Autor Wątek: Spacerkiem: Tychy - Góra Św Anny - Czechy - Tychy  (Przeczytany 13817 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Offline Jasssiu

  • TDM User
  • Tychy
  • 20 km/h
  • *
  • Wiadomości: 39
Spacerkiem: Tychy - Góra Św Anny - Czechy - Tychy
« dnia: Marzec 09, 2015, 16:28:37 »
Zima, chociaż łagodna, ale dłuży mi się nieopisanie. Parę razy udało mi się złapać odrobine słońca w żagle i objechać komin, ale to nie to. To też, gdy ładna pani w TV obiecała mi, że weekend będzie pogodny, bez deszczu, a może i do tego ciepły. Postanowiłem, że jadę dalej. Nie myślcie motoweterani, że „dalej” to 500 czy 1000 km. Ale powiedzmy 2 dni spacerowym tempem, ze zwiedzaniem okolic Góry Świętej Anny i powrót przez Czechy.
Zaczęło się jak to zwykle od samych przeciwności: żona zła, czerwone światła na pierwszym skrzyżowaniu, trochę zimno. Ale im dalej tym lepiej. Mikołów. Kłopoty zostają za plecami, temperatura się podnosi, jest fajnie. W sobotę przed południem dosyć spokojnie na ulicach, tylko punkty namierzania prędkości mnie wkurzają (Borowa Wieś). Po drodze mijam piękne kościółki. Z tego wiele drewnianych np. w Żernicy. Przepraszam, ale uwielbiam podziwiać architekturę, więc duża część tej opowieści to właśnie szukanie takich perełek. Nie lubię autostrad i wybieram raczej lokalne objazdy. Czasem marna jakość, ale też czasem niczego sobie. Tak objeżdżam Gliwice. Za Gliwicami pustki na drogach. Trafiają się i pustki w około. Pola i lasy. Dla mieszczucha to miła odmiana.
Kieruję się na miejscowość Rudziniec, aby tam zobaczyć budowaną na Kanale Gliwickim śluzę. No raczej remontowaną, bo istnieje od lat.  Potem chwila odpoczynku koło straży pożarnej w miejscowości Ujazd. Tuż obok ruiny pałacu i w niezłym stanie kościół. Jadę do Kędzierzyna-Koźla, a raczej do Koźla, bo tam dawniej ponoć niezdobyta twierdza była. Ja ją zdobywam w kilka minut. Oglądam śluzę na kanale, spacer po rynku. Szukam pozostałości dawnej świetności mieściny. Na dzień dzisiejszy, to nie licząc ładnej roznegliżowanej panienki na rynku, to nie ma zbytnio, co zdobywać. A i ona raczej z tych zimnych. Wiec ruszamy z moją TDMką dalej.
Na GPS wpisuję miejscowość Żyrowa, bo tu ma się znajdować jakowyś zacny pałac. Po drodze trafiam na przeprawę przez Odrę. Można za darmo tam i z powrotem w 30 minut, ale mi szkoda czasu. Żyrowa. Pałac jest, ale niedostępny. I raczej to, co po pałacu pozostało, bo widać, że już ładnych parę lat nikt o niego nie dba. Miejscowi mówią, że ktoś kupił. Kupił i tyle. Jak się tak zastanowię, to mijałem po drodze chyba ze 4 pałace będące w ruinie. Pewnie są czyjąś własnością. Tylko, że nasza obecna szlachta biznesowa woli budować własne nowe pałace. Albo jeszcze jest za biedna na takie remonty. Cóż, każda epoka ma taką szlachtę, na jaką zasługuje. Ale jak widać po obiekcie w Żyrowej, czasem ktoś ma ambicje istnie magnackie. Może kiedyś, będzie powód właścicielowi zazdrościć takiego domku.
Tymczasem niemile przypomina mi się zjedzona w Zdzieszowicach pizza „zawijana”. Zawijana na podobę tortilli, aby nie było widać, co jest w środku. Wiadomo pizzernia „Incognito”. Człowiek głodny zje, ale szczerze nie polecam. Jakieś niedopieczone mięso zaczyna mi się kotłować po jelitach, więc przyspieszam na miejsce nocnego postoju. Po drodze fajny kręty podjazd i rejestruję się w schronisku młodzieżowym, tuż obok klasztoru na Górze Świętej Anny. W ostatnim momencie dobiegam i pozbywam się pizzy. Uff. Potem jeszcze spacer i moją TDM-kę zabezpieczam na podwórku. Widzę, że owe 130 km pozwoliło się jej nieco rozgrzać, ale nic więcej. Czule się żegnam i do jutra.
