Autor Wątek: Szczupak po fińsku  (Przeczytany 44564 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Offline CeloFan

  • TDM User
  • Ua Huka
  • 250 km/h
  • *****
  • Wiadomości: 885
  • Pełne zadowolenie składa się z małych uciech...
    • CF act
Odp: Szczupak po fińsku
« Odpowiedź #15 dnia: Październik 02, 2018, 20:48:19 »
 :deadtop4:

13.09.2018
14-ty dzień podróży. Jez. Keskinen – Helsinki




5:00, wszyscy na nogach. Na zewnątrz ciemno. Słońce wzejdzie o 6:30. Nie pada. Po wczorajszym pokazie został tylko silny wiatr. Chmury przewiało i spomiędzy kiwających się czubków drzew przezierają gwiazdy. Na śniadanie przegotowana woda z czajnika. Nie ma czasu.
Przedwczoraj dolałem olej do silnika KaTeeMa i sprzęgło przestało wydawać z siebie dźwięki. Wczorajsze pakowanie zaowocowało rekordowo szybkim zebraniem bagażu na motocykl. Same sukcesy. Możliwe że jest około 2 st C. Kurtki uzbrojone w podpinki. Pod kurtkami wszystko co się zmieściło. Rękawice zimowe na dłoniach.
Wciskam starter rozrusznika. Kontrolka ciśnienia oleju nie chce zgasnąć. Te 20 sekund, bo tyle to trwało, przesiedziałem na motocyklu na bezdechu. Może gęsty olej od zimna? Nareszcie zgasła. Dobrze, bo i pieniędzy za Kaczora mogłoby zabraknąć w razie draki a moje organy są już niewiele warte.
Pierwsze kilometry nie są imponująco szybkie. W słabym świetle reflektora, asfalt skrzy przymarzniętą wodą. Na dodatek, nieco większe od wróbla ptaki, na widok światła wystrzeliwują spomiędzy drzew lasu wprost pod koła. Jak ćmy. Nie ubiłem żadnego ale było blisko. Teraz autostrada. W pół drogi sprawdzam stan oleju. W porządku.
Do Helsinek dojeżdżam na 8:30. Dzięki GPS i kaczorzemu oku, bezbłędnie trafiam pod budynek armatora Viking Line. Słońce operuje na bezchmurnym niebie, ale jest zbyt nisko żeby rozgrzać powietrze do komfortowej temperatury. Jest około 10 stopni.
O 9:30 czekam pierwszy w kolejce do załadunku. Ośmiopiętrowiec przypływa o czasie. Wysypuje z siebie ciężarówki, osobówki, rowerzystów i nawet limuzynę długą jak rasowy jamnik.



Wjeżdżam do gardzieli statku i zostawiam motocykl samemu sobie.





Czas zabijam na 7-mym piętrze kawą ze słodką bułką w akompaniamencie Anglika z Manchesteru. Muzycznie uzdolniony człowiek, śpiewa różne przeboje, do swojej gitary.
Z rufy promu widać jak Zatoka Fińska dostaje baty od silnego wiatru. Jak na jeziorze poprzedniego dnia, tylko w dużo większej skali. Bryza czasem sięga 7-go pietra. Czasem trudno oddychać. Długi na 185 metrów kadłub ze stali ledwo się kołysze, za to na wszystkie strony. Błędnik gubi się nieco w tych wygibasach. Tylko kelnerzy potrafią sunąć po pokładzie bez podpierania.



13:30. Tallin. Tutaj tankuję motocykl. Na śniadanie podwójne hot-dogi ze stacji benzynowej. Tallin wypluwa mnie na drogę Via Baltica, do Rygi. Kaczor znużony, bo co jakiś czas dostaję w potylicę kaskiem. No to co jakiś czas zatrzymuję się w różnych celach, pod różnymi pretekstami. Gdyby nie pasjonująca walka z bocznym wiatrem, też pewnie bym przysnął. Mimo to, jest zupełnie ciepło. Jakby ktoś włączył kaloryfer.
Na obrzeżach Rygi w wolnostojącym domku wśród bloków starego osiedla, dostaję pokój. Rodzina azjatów wynajmuje pokoje w Rydze obcokrajowcom z Polski. Obrotni ludzie. Głód wypędza na poszukiwania. Jest już blisko do pizzerii ale wcześniej drogę zastępuje nam sklep spożywczy. Ze sklepu wychodzimy z dwoma siatami wszystkiego, oprócz czegoś konkretnego do zjedzenia.
W pokoju z pomocą przychodzi Internet i pizza online. Nie jest to szczyt kulinarnego wysublimowania ale przynajmniej nie będzie burczało w brzuchu.


