdża Assad z plackami chlebowymi. Był w sklepie. Nalega, żebym zjadł. Na śniadanie omlet i cieniutki makaron na słodko. Do tego herbata i kawa, którą przyniosłem. Po śniadaniu zasięgnąłem rady co do kierunku. Trzeba pojechać do portu w Shib Deraz, na południu wyspy.
Z łatwością wyszukałem miejsce na mapie GPS.

***

Na razie jest całkiem znośnie. Może już się przyzwyczaiłem do upałów? Nieee. Słońce operuje zza cienkiej warstwy pół przepuszczających światło chmur. Pewnie jest poniżej 30 stopni w cieniu, ale wiem, że pogoda wróci do formy. Z pogardą rzuciłem okiem na ciuchy motocyklowe, wychodząc z pokoju. Zabrałem tylko rękawice, żeby kamera miała się na czym trzymać i kask, bo na dłuższą metę okulary przeciwsłoneczne nie chronią od wiatru i piaskowego pyłu, wyciskających łzy z oczu. Jadę w podkoszulku i przewiewnych spodniach.

(https://www.tdm.pl/media/files/843b635fb995a8a32b8dbf99aad64b9e.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/9793b493f6c76d2322ea69e75c3816af.jpg)

Z przerwą na tankowanie, na miejsce bezbłędnie trafiłem za pomocą GPS. Motocykl parkuję tam gdzie samochody, wzdłuż wybrzeża.
— Tutaj — Pokazuje mi dobre miejsce, wyglądający na zmęczonego życiem, pomarszczony człowiek z białym nakryciem głowy. Od razu też zaprasza mnie do biura. W chłodnym, biurowym pokoju, siedzi schludnie ubrany młody człowiek i wydaje bilety. Kupuję jeden dla siebie. Mogę tu zostawić kask i rękawiczki. Korzystam z tej uprzejmości, bo do plecaka się nie zmieszczą. Stary pokazuje jedyne wolne krzesło, jako najlepsze miejsce przechowania bagażu.

(https://www.tdm.pl/media/files/23ef0b30429ec5274d16c57936b96e76.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/6287c66a0c395056491e31a52e2cf9fa.jpg)

Hala, w której przyszło mi czekać na łódź, ma okna od podłogi do sufitu, ale upału nie czuć wcale. Stoją tu dwa potężne jak szafy klimatyzatory dmuchające zimnymi strumieniami powietrza. Rzędami poustawiane, metalowe, nowoczesne krzesła, złączone ze sobą na stałe. Już chcę przysiąść na jednym w odosobnieniu, kiedy woła na mnie młody człowiek. Przysiadam się na to zaproszenie i obaj łamaną angielszczyzną rozmawiamy o tym i tamtym. Ja oczywiście łamię dużo bardziej. To Irańczyk. Jest jubilerem w mieście, którego nazwy nie zapisałem tak jak i jego imienia. Przyjechał tu na wypoczynek i też popłynie łodzią na wycieczkę.

(https://www.tdm.pl/media/files/4f575931821628874b23a9d56b9c4cae.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/58145043dddbd3d2234965ae65d058fd.jpg)

Żeby łódź odpłynęła, musi uzbierać się 20 osób. Tak oznajmił kapitan, który właśnie wszedł do hali. Średniego wzrostu, raczej żylasty niż chudy mężczyzna, stanowczo, ale z uprzejmością w głosie, powiedziawszy swoją kwestię, idzie do miejsca, gdzie kupiłem bilet. Mój nowy kolega – jubiler, nie pogodził się z tą decyzją. Zatrzymał decydenta nie wstając nawet z siedziska i negocjuje. Czasem coś tłumaczy dla mnie na angielski. Wychodzi na to, że jest połowa załogi i rejs jest nieopłacalny. W tym czasie kilka osób weszło do hali i rozeznawszy się w temacie, dołączyli do dyskusji.
Pertraktacje z kapitanem przyniosły oczekiwany skutek. Możemy wypłynąć.
Młody jubiler, jego żona, małżeństwo z dwójką dzieci, para w średnim wieku i ja. No i kapitan. Razem z nim 10 osób. Oznacza to, że rejs jest jednak opłacalny, tylko połowę mniej.
Na zewnątrz, przez różnicę temperatur i wilgoć, obiektyw małej kamery od razu zaparował. Wszyscy ładujemy się do łodzi zaopatrzonej w silnik i miejsce dla sternika na rufie. Przy dwudziestu osobach, panowałby tu niezły ścisk.

(https://www.tdm.pl/media/files/855bec1a97d7b8ee1b0905286cc53516.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/553ad8c0b6b3b597f94c25723d3dcb94.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/3949e39fe32d322dbbc2bef1a1ca0c65.jpg)

Odbijamy od brzegu. Mijamy falochrony z głazów, uwięzionych w metalowej siatce. Łajba podskakuje wesoło na małych falach. Assad mówił, że najczęściej delfiny pokazują się zimą. Teraz to loteria. Kiedy przybrzeżne wody Zatoki Perskiej nagrzewają się, ssaki te odpływają w głąb akwenu. To nic. Marzenia spełniane z łatwością bledną i nie mają tak mocnego wyrazu. Może lepiej je pielęgnować, a nie spełniać…

W oddali przywidziało mi się, że coś widzę.
– Tam! – Podekscytowany, pokazałem palcem błękitną toń w oddali, przekrzykując ryk silnika.
Kapitan skręcił kierownicą i łódź szerokim łukiem zatoczyła się na wskazany kurs. Jednak już za chwilę płynęliśmy jak wcześniej. Anomalią na wodzie okazał się nurkujący ptak. Nigdy delfina nie widziałem. Skąd miałem wiedzieć…
Naprawdę chciał dobrze. Łódź meandrowała, jakby omijając przeszkody. Kapitan wytężał wzrok, rozglądając się pilnie wokół, w poszukiwaniu ssaków. Płynęliśmy czasem wolniej, a czasem tak szybko, że pęd powietrza zerwał z głowy nieostrożnej pasażerki daszek, chroniący jej twarz od słońca. Nie zawróciliśmy.

(https://www.tdm.pl/media/files/f678596a17b53ee24faa775be459c32b.jpg)

Przecinana woda przyjemnie bryzga na twarz spod dziobu łodzi. Woda i prędkość znakomicie łagodziły upał. To prędkość właśnie ma jeszcze jedną cechę, która zadziwiająco osłabiła na chwilę mój zawód dotyczący delfinów. Motorówka straszy małe, latające ryby. Wyskakują nieoczekiwanie z wody jak z procy i szybują około pół metra nad wodą, żeby za dwie, może trzy sekundy, zniknąć w swoim naturalnym środowisku. Upolowanie teleobiektywem takiej rybki wcale nie jest łatwe. Udało mi się zaledwie kilka razy na wiele prób.

(https://www.tdm.pl/media/files/3382b1194ee2cd94174d71bed377d6be.jpg)

Kapitan jest przygotowany na scenariusz bez delfinów albo to stała atrakcja rejsu. Przybiliśmy do dzikiego brzegu niedalekiej wyspy Hengam. Skały porozrzucane w nieładzie, obsypane są srebrzącym się piaskiem. Piach mieni się i połyskuje wręcz nienaturalnie, choć wiem, że to naturalne minerały tak błyszczą. Mam ze sobą szklaną fiolkę. Zabiorę część tej plaży ze sobą.