A rano, jak to w niedzielę, msza o 7:00. Potem spacer po kalwarii, pomnik i muzeum czynu powstańczego, amfiteatr i dawny kamieniołom. Czyli coś dla ducha i dla oka. Troszkę dowiaduję się o historii tego miejsca i o powodach, dla których od Gliwic wszystkie tablice miejscowości są pisane też po niemiecku. Podobno 99% wsi to są Niemcy. Zastanawia mnie tylko, kto walczył w powstaniu na tym terenie 90 lat temu o przyłączenie do Polski? Nie jeden dziadek dziś wolałby pozostać w trumnie, jak słuchać swych wnuków. Przy okazji dowiaduję się, że warto tu zajrzeć na początku sierpnia na zjazd motocyklowy.
Około 11:00 sprawdzam czy moja TDM nadal w dobrej formie. I ruszamy poszukać Karolinki do Gogolina. W Gogolinie jej nie znajduję. Cóż starość nie radość. A informacje o motocyklistach i dziewczynach to taka reklama marketingowa sprzedawców motocykli. Za to mam okazję zobaczyć piece, w których wypalano wapno i dowiedzieć się nieco o tym procesie.
Na GPS ustawiam kierunek Prudnik. Po drodze nie mogę sobie odmówić rzucenia okiem na przepiękny zamek Moszna. Można tu zafundować sobie leczenie nerwic w specjalnym ośrodku w zamku. Warto zapamiętać. Dalej droga dobrej jakości, TDM-ka mruczy z zadowoleniem. Słoneczko grzeje. I tak docieramy do Prudnika. Niczego sobie to miasteczko. Kilka budynków mówiących o setkach lat świetności grodu pomieszanych z naszym obecnym stylem pudełkowym. Ale ogólnie nieźle. Jakby ktoś szukał noclegów to w rynku można sobie kupić hotel.
Jeszcze kilka kilometrów i witamy się z Czechami. Od Prudnika nowiutki asfalt, pusto, kilka zakrętów. Ładne widoczki. No może dla Was to nic, a ja lubię (uczę się). Město Albrechtic tylko przejeżdżam i kieruję się do Karniowa. Tu jest kilka miejsc (budynków) wartych zobaczenia. Spacer. Mały posiłek.  Zapas piwa do domu i dalej do Polski. Nudna prosta droga do Głubczyc zaliczona w kilka minut (dało się nieco przyśpieszyć). A w Głubczycach fragment 800 lat tradycji, z której zdecydowanie najładniejszy to gotycki kościół.
Wieczór tuż tuż. Więc czas wracać do domu. Przez pola spokojną drogą odkrywam, że jest taka miejscowość jak Kietrz i to całkiem nie mała. Cóż nieuk ze mnie taki i ignorant, ale postaram się poprawić i jeszcze kiedyś tu wrócę. Tym bardziej, że Racibórz to też godne miasto odwiedzenia w ciągu dnia, a nie po ciemku. Dalej już na wariata do Rybnika. Potem Orzesze i Tychy. Spieszę się, aby jeszcze złożyć życzenia, jak to wypada uczynić 8 marca. Do garażu trafiamy po 20.  Mała TDM-ka ciepła od przejechania owych 230 km. Ja już nieco zmarznięty, ale szczęśliwy. Pozostaje piwko i „Ranczo”. No i wspomnienia, którymi się z Wami dzielę.
Kilka zdjęć:  https://drive.google.com/folderview?id=0B_cqiFQpvdMwfm1LaG5xeDF3QVlxQkk1alBKdEw3cGQ5UFUtQVZYVi1ta2FzaWRXRW1kZmc&usp=sharing
« Ostatnia zmiana: Marzec 09, 2015, 16:50:04 wysłana przez Jasssiu »

Offline Dewiator2

  • TDM User
  • Myszków
  • 250 km/h
  • *****
  • Wiadomości: 632
Odp: Spacerkiem: Tychy - Góra Św Anny - Czechy - Tychy
« Odpowiedź #1 dnia: Marzec 10, 2015, 01:17:17 »
Zacna Twa opowieść Jasiu o latach świetności i zamkach przeklętych przez panów wszechmożnych. Niczym bart wędrowny co widział nie mało, rzeknij mi jeno jak niewiastę w żony postaci udobruchać by bardziej radą była z naszych wojaży.