-----------------------------------------


14.09.2018
15-ty dzień. Ryga – Augustów.




Tu nie mam nic do dodania. Długa prosta z kilkoma przerwami. Ostatnim rzutem na taśmę, chcę znaleźć w kraju „łowisko specjalne” czy prywatne jezioro, żeby z rana jeszcze pofolgować zapędom wędkarskim. Pomysł spalił na panewce z „powodów formalnych”. Na Booking.com znajduje nocleg w Augustowie. Koniec dnia.

----------------------------------


Krótkie podsumowanie.

W pewnych kwestiach w ocenie mogę nie być miarodajny, bo za wiele nie pojeździłem po Finlandii. To taka pułapka. Zakładasz, że pojedziesz taaaam daleko na północ, a widoki i miejsca zatrzymują Cię jak kotwica. Patrzysz na kalendarz i orientujesz się, że trzeba zawrócić. To główny powód, przez który unikam dwutygodniowych, krótkich wyjazdów, autostrad i patrzenia na tenże kalendarz. Tym razem tak się zdarzyło, bo priorytetu nabrało wędkowanie jako sposób na pełne brzuchy.



Jak już pisałem, Finlandia to raj dla wędkarzy. Za przystępną cenę za pozwolenie, można tu nasycić się przygodami, jakich nie uświadczy się w naszej krainie. Bez karty wędkarskiej, bez rejonizacji, związków wędkarskich i całej tej biurokracji. Pozwolenie kupuje się choćby w sieci R kiosków. Jedna wędka za 30 zł ze sklepu sportowego, druga za 40 E razem z kołowrotkiem kupiona w Tallinie. Obie sprawdziły się tak samo dobrze. Żadnego wyrafinowania. Rzucasz do skutku. Gdyby tak poznać łowisko, zasadzić się, to myślę że te wielkie okazy są w zasięgu każdego.
Oprócz latających potworków z lasu, które włażą pod włosy i siadają na człowieku chmarami (mają wygląd mucho-pająka) we wrześniu nie ma plagi komarów. To znaczy komary są ale to sporadyczne spotkania były. Za to nad jeziorami jest wtedy wysyp nieszkodliwych jętek.
Wspomniane mucho-pająki to strzyżaki (Lipoptena spp). Mają kończyny z haczykami, chitynowy pancerz i jak już na tobie przywrze, to odrzuca skrzydła, żeby nie przeszkadzały przy wchodzeniu do nosa, ucha albo oka. Żeby strzyżaka takiego unicestwić, zwykły klaps nie wystarczy. Trzeba mocno ściskać aż do pęknięcia. Podobno przywędrowały tu (i do Polski) ze wschodu.
Kraj jest droższy od naszego, więc warto zabrać ze sobą zapas jedzenia - jeśli jesteś oszczędny. Do woli nałowisz ryb, nazbierasz jagód i grzybów - jeśli lubisz.
Hotele są drogie, więc namiot wydaje się bardzo odpowiedni. Przespałem w nim osiem nocy, z czego trzy bez potrzeby płacenia. Kempingi to wydatek 10 do 20E (29E w Helsinkach) za dwie osoby i motocykl. Wydaje się dużo, jednak w cenie jest prysznic, dostęp do kuchni, grill z drewnem, często łódź wiosłowa i … we wrześniu masz pewność, że będziesz sam nad jeziorem. Wakacje w Finlandii to czerwiec i lipiec, a wysoki sezon zdaje się trwa do połowy sierpnia. Trzeba jednak pamiętać, że we wrześniu kiedy w Polsce upały, tu temperatury oscylują od 0 st. w nocy do 16 st. w dzień. Podobno stabilna pogoda i słoneczne dni to wyjątek od reguły.