(https://www.tdm.pl/media/files/616dd7c8ea616ad852b82ba8bc516f36.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/69bb722a584b7b11327eed9d79d8e1ab.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/d8d6caf782057590fe34263cdc6ff675.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/bbb085cc8133d71b9fa0d24413a467ec.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/3f25183de99323b596ec311b919a861f.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/fc6d2a4d2670f4a845dc878307e100fe.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/62795f62f8cdbb6becc870fb9bd3e9f3.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/b10ca8fd162b5b07df41df8717d45045.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/2ad4a0c38fa76ceb5ff1efc9b72f40af.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/b5a485aee64d0a980016cf9446e07301.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/40e27653bc683c70462a77ff084c4782.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/a7d9f2583ca4c5b53927177581e847d7.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/be22d62944656899af720cd1c0ca6ef1.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/fa2b0cf15cced33c638b84a73f037da4.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/b3e6ef09dc6b3e1c42dc564e0104f24f.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/902d9536fc99acbe2d2f437f5b60125f.jpg)

Nie dane mi było rozejrzeć się dobrze, bo kapitan już woła wszystkich na łódź. Kilkaset metrów dalej, lądujemy na innej plaży, z porozstawianymi wzdłuż brzegu prymitywnymi straganami. Zbudowane z liści palm, desek, i co kto miał pod ręką. Nie wszystkie są otwarte, a te w których coś się dzieje, oferują miejscowe jedzenie i różne rękodzieło, jako pamiątki. Sprzedaje się tu trochę kiczu, trochę ozdób z muszli. Zwyczajna rzecz. Zawsze znajdzie się ktoś, dla kogo takie bibeloty mają wartość, zdobiąc później domową półkę, albo szyję, czy palec. Cieszy fakt, że nie ma magnesów na lodówkę :D

(https://www.tdm.pl/media/files/2db7b315454b0e2a090e5af02e7f6f87.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/5e5b7adfc0fe0267b8143fdccce79c91.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/61d50090d21a72d26d83bf05e0966992.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/bfcf665cc625b6140316642695c03a70.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/7c50fc1a32ded1410dd045f0dd5f218f.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/4996f8ac0d58ad5ea709b68d02b4198f.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/bb96fc036dac63e562d56e21b5fa9bd3.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/b00a49a1a6a318b11033f54df8aa7c71.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/e0d56b714156e8a2de67318f8821008b.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/8e46839e7955510ba8c4ae963f7978f2.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/ccfc7c46f04c7319e1f619a33d71d333.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/2977f57ca60d4fc8a234f62c3cc6b9bc.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/df5abd1a6bfbe8593ae434c9a7f4bbd0.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/74152c8425e983ddea39462ead6dc231.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/a4bf1f5c4196447df111f7b9766787bc.jpg)

Na pograniczu plaży i wody jest resztka fortyfikacji sprzed 100 może 200 lat. Tak twierdzi kapitan. Wyczytałem jednak, że to resztki zabudowań po Brytyjczykach, kiedy to za swojej ekspansywnej świetności, kontrolowali ruch morski na Zatoce Perskiej. Holendrzy też panoszyli się w okolicy, ale w innym czasie i został po nich wrak statku*, którego na własne oczy nie widziałem.

(https://www.tdm.pl/media/files/166510225e56914865e316f498e50e98.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/5f5b51c93a9fd4f675e0f2afd15c7c42.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/c2e106901d00283e053626d11c6d2b98.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/d8c3647801c4a58f822dc607064b6d62.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/991b82b958e17bd5ae7704564e58f916.jpg)

Są też rybacy. Przy łodzi, dwóch młodych ludzi wyplątuje połów z sieci, kompletnie nie zwracając na mnie uwagi. Wielkie, kolorowe ryby, raz za razem lądują w plastikowym pojemniku. To ten sam gatunek, który jadłem u Assada na obiad.

(https://www.tdm.pl/media/files/355a91aca0a809290ea76692b7676962.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/7a10d161a21941d7b2976fd3bd67249b.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/6d54a7f39619f44060d0d2f291203221.jpg)

Zbiórka na łódź. Znów to samo. Nie zdąży się człowiek rozejrzeć i już jakaś zbiórka, jakieś czasowe ograniczenia, jakiś pośpiech. Między innymi dlatego nie lubię organizowanych wypadów, a wczasów jeszcze bardziej. Pobudka, bo śniadanie. Plaża, obiad, plaża, kolacja, albo obiadokolacja. Wyjście i powrót, bo pora karmienia i znów wyjście, ale zawsze trzeba na coś „zdążać”. Jeśli to hotel, czy inny resort, stada ludzi przelewają się w rytmie atrakcji, posiłków, wieczornego drinkowania. Generalizuję oczywiście, ale z grubsza, kiedy liczy się na to, że ktoś za nas urlop zaplanuje, a my wybieramy tylko miejsce, trzeba się do rytmu dostosować.

Płyniemy do portowego falochronu płycizną. Kapitan mówi, że to akwarium. Rzeczywiście, jest pewna analogia. Kolorowe, niewielkie ryby, ufnie podpływają stadami do łodzi. Ktoś wrzucił do wody okruszki bułki i zakotłowało się na powierzchni. Pokaz trwał może pięć minut.

(https://www.tdm.pl/media/files/1b5c163d65815f3486c32a234c420113.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/3cb59f9a6c51dac3bec8b3a36a8060c7.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/2bad0825af13cb25a412402ca4d2eda6.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/1c032cb294d90f11f32b0f38cba2b59d.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/ecd4a5020acabaa3cebd204f16195da9.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/4999573afc42435d8ca34b9e6005602e.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/a26696837a45c7a46198ed66ded7ddee.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/8b2e977077aa098afff091a1f7a62ddf.jpg)

Silnik zawarczał i łódź wycofuje się, żeby odpłynąć i skończyć swój kurs na wyspie Qeshm, w porcie, z którego wypłynęliśmy.

(https://www.tdm.pl/media/files/04c376549b57d3ec2535a1b8fbd99768.jpg)
 
(https://www.tdm.pl/media/files/fe1c130dbb6b0b3c2372bb74e17b360f.jpg)
 
(https://www.tdm.pl/media/files/bb80786f64e9b4df8b45e727e8eb869b.jpg)

***

Wyznaczyłem w GPS kurs wzdłuż południowego wybrzeża wyspy. Według nawigacji miała to być droga asfaltowa, ale już za kilka kilometrów asfalt przepadł.
Na początku wspomniałem już, jak ubrałem się na tę wycieczkę. Kiedy pęd łodzi i bryza przestały działać, poczułem co zrobiłem, nie zabierając ze sobą koszuli z długim rękawem. Jestem w piekarniku i ktoś właśnie podkręca gaz. Gołym okiem widzę, że odsłonięta skóra na rękach czerwienieje, a ja czuję palące pieczenie.
- Masz nauczkę, stary ośle – pomyślałem z rozbawieniem.

(https://www.tdm.pl/media/files/7bc26b031fdeadfbedaed455d3cebc3b.jpg)

Droga jest jak autostrada, to znów zwęża się na szerokość jednego samochodu. Skały jak wafle, krzywo wciśnięte w bitą śmietanę. Czasem niewielki podjazd i łagodne zakręty, urozmaicają pustkowie. Prawdziwe pustkowie. Podróż w nieznane, dzielę po horyzont z wodą po lewej i dzikim interiorem po prawej. Czasem, jak zagubione, na poboczu sterczą drewniane słupy z uwieszonymi kablami.

(https://www.tdm.pl/media/files/559bb27027322f6ff77c90f9644bfe4e.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/17e66fa28ad167c425c88fb71f7cdc3b.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/149ef5bb5d034232f424fcb8be9e0163.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/b7bd016fd7c6da75981e6ad9a0a0dee3.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/27d2f3fd8fc141a12d607e57600aa773.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/0dd3e1c715381c3ef93cde627c463953.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/af1637b8e69d35d1f4178b5ee893c312.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/df4d322cbb440cf6e0e1d22f3ffa723c.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/dbcbdc31b02501b2fc297ea147abfa1c.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/fba9bb9cd2408120f4fa657835906725.jpg)

W tej chwili przypomniałem sobie o drugiej gafie, jaką zrobiłem tego dnia. Mam zapas benzyny, mam wiecznie uczepioną zapasową oponę, statyw, plecak z aparatem i obiektywami. Mam nawet siekierę i saperkę przytroczone do motocykla. Nie pomyślałem jednak, żeby zabrać choć jedną dętkę, łyżki, czy jakiekolwiek klucze. Cóż… Teraz niczego nie wymyślę i na razie nic się nie dzieje. Rozterka trwała chwilę, bo po co zamartwiać się sprawami, na które nie ma się już wpływu.
Zdawałoby się, że drogą można rozwijać duże prędkości, ale czyhają tu niebezpieczne niespodzianki. Można trafić na rozpadlinę, którą widać dopiero z bliska, kiedy hamowanie nic nie da. To dlatego, że słońce w zenicie i brak cienia kamufluje poprzeczną dziurę. Mały włos i wtarabaniłbym się w taką pułapkę, a wcale szybko nie jadę.