A co się tyczy samych widoków to mocno podobny wraz z ołtarzami bocznymi i prezbiterium do kaplicy na GŚA jest klasztor o.paulinów w Leśniowie, choć z racji podobnego okresu powstania nie mam pewności które do którego.

Offline Jasssiu

  • TDM User
  • Tychy
  • 20 km/h
  • *
  • Wiadomości: 39
Odp: Spacerkiem: Tychy - Góra Św Anny - Czechy - Tychy
« Odpowiedź #2 dnia: Marzec 10, 2015, 09:18:25 »
A zaliż nie mam ni jakiego sposobu na udobruchanie niewiasty mojej, więc i Waszmości pomocą służyć nie mogę. Jeno myśl mam jedną mocno mnie niepokojącą. Czy aby możność oddalenia się od żony mojej w czasie owych wojaży, nie jest aby mi równie kuszącą, co sama owa jazda. Ale co by zbytnio me myśli za daleko nie poszły, to owe dywagacje przerywam. A problem pozostawiam pod rozwagę Waszmości i szanownej braci motocyklowej. Sam chętnie przy bursztynowym trunku swą osobą służę, kiedy opatrzność nasze drogi splecie. Może wtedy społem jakiś koncept uknujemy.
« Ostatnia zmiana: Marzec 10, 2015, 09:20:28 wysłana przez Jasssiu »

Offline ÿαкυвyикυ

  • TDM User
  • Wrocław
  • 180 km/h
  • ****
  • Wiadomości: 297
  • TDM 850 4tx
Odp: Spacerkiem: Tychy - Góra Św Anny - Czechy - Tychy
« Odpowiedź #3 dnia: Marzec 10, 2015, 10:21:30 »
rzeknij mi jeno jak niewiastę w żony postaci udobruchać by bardziej radą była z naszych wojaży.

A zaliż nie mam ni jakiego sposobu na udobruchanie niewiasty mojej, więc i Waszmości pomocą służyć nie mogę.
(...)
Sam chętnie przy bursztynowym trunku swą osobą służę, kiedy opatrzność nasze drogi splecie. Może wtedy społem jakiś koncept uknujemy.

Ech, dobrze prawicie kumotry. Dlategoż triumwirat proponuję i na najbliższem zlocie przy mdłem trunku żale swe dotyczące ożenku wymienim.

Offline Marchewa

  • Przyjaciele
  • wielkopolska
  • 250 km/h
  • *****
  • Wiadomości: 2270
Odp: Spacerkiem: Tychy - Góra Św Anny - Czechy - Tychy
« Odpowiedź #4 dnia: Marzec 10, 2015, 10:45:10 »
Nie wiecie jak udobruchać małżonki ?  Przecież w tym słowie jest wszystko zawarte  :deadlol:

Offline Jasssiu

  • TDM User
  • Tychy
  • 20 km/h
  • *
  • Wiadomości: 39
Odp: Spacerkiem: Tychy - Góra Św Anny - Czechy - Tychy
« Odpowiedź #5 dnia: Marzec 10, 2015, 12:49:24 »
Zaiste rad bym z kompanijom na zlocie flaszkę nie jedną obalił, jeno szmat drogi do Bornego ode mnie. A że leciwy jestem, więc ze 2 dni jechać bym musiał, na co mój pryncypał wolnego by mi nie dał. A i mój ksiądz dobrodziej na swój zlot w Wilkowyjach wici rozesłał, więc raczej tu biesiadować będę. Może inszym razem jak zlot bliżej wypadnie to się zjedziem i zwołamy przy jednej ławie.