5 sierpniaPrzy śniadaniu okazuje się, że Monika miała w kufrze jeszcze pomidora z Przemyśla, paczkę sucharków mini, pastę rybną, cukierki Kopiko, Snickersa, 3 Bit, sól i pieprz.
Wyjeżdżamy ok. 9:00. Tankujemy dopiero na trzeciej z kolei stacji, bo na pierwszej zaskakuje nas fakt, że płaci się z góry, a na drugiej były kolejki. Okazuje się, że płacenie z góry to standard. Albo trzeba przewidzieć ile chce się nalać paliwa i najpierw zapłacić, co w przypadku motocykla nigdy nie jest oczywiste, albo zapowiedzieć, że tankuje się do pełna i wtedy można zapłacić po fakcie. Można płacić kartą ale nie wszędzie.
Przejeżdżamy obwodnicę Kijowa co miejscami równa się z walką o przetrwanie bo wszyscy jeżdżą własnymi pasami ruchu.
Do tej pory drogi były dość równe i gładkie, teraz zaczynają się dziury, wyrwy i łaty. Tak jest do Umania, później robi się trochę lepiej. Przez Umań płynie rzeka Umańka
Po drodze Ukraina z zalesionej robi się trochę bardziej stepowa, bywa, że pola ciągną się kilometrami, po horyzont. Albo tylko do najbliższego lasu.
Przy drodze często stoją stragany z arbuzami poukładanymi w piramidy, innymi owocami i różnymi różnościami.
Dojeżdżamy do Odessy, znajdujemy schody Potiomkinowskie i przeżywamy głębokie rozczarowanie. To po prostu schody przy wąskiej ruchliwej ulicy i nic ciekawego dookoła. GMisiek zostaje przy motocyklach a Monika, Ikkyo i Mańka wspinają się na górę. Widok ze szczytu schodów jest bardzo ładny, widać morze i dworzec morski.
Postanawiamy zejść na dół, wjechać motocyklami na górę i coś zjeść ale zauważamy jeszcze, że nasi tu byli!
GMisiek oznajmia, że przed chwilą zaczepił go jakiś tubylec pytając o motocykle. GMisiek odwzajemnił się pytaniem o to, co jest ciekawego do zobaczenia w Odessie. Tubylec kręcąc głową odrzekł: Niciewo.
W przewodniku Monika znajduje ciekawą restaurację z regionalnymi potrawami za nieduże pieniądze. Jest niedaleko więc jedziemy. Na miejscu okazuje się, że pieniądze jednak trzeba mieć duże więc rezygnujemy. Chłopaki wymieniają walutę, i szukamy innej knajpy ale wszędzie jest drogo.
Obrażeni na Odessę ruszamy dalej.
Nocleg znajdujemy na obrzeżach miasta w Domu Pawłowych 46.545847,30.752548.
Panowie znajdują 4os. pokój za 300 hrywien. Są tam 4 łóżka, w jednym małym, naprawdę małym pomieszczeniu. Jest lodówka, telewizor i wyjście na balkon, a na balkonie znajduje się umywalka. Mamy też widok na plażę. Ale przez kraty.
Łazienki są tylko dwie, męska i damska, na cały 3-kondygnacyjny, dość długi budynek. W łazience jest jeden (!) prysznic i 3 toalety w stylu nasrajdziura.
Cały kompleks to wielkie skupisko kiczu.
Za to ręczniki dali i to z napisem!
Jest co najmniej 18.00 kiedy udaje nam się w końcu coś zjeść, jedzenie jest drogie i nie zachwyca ale brzuchy nareszcie mamy pełne. Mańka zapomina torebki i przez pół ośrodka goni nas kelner.
Kupujemy alkohol i resztę wieczoru spędzamy na plaży.
Chęci wykąpania się w Morzu Czarnym mijają od razu po zamoczeniu w nim czubków palców. Woda jest lodowata. Ikkyo wszedł po kostki i zmarzł zanim zrobiliśmy mu zdjęcie.
Jak to później określił: Odessa to tak jakby Wałbrzych położyć nad Bałtykiem.
Ikkyo: W kurorcie spotkaliśmy Białorusinów,którzy usłyszawszy polską mowę dosiedli się do nas z tacą wypełnioną po brzegi kieliszkami z koniakiem
Na nic zdały się texty o porannym wyjeździe - wspólnymi siłami osuszyliśmy zawartość i ostatkiem sił woli odmawiamy kolejnej tacy.
okolice Kijowa – Odessa ok. 510 km, 8 - 9h