(https://www.tdm.pl/media/files/d22133771954dd03b365ce33a5868db0.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/e635eaa7093dedc2d45e21e32fa8da14.jpg)

Nie jadę szybko tez dlatego, że słowo pustkowie to tylko uogólnienie. Właśnie czarny ptak przechadza się granicą piachu i wody. Wygląda jak strażnik wybrzeża. Nieco głębiej pale sieci rybackich, a na nich inne, mniejsze ptactwo odpoczywa, albo może poluje na nieuważne ryby. Drobne te anomalie, urozmaicają pozorną martwotę otaczającej przestrzeni i tym mocniej działają na wyobraźnię.

(https://www.tdm.pl/media/files/8059673693ed02064fd2dcf502656bcc.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/011d571876ff739c13ad1d5c31267019.jpg)

Nawet skały przybierają czasem nieludzką, choć antropoidalną postać. Oczodoły, paszcza rozkrzyczana, czoło srogo zmarszczone. Wśród odcieni żółci, zdarzy się czasem zielona plama krzewów niskopiennych. Są też ślady czworonogów. Pewnie to lisy pustynne. Surowo jest, ale życie nie ma końca, czepiając się każdej okazji do przetrwania.

(https://www.tdm.pl/media/files/37ccb6e346699700e2245a0978256abe.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/b823de497f98e42d6cca280effe92d1c.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/b3a1ec163cb10eec853ab0e673193a14.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/3723a5a072ac18b3338aefc4de0d2a3b.jpg)

Suche z pozoru drzewo, przyciągnęło małe stado wielbłądów. Pod drzewem zielone krzewy. Zwierzęta chyba są oswojone, bo nie bardzo chcą uciekać, kiedy się zbliżyłem. Nie są jednak spętane, więc nie wiem, czy dzikie są, czy na wpół oswojone. Ależ od nich capi!

(https://www.tdm.pl/media/files/bd552160bd4d0628f05405502ce831bc.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/a7fa5011596ee3262a8abebf80d5256d.jpg)

Zaledwie dwustumetrowy spacer wymęczył mnie i wysuszył. Gorąca woda w butelce nabrała tego ohydnego posmaku starej szmaty i plastiku. Powrót na kanapę motocykla też trochę potrwał. Cienkie spodnie nie chronią od żaru czarnego obicia. Jest tak nagrzane, że dłoń można położyć tylko na ułamek sekundy, a co dopiero usiąść.

(https://www.tdm.pl/media/files/321bb76c6bad6f0a02a612d5e356080b.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/7b6d00398b257eb408654ce89073c3cf.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/3ec5f11ba017957770e526223520b657.jpg)

***

Drogą między skałami, niespiesznie, jakby oszczędzając energię, wlecze się stado wielbłądów. Pokonawszy lekkie wzniesienie na zakręcie, schodzą w kierunku zatoki. Zatrzymałem motocykl, żeby ich nie wystraszyć. Między dorosłymi, są też młode. Ostatecznie, jest też ich właściciel, albo poganiacz, którego nie zauważyłem, zanim stado nie rozproszyło się nieco. Mizerny to człowiek, odziany w nibyspodnie z materiału, zwisającego nad kolana chudych, powyginanych nóg. Chyba jest boso. Głowę od słońca chroni biały turban. W ręku kij do podpierania się i poganiania stada. Na karku poszarpany ze starości podkoszulek, przyklejony od potu do pleców. Mizerne ciało, tam gdzie odsłonięte, zdaje się niewrażliwe na spiekotę.
Zafascynowany sceną, mimo gorąca, nawet nie drgnąłem. Kiedy wiatrak chłodnicy przestał buczeć, scena przeistacza się w niemy film. Odległa woda nie szumi, a i tak lekki wiatr, nie dociera tu przez wysokie skały na poboczach. Stado wraz ze swoim przewodnikiem, schodzi bezpośrednio z drogi, w wody zatoki.

(https://www.tdm.pl/media/files/b5c745cab5c95e319a9d72b3f83f41b9.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/4a66f6d16792c901c5a2081c7a9b7732.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/5c94da137474aa348fd555f33e23a4ab.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/2b799c7a34cc978d923b4be20d17c9c0.jpg)

Kiedy całe towarzystwo zniknęło za wzniesieniem, pieczenie skóry przypomniało mi o sobie. Uruchomiłem motocykl i znów prawie się zatrzymałem. Tutaj, po lewej, nic nie osłania mojego szlaku od brzegu, a po prawej przeciwnie — skały bronią dostępu do lądu. Na to wszystko nakłada się bryza wilgoci, zmiękczająca ostrość widzenia. A może to pustynny pył? Wielbłądy skręciły już w swoją stronę w bok, tuż za zakrętem, więc po horyzont rozpościerał się widok, który zachowam w pamięci na zawsze. Naturalna granica między wodą a lądem, z ziemią niczyją, w postaci chwiejnie utwardzonej ręką człowieka drogi i kilometry dziewiczej plaży.

(https://www.tdm.pl/media/files/78e783a4cd45ea2dcdfdf44c9bf06723.jpg)

Za tym zjawiskowym miejscem pojawił się asfalt, łodzie wyciągnięte na brzeg, ludzkie siedziby i ludzie tradycyjnie poubierani. Właściwie sami mężczyźni. To wioska rybacka Salakh. Minąłem ją bez zatrzymania i znów mogłem cieszyć się niespieszną jazdą w samotności. I tak dojechałem do rozstaju dróg.
Jeden znak po angielsku oznajmiał, że droga zaprowadzi mnie do Natural Sulfur baths, drugi do Salt Cave.
Na tę moją rozterkę, nadjechał samochód terenowy i skręcił do Natural Sulfur baths. Z trudnością przedziera się przez nierówności, twarde koleiny, kamienie i połacie sypkiego piachu. Wcale nie widzę tam siebie. Prawie poparzony od słońca, bez ani jednego narzędzia, z niemal pustą już butelką po wodzie w plecaku. Na dodatek do mistrza technicznej jazdy mi daleko. Zaczyna też siadać mi entuzjazm. Słońce potrafi wyssać z człowieka całą energię bardzo szybko, kiedy nie ma co pić. Rzecz jasna, pojechałem łatwiejszą drogą.
Co najgorsze, kamera odmówiła posłuszeństwa. Wszystkie baterie, tak skwapliwie ładowane dzień wcześniej, nie działają. Mam kamerę sportową, która tak się nagrzała, będąc wyłączona, że zadziałało jej zabezpieczenie. Ruchomego obrazu nie będzie. Najpierw w Armenii pękła część odpowiedzialna za włączanie, wczoraj utracone pliki przy kopiowaniu, teraz to. Jeszcze popsuję aparat i pozostanie mi rysowanie tego, co widzę  :deadbandit:

(https://www.tdm.pl/media/files/4d6ea5bea7aff86fb694d2f309aa4339.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/83e67c4038358859de4519084139eee8.jpg)

***

SALT CAVE** - oznajmia tablica informacyjna przy drodze. Prowizoryczne ogrodzenie i baraki z kontenerów, nie zachęcają do sprawdzenia, co to za atrakcja. Skoro jednak przejeżdżam tędy… Może jest woda.
Z jednego z baraków wyszedł strażnik. Spostrzegł moje wahanie, bo macha przyjacielsko ręką.
Po zwyczajowym salam alejkum nasza krótka rozmowa wyglądała tak:
- Masz światło? – Pyta, kiedy podjechałem bliżej, zachęcony gestami.
- Tak, mam aparat – Odpowiadam skwapliwie.
- Jedź do samego końca – i gestami utwierdza mnie w przekonaniu, że dobrze zrozumiałem intencje.
Jadę, ale pusty parking kończy się na urwisku, z esującą ścieżką pomiędzy kamieniami, wychodzoną przez turystów. Do dziś nie wiem jak to się stało, że udała mi się sztuka przetrwania w pionie. W każdym razie zjechałem w dół i jadąc po solnym podłożu, zatrzymałem się dopiero przy wejściu do jaskini.