Chciałem korzystać z darmowych miejsc do biwakowania czy specjalnych do rozpalenia ogniska. Dla zmotoryzowanych, miejsca te są niedostępne lub na dostępne nie trafiłem. Zawsze zatrzymywał mnie zamknięty szlaban, prywatna posesja lub… koniec drogi. Tak więc nuotiopaikka (miejsce na ognisko), laavu (wiata), kota (chata), autiotupa (szałas?) zostały poza moim zasięgiem.
W Finlandii zadziwił mnie brak bezpańskich psów, a te pańskie są tam chyba rzadkością i to w miastach. Zadziwiło mnie też, że posesje, domy i domki, nie mają ogrodzeń, płotów, murów.
O Finach nie mam pełnego zadania, bo poznałem tylko gościnnego Pekkę i jego przyjaciółkę.
Benzyna oscyluje w granicach 1,539E do 1,629E za litr. Stacje samoobsługowe są tańsze. Może się wydawać drogo ale biorąc pod uwagę, że wszyscy kierowcy jeżdżą tu zgodnie z przepisami, to jeśli będziesz chciał robić to samo, nie za często przekroczysz 100km/h. Takie prędkości na pewno zadziwią Cię przy następnym tankowaniu. KaTeeM średnio w samej Finlandii spalał około 6,5/100km. Drogi, choć nie powodują produkcji adrenaliny są nienagannej jakości. Jest płasko, lesiście i jeziorowo. Właściwie nie wiem czego jest więcej. Jeśli zjedziesz z asfaltu, nie spodziewaj się ekstremalnych przygód. Nie potrzeba żadnych specjalnych umiejętności jeżdżąc w lesie. Drogi nieutwardzone są jak utwardzone i myślę, że ciężkim cruiserem z powodzeniem można jechać dokąd się chce. Piszę o tych szutrówkach, przy których stoją znaki z … ograniczeniem prędkości :)

Prom. Tam przepłynąłem Zatokę Fińską na pokładzie StenaLine za 55E. Na powrotną drogę wybrałem VikingLine za 77E. Można taniej ale trzeba płynąć wieczorem albo poszukać lepiej ode mnie. Czas rejsu 3,5h. Można szybciej.
Z lenistwa nie wyjąłem aparatu ani razu. Prawie wszystkie zdjęcia pochodzą od Kaczora, który z satysfakcją archiwizował telefonem co się spodobało.
Widzianych łosi zero. Niedźwiedzi tyle samo.
Wyjazd trwał 15 dni.
Siekiera nie przydała się :)
Przejechałem niecałe 4000 km w tym 180km promami. To jedna z najkrótszych moich podróży, jeśli nie najkrótsza. I czasowo i dystansowo.
Dla tych co lubią cyfry:
Noclegi to około 130E na osobę.
Paliwo 340E
Promy 132E
To główne wydatki.
Kłopoty: Przepalona żarówka tylnej lampy, drgania kierownicy przy większych prędkościach (przednia piasta do wymiany prawdopodobnie) zawieszony GPS (wgrałem złą mapę z Openstreetmaps) Czyli praktycznie żadnych kłopotów. Przy tej okazji, pod koniec podróży, motocykl doczłapał się do 140 tyś km.



Wypada wspomnieć o moim gościu z tyłu motocykla.
Kaczor.
Zimno znosi z godnością i spokojem. Tylko niekontrolowany dygot zdradza początki hipotermii. Nie narzeka, nie za dużo mówi, nie za dużo je. Świetnie nadaje się do rozpoznawania terenu. Maniakalnie polubił wędkarstwo ze specjalizacją - spinning.
Ma swoje wady. Dzień kończy tylko pod warunkiem, że wszystko ma poukładane wokół. Zabrał ze sobą spinacze do suszenia bielizny! Co chwila pierze, myje się, układa coś i poprawia. Wszędzie chodzi w swoich skrzypiących butach motocyklowych. Strach wysłać Kaczora po bułkę bo wyniesie ze sklepu ile udźwignie. Zapomina o odpowietrzeniu zawieszenia w motocyklu po skończonej jeździe. Zawsze udaje, że nie jest zmęczony.
Podsumowując, Kaczor to twarda sztuka i dobry kompan w podróży, choć nie wygląda. Wszak to kobieta :)
P.S.
Za jakiś czas, kiedy będę w swojej najdłuższej mam nadzieje podróży, Finlandii nie ominę na pewno.

KONIEC
"Koniec końców kocha się żądzę, a nie to, czego się pożąda". F. Nietzsche
https://www.facebook.com/CFact1/