(https://www.tdm.pl/media/files/5470906381eaf5b6989d5953d2308c4e.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/5974463207197766fe780872ece32305.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/a9bbc5c87521906464f85bd4be47d83d.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/4643b62c82f6b3f565781a965b5bd14d.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/70026bdc738b7ab513410b915ecbff8b.jpg)

W środku zanikają kolory, a zostają kształty, póki jasność dnia dociera. W wielkiej, słonej kałuży u wejścia, odbija się światło i białe, zwisające nacieki jak małe stalaktyty. Dalej nie widać nawet kształtów. Wszedłem i zapanowała ciemność z małym, świetlnym punktem, który jeszcze przed chwilą był wielkim wejściem do wnętrza ziemi.

(https://www.tdm.pl/media/files/d0b7be480cd72bd70717156697eb3a09.jpg)
 
(https://www.tdm.pl/media/files/9a898841b6ebd14b26479a1d532ebdf5.jpg)
 
(https://www.tdm.pl/media/files/d49a778b2b88b286d580bab25be05dbd.jpg)
 
- Halllooo!- Słyszę nawoływanie, odbijające się wielokrotnie echem.
– Halllooo! – powtarza się i dochodzą do niego pewnie stawiane kroki.
To strażnik. Widocznie wychwycił, jak słabo się porozumieliśmy i naraziwszy się na spiekotę, schodząc po skarpie, odnalazł mnie i przyniósł czołówkę, żebym cokolwiek zobaczył. Światło. Światło, nie aparat. O to pytał. Podziękowałem zaskoczony i strażnik odszedł. Specjalnie na takie okoliczności, kupiłem i zabrałem ze sobą mocną latarkę, którą odłożyłem w dobre miejsce, żeby jej nie zapomnieć. Teraz czeka na mnie w pokoju gościnnym u Assada, bo po co komu latarka na łodzi…
Odszedłem na tyle, że jaskrawy punkt wejścia zniknął. W słabym świetle czołówki, zobaczyłem gdzie jestem. Wielkie zwalisko ogromnych głazów, nad nim sklepienie poprzecinane solnymi liniami. Po omacku daleko bym nie doszedł. Albo głowę bym rozbił, albo nogi połamał. Jaskinia nie przynosi spodziewanej ochłody. Wprawdzie temperatura jest wyraźnie niższa, ale nie tak, jak spodziewałem się w głębi ziemi, w podobno najdłuższej na świecie jaskini solnej... Za to wyobraźnia zaczyna pracować.
W kompletnej ciszy każdy mój ruch, każdy krok, wydaje się hałasem, wzmacnianym jak w pudle rezonansowym. Potrącony czy nadepnięty kamyk, wydaje zwielokrotnione odgłosy. Światło czołówki prześlizguje się po skałach, ożywiając ostre cienie. Pusta przestrzeń za przeszkodą, zdaje się nie mieć swojego absolutnie czarnego końca.
„Zejście” - Mierny dość, z gatunku fantastycznych, film z 2005 roku. Zastana sceneria niespodziewanie z całą mocą pełnych grozy ujęć, przywołała nierealne wspomnienie. Oczami wyobraźni spodziewałem się za zwalonym głazem, uczty dzikiego stada pierwotnych istot, rozrywających z nadludzką siłą jakiegoś nieszczęśnika. Z całą pewnością oczekiwałem też, nasłu****ąc w bezruchu, że usłyszę mrożące krew w żyłach mlaskanie i cmokanie. Że zza przeszkody wyłonią się zdeformowane, wygłodniałe i przekrwione oczy bezwzględnej bestii, szykującej się do ataku. Że zaraz wejdę w lepką kałużę i poczuję metaliczny zapach ludzkiej krwi. Mimo to idę dalej przed siebie, przyświecając czasem pod nogi. Zatrzymało mnie obniżające się sklepienie. Tutaj trzeba się już schylać, a jeszcze dalej iść w kucki, albo czołgać się. Mrowienie na plecach ustąpiło, kiedy wrócił rozum, a zdrowy rozsądek przezwyciężył filmowe fantazje. Dopiero teraz przypomniałem sobie o aparacie.

(https://www.tdm.pl/media/files/95b71d68f717862506ff8a09d9d51b1e.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/9caed67cd18e94f0efa800f0766ba293.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/577974e36467d077fc45f140fa763c65.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/1ea496b5751a889423e0a759ad0efefa.jpg)

Przyszli inni turyści. Przywiózł ich tu wynajęty kierowca i są przygotowani. Mają czołówki. Wymieniliśmy uprzejmości, jednak zbyt dobrze władali angielskim, żeby pewnie się porozumieć.

(https://www.tdm.pl/media/files/5c4aedcc8e3e66425776bb438d11b6e1.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/322d34719821ca2ebc6a91c1a1d02848.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/1d327389120707b05aae3d20d340dfd2.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/320740585c251f667747ed9c4f9cf0c0.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f00f933b1b789a1ea283a1b525b23589.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/51a109642671bde50f02a604d0657f45.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f6deae3c64808255d3d6406fb5e23a50.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/64d5d8cda469e70f90d7c589b770a09f.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/2ad9dbff81fffca9110874b2d4f41518.jpg)

Przede mną wyzwanie, bo podjazd stromy, a ścieżka na stromiźnie zakręca.
Rozpędzony motocykl wściekle ryczy na pierwszym biegu. Przednie koło uderza w przeszkodę i wspina się. Zostawiam za sobą tuman kurzu i dwóch zdziwionych turystów, którzy zbyt długo jaskini nie eksplorowali. Tylna opona czepia się wszystkiego, a ja chwytam się wszystkim motocykla. Na górze, całkowicie odrywamy się od ziemi i walimy w nią, wzbijając następne tumany pyłu. Przez chwilę byłem w powietrzu! Z wrażenia i przez zamieszanie jakiego narobiłem, zatrzymałem się dopiero przy baraku strażnika, żeby oddać mu czołówkę.
Dziękuję za sprzęt świecący, ale czy ma wodę? Ta z plecaka nie nadaje się. Jest gorąca i zbiera się na wymioty od jej podłego smaku.
Strażnik wyjmuje z szafki wielokrotnie używany kubek papierowy i butelkę z lodówki. Jest pełna, ale nie jest to woda ze sklepu. Pływają w niej drobinki jakiegoś osadu, jakby była brana z naturalnego ujęcia. Obojętne. Wodę łapczywie piję z butelki, bo strażnik nalegał, żeby zabrać całą. Dopiero teraz zniknął posmak nadmiaru adrenaliny w ustach, od skoku życia :)
Znów po lewej wybrzeże, a po prawej interior. Droga czasem jest piaszczysta, a czasem jakby budowana z tutejszej skały. Świetnie się jedzie, chociaż moje ręce pieką już mocno od nadmiaru słońca. Kark tak samo. Szmata na szyi nie pomaga zbytnio, rolując się w obwarzanek od pędu powietrza.

Minąłem się z pierwszym niewidzianym od dawna samochodem i za chwilę wjechałem na asfalt głównej drogi. Skręciłem jak pokazał GPS na północ i teraz przecinam wyspę wśród form skalnych, których nie sposób wymyślić samemu.

Przed końcem drogi powrotnej, zatrzymałem się przy sklepie. Butelka wody od strażnika nie wystarczyła na długo. Dziś jest piątek i są wybory prezydenckie, a piątki tutaj są wolne od pracy. Ten sklep jest na szczęście otwarty. Kupuję lekko gazowany napój i sok z żółtych śliwek, który w mgnieniu oka wypiłem na poczekaniu. Za zakupy dostałem kupony promocyjne, których nigdy nie wykorzystam. Przed bramą domostwa Assada sterczałem dość długo, zanim otworzyły się jej podwoje. Tak głośno zacząłem walić pięścią w nagrzaną blachę, że w końcu usłyszała to najmłodsza córka Assada. Ta od paznokci, kota i europejskiej swobody w ubiorze. Jestem uratowany. Słońce spiekło mi ramiona i ręce do pełnej czerwoności. W cieniu tak nie szczypie. Teraz wezmę prysznic, będę dużo pił i zapełnię zeszyt notatkami.
CF

Mapy:

(https://www.tdm.pl/media/files/0acdb4dd4a7fd6a4cca6df8b531257b4.png)

(https://www.tdm.pl/media/files/06f02d2eabbd0d8c1c55b2af01251098.png)



* Informacje o wyspie i jej atrakcjach - https://tnijurl.com/29e3f4b3b529/ (https://tnijurl.com/29e3f4b3b529/)

** Salt Cave - informacje. https://iranparadise.com/salt-cave/ (https://iranparadise.com/salt-cave/)

Tytuł: Odp: O gościnności, dróg sekrecie i najgorętszym miejscu na świecie.
Wiadomość wysłana przez: CeloFan w Lipiec 09, 2022, 15:20:59
 :deadtop4:

31–szy dzień. 20 Maja.

licznik: 103039 – 103653
614km

Wyspa Qeshm - Shiraz

Dopiero dziewiąta, a beton i asfalt portowego placu, oddają z całą mocą zmagazynowane ciepło. W pobliżu nie ma nawet skrawka użytecznego cienia. Nie mogę zdjąć kurtki, bo mam spieczone ręce. Nawet przez gruby materiał, boleśnie czuję słoneczne prażenie. Czekam. Czekając, piję. Pijąc czuję, jak to co wypiję, wypływa ze mnie każdym porem skóry. Kanapa, bagaż i reszta motocykla nagrzały się tak, że nie sposób dotknąć gołą ręką. Jakby całość, przed chwilą została wyjęta z piekarnika. Już się przyzwyczaiłem. W takich chwilach zmuszam się, żeby zobojętnieć i zająć myśli czymś innym. Wtedy, przynajmniej pozornie ekstremalna temperatura, staje się czymś naturalnym, do przeżycia. Dreszcze przestają wędrować po skórze, rozgrzane buty motocyklowe nie opiekają tak stóp. Ciało jest rozluźnione i szybciej się poci. Nie wolno dopuścić do zatrzymania procesu, bo grozi to udarem. Nieprzerwanie trzeba pić. Kiedy woda się skończy, za pół godziny skończy się pocenie, a to zły znak.
Skutkiem ubocznym takiego mini letargu jest lekka apatia. Kiedy już pogodzę się z prażeniem zewsząd, tracę chęć do obserwacji. Obojętnieje czas, miejsce nie jest już tak egzotyczne, przytłumione dźwięki jakby kończą się z dala od uszu. Najchętniej wróciłbym do klimatyzowanego pokoiku u Assada, położył na zimnej podłodze i zaczekał dzień, albo dwa, do chłodniejszego wieczora.

(https://www.tdm.pl/media/files/eb0afffe92c118f4a871121844a69321.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/87844eb30cd3a7e21f02338e664c5487.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/b2d01850e57e61f1dc2e66e7955293fe.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/979266bf7ba94dfb3b4f50df30f6cf07.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/674cddb25e2b3d4fcffe3ee661d98f68.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/21520b69ad22cb292b48d7f222cbfe0d.jpg)

Mimo to, moją uwagę przykuła kobieta na rampie wjazdowej promu. Kolorowo ubrana, wygląda jak przyszła pasażerka, chcąca jak ja, opuścić wyspę. Siedzi po turecku, a na jej kolanach dziecko o zdrowej, śniadej skórze. Ono jak ja, bez przerwy pije, tylko z butelki ze smoczkiem. Być może, moja chwilowa obojętność i tę parę by zignorowała, ale jest coś nienaturalnego w tej scenie. Nie jest pasażerką. Kiedy ktoś z obsługi wyszedł na ląd, wyciągnęła żebraczą dłoń. Mężczyzna przeszedł obojętnie, jakby była zjawą niewidzialną. Ja bym się zasmucił. Kobieta jednak uśmiechnęła się szczerze, jak uśmiecha się ktoś, kogo spotkało coś dobrego. Chwilę później, jej twarz na powrót zastygła w zadumie, a ciało przestało się ruszać, niczym część statku, na którego rozgrzanym pokładzie siedziała. Musi tam być od chwili, kiedy cień jeszcze krył część stalowego pokładu. Dziecko zdaje się pić przez sen. Ani razu nie otworzyło oczu, nie poruszyło się, nie zakwiliło. Tak zachowują się dzieci czujące się bezpiecznie, wygodnie i komfortowo. Jak oni znoszą to bezchmurne piekło? W otoczeniu nagrzanej stali, bez najmniejszego powiewu funkcjonują, zdawałoby się jak zwykle.

(https://www.tdm.pl/media/files/37532cae99492f1d7072ccac371f5b29.jpg)

Na prom, który właśnie dobił do brzegu, też nie mogę wjechać, żeby skryć się w cieniu mostka, bo ludzie i jednoślady wjeżdżają ostatni. Samochody upycha się tyłem, żeby nie cofały przy wyjeździe na ląd. Prom odpłynie, dopiero kiedy zapełni się całkowicie. Stoję więc na środku placu zlany potem, przytłumiony, obserwując portowe życie. Dwie drogi prowadzą do placu. Jedna dla osobówek, drugi dla samochodów ciężarowych. Osobówki zajmują już połowę przeznaczonego dla nich placu, ale nie wjeżdżają. Silniki pracują, chłodząc pasażerów w środku. Z większości wydechów wydobywa się niebieski albo czarny dym. Miesza się to wszystko w stojącym powietrzu. W tym czasie przypłynęły dwa inne promy. Z pierwszego wysypują się kolorowo ubrani ludzie. Za nimi wyjeżdżają samochody osobowe. Większość w białym kolorze. Tutaj to jedynie słuszny i pożądany kolor. Hossein, u którego spędziłem pierwsze dni w Iranie, mówił, że inne źle się sprzedają, lub są tańsze. Mężczyźni machają do mnie w geście pozdrowienia. Niektórzy kierowcy trąbią z tego samego powodu, przejeżdżając obok, jakbyśmy się znali. Zobojętniały, ignoruję przyjacielskie gesty. Nie chcę tracić energii, a każdy ruch powoduje ból spieczonej skóry, drażnionej przez materiał rozgrzanej kurtki. Nawet kiedy podszedł do mnie ojciec z kilkuletnim synem, żeby z bliska popatrzeć na przybysza i motocykl, z pewnym wysiłkiem skrywaną niechęcią, przytaknąłem na pytanie o zrobienie zdjęcia.

(https://www.tdm.pl/media/files/f342ebe9a9fec127932bb42b2385ab8a.jpg)

Drugi prom jest towarowy. Stare ciężarówki z hurgotem zjeżdżają na ląd, wzbijając tumany kurzu i zaciemniając okolicę wyziewami szarego dymu spalin.
Z letargu wybija mnie odgłos inny niż wszystkie. Ktoś mówi przez megafon. Rozglądam się. Na opróżnionym z ciężarówek promie została tylko załoga. Machają. Pewnie na jakiegoś kierowcę, bo jedna cysterna już stoi na pokładzie. Megafon znów zaryczał i znów machają. Przyglądam się obojętnie tej scenie. Po raz trzeci rzężący głos megafonu zdominował odgłosy portowe. To na mnie! Tak! Teraz już niecierpliwie wyma****ą rękoma, żebym jechał. Nie w smak mi to, bo mam wrażenie, że prom osobowy zapełni się szybciej.
Tak się nie stało. Jak tylko koła motocykla dotknęły stalowego pokładu, z maszynowni dobiegł ryk silnika. Z komina buchnął czarny dym, a prom ruszył swoje stalowe cielsko w kierunku otwartej wody. Jest tu tylko mój motocykl i niewielka cysterna. Z ulgą zaparkowałem w cieniu mostka. Statek samym swoim ruchem wywołuje lekkie powiewy stojącego wcześniej powietrza. Zniknął zapach spalin. Stara, zielona cysterna z pomarańczową kabiną, stojąca na samym środku pokładu, kilku ludzi z obsługi, ich trzy małe motory i ja, ze swoim obładowanym motocyklem, odpłynęliśmy od brzegu.

(https://www.tdm.pl/media/files/63bfa98a43ac76920f9b916c0645e43a.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/328f1d27cfce84183fc4ed73e9129a42.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/10b00c593ba1a1686f9c8687dd90820b.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/823eeb408ce42bea696100dd1c95eb2c.jpg)
 
(https://www.tdm.pl/media/files/5ebc7981eecb4b7e1a0fb35cad59021f.jpg)
 
Z pewnym żalem opuszczam wyspę. Mimo trudnej do zniesienia aury o tej porze roku jest to najpiękniejszy w swojej egzotycznej surowości zakątek, w którym byłem do tej pory, nie licząc pustyni Dash-e-Lut. Do tego, niektóre miejsca, zadają się być dziewiczymi, przyjaźni ludzie nie narzucają się zbytnio ze swoją uprzejmością. Samotnik może czuć się tu wyjątkowo dobrze. Chciałbym jeszcze kiedyś wrócić do Iranu, również dla tej wyspy. Tylko może zimą, żeby zobaczyć delfiny.

Jeden z członków załogi podszedł do mnie. Dobrze, bo nie wiedziałbym nawet komu podziękować. Uśmiechnięta, przybrudzona sadzami twarz, dłonie umorusane resztką smarów, granatowy kombinezon, szaroniebieskie, pełne życia oczy. Przedstawił się, choć imienia nie zapamiętałem. Pochodzi z Indii, a tutaj los rzucił go w poszukiwaniu lepszego życia. Pracuje jako mechanik na promie. Jest jakiś znerwicowany w ruchach, ale spokojny i cierpliwy, kiedy próbuje się porozumieć i zaspokoić swoją ciekawość. Spytał skąd jestem. Potem o moją wiarę, pochodzenie, dokąd jadę i co robiłem na wyspie. W końcu odszedł zadowolony, jakby wiedział wszystko wcześniej i przyszedł upewnić się tylko. Ja dowiedziałem się, że płyniemy na pusto, bo ten rejs skończy się w dokach technicznych, gdzie naprawia się statki i uzupełnia paliwo. Właśnie po to, żeby zapełnić swoje przepastne zbiorniki paliwem, prom płynie bez podróżnych. W normalnych okolicznościach pasażerów się tam nie wozi.

(https://www.tdm.pl/media/files/c69a14ff3472b43265a58b7ad1a03a0f.jpg)

Płyniemy krótko. Być może właśnie przez to, że statek bez obciążenia tonami paliwa i swoim zwyczajowym balastem w postaci samochodów, jest o wiele szybszy. W porcie kapitan tak manewruje promem, że na metr mija w zakręcie inną jednostkę. Całkiem serio myślałem, że zderzenie jest nieuniknione.
Od promu, do wyjazdu z portu, nikt mnie nie zatrzymał, nie ma szlabanów, kontroli, sprawdzania dokumentów. Nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby podjechać do budynku, w którym spędziłem tyle czasu, załatwiając formalności wjazdowe. Albo, żeby poszukać szlabanu z policjantem, który żądał karnetu CPD, którego nie miałem. Nie w smak mi przechodzić znów całą biurokratyczną zawieruchę.
Można powiedzieć, że nielegalnie wyjechałem z jednej ze stref bezcłowych Iranu.

***

Droga do Shiraz — bo tam zmierzam — jest urozmaicona widokowo, jednak też dość ruchliwa. Prawdopodobnie dlatego, że to najkrótsza arteria, łącząca wyspę Qeshm z miastem i jednocześnie szlak handlowy. Mam wrażenie, że już tędy jechałem, kiedy odwiedzałem Iran w 2014 roku*. Jest górzyście i droga kręci, ale też bywa płasko i wtedy szosa przecina suchą ziemię jak od linijki. W oddali ledwo majaczące formacje skalne przypominają o tym, jakie możliwości ma tutaj natura.

(https://www.tdm.pl/media/files/69a3d2b6a666eddccda330c4982bbfc1.jpg)
 
(https://www.tdm.pl/media/files/09b59d8854738dfa09c04be8f783cb6e.jpg)
 
(https://www.tdm.pl/media/files/e17909c158024904a58c28c85a5a7708.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/13869215516b598c12a4e18aed8ff8c2.jpg)

Nie wszędzie jednak jest pustynnie. Są też palmowe plantacje daktyli. Równo, w rzędach rosnące palmy, zasilane są sztucznie wodą. Zapewne inaczej nie przetrwałyby suszy. Zdarzyło się nawet, że przy jednej ze stacji benzynowych, ze szczytu skały, tryskał niewielki wodospad. Zimna woda wpadała do utworzonego przez ludzi zbiornika, gdzie pływały kaczki. Przedziwne to zjawisko pośród bezkresu skał, pyłu i piachu.

(https://www.tdm.pl/media/files/0dcc40b2cb1cd12bdf94d52fb7f26dd8.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/124ed816e5b1d4806042d44f217e7235.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/778262661cb85d9ea46516118c9bdde5.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/5a199f26aaab55fdefd5062e4504b1e0.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/4b66a9df70d7d1ca969e93e881375fce.jpg)

Nie brakuje na drodze czekpointów. Żołnierze zatrzymują, ale po sprawdzeniu paszportu, albo i bez tego, przyjaznymi gestami każą jechać dalej. Bywa, że są czymś zajęci. Wtedy niepokornie nie czekam i niezauważony jadę dalej.

Ruch się wzmaga. Mnogość samochodów świadczy o tym, że jestem blisko miasta. Do Shiraz** wjeżdżam popołudniem. Około 16-tej wcale nie jest chłodniej niż w południe. Ruch gęstnieje z minuty na minutę, aż w końcu samochody, zbite w jedną masę, nie pozwalają na swobodną jazdę. Pojęcie przeciskać się, nabiera tu szczególnego znaczenia. Na centymetry omijam lusterka aut. Jeśli się nie da, sterczę z innymi kierowcami. Motocykl grzeje się coraz bardziej. Kto mnie zauważy, przesuwa się odrobinę, żeby zrobić miejsce. Rzadko coś to daje, że mogę być pół metra dalej. Przeważnie jednak ta uprzejmość jest bezcelowa. Kiedy zielone światło puści ruch, na półsprzęgle przetaczam się trochę i znów postój. Czasem udaje mi się przejechać kawałek drogi między wysokim krawężnikiem a samochodami. Czasem też mogę wjechać na chodnik i sposobem miejscowych, ominąć kawałek zatoru. Gęste od spalin powietrze drży od gorąca na dachach białych samochodów. Najtrudniej jest, kiedy znajdę się za autokarem. Wyziewy z rury wydechowej walą prosto na mnie. Trzeba wtedy zamknąć kask, choć to tylko trochę chroni od toksycznych spalin, a oczy przestają tak szczypać. No i taktyka ta działa przez chwilę. Przez chwilę, bo szyba kasku, mimo pinloka paruje, pozbawiając widoczności. Do tego pot z czoła skapuje na oczy, które jeszcze bardziej pieką od słonych kropel. Trudny wybór: Oddychać, czy widzieć. Taka ulica, szeroka na trzy pasy, mieści przynajmniej cztery nieuporządkowane rzędy samochodów. Każdy chwyta miejsce dla siebie, nie zważając na wymalowane linie. Każdy chce być bliżej celu za wszelką cenę. Nie dziwię się wcale. Taka ulica jest jak trzewia pytona. Zmiażdżona masa przesuwa się zwolna do żołądka, poruszana ruchami mięśni gada. Różnica polega na tym, że tutaj dochodzi harmider silników, ostrzegawcze trąbienie, pokrzykiwania sprzedawców wody, krążących wśród samochodów. Mimo że można udusić się od spalin, oczy łzawią, żar leje się z nieba i spod samochodów, a nieokiełznany chaos rządzi ruchem, jest w tej scenie coś fantastycznego. Jakby zaparkowane zderzak w zderzak auta, jednocześnie, ruszały i zatrzymywały się jak jeden organizm, tylko trochę zmieniając położenie względem siebie. Jestem częścią splotu przypadkowości.
Mimo pewnego zauroczenia tą sytuacją muszę stąd uciec. Przy pierwszej sposobności skręcam w boczną ulicę. Muszę dać odpocząć silnikowi, który rozgrzał się tak, że pokazuje wszystkie kreski na skali. Muszę też odetchnąć czymś innym niż spaliny. No i muszę zastanowić się gdzie szukać noclegu. W cieniu budynku jest jak w oazie spokoju. Mogę spłukać gardło resztą wody, przetrzeć oczy, usiąść na krawężniku. Odpocząć, mimo że jestem blisko końca dzisiejszej podróży. Nikt z przechodniów mnie nie zaczepia. Czasem tylko ktoś zatrąbi w geście pozdrowienia. Wyszukałem w GPS najbliższy hotel. Silnik wprawdzie nie ostygł do normalnej temperatury pracy, ale nie będę czekał tu w nieskończoność.
Zarzuciłem mokrą kurtkę na biały od soli podkoszulek, założyłem mokry kask, z trudem wsunąłem na dłonie mokre rękawice i bocznymi już drogami, pojechałem szukać hotelu.

(https://www.tdm.pl/media/files/4c0a31922e72e007ad938141babd83a8.jpg)

Kilka kilometrów dalej, jestem na miejscu. Czarno złoty wystrój, dywany na fantazyjnej terakocie, kolorowe szkło, skórzane fotele. Mimo że jest położony przy nędznej ulicy, wchodzi się jak do innego, klimatyzowanego świata. Jest za drogi.
 
(https://www.tdm.pl/media/files/2fcc7039785ea64f6e6410db54fe9708.jpg)

Gubię się w uliczkach dzielnicy mieszkalnej. Bywa wąsko na jeden mały samochód, a wysokie mury ograniczają skutecznie pole widzenia. Zdezorientowany znalazłem się w labiryncie.

(https://www.tdm.pl/media/files/2fe411e09856050cf4c721e3d5001b14.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/7330961e86882536b5aa8c9c5a1e6089.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/102ab6307d35380908746b211e98a695.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/afb2e82e4d7ca77c3e9ef7cee6e5bca3.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/35596d338fff707dcc65cfdc2398adb3.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/5c0a19b3d45145f349e337335d004b73.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/eef46eb33777906f6db307884fc64dcb.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/0800d16d5ac3c37803393929c1397727.jpg)

Na niewielkim placu zaczepiłem mężczyznę. Koniec końców słowo hotel jest wspólne dla większości świata. Może mi pomoże. Ten przystaje i chętnie daje wskazówki, gestykulując przy tym żywo, jednak nie rozumiem niczego oczywiście.

(https://www.tdm.pl/media/files/0829152214dbb3f91c0279c4bc21e1b2.jpg)

On zrozumiał słowo hotel, ja z jego słowotoku wyłapuję powtarzające się „niajesbety” po słowie hotel. To wystarczy. Z całych sił staram się zapamiętać tę nazwę, ale już po chwili przekształcam ją od tego powtarzania w coś nie do powtórzenia.
Ulicę dalej, znów zatrzymuję się i tym razem pytam o to samo młodego muskularnego chłopaka. Ten z poważną miną kręci głową i znika w bramie jednego z domów. Odjechałem, chcąc spytać w pobliskim sklepie z artykułami metalowymi. Nie zatrzymałem się dobrze, kiedy z motocykla nie pozwala mi zejść „poważny”. Teraz jest na swoim motocyklu. Tym razem uśmiechnięty od ucha do ucha pokazuje wyraźnie, żeby jechać za nim. No to jadę.

(https://www.tdm.pl/media/files/cd20190eef71cc87b5fc55fb4b4f59e6.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/d5cf39187ce3fa84fb7304f4cbf9bfea.jpg)
 
W ten sposób wyprowadził mnie z labiryntu uliczek na główną drogę. Pokazał kierunek, pomachał na pożegnanie i odjechał. Mnie pozostało przeciąć ciągłą linię szerokiej arterii między pachołkami oddzielającymi pasy i jestem na kursie. Jeszcze dla pewności, za kilkaset metrów spytałem o hotel taksówkarza, ale niepotrzebnie, bo jestem na miejscu. Hotel nazywa się Niayesh Boutique oczywiście.

(https://www.tdm.pl/media/files/20cd8f81f554405159f07b168a63f58d.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/a8e26e3ccfbb87c89a3420ea9dbcb171.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/4c2abbf21231c73b28e6effc591ec3c3.jpg)
 
(https://www.tdm.pl/media/files/64c3d93a78aa9da7138dfe641e344fdb.jpg)
 
(https://www.tdm.pl/media/files/d65b2dbfce4fd69c46e16a3c192f9902.jpg)

Z przyjemnością zaparkowałem motocykl w cieniu. Trochę formalności, spisywanie danych z paszportu i załatwione. Mam szczęście, bo został ostatni pokój. Ostatnia jedynka. Jak na poziom zmęczenia drogą i upałem, cena jest do przyjęcia po małych targach. Nie wiedziałem, że to nie ostatni wysiłek tego dnia.
 
(https://www.tdm.pl/media/files/239970361e3c94485f6ea4b629d66a53.jpg)

Recepcjonista, człowiek poważny i emanujący władzą, przywołał pomocnika. Pomocnik ma zanieść mój bagaż do pokoju.
-Po co – myślę. Sam sobie poradzę jak zwykle.
Przedtem, motocykl zostawiłem na parkingu, pozbawiwszy go ciężaru.
Poradziłbym sobie, ale na dwa razy z przerwami. Położenie recepcji, nie oznacza wcale, że pokoje są w tym samym miejscu. Pomocnik, objuczony statywem fotograficznym i kaskiem, ja resztą ciężkiego majdanu. Prowadzi niekończącymi się zaułkami, jakby chciał zgubić pościg w labiryncie zakrętów i tuneli. Sam już się zgubiłem. W prawo, w lewo, w dół do chłodniejszego podziemia, jakieś drzwi, znów korytarz, znowu mury dookoła i znowu zakręt. Ostatni zakręt, ostatnie drzwi i wchodzimy na obszerne patio z miejscami do siedzenia i leżenia. Taka kawiarnio – restauracja. Wokół w ścianach na parterze powlepiane drzwi do pokoi. Wyżej jeszcze jedno piętro dla gości. Rośliny w donicach i kilka niewielkich drzew, przełamują monotonię ścian. Klimatycznie. Jedne z drzwi na parterze są moje. Przeciskam się z tobołami między drzewami a podestem do odpoczynku, wiernie towarzysząc mojemu przewodnikowi. Przewodnik, bo teraz inaczej nazwać go nie mogę, otwiera małym kluczykiem z wielką przywieszką, drzwi z kłódki i odsuwa skobel u góry framugi. Wąskie drzwi rozwierają się, ledwo mnie mieszcząc. Moim oczom ukazał się widok na… równie wąskie łózko. Tyle jest tu miejsca. Łóżko i stopy. Albo stoisz, albo siedzisz. Nie ma tu miejsca na zbędne ruchy. Bagaż jakoś się zmieścił, zastawiając resztkę wolnej przestrzeni. W specjalnej wnęce ściany mały, kineskopowy telewizor. Z boku kiszki drzwi, a za nimi równie mikroskopijna łazienka. Prysznic. Jest prysznic.

(https://www.tdm.pl/media/files/5b652dc806ca1892d43f5c6615599ec2.jpg)
 
(https://www.tdm.pl/media/files/515f308f5341421781eb797b4f79d8af.jpg)
 
(https://www.tdm.pl/media/files/32d8147986a5a5434112437670788a90.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/1f4526c528c3821618793948e773a83c.jpg)
 
(https://www.tdm.pl/media/files/5b55fd91eaef7ba9f8d433f12e675a6d.jpg)

Bazar. Bazar w każdym mieście Iranu jest esencją, rdzeniem kulturowym i połączeniem międzyludzkich zależności. Tu spotykają się wszystkie frakcje złożonego systemu społecznego. Tutaj handluje się, modli, zażywa masaży i kąpieli w łaźniach miejskich, spaceruje, rozmawia i decyduje. Nie ma lepszego miejsca, żeby po trosze poznać zwyczaje, stroje, jedzenie, sztukę i zainteresowania ludzi tu żyjących. Oczywiście z grubsza. Żeby dogłębnie poznać Shiraz, trzeba by zagłębić się w historycznych dziejach samego miasta i regionu. Poznać początki jego powstania w epoce Achemenidów, sprawdzić jaki wpływ na miasto miały arabskie podboje, kiedy i dlaczego stało się, a potem przestało być stolicą dawnej Persji. Trzeba by wiedzieć, jak na miasto wpłynęły mongolskie hordy, dlaczego Shiraz jest centrum sztuki i piśmiennictwa. Później pojechać i zobaczyć wszystkie miejsca związane z historią, a na koniec wyciągnąć własne wnioski. Jako historyczny ignorant, nie ma takiego zasobu wiedzy, więc chadzam na skróty, odwiedzając bazary. Daje mi to też poczucie asymilacji, bo na bazarze, w tak często odwiedzanym przez turystów mieście, mało kto zauważa turystę, jako wartego zainteresowania osobnika.
Część, do której trafiłem początkowo, jest wyjątkowo byle jaka. Plastikowa chińszczyzna, ubrania, buty, sznurówki do nich, klapki, zabawki. Wszystko powywieszane nad głowami razi taniością, hurtową produkcją, zapachem bylejakości. Nie tak pamiętam bazar w Shiraz. Jutro. Jutro odnajdę prawdziwe oblicze tego miejsca.

(https://www.tdm.pl/media/files/7e547c288dd1762137ca9f544c578b60.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/c1576c0b07843fecdafaf0d298d41dbe.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/e9b41db4151a38e7647191d505d24e54.jpg)
 
(https://www.tdm.pl/media/files/8eefaabbc48b52375fe54abfbdd1f7e9.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/d38cbf9d84b15a7479df4a4f05664fdb.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/5d0b216fbcd203a8725813cfdbab256e.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/ed174769e0f26a7a8ee47587ec49be9f.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/9748e6c6aada503c31c81ae8dc8cf7d1.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/02a674f9568d4c05c6e842114cfe1d97.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/59b4acbd50dbbba553b0d5e2b2145ede.jpg)

Trafiłem nawet na ulicę, gdzie handluje się ptactwem, królikami i psami.

(https://www.tdm.pl/media/files/b1785b3135edc64302c7eff80beb288d.jpg)
 
(https://www.tdm.pl/media/files/332a0d265df604152a16adda2b3a63e8.jpg)
 
(https://www.tdm.pl/media/files/9215df6d12fa1c1e3d26ad4860713b58.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/27f990f948a6f024211920ee1fb57828.jpg)
 
(https://www.tdm.pl/media/files/50a99d1a5788efb2b4530b91e927adda.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/a5b3e217d8904bc4f44733a3d5032d06.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/770c237b624898f7c67b4007cb15c6fd.jpg)
 
(https://www.tdm.pl/media/files/8d7b6e04d1785075de1008b4a21375d1.jpg)
 
(https://www.tdm.pl/media/files/3ca815c0685ec2e3862449828b4dfc69.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/d3900b45f487796c8a5c63a62badf56c.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/e987f7ea4630ce5ac5c2ba905457557a.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/e987f7ea4630ce5ac5c2ba905457557a.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f17e7792dbaec1f834861c3ef96d3cb2.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/818eb631b57ba79d9d122ef24675907f.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/d03fa8828f23417b25b0bcd74240fd07.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/84005dd5ca26e1b0f3b22ac90c16b2a2.jpg)
 
(https://www.tdm.pl/media/files/ccbe59251288d6081a5c730046be282d.jpg)
 
(https://www.tdm.pl/media/files/5956928c12e7c7e81d9edb6c7e63db9c.jpg)

Dopiero w drodze powrotnej do hotelu, odnalazłem stoiska mniej przypominające inwazję chińskości. Jest złoto, są dywany, ręcznie wytwarzane naczynia. Wszystko to, co świadczy o zdolnościach manualnych i tradycji rzemieślniczej.

(https://www.tdm.pl/media/files/e6cfd98ca6dd9e6fd579cc7689ffeec5.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/c0a25c899b955325bd2ee1e8e4417e26.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/ed9e183a6fe88af65abd51d597952630.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/eb3f61cb5cfa8c7caaa61654b171e0e5.jpg)
 
(https://www.tdm.pl/media/files/6a80d43e7f683ef48d7f9a8e00c09cc2.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/01f74320a2eeeb0475b5a2defd8ea9c7.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/1c631823866512b23aded1aede481689.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/027e9c7f699384a279b5ef0b32941b1b.jpg)
 
(https://www.tdm.pl/media/files/f8762721972f742cd4c69d3a66e4eeaf.jpg)

Zaspokoiłem pierwszą ciekawość.

(https://www.tdm.pl/media/files/2a191f89f3a89eb56a8b6a29273e84da.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/f41a0f7b14231317eb42cc242ad3b39f.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/72085500ea9a6ffdde251370d808d8f1.jpg)
 
(https://www.tdm.pl/media/files/4dcad03827939cdb6a7151387b1f9577.jpg)
 
(https://www.tdm.pl/media/files/2d6542d87c8f928e135b9b645980dd71.jpg)
 
(https://www.tdm.pl/media/files/5a04121e797ad4f8b4d428074d2687c4.jpg)
 
(https://www.tdm.pl/media/files/9ce81efe5716b2999ced1af5f3b715b8.jpg)
 
(https://www.tdm.pl/media/files/3370e51aa5074ba50eb7681bc31cc3ed.jpg)
 
(https://www.tdm.pl/media/files/4808de5cefd9d70f4e876b02391c4391.jpg)

Zapadł zmrok, a ja przypomniałem sobie o głodzie. Przecież oprócz śniadania u Assada, nic nie jadłem. O jedzenie tu nietrudno. Zamówiłem rożek z kartoflami w środku. Ten nie dorównuje jednak jakością rożkowi z bazaru w Chabahor. Słodkie lody z automatu przynoszą ulgę od upału. Chwilę później niezbyt smaczny fastfood i na koniec lody nakładane do małych misek. Na koniec końców, mrożony napój z owocami.

(https://www.tdm.pl/media/files/fee3697586c747094ff50b067ae72e79.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/aff5a487fc0c6e19667a634838105c67.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/3943aa3b45de27adc0b1f00d456caba4.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/339da9b29e45ab65fa9566e5d6bdd8bd.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/128fcf266b64ffd365c1998c6036176d.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/c72f468fca69639122146176dd0e1760.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/84d05872cb747cfd8fec1b889ef63fdb.jpg)

Nie mogąc oprzeć się atmosferze miasta, do hotelu wróciłem, kiedy zrobiło się całkowicie ciemno, próbując przypomnieć sobie skomplikowaną mapę dojścia od recepcji do pokoju.

(https://www.tdm.pl/media/files/4ca19d5214b3859b4afa88b62d2f05b0.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/55b9561dd2eeeee5f5af0b17e19f00cb.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/8785ef7a3b003c8d0ddb070969cbb5a9.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/4d0bcee4608db3986d72b0674a6d6b0f.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/23d8c437355bbbdfbbdf0e4f56e55d6c.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/ed7bd1acebe4ff7f684b523127fdfa8e.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/ef60deea44548df1a731e24e02e3d7a2.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/5f3b681cf5fd0287c6ea7915889e3ba1.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/061412c63f2da3ffb681bec36c7e34f2.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/cbdcfbf8e9387a3e59039f56f3f0814e.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/62f294ab08c0213ff142640ee372d8ba.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/6d81751f7b600cc2c24baf1a034f90db.jpg)

W hotelu, na wpół siedząc, na wpół leżąc, przy herbacie, do późna rozmyślam o dzisiejszym dniu, opisując jak najdokładniej wszystko, co mnie spotkało w tym zadziwiającym kraju.

(https://www.tdm.pl/media/files/b5590430c77cf673fd47fb157d6c2338.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/3450631d88ba86c62a2b0e87b141f3b3.jpg)


Mapy:

(https://www.tdm.pl/media/files/713da32170b28b39dd7406eed5e82b7a.jpg)

(https://www.tdm.pl/media/files/3d824b72bb80ecf11591cf5143346994.jpg)


*Dziś żałuję, że nie pojechałem wybrzeżem, mimo że miejscowi ostrzegali mnie przed wilgocią i upałami trudnymi do zniesienia o tej porze roku, nawet dla przyzwyczajonych mieszkańców.

**Shiraz - https://pl.wikipedia.org/wiki/Sziraz (https://pl.wikipedia.org/wiki/Sziraz)


